RAPP: Zaginione dzienniki Tesli - recenzja komiksu

RAPP: Zaginione dzienniki Tesli to komiks z zamkniętą historią. Jego autorem jest Jeff Smith, którego polscy czytelnicy mogą znać ze świetnego Gnata. Zapraszamy do lektury recenzji.

RAPP (pseudonim, prawdziwe imię to Robert) może podróżować do równoległych światów. Wykorzystuje to w swojej "pracy" złodzieja obrazów sztuki. Jednak nie zawsze się tym zajmował, był inżynierem wojskowym pracującym nad przełomowym osiągnięciem. Teraz musi zmierzyć się z konsekwencjami swoich dawnych wyborów i ścigającą go tajemniczą postacią.

Jeff Smith stworzył zupełnie inną pozycję niż jego osławiony Gnat. Gnat to fantasy zarówno dla młodszego, jak i starszego czytelnika, humorystyczne i z ekscytującą przygodą. RAPP: Zaginione dzienniki Tesli to SF dla dorosłych, w którym pojawia się nagość, a opowieść dotyczy postaci Tesli, podróży między wymiarami i rządowych organizacji. Niestety, różnica jest także w jakości obu komiksów. Gnat nie bez powodu stał się klasykiem i zebrał mnóstwo nagród, natomiast RAPP: Zaginione dzienniki Tesli to średniak. Wymienione wcześniej elementy, w tym wykorzystanie biografii Tesli, powinny być gwarantem dobrej historii. A jednak pewne rzeczy Jeffowi Smithowi nie wyszły.

Na pewno trafionym pomysłem było przemycenie do komiksu informacji o Tesli, którego życie jest świetnym materiałem na osobny tytuł. Oparte na nim teorie spiskowe co prawda nie są przekonujące, jakby trochę brakowało im polotu i większej oryginalności, niemniej pasują do pokręconego, paranoicznego klimatu - a nawet go tworzą. Ten klimat jest również udany, bo dzięki niemu ma się wrażenie, że wydarzenia równie dobrze mogłyby być projekcją chorego umysłu bohatera, zwłaszcza że ten często traci przytomność i właśnie w takich chwilach poznajemy jego przeszłość. Opowieść jest więc przefiltrowana przez bardzo subiektywną perspektywę Roberta. Dlaczego mamy mu we wszystko wierzyć? Ta droga nie zostaje w żaden sposób podjęta, ale mogło być inaczej. Czy wtedy byłoby lepiej? Trudno powiedzieć.

rapp-t1-plansza-01-min.png

Fabuła jest chaotyczna, niezbyt przemyślana i monotonna. Chaotyczna, bo to mieszanie obecnych wydarzeń z przeszłymi i historią Tesli nie znajduje konkretnych uzasadnień. Nie mogę dać tu tradycyjnej formułki, że we właściwym czasie odkrywamy kolejne sekrety... Bo gdzieś w tym wszystkim naprawdę można się pogubić, bo nie wszystko zostaje należycie wyjaśnione, choć przecież można było pomyśleć, że dowiemy się o czymś więcej, tylko na kolejnych stronach... Dla mnie świadczy to także o nieprzemyśleniu scenariusza - nie widać w nim organizacji, poukładania elementów.

I w tym momencie wchodzi wyjaśnienie trzeciej cechy: monotonności. Za dużo tu ścigania Roberta, z którego bardzo niewiele wynika. Za dużo starć na pięści, z których też niewiele wynika, ponieważ żadna ze stron nie zdobywa przewagi. Zastanawiałem się, ile jeszcze razy skutek konfrontacji będzie taki sam. Jednocześnie zdobywamy coraz więcej informacji o Tesli i oglądamy okoliczności pracowania nad nowym osiągnięciem, ale to sprowadza się właściwie do dwóch wniosków. Po pierwsze - istnieje ryzyko dużego niebezpieczeństwa, co kończy się różnicą zdań. Po drugie - Robert ma romans z Mayą, w której jest nieszczęśliwie zakochany. To można było zawrzeć na mniejszej liczbie stron.

Miłosne życie bohatera ma dużą wagę, bowiem związanych z nim scen jest niemało. Tyle że one nic nie wnoszą. Trudno zrozumieć, co RAPP widzi w swoich kochankach, szczególnie w tej jednej, w której się kocha. Jednak jeśli najlepiej skonstruowana postać to Tesla, który osobiście nie występuje, to nie ma czemu się dziwić (chyba że temu, że Jeff Smith, który powołał do życia niezwykle sympatycznych bohaterów w Gnacie, w swoim albumie dla dorosłych nikogo nie przedstawia w interesujący sposób). Tajemniczy jegomość, ścigający protagonistę, szybko zaczyna nudzić, a jego poglądy nie mają wytłumaczenia. Spodziewałem się po nim jakiegoś twistu, ale do niczego takiego nie doszło. RAPP to człowiek, który nie zgodzi się na śmierć niewinnych. Trochę mało. Oczywiście dodatkowe cechy można wypatrzeć, ale to dalej beznamiętna postać - niemająca charyzmy potrzebnej do udźwignięcia historii. 

Tekstu na planszach przeważnie jest niewiele, więc komiks czyta się całkiem szybko. Niestety, na ilustracjach przeważnie nie widzimy niczego godnego uwagi. W ogóle styl Jeffa Smitha nie pasuje do mrocznego thrillera SF z nagością. Rysunki są chwilami zbyt dziwaczne, karykaturalne, postacie na nich wydają się za małe, jakby nie były dorosłymi ludźmi. Sprawdzają się jedynie obrazki mające dodać klimatu do narracji poświęconej życiu Tesli. Wtedy sylwetki postaci są inne, oglądamy jedynie ich portrety w minimalistycznej kolorystyce.

rapp-t1-plansza-02-min.png

Podsumowanie

Bardzo bym chciał, żeby RAPP: Zaginione dzienniki Tesli okazał się następnym wyśmienitym komiksem autorstwa Jeffa Smitha. Niestety, jest to album nieudany i rozczarowujący. Ilustracje mogą nawet wywoływać niesmak (postacie wyglądające najwyżej na nastolatków w połączeniu z nagością?), zaś fabuła wypada zbyt nużąco i chaotycznie, a przy tym zostawia parę niewyjaśnionych rzeczy, które w najgorszym razie można uznać za "dziury". Tylko dla największych fascynatów Teslą. 

+2
Scenariusz
+2
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
6
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność - stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

5ad4d9aeb319d.jpg-min.png

Historia została pierwotnie opublikowana w zeszytach Rasl Vol. 1 #1-15 (od lutego 2008 roku do sierpnia 2012 roku).

Zachęconych recenzją odsyłamy do wpisu RAPP: Zaginione dzienniki Tesli - prezentacja komiksu, w którym znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo.

Specyfikacja

Scenariusz

Jeff Smith

Rysunki

Jeff Smith

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

468

Tłumaczenie

Maria Jaszczurowska

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

źródło: Egmont