Recenzowanie kolejnej reedycji kultowego komiksu „Sandman” autorstwa Neila Gaimana nie należy do rzeczy łatwych. Wydaje się bowiem, że wszystko już o tej historii wiecie i mało tego – wielu z Was zapewne doskonale ją zna. Nie dziwi mnie jednak, że Egmont decyduje się wydać tę serię w naszym kraju już po raz trzeci, tym razem w ramach imprintu DC Black Label. Bo „Sandman” mimo upływu lat zupełnie się nie starzeje, wprost przeciwnie.
Czy możecie wyobrazić sobie lepszy moment na zapoznanie się z kultowym komiksem Neila Gaimana niż właśnie teraz, gdy Egmont systematycznie wrzuca na półki kolejne tomy (trzeci zaplanowano na początek 2022 roku), a niebawem na Netfliksie zadebiutuje serialowa wersja „Sandmana”? Tak, to zdecydowanie idealny czas, by bliżej zapoznać się z Morfeuszem, Władcą Snów, i jego niezwykłą, przepełnioną mrokiem i strachem historią. Zacznę jednak nietypowo, bo od samego wydania, które urzekło mnie już od pierwszego tomu „Preludia i nokturny”. Z „Domem lalki” jest podobnie.
„Sandman” wydawany w ramach nowego imprintu DC Black Label (który skupia w sobie m.in. dawne Vertigo) wyróżnia się ciemnymi grzbietami i twardą oprawą. W środku z kolei poza samą historią znajdziecie obszerny wstęp, posłowie, a także – co mnie zaskoczyło najbardziej – przedmowę. W „Domu lalki” (i zapewne w kolejnych tomach również) pojawiło się w formie przedmowy obfite, kilkustronicowe streszczenie pierwszego tomu „Sandmana”, autorstwa samego Neila Gaimana. Z mojej perspektywy, cudowna rzecz, która nie tylko pozwoliła przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniego tomu, ale też zestawić je z własnymi wyobrażeniami i tym, co przekazać chciał sam autor. Biorąc pod uwagę, że „Sandmana” nie czytam ciągiem i między tomami mam kilka miesięcy przerwy, streszczenie okazało się kluczowe dla zrozumienia kolejnych losów Morfeusza.

Bo przecież „Sandman” to komiks skomplikowany w wielu wymiarach. Począwszy od narracji, przez rysunki, kończąc na dumaniu nad tym, co autor miał na myśli. Delektując się „Domem lalki” (podobnie miałem też w pierwszym tomie), zastanawiałem się, czy czasem ten komiks intelektualnie mnie nie przerasta, bo z trudem rozumiałem i wyłapywałem odniesienia, jakich Gaiman na kartach swojego komiksu poukrywał mnóstwo. Jednak poznawanie tego świata i losów Władcy Snów wciąga niesamowicie, a dodatkowo „Sandman” jest jednym z niewielu komiksów, który autentycznie potrafił we mnie wzbudzić poczucie niepokoju. Szczególnie gdy czytałem go przed snem, widząc jak Morfeusz kreuje kolejne, ludzkie koszmary i zdając sobie sprawę, że sam za chwilę idę spać.
„Dom lalki” urzekł mnie już od pierwszych stron, a dokładniej od prologu, który był wstępem do samej historii. Nie tylko pod względem przypowieści, jaką było nam dane poznać razem z bohaterem, ale też atmosfery niczym z książek George’a R.R. Martina. Uwielbiam „historię w historii”, dodatkowo podsycaną legendami, wierzeniami i pięknymi, bardzo wyrazistymi rysunkami. Jak na początek lat 90., „Sandman” wygląda nadzwyczaj okazale. Wręcz mam poczucie, że kreska użyta przez rysowników (jak i kolorystyka) w żaden sposób się nie zestarzała. Jest dojrzała, dosyć charakterystyczna, ale nie odrzuca, jak wiele komiksów z tamtego okresu, pasując jednocześnie idealnie do scenariusza.
Po burzliwych losach Morfeusza z tomu pierwszego, w „Domu lalki” przynajmniej przez część historii Władca Snów ma czas odetchnąć, a uwaga czytelnika skierowana jest w stronę zwykłego człowieka. Morfeusz niedługo po spotkaniu ze swoją siostrą – Śmiercią – stara się poukładać swoje królestwo i zapanować nad chaosem, który wytworzył się podczas jego wieloletniej nieobecności (choć dla niego to była przecież tylko chwila). Z kolei główną bohaterką tomu jest Rose Walker. Jej wątek rozwija się w każdym zeszycie dość wolno, potrafi zaintrygować, ale też zaniepokoić. W jej historię wpleciona zostaje intryga Koryntczyka – koszmaru, stworzonego lata temu przez Morfeusza, który uciekł ze Śnienia i stał się brutalnym mordercą z zamiłowaniem do wydłubywania ludziom oczu.

„Sandman” kolejny raz udowadnia też, że jest komiksem przeznaczonym dla dojrzałego czytelnika. I nie chodzi mi tutaj o to, że jest to mocny dreszczowiec, ale też historia niezwykle brutalna, niekiedy nawet do przesady. Z tym że ta wszechobecna przemoc i ból, jakim poddawani są bohaterowie, mają tutaj zawsze jakieś głębsze uzasadnienie. Gaiman nie ma skrupułów w pokazywaniu ludzkiego okrucieństwa i wyciągania z człowieka najgorszych instynktów.
Coraz mocniej zaczynam też rozumieć głównego bohatera, który w „Domu lalki” ponownie pokazuje swoją bezwzględną twarz. Sen to typowy bohater wielowymiarowy, pełen odcieni szarości i trudno jednoznacznie traktować go jako kogoś pozytywnego. A mimo to jego historia po prostu wciąga, a czytelnik dopinguje go w każdej decyzji, nawet tej, gdy skazuje kogoś na sny pełne bólu i cierpień, z których delikwent nigdy się nie obudzi. Należało się? Należało. Skrupułów brak.
Podsumowanie
Nie ukrywam – cieszę się, że wciąż mam ten komfort poznawania „Sandmana” od podstaw, cierpliwie czytając kolejne tomy raz na kilka miesięcy. I nie czuję żadnej potrzeby, by sięgać po wcześniejsze wydania tylko po to, by dzieło Neila Gaimana pochłonąć szybciej. Jeśli jakimś cudem przez ostatnie kilkanaście lat nikt nie zainteresował Was losem Władcy Snów, a planujecie np. oglądać nadchodzący serial na Netfliksie, sięgnijcie też po komiks. Zawsze dobrze jest zestawić materiał źródłowy z tym, co zobaczycie na ekranie. A okazja ku temu jest świetna, bo w 2022 roku ukażą się minimum trzy kolejne tomy.
Poza tym, zwyczajnie dobrze mieć „Sandmana” na półce. „Dom lalki” jest dużo bardziej treściwy od tomu pierwszego, mimo tego, że mniej skupiony na głównym bohaterze. Spodobało mi się to, jak Gaiman zaczął wokół potęgi snu budować swoje własne uniwersum postaci mniej lub bardziej powiązanych z Morfeuszem. A wszystko to podał w iście wybuchowej mieszance odnoszącej się do legend, przepowiedni, religii i historii. Mocne połączenie, które trafia do mnie idealnie.
Oceny końcowe
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja
|
Scenariusz |
Neil Gaiman |
|
Rysunki |
Mike Dringenberg, Malcolm Jones III, Chris Bachalo, Michael Zulli, Steve Parkhouse |
|
Oprawa |
twarda |
|
Druk |
Kolor |
|
Liczba stron |
242 |
|
Tłumaczenie |
Paulina Braiter |
|
Data premiery |
13 października 2021 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / Marvel