„Ratched” – przedpremierowa recenzja serialu. Z dala od kukułczego gniazda

W najbliższy piątek do oferty Netfliksa trafi serialowy prequel „Lotu nad kukułczym gniazdem”, skupiający się na postaci siostry Mildred Ratched, w którą tym razem wcieliła się Sarah Paulson. Za realizację „Ratched” odpowiadają Evan Romansky i Ryan Murphy, twórca „American Horror Story”. Zapraszamy do lektury naszej przedpremierowej recenzji serialu.

Na początek niemodna opinia: „Joker” minus licencja DC Comics to w gruncie rzeczy dość mierna, a z całą pewnością nadmiernie pompatyczna podróba „Taksówkarza” Martina Scorsese. Na niemożliwy do zakwestionowania globalny sukces filmu złożyło się wiele wartych do prześledzenia aspektów, lecz pierwszym i zasadniczym z nich była obietnica poznania tła jednej z najciekawszych postaci w historii popkultury (ciekawej paradoksalnie właśnie dlatego, że niewiele było o niej, całościowo, wiadomo). Trwale wpisana w pejzaż współczesnych produkcji obsesja na punkcie postaci ze słynnych dzieł kultury przybiera oczywiście przeróżne formy i nie każda z nich wiąże się z jawną eksploatacją czy odtwórstwem. Takie na przykład „Better Call Saul” od Vince’a Gilligana i Petera Goulda, mimo początkowego pesymizmu ze strony części fanów, wyrosło na serial stojący w chwili obecnej na równi, jeśli nie wyżej od pierwowzoru w prywatnych rankingach miłośników „Breaking Bad”.

Pozostawiający zupełnie inne wrażenie od wczesnych losów Saula Goodmana najnowszy, serialowy prequel „Lotu nad kukułczym gniazdem”, o którego realizację zażarty bój stoczyły trzy największe platformy streamingowe, jeszcze w zwiastunach zachęcał widzów Netfliksa do binge’u spod znaku „genezy jednej z najbardziej ikonicznych postaci świata”. Siostra Mildred Ratched z pewnością jedną z ikon kina i literatury jest, ale nic w celebrowanym dziele Miloša Formana ani tym bardziej książkowym pierwowzorze Kena Keseya nie sugerowałoby, że taki dodatkowy rys jest postaci jakkolwiek potrzebny. Będąc po seansie pierwszych ośmiu odcinków (drugi sezon zaplanowano na 10 epizodów), trudno nie dojść do wniosku, że – owszem – opowieść-geneza despotycznej pielęgniarki stanowi przejaw całkowicie nieuzasadnionej eksploatacji. A jednak nie sposób przy tym odmówić „Ratched” stworzenia własnej jakości, biegnącej w stanowczym oderwaniu od materiału źródłowego.

Akcja „Ratched” rozgrywa się około dziesięć lat przed wydarzeniami z książki Keseya, a więc końcem lat czterdziestych ubiegłego wieku. W odcinku pilotażowym Mildred Ratched trafia do niewielkiego miasteczka w północnej Kalifornii i wkrótce przyjmuje posadę (a dokładniej: wymusza zaoferowanie posady) pielęgniarki w szpitalu psychiatrycznym, specjalizującym się w niekonwencjonalnych metodach leczenia, w tym w debiutującej dopiero w światku medycyny transorbitalnej lobotomii. W kolejnych epizodach widzowie mają okazję przyjrzeć się trybom funkcjonującym w sercu niekonwencjonalnej i mocno niezrównoważonej placówki – między innymi walczącej o dominację siostrze Bucket (komiczna Judy Davis), finansującemu przedsięwzięcie lokalnemu gubernatorowi (Vincent D’Onforio, znany jako Kingpin z „Daredevila”) i uzależnionemu od psychotropów dyrektorowi (Jon Jon Briones). Za murami ośrodka czai się zaś „antybogartowski” prywatny detektyw odegrany przez Coreya Stolla z „The Strain”, a w toku kolejnych odcinków do akcji dołącza Sharon Stone, jako milionerka z osobistą wendettą.

Główna bohaterka, zagrana przez znakomitą w każdym aktorskim przedsięwzięciu Sarah Paulson, wpisuje się w taki krajobraz z nie mniej złowieszczymi intencjami, ni w ząb przy tym nieprzystającymi do postaci Keseya i Formana. Osadzenie serialu w rzeczywistości zainspirowanej powieścią i filmem z Jackiem Nicholsonem wydaje się zabiegiem tyleż wykalkulowanym (bo wiadomo, że chodzi tu wyłącznie o fabularny „clickbait”), co zwyczajnie chybionym. Skojarzenia z pierwowzorami mogą serialowi Ryana Murphy’ego wyłącznie zaszkodzić, bo kreują oczekiwania, których „Ratched” nie potrafi, a wręcz nie zamierza zaspokajać. W ramach gatunkowego miszmaszu, łączącego formy i treści zaczerpnięte z przeróżnych konwencji, „Ratched” radzi sobie bowiem zupełnie samodzielnie. Biorąc pod uwagę umyślne przestylizowanie i jaskrawo nasyconą groteskową, wręcz migreniczną aurę, produkcji niewiele w istocie brakuje do kolejnego sezonu „American Horror Story” Murphy’ego (minus elementy paranormalne).

W scenariuszach będących fundamentem dla ośmiu odcinków pierwszego sezonu próżno poszukiwać wskaźników głębi narracyjnej tożsamej z pierwowzorami – nacisk położono przede wszystkim na angażujące, pulpowe intrygi akcentowane diablo czarnym humorem i skłonnościami do wysokobudżetowej makabry. Metafor i ciekawszych podtekstów nie uświadczymy – „Ratched” ani przez moment nie przejawia zainteresowania wyjściem poza ramy czysto rozrywkowe i w ramach takiej właśnie, mocno ironicznej, momentami kampowej kompozycji, mimo kilku głupkowatych zgrzytów fabularnych, poradzono sobie w serialu naprawdę sprawnie. Trudno nie docenić przepychu realizacyjnego odznaczającego się w dynamicznych zabiegach oświetleniowych, katalogowych scenografiach, krzykliwych ruchach kamery i pomysłowych technikach montażowych oraz fotograficznych (wymieńmy chociażby pożyczone od Soderbergha schizofreniczne rozszczepienia kadru). Nie mniej efektownie wypada ścieżka dźwiękowa – poczynając od otwierającego każdy odcinek „Danse MacabreCamille’a Saint-Saënsa, przez jazzowe klasyki epoki, po ścieżkę dźwiękową Maca Quayle’a operującą wzniosłością dawnego Hollywoodu, zmieszaną z dorobkiem Cartera Burwella i Abela Korzeniowskiego.

Mając na względzie powyższe, nie można nie przypisać twórcom „Ratched” wyraźnej wizji, zaś samej realizacji – spójnej i wyrazistej formy. Serial Ryana Murphy'ego to w przeważającej części udana i elegancko nakręcona zabawa konwencją i właśnie tak powinniśmy ją oglądać. Całkowicie nietrafione pozostaje tu niemal wyłącznie to, jak rozliczono się z postacią tytułowej antybohaterki. U Miloša Formana i Kena Kenseya, Mildred Ratched funkcjonuje niczym jednoosobowa ilustracja instytucjonalnej apatii. Niezapomnianą kreację Louise Fletcher kreuje nie tylko jej lodowata fasada, ale i całkowita nieprzeniknioność postaci. W serialowej wersji siostra Ratched to z kolei wzorcowa, komiksowo makiaweliczna i przerysowana manipulantka – dopasowana do tej produkcji, lecz zupełnie mijająca sedno swojego literackiego odpowiednika.

Ocena: 4/6

zdj. Netflix