Mimo że film „Truposze nie umierają” dokonał już swego krótkotrwałego żywota w polskich kinach, dzięki uprzejmości amerykańskiego wydawnictwa Back Lot Music mamy dziś dla Was recenzję soundtracku z tegoż arthousowego eksperymentu utrzymanego w konwencji zombie-horroru z Adamem Driverem i Billem Murrayem, w reżyserii i według scenariusza Jima Jarmuscha. Zapraszamy do lektury.
SQÜRL „The Dead Don't Die”
(Back Lot Music, 2019)
Recenzja muzyki zawartej na płycie:
Określając we wstępie „Truposze nie umierają” jako eksperyment, zauważam, że wciąż usiłuję ostatni film Jarmuscha usprawiedliwiać – mimo że od seansu minęło już parę miesięcy. Ostatecznie bowiem, muszę przyznać, że wciąż nie wiem, co dokładnie autor „Patersona” chciał osiągnąć w swojej, komediowej interpretacji kina zombie. Z jednej strony film z nieodmiennie rewelacyjnym Adamem Driverem w roli głównej mówi bardzo otwarcie, co poddaje krytyce, a swój satyryczny komentarz wygłasza z subtelnością piły spalinowej. Z drugiej – do dziś zastanawia mnie, jak dalece sięga satyra uprawiana przez reżysera. Co jeśli za pomocą swojej pozornej powierzchowności film sięga głębiej i parodiuje nie tylko podgatunek, ale i całą niepisaną konwencję filmowych moralitetów? Wszak postać Drivera na samym początku opowieści stwierdza, że zakończenie będzie kiepskie. I w istocie, ostatnie sceny rażą brakiem konsekwentności, a zamykający, łopatologiczny monolog pozostawia największych miłośników Jarmuscha przecierających oczy ze zdumienia. Problem „Truposzów” polega jednak na tym, że nie wybrzmiewa z niego należycie wyraziście ani satyra quasi-społeczna, quasi-polityczna, ani dobry film, ani nawet dobry anty-film. Na przekór, być może, zamysłom narracji, jedyne pytania pozostające po seansie dotyczyć mogą tego „jak głęboko samoświadomy ten film w ogóle jest”. Zadajemy je natomiast wyłącznie dlatego, że Jarmush, parafrazując klasyka, wielkim reżyserem jest.
Jim Jarmusch i Cartel Logan założyli zespół SQÜRL w 2009 roku, przy okazji komponowania ścieżki do „The Limits of Control” – obrazu będącego najlepszym przykładem talentu reżysera do układania nieoczywistych, choć przy tym balansujących na granicy pretensjonalności filmowych medytacji, tym razem umieszczonych w konwencji kina gangsterskiego. Jak obaj artyści sami o sobie mówią: lubią zniekształcone dźwięki gitary, duże perkusje, smutne piosenki country i rozlazły stoner rock. W „The Dead Don't Die” słychać owe upodobania bardzo wyraźnie, z wyjątkiem może muzyki country. Istotnym będzie zapewne zauważenie, że z uwagi na to, iż płytka zawiera wyłącznie score z filmu, tytułowa piosenka Sturgilla Simpsona, napisana i nagrana przez legendę country specjalnie na potrzeby obrazu, nie znalazła się na płytce. Zamiast tego otrzymujemy siedem kawałków instrumentalnych autorstwa SQÜRL z partiami dialogowymi z filmu wkomponowanymi pomiędzy każdy z nich. Album zaczyna się bardzo nastrojowo, odpowiednio ustalając grozę i podkreślając przynależność gatunkową w stylu zrewitalizowanego retro. Otwierający „The Dead Just Don't Wanna Die Today” wprowadza wyrazisty i suspensywny temat na gitarze elektrycznej, przez blisko pięć minut nieustannie narastający i kolejno wzruszany „zakłóceniami” syntezatora i basem. „Replacement Sky” to z kolei eksploracja elektronicznych soundtracków z filmów lat osiemdziesiątych, nieodległa wcale w brzmieniu od „wypełniających” kawałków z partytur Kyle'a Dixona i Michaela Steina. W połowie, do elektronicznego tła dołącza Jarmusch, raz jeszcze wygrywający niepokojące nuty na gitarze elektrycznej, tym razem jednak wydłużone przez melancholijne i senne echo. Sinusoidalny background powraca w bardzo ciekawym „This is All Gonna End Badly”, ewoluując i stanowiąc audialny kręgosłup dla chłodnych i pulsujących dźwięków syntezatora raz przywodzącego na myśl zwolnione hymny z filmów Carpentera, a raz opowiadającego na podobieństwo ambientowych krajobrazów ostatnich kompozycji Angela Badalamentiego. Czterominutowy utwór jest z pewnością najciekawszym fragmentem albumu – mamy tu do czynienia z hipnotyzującą, elegijną momentami, niepowstrzymaną muzyczną energią. Szkoda, że tak krótko. Szkoda, że z nastroju wybija nieco nachalna partia dialogowa następująca natychmiastowo po umilknięciu elektronicznych brzmień. Kolejne, „Malignant Wave of Doom”, to natomiast dudniący basem underscoringowy i rozstrojony „hałas” – bez najmniejszych wątpliwości właściwy do podbijania atmosfery w scenie, lecz zupełnie pomijalny w kontekście odosobnionego odsłuchu. W „Toxic Moon” raz jeszcze powraca Jarmusch na elektryku – harmonie stają się tu jeszcze bardziej „rozlewające”, zrezygnowane i melancholijne, trochę jakby artysta inspirował się najbardziej znanymi akustycznymi kompozycjami Gustava Santaolalli. W „Pulsating Elevator of Light” następstwo dźwięków ustępuje wydłużonym elektrycznym krajobrazom, powoli i nieco chaotycznie wzbogacającym teksturę o nieoczywiste soniczne przeszkody – w pewnym momencie słychać tu nawet zniekształcony kobiecy głos, niepokojąco wkradający się i uciekający z utworu niczym zły sen. Na koniec otrzymujemy jeszcze „The Dead Don't Die” – podsumowanie brzmień albumu, podobnie jak utwór otwierający, wyraziste i nieco ostrzejsze. Rockowa perkusja podbija tu bardziej charyzmatyczny, gitarowy riff, nie usłyszymy w ich współpracy muzycznych przełomów, ale Jarmusch i Logan skutecznie kreują spójny krajobraz dla swojej opowieści – przynajmniej w odniesieniu do muzyki.
Ostatecznie, na krążku znajduje się niespełna pół godziny muzyki skutecznie unikającej łatki nieuzasadnionej monotonności czy pretensjonalności (w przeciwieństwie do samego filmu), ale i muzyki nieszczególnie odkrywczej. Innymi słowy, album warto polecić entuzjastom Jarmuscha i kolekcjonerom. Pozostałych należy przestrzec, że mimo interesującej atmosfery i kilku ciekawszych rozwiązań nie uświadczą tu perełek muzyki filmowej. „The Dead Don't Die” od Jima Jarmuscha i Cartera Logana to półgodzinne jam session – przyjemnie nawiązujące do klasyki gatunku, hipnotyzujące i jednorazowe.
Spis utworów:
1. Dialogue 1 (feat. Adam Driver, Bill Murray & Chloe Sevigny) (0:16)
2. The Dead Just Don’t Wanna Die Today (5:00)
3. Dialogue 2 (feat. Larry Fessenden) (0:31)
4. Replacement Sky (2:55)
5. Dialogue 3 (feat. Chloe Sevigny & Adam Driver) (0:25)
6. This Is All Gonna End Badly (3:54)
7. Dialogue 4 (feat. Selena Gomez, Rosie Perez, Austin Butler & Luka Sabbat) (0:30)
8. Malignant Wave of Doom (3:51)
9. Dialogue 5 (feat. Caleb Landry Jones) (0:31)
10. Toxic Moon (4:32)
11. Dialogue 6 (feat. Tilda Swinton & Bill Murray) (0:13)
12. Pulsating Elevator of Light (6:36)
13. Dialogue 7 (feat. Chloe Sevigny, Bill Murray & Adam Driver) (0:27)
14. The Dead Don’t Die (4:19)
15. Dialogue 8 (feat. Tom Waits) (0:35)
Czas trwania płyty: 34:36
Opis i prezentacja wydania:
Soundtrack do „Truposze nie umierają” został pominięty przez polską dystrybucję, w USA natomiast ukazał się za pośrednictwem wytwórni Back Lot Music. Płytkę opakowano w digipack wykonany z grubej tektury wysokiej jakości. Przednią okładkę zdobi efektowna grafika pochodząca z jednego z plakatów obrazu Jarmuscha. Wewnątrz znajdziemy pojedynczą płytkę CD z nadrukowaną, ładną kartą tytułową filmu. Wykonana z grubego papieru, 16-stronicowa książeczka zawiera kilkanaście kadrów z filmu oraz podziękowania od artystów. Znajduje się tu też pełna lista utworów. Ogółem – kolejne wydawnictwo Back Lot Music i tym razem jest dość ascetyczne w kontekście dodatków i prezencji. Co jednak najważniejsze, wszystkie dołączone elementy wykonano z najwyższej jakości materiałów, a całość robi bardzo zadowalające i estetyczne wrażenie.
Oceny końcowe:
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
Gdzie kupić soundtrack „The Dead Don't Die”?
- Amazon.com $11,36
- Wowhd.us $14,08 (darmowa wysyłka do Polski)
- Importcds.com $14,23
Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Back Lot Music.
źródło: zdj. Universal Pictures / Back Lot Music