Tego filmu nie powinno oglądać się w domu. Refleksje po pokazie „Megalopolis”

W swym najnowszym dziele Francis Ford Coppola nierzadko dzieli się z widzami mało odkrywczymi i często powtarzanymi przemyśleniami. Zatem pozwolę sobie pozostać w duchu tegoż obrazu i niniejszy tekst rozpocznę od wyświechtanego stwierdzenia — „Megalopolis” jest filmem, który koniecznie trzeba zobaczyć. Dodam jeszcze, że lepiej wybrać się do kina niż poczekać na streaming.

Megalopolis opinie o nowym dziele Coppoli. Ten film warto obejrzeć na dużym ekranie

Muszę przyznać, że niebywałe zadowolenie wywołuje we mnie wspomnienie seansu „Megalopolis” podczas tegorocznego Festiwalu Kamera Akcja. Nie ma to nic wspólnego z moją oceną samego filmu  (ten jest koszmarny, ale o tym za chwilkę) tylko z otoczką, jakiej doczekał się pokaz. Po jego zakończeniu redaktorzy portalu Immersja wymienili między sobą kilka uwag, a tuż po tym ruszyli z mikrofonami w stronę publiczności. Co prawda uczestnicy spotkania (wraz z piszącym te słowa) skupili się przede wszystkim na tym, jak bardzo intencjonalne było wprowadzenie niektórych motywów, ale od czasu do czasu przebijały się też głosy zwracające uwagę na inne kwestie i przypominające o tym, że produkcja ta wręcz kipi od ilości i różnorodności poruszanych tematów. Dyskusja z widzami dobitnie udowodniła, że „Megalopolis” to nie tylko dzieło polaryzujące i zachęcające do rozmów, ale też potwierdziła moje przypuszczenia zrodzone jeszcze w trakcie oglądania — to nie jest obraz, jaki można obejrzeć samemu, a poznawanie go poza kinem nie dostarczy tych samych wrażeń. 

Megalopolis opinie festiwal kamera kacja

Filip Grzędowski i Stanisław Sobczyk prowadzący dyskusję po seansie

„Megalopolis” jest bowiem nie tylko kolejną opowieścią ukazaną na dużym ekranie. Coppoli udało się stworzyć dzieło w pełni zasługujące na miano dostarczyciela prawdziwego kinowego doświadczenia. W pewnym momencie protagonista (Adam Driver) bierze udział w spotkaniu z przedstawicielami mediów. Słyszymy zadającego pytania dziennikarza, ale go nie widzimy. Sala konferencyjna wychodzi poza ekran, a rola redaktora przypada w udziale osobie z zewnątrz (podczas FKA był to jeden z prowadzących dyskusję na temat „Megalopolis”), który stoi na scenie i rozmawia z bohaterem filmu. 

Można to nazwać zbędnym zabiegiem, ale z drugiej strony trudno też nie dostrzec starań Coppoli mających na celu uczynić wizytę w kinie niepowtarzalnym doznaniem. Jasne, gdy film trafi na platformy streamingowe każdy z nas będzie mógł stanąć przed telewizorem/laptopem/obrazem z rzutnika, by przez chwilę porozmawiać z Adamem Driverem, ale to nie będzie już to samo doświadczenie, gdy na sali kinowej na moment stajemy się jednym z wielu uczestników konferencji prasowej, a na naszych oczach rzeczywistość filmowa wychodzi poza ekran i to bez konieczności założenia specjalnych okularów bądź spoglądania na świat przez obiektyw smartfona. Jeżeli jakiś festiwal wzorem FKA wzbogaci seans „Megalopolis” o dyskusję na temat tej produkcji, to nie zastanawiajcie się nawet przez chwilę, tylko kupujcie bilety. Warto.

Samo „Megalopolis” też jest godne zapoznania. Może i nazwałem ten obraz koszmarnym, ale wkroczenie do tego chaotycznego świata samo w sobie stanowi nie lada atrakcję. Nie od razu Rzym zbudowano i podobnie rzecz się miała z omawianą produkcją. Coppola tworzył ją przez kilkadziesiąt lat i nie raz i nie dwa da się to odczuć. Czas spędzony nad tym projektem przejawia się nie w wybitnym dopracowaniu scenariusza tylko w wypchaniu go każdym pomysłem, jakie przez ostatnie dekady przyszedł do głowy jego twórcy. Mam nawet podejrzenie, że w domu reżysera moglibyśmy znaleźć szufladę (a być może nawet i wielką szafę) pełną porzuconych wcześniej koncepcji, które Coppola zaimplementował do „Megalopolis” i w ten sposób powstał eklektyczny potwór zdolny jedynie do bełkotania frazesów lub cytowania Marka Aureliusza. 

Megalopolis opinie

Nathalie Emmanuel i Adam Driver, kadr z filmu

Coppola chciał stworzyć dzieło w duchu szekspirowskim, a do tego opowiedzieć o sztuce, roli twórcy, znaczeniu mediów, nierównościach, rewolucji, manipulacji, traumie, miłości, nadziei, celebrytach, upadku Ameryki i polityce tego kraju. I choć większość z tych tematów można ze sobą powiązać, to sztuka ta nie udała się reżyserowi. Skacze on po tematach, gubi się i nie wieńczy wątków. Łatwo też wskazać momenty świadczące o zmianie pomysłu na kierunek, w jakim to wszystko ma podążać. To jest zły film, ale fantastyczny do analizy od strony produkcji i tworzenia scenariusza. 

„Megalopolis” to historia niezrozumiałego artysty i świadectwo trudów związanych z tworzeniem. To dzieło Coppoli i zarazem dzieło o Coppoli. Warto go obejrzeć (zwłaszcza w kinie lub na festiwalu) i rozmawiać o nim.

Zdj. American Zoetrope, Krystian Śmietański