Końcem kwietnia w polskich księgarniach zadebiutował pierwszy tom kolejnej podserii wydawanej w ramach uniwersum „Sandmana” od Neila Gaimana. „Diabelska komedia” podejmuje postać Lucyfera, Władcy Piekieł, resetując kontinuum ustalone w poświęconej czartowi serii Mike’a Careya. Jak wypada pierwszy tom przygód diabła „z czystą kartą”? Przekonajcie się w naszej recenzji.
Najpierw trochę historii. Neil Gaiman wprowadził swoją wersję Lucyfera w „Preludiach i nokturnach” – pierwszym tomie kultowego „Sandmana”, którego bez najmniejszych wątpliwości powinniście mieć za sobą, jeżeli czytacie tę recenzję (mówię poważnie, w następnym zdaniu zaczynają się spoilery). Szatan odegrał kluczową rolę w wydarzeniach serii, niejednokrotnie dając się we znaki mieszkańcom Śnienia. W ostatnich rozdziałach komiksu „Pora mgieł” Gaiman zesłał na czarta wstrząsające olśnienie: ponieważ los powiernika Piekieł sam w sobie stanowi realizację Boskiego Planu, bunt przeciwko Wszechmogącemu musi sięgnąć dalej, by nie okazał się jedynie kolejnym paradoksem. W konsekwencji Lucyfer porzucił swoją domenę, wręczył klucze Morfeuszowi i udał się na Ziemię, gdzie niedługo po tym przejął go scenarzysta Mike Carey i podarował mu prawie osiemdziesiąt solowych zeszytów.
„Diabelska komedia” nie kontynuuje tego monstrualnego spin-offu – wydarzenia komiksów Careya przesuwają się do jakże znakomitej alternatywy, zaś nowi autorzy podejmują Lucyfera krótko po tym, jak pozostawił go twórca „Amerykańskich bogów”. Zgodnie z zamysłem całej serii „Sandman Uniwersum”, Neil Gaiman czuwa nad ciągiem dalszym, choć sam nie nie przykłada ręki do przygotowania scenariusza. Efekt: tom pierwszy w nowiuteńkiej podserii to w istocie dość udana reanimacja. I to nie tylko samej postaci Lucyfera, a i tonu imprintu Vertigo – w teorii martwego, co prawda, od niedawna, ale w praktyce nieobecnego od lat. „Dość udana”, bo „Diabelska komedia” to komiks nieco zbyt nierówny, by jednoznacznie zachwycić – z jednej strony diabelnie pomysłowy, a z drugiej zbyt nabałaganiony i chaotyczny.
W pierwszym rozdziale poznajemy pewnego brodatego dziwaka, który bije pianę nad smętną miską posolonej owsianki. Ten rudy Charles Manson, scharakteryzowany na dziewięciu ciasno złożonych planszach, twierdzi, że jest... Lucyferem, Gwiazdą Zaranną, Mrocznym Władcą i Pierwszym z Potępionych. O ile faktycznie jest tym, za kogo się podaje, wygląda na to, że w antybohaterze zaszła groteskowa przemiana. Lucyfer utracił blask – jakaś nieznana siła pęta go w obcej rzeczywistości, w której nie jest ani panem wszechrzeczy, ani panem nicości. Jest ślepym starcem, który kiedyś rzekomo spadł z niebios, a teraz może co najwyżej spaść ze schodów. Co gorsza, owsianka wkrótce mu wystygnie. Gdzie indziej John Decker, policjant z Los Angeles, w rozpaczy dogląda konającej w obskurnym szpitalu żony. Guz mózgu odbiera małżonce zdolność trzeźwego myślenia – halucynacje stają się coraz dobitniejsze, zaś piekielne wizje zaczynają udzielać się też samemu Deckerowi.
Pierwszy zeszyt bazuje na dezorientacji: zaskakuje czytelnika rozproszoną treścią i wątkami kontrastującymi ze sobą na bodaj każdej płaszczyźnie narracji. W istocie, gdyby nie umieszczone na pierwszych stronach znaczniki „wcześniej” i „teraz”, które rozdzielają losy różnych wersji tych samych postaci, całość mogłaby okazać się dla czytelnika dość nieczytelna. Nie byłoby w tym wszakże jeszcze nic złego – do zadań pierwszych zeszytów nie należy odwracanie kart, a zaledwie skuteczne ich porozkładanie. Problem w tym, że w kolejnych pięciu rozdziałach „Diabelska komedia” z rzadka zajmuje się ujawnianiem tajemnic, a najczęściej zwielokrotnia zagubienie, gmatwa porządek wydarzeń i ciacha wątki niczym rozbiegany film akcji. Co gorsza, do samego końca żaden z nich nie otrzymuje należycie obszernej uwagi, bo aspiracje „Diabelskiej komedii” spełzają w obliczu zbyt małej ilości zeszytów. W świecie „Sandmana” nierzadko trudno się połapać, ale u Gaimana jest to wynikiem umyślnie sennych kompozycji. U Dana Wattersa ma się zaś wrażenie, że powodem jest nie wizja artystyczna, a gorączkowe próby zapanowania nad uciekającymi stronami.
A jednak, choć całość nie gra może i tak sprawnie, jak by się tego chciało, pierwszy „Lucyfer” potrafi i zafascynować, i wkręcić w narracyjny wir, któremu dzięki znakomitym rysownikom (Max i Sebastian Fiumara) wtórują zastępy dantejskich koszmarów rodem z najlepszych fragmentów „Sandmana”. Wątek Johna Deckera skojarzył mi się trochę z „Memento” Chrisa Nolana – choć rozwija się we właściwym kierunku, charakteryzuje go bliźniacza nieufność względem tego, co w istocie widzi i pamięta protagonista. „Diabelska komedia” nie raz przypomina czytelnikom, co uniwersum „Sandmana” i dorobek Neila Gaimana w ogóle robią najlepiej: łączą wydumane plany egzystencji i motywy paraboliczne, mityczne i baśniowe z domeną ludzką, porażająco szarą, smętną i niemagiczną. W jednym momencie rozważania opitego whisky Deckera przerywa demon szkarłatny i pękaty jak śródziemnomorska gąbka. W innym, Szatan chwyta fakturę samej rzeczywistości i otwiera portal do rozpadlin Tartaru, jakby odrywał niemodne linoleum. Nie brakuje też erudycyjnych popisów autorów, którzy w zgodzie ze światem Morfeusza wpisują w opowieść motywy zapożyczone z dzieł Williama Shakespeare'a. Co więcej, niemałą rolę w treści pełni nie kto inny, a William Blake, XVIII-wieczny malarz i poeta, którego Watters i Gaiman czynią prorokiem nowego porządku Nieba i Piekła, a zarazem twórcą zdolnym wyjrzeć poza całun konwencjonalnej rzeczywistości.
Istotnym jest więc, by zaznaczyć, że choć od strony kompozycyjnej i przejrzystości „Diabelska komedia” pozostawia wiele do życzenia, komiks zjawiskowo kontynuuje ton i atmosferę uniwersum „Sandmana”. W konsekwencji, dla fanów serii Gaimana, „Diabelska komedia” będzie obiecującym powrotem do znajomego świata, wzbogaconego o nową, nieco może tylko spanikowaną krew. Fani Mike'a Careya otrzymali zaś okazję poznania nowego Lucyfera, pozostawiającego kultowy spin-off całkowicie nienaruszony.
Oceny końcowe:
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Zachęconych recenzją odsyłamy do wpisu „Sandman Uniwersum: Lucyfer” tom 1: „Diabelska komedia” – prezentacja komiksu, w którym znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo.
Specyfikacja
Scenariusz |
Dan Watters |
Rysunki |
Max Fiumara, Sebastian Fiumara |
Oprawa |
twarda |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
160 |
Tłumaczenie |
Paulina Braiter |
Data premiery |
20 maja 2020 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / DC Comics