W tym roku nakładem wydawnictwa Scream Comics ukazały się dwa tomy z serii „Predator: Łowcy”. Czy fani kultowego kosmicznego myśliwego powinni zainteresować się tymi pozycjami? Zapraszamy do lektury naszej recenzji.
Franczyzy filmowe generalnie nie mają łatwo, jeżeli chodzi o rozbudowywanie ich uniwersum w innych mediach. Wiadomo – znaczna część osób, które sięgną po te pozycje, to w istocie fani filmu, którzy szukają większej dawki tego, co już widzieli na dużym ekranie. Stąd pojawiające się w komiksie czy książce postacie, wyrosłe z pozycji filmowych, mają męczącą tendencję do krążenia w kółko wokół utartego kinowego status quo i co rusz eksponowania najistotniejszych, powszechnie znanych z filmu elementów fabuły. Scenarzysta, który decyduje się na pracę z takim materiałem, z założenia podejmuje decyzję, czy chce podążać z góry znanymi i utartymi ścieżkami rozpoznawalnych motywów, czy też próbować zaprowadzić markę w rejon nowych pomysłów kosztem utraty części zatwardziałych fanów filmu. Fakt – czasami scenarzysta nie ma nawet takiego wyboru, ponieważ kierunek wskazuje mu wydawnictwo, a on ogranicza się do rzemieślniczego skonstruowania i snucia historii, która przede wszystkim ma skapitalizować markę niezależnie od własnej jakości. Jak na tym tle prezentują się dwie miniserie „Predator: Łowcy”, wydane na polskim rynku przez Scream Comics?
Zdanie wstępnego wyjaśnienia – jakkolwiek w treści poniżej będę się odnosił do prezentowanych komiksów jako do kolejnych tomów serii, sugerując się ciągłością fabularną, osobą scenarzysty i konstrukcją polskiego wydania, to należy zauważyć, że oryginalnie oba tomy to w istocie dwie miniserie, pierwotnie planowane przez wydawcę wyłącznie na odpowiednio pięć i cztery zeszyty.
Scenarzysta Chris Warner jest niewątpliwie wielkim fanem postaci Predatora i daje się to zauważyć nawet bez lektury jego przedmowy do komiksu. Uwagę kieruje na szczegóły związane z aspektami pozaziemskimi kosmicznej rasy łowców – którzy powracają w roli antagonistów serii – a my klasycznie śledzimy wydarzenia z perspektywy „ludzkich” bohaterów, z którymi łatwo się nam utożsamić. Fabuła zostaje osadzona okrakiem na wcześniejszych pozycjach wydawanych na przestrzeni ostatnich paru lat przez wydawnictwo Dark Horse Comics – scenarzysta zbiera zespół ocalałych z dotychczasowych spotkań z honorowymi najeźdźcami m.in. Enocha Nakai z serii „Predator: Big Game” oraz Mandy Graves wprost z kart „Predator: Bad Blood”. Każdy z protagonistów zostaje wyposażony w minimalistyczny zespół cech charakteru i pod wodzą milionerki, kontynuującej od kilku pokoleń osobistą wojnę z kosmicznymi najeźdźcami, wyruszają na misję zbadania miejsca występowania śladów bytności Predatora. Pod przykrywką ekspedycji naukowej nasi bohaterowie znajdą się na przypominającej raj prywatnej wysepce – Amelia Island – w bezpośrednim sąsiedztwie potencjalnego miejsca występowania Predatora – Kehuah Island. Oczywiście, okaże się, że niektórzy członkowie zespołu byli nieszczególnie szczerzy w pewnych istotnych dla wykonania misji kwestiach, inni okażą się zaś nieszczególnie bohaterscy wobec grożących im niebezpieczeństw. Fabuła, jak widać, prezentuje się dość przewidywalnie, natomiast nie oszukujmy się – większość osób sięgających po tę pozycję poczuję się komfortowo w ramionach znajomej i nostalgicznej scenerii. Drugi tom rzuci nasz zespół (a przynajmniej tych, którzy mieli szczęście przetrwać) do dusznego Afganistanu, w którym najprawdopodobniej zabłąkany Predator postanowił urządzić sobie jaskiniowe polowania na lokalnych dżihadystów.
Pora na najważniejsze pytanie – jak to wszystko działa w praktyce? Muszę przyznać, że tom pierwszy był dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Teoretycznie dostajemy masę wątków, postaci i motywów, które już doskonale znamy, mimo to historia sili się na kombinowanie ze standardowym punktem wyjścia tego typu opowieści. Zdarzył się w tym tomie fragment na tyle przyjemnie niespodziewany, że wywołał uśmiech satysfakcji na mojej twarzy. Fakt, nie mamy tu zbytnio czasu na kompetentny rozwoju postaci, genezy poszczególnych bohaterów są syntetyczne do maksimum, a bazowanie na poprzednich historiach wydawnictwa może wywołać w nowych czytelnikach wrażenie, jakby oglądali film od środka. Mimo to lektura jest przyjemna i sprawia czytelniczą satysfakcję. Bardziej sceptycznie odebrałem tom drugi, który od samego początku zaskakuje dużym politycznym zaangażowaniem, wprowadza wątek sił rządowych zainteresowanych przede wszystkim technologią obcych (tego nie widzieliśmy już miliardy razy, prawda?). Dodatkowo plan scenarzysty wydaje się być mniej przemyślany niż w poprzedniej historii. Przykładowo – kilkakrotnie różne postacie przekazują dokładnie tę samą informację czytelnikowi, jakby autor chciał się upewnić, że wiemy dlaczego określony mechanizm działa nieco inaczej niż w swojej standardowej, filmowej wersji. Nie ma to zbyt wiele sensu, bo pomimo deklaracji bohaterów warunki są dokładnie takie jak w standardowej, filmowej wersji... Dodatkowo, o ile zakończenie pierwszej historii jest na swój sposób ciekawe, to zakończenie drugiej stara się bardzo mocno być skrajnie patetycznym i w zestawieniu ze sztywnymi dialogami wpada w pewnego rodzaju groteskę. Z perspektywy wprowadzenia scenarzysty, można – według mnie – zdiagnozować problem tej serii z konkluzją, iż tom pierwszy jest wynikiem przemyśleń i pracy autora na przestrzeni kilku lat, podczas gdy tom drugi jest klasycznym sequelem stworzonym na fali sukcesu tomu pierwszego. Może zabrakło odrobinę czasu, a może pomysł nie był do końca trafiony, w efekcie druga z historii działa nieco słabiej. Nawet tytułowy antagonista w drugiej z historii snuje się gdzieś w tle i większość czasu zastanawiamy się, kiedy wreszcie dojdzie do konfrontacji. Zapowiadany póki co ciąg dalszy niewątpliwie sprawdzę, licząc na powrót formy Warnera z tomu pierwszego, bo najwyraźniej jak chce, to potrafi. Bądźmy dobrej myśli.
Oprawa graficzna obu tomów jest skrajnie dystynktywna. Tom pierwszy to prace Francesco Ruiza Velasco – bardzo plastyczne, pełne poszarpanych linii, idealnie oddające dynamizm scen akcji, wykorzystujące zdjęcia w tłach plenerów. Z kolei tom drugi to rysunki Agustina Padilli, bardziej statyczne, brudne, pełne szczegółów, mniej czytelne w oddawaniu ekspresji postaci. Absolutnie subiektywnie (a jakże) dla mnie Velasco trafił tu w sedno i stworzył tę oprawę wizualną, z którą chciałbym kojarzyć kolejne miniserie. Nie zrozumcie mnie źle, każdy ze sposobów ilustrowania opowieści ma swoje zalety, natomiast przejście pomiędzy kadrami tomu pierwszego i drugiego przypominało mi przejście w ramach serii „The Walking Dead” z prac Tony'ego Moore'a na prace Charliego Adlarda. Dziś uwielbiam Adlarda, ale wtedy czułem się odrobinę oszukany – najzwyczajniej w świecie przyzwyczaiłem się do sposobu przedstawiania bohaterów zaprezentowanego przez pierwotnego rysownika. Tak też zadziałało to dla mnie w tej serii, co nie oznacza, że nie znajdą się osoby, dla których rysunki w tomie drugim okażą się objawieniem i odzwierciedleniem ich wyobrażeń. Sprawdźcie i oceńcie sami.
Wydanie polskie od Scream Comics to kredowy papier w twardej oprawie i standardowym formacie, z okładkami niepozostawiającymi wątpliwości co do tego, co trzymacie w rękach – 2/3 powierzchni każdej z nich zajmuje klasyczne logo serii „Predator”. Poza samą historią i przemową autora znajdziecie tu kilka okładek alternatywnych wydań zeszytowych, większość absolutnie uniwersalnych tematycznie, podobnie jak okładki samych wydań zbiorczych.
Podsumowanie
Na etapie dwóch tomów seria „Predator: Łowcy” to patchwork ciekawego wyjściowego, solidnie wykonanego pomysłu i generycznego sequela w całkiem niezłej lub po prostu poprawnej oprawie graficznej. Mógłbym ponarzekać na nieistniejący rozwój postaci, ale nie oszukujmy się, jeżeli sięgniesz po tę pozycję jako fan postaci ikonicznego, honorowego, kosmicznego łowcy – to dostaniesz go w różnych odcieniach. Jeżeli podejdziesz do tych historii z innym nastawieniem, prawdopodobnie znajdziesz kolejną próbę kapitalizowania marki w mniej lub bardziej udany sposób. Jak dla mnie – na plus w szczególności oprawa graficzna tomu pierwszego. Z racji zbiorczej punktowej oceny miejcie na względzie, że jest ona niełatwą wypadkową pomiędzy lepszym tomem pierwszym i nieco słabszym drugim.
Oceny końcowe
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Specyfikacja
Scenariusz |
Chris Warner |
Rysunki |
Francisco Ruiz Velasco, Agustin Padilla i Gabriel Hardman |
Oprawa |
twarda |
Liczba stron |
120 i 96 |
Druk |
kolor |
Format |
170x260 mm |
Wydawnictwo oryginału |
Dark Horse Comics |
Data premiery |
styczeń i lipiec 2019 roku |
Dziękujemy wydawnictwu Scream za udostępnienie egzemplarza komiksu.
źródło: zdj. Dark Horse Comics / Scream