„Sonic 2: Szybki jak błyskawica” – recenzja filmu. Więcej, mocniej, SZYBCIEJ

Od piątku na ekranach polskich kin możecie oglądać film „Sonic 2: Szybki jak błyskawica”. Jak wypada kolejne starcie popularnego bohatera znanego z gier wideo z jego najgroźniejszym przeciwnikiem, doktorem Robotnikiem? Zapraszamy do lektury naszej recenzji.

Kiedy niebieski antropomorficzny jeż po raz pierwszy wparował na ekrany kin, twórcom filmowych odpowiedników „Tomb Raiderów”, „Hitmanów” czy innych „Street Fighterów” musiało zakręcić się w głowie od bijących rekordy popularności cyferek. „Sonic” nie tylko zostawił ówczesną gamingowo-aktorską konkurencję daleko w tyle, ale zdołał również wypracować złotą formułę, która po dwóch latach rynkowej dominacji „jedynki” robi miejsce na szczycie dla części drugiej. Sequel „Szybkiego jak błyskawica” stwora rodem z japońskiej Segi jest bowiem wiernym kontynuatorem przepisu na sukces swego poprzednika. Twórcy wzięli sobie do serca zasadę, że trzeba „więcej, mocniej i szybciej”, ale jakkolwiek usprawniony nie zostałby drugi „Sonic”, jego scenariusz cierpi od tych samych problemów, co film z 2020 roku. Nowa odsłona przygód animowanego demona prędkości to wciąż przyjemne niedzielne kino familijne. Wyzwaniem dla dobrej zabawy całej rodziny może być jednak fakt, że filmowcy nadal traktują intelekt rodziców na równi z ich pociechami.

Do protagonisty powracamy kiedy ten zawzięcie rozprawia się z przestępczością gorszącą ulice Seattle. Sonic na dobre zadomowił się już wśród swych ziemskich towarzyszy; lista przyjaciół powiększyła się o kilku mieszkańców majestatycznie położonego miasteczka Green Hills, choć kolorowemu herosowi wciąż czegoś brakuje – rozrywki. Superbohaterska natura najszybszego jeża we wszechświecie każe mu określić się Strażnikiem kosmosu i trzymać bandziorów z dala od społecznego dobrostanu. Godnym wyzwaniem okaże się dla niego powrót – tym razem nieco bardziej obłąkanego – Doktora Robotnika (Jim Carrey). Antagonista zwany Dr Eggmanem nie jest bynajmniej jedynym bohaterem z kultowego uniwersum gier Sonica, który zagościł w kontynuacji hitu sprzed dwóch lat. Do bezwłosego egomaniaka dołączają teraz czerwona kolczatka Knuckles, która włada głosem Idrisa Elby oraz pocieszny dwuogoniasty lis Tails o żółtym zabarwieniu (znana z serii gier Coleem O’Shaughnessey).

sonic 2 szybki jak blyskawica recenzja filmu-min.jpg

Przy całym uroku Sonica ujętego w ramach PG-13-Teda, sympatyczny jeż bardziej atrakcyjny pozostaje dla widzów młodszych. Futrzasty swojak znajdzie drogę do ich serc pomimo braku zrozumienia odniesień do „Magic Mike’a”, „Ryzykownego interesu” czy „Facetów w czerni”; zwiewna błękitna sierść i sterczący nosek mogą jednak nie wystarczyć widzowi dojrzałemu. Podczas gdy potencjał komiczny filmu jest w stanie ponownie spełnić oczekiwania, konstrukcyjny aspekt scenariusza sprawia niekiedy wrażenie powstania wyłącznie z myślą o przedszkolakach. W „drugim” Sonicu roi się od głupotek i logicznych nieścisłości, a spora część z leniwych rozwiązań fabularnych mierzi w jeszcze większym stopniu, niż miało to miejsce ostatnim razem. Namnożenie postaci umożliwiło twórcom rozmieszczenie różnych akcentów opowieści na wielu bohaterów, ale nie uchroniło obrazu od bardzo tendencyjnego tonu i braku świeżości. Wyreżyserowany przez Jeffa Folwera sequel – tak samo zresztą, jak jego poprzednik – jest w najlepszym wypadku zgrabnym zbiornikiem zrecyklingowanych pomysłów, które sprawdziły się w tych czy innych blockbusterach.

Fowlerowi trzeba natomiast oddać talent do aranżowania scen akcji. Pomimo powielania schematów twórcy obu filmowych Soniców kilkukrotnie udaje się zręcznie połączyć popularną muzykę z wizualnymi fajerwerkami, które stanowią o komercyjnej sile produkcji z niebieskim jeżem. Druga odsłona „Szybkiego jak błyskawica” może i nie posiada tak żwawego tempa jak „jedynka” (film traci impet szczególnie podczas sekwencji syberyjskiej), ale narracja jest na tyle energiczna, by czas między poszczególnymi realizatorskimi popisówkami płynął niezauważalnie. Dobrze sprawdzają się tutaj elementy zapożyczone niemalże wprost z kina marvelowskiego. Każda z postaci odznacza się uzasadnionym charakterologicznie wyjątkowym sposobem walki, co znajduje odzwierciedlenie, chociażby w urzekającej scenie godnej pierwszych „Avengersów”. Podobnie jak w familijnym kinie superbohaterskim wykalkulowany na zachwyty slapstick pozwala zachować „Sonicowi” przychylność młodszej części widowni, a tym samym trwale scementować żarty z kopniakami. Droga na wyżyny filmu rozrywkowego pozostaje długa i wyboista, ale część z kluczowych przystanków Sonic ma już za sobą.

Ocena filmu „Sonic 2: Szybki jak błyskawica”: 3/6

zdj. Paramount Pictures