The Punisher - przedpremierowa recenzja pierwszego sezonu

Już w najbliższy piątek na platformie Netflix zadebiutuje pierwszy sezon długo wyczekiwanego serialu The Punisher. Czy warto czekać na nowe przygody Franka Castle'a? Mamy dla Was przedpremierową recenzję całego sezonu.

Po debiucie w drugim sezonie Daredevila, Frank Castle w końcu doczekał się własnego serialu. Według wielu opinii to właśnie Punisher był najjaśniejszym elementem serialu o Diable z Hell's Kitchen, jak więc wypadają jego solowe przygody?

Na wstępie wypada uspokoić wieloletnich fanów przygód Punishera, bowiem serial Netflixa dosyć wiernie kontynuuje ustanowioną w Daredevilu brutalną, a czasami wręcz sadystyczną stylistykę, która przepełniona jest wylewającą się krwią i usłana stosem trupów. Powiem nawet więcej, w kilku momentach solowy Punisher wspina się na wyżyny brutalności (wpychanie gałek ocznych w czaszkę, roztrzaskiwanie głów budowlanym młotkiem, czy wyprute flaki, to tylko niektóre z przykładów), co powinno usatysfakcjonować zatwardziałych zwolenników metod Franka. Trzeba uczciwie stwierdzić, że choć pod względem realizacji większość scen akcji została przedstawiona w serialu na wysokim poziomie, to przytrafiają się jednak i mniej efektowne momenty, a w szczególności kilka strzelanin, które wypadają dosyć pusto i niezbyt efektownie. Zdarzają się również fragmenty, w których nie dane nam jest zobaczyć, jak Frank eliminuje swoich wrogów, co jest często stosowanym motywem, który ma nadać postaci odrobinę tajemniczości i podkreślić jego znakomite umiejętności eliminowania przeciwników, jednak w tym przypadku nasuwało to raczej na myśl kwestie związane z kosztami produkcji, bo jak wiemy budżety w serialach Netflixa nie mogą równać się jeszcze z pełnoprawnymi filmami kinowymi. Mimo wszystko, oprócz kilku scen, w których nie widzimy, jak Frank rozprawia się z "bandziorami" i jednego zupełnie zbędnęgo CGI wybuchu, poziom realizacji serialu stoi na bardzo dobrym poziomie, a choreografia walk wręcz, których w serialu nie brakuje, zasługuje na pochwałę.

punisher_fot_2.jpg

Istotne jest również to, że oprócz wartkiej i dobrze nakręconej akcji serial oferuje nam także zgrabnie zawiązaną historię z kilkoma ciekawymi wątkami pobocznymi, które przyciągają uwagę widza i co najważniejsze dotyczą interesujących bohaterów, których bez najmniejszych problemów możemy polubić. Historia Franka została już nie raz przedstawiona w wielu adaptacjach na wszelkie możliwe sposoby, ale rdzeń jego historii zawsze pozostawał ten sam. Serial Netflixa kontynuuje oczywiście tę tradycję i zachowując motyw morderstwa rodziny proponuje nam swoją interpretację wydarzeń, które do tego doprowadziły oraz to, jak Frank zamierza wymierzyć oprawcom sprawiedliwość. Historia zemsty głównego bohatera została rozpisana na wszystkie trzynaście odcinków serialu. Moglibyście zatem obawiać się, że tak, jak w przypadku wielu poprzednich seriali od Netflixa, które adaptowały komiksowe historie od Marvela, tak i Punisher ucierpiał na tak dużej ilości epizodów. Czy tak się stało? Cóż, odpowiedź brzmi i tak, i nie. Faktem jest, że główna historia została nieco rozciągnięta i zdarzało się, że na jakiś czas utknęła pomiędzy wątkami pobocznymi, ale, jak już wspominałem, były to wątki na tyle interesujące, że nie dało się odczuć nadmiernego znużenia serialem. Z przyjemnością śledzimy zarówno sprawę Franka, jego wojskową przeszłość i konsekwencje, jakie za sobą niesie, jak i rodzinne perypetie żony i dzieci Micro, czy losy byłych wojskowych, którzy nie radzą sobie z traumą. A jeśli już przy wątkach pobocznych jesteśmy, warto wspomnieć, że w serialu pojawia się oczywiście postać Karen, którą mogliście zobaczyć na zwiastunach i zdjęciach promocyjnych. Niemniej pragnę szybko uspokoić "fanów" tej postaci, że jej rola ogranicza się do kilku epizodycznych występów, a jej relacja z Frankiem została poprowadzona zaskakująco subtelnie. Należy natomiast wspomnieć, że The Punisher nie wystrzega się kilku przewidywalnych zwrotów akcji, które jednak niespecjalnie przeszkadzają w seansie, a żeby być uczciwym muszę dodać, że serial potrafi nas również zaszokować kilkoma zaskującymi momentami.

punisher_foto_3.jpg

Na sukces wątków pobocznych, ale również głównej osi fabularnej składa się nie tylko ciekawa historia, ale przede wszystkim zdumiewająco dobre aktorstwo. Trudno mi wskazać chociaż jedną postać, która odegrana została w sposób nieprzekonujący lub przeszarżowany. No może jeśli chodzi o szarżowanie w swojej roli, to w przedostatnim odcinku sezonu jeden z głównych antagonistów nazbyt ekspresyjnie wyraża swoje złe intencje, ale jest to raczej odosobniony przypadek. Większość aktorów spisuje się dobrze, a nawet świetnie. Warto wyróżnić chociażby rewelacyjną kreację Daniela Webbera w roli Lewisa, czy równie dobrego Jasona R. Moore'a w roli Curtisa. Drugoplanowej obsadzie nie ustępuje oczywiście Jon Bernthal, doskonale odgrywający brutalnego, ale i zagubionego Punishera. W kilku momentach aktor serwuje nam popis swoich umiejętności doskonale ukazując widzom frapującą dawkę rozpaczy i bezsilności, jaka targa głównym protagonistą (zwróćcie uwagę na początkową scenę szóstego epizodu).

The Punisher zdecydowanie nie jest produkcją superbohaterską, ale to już niekoniecznie musicie traktować jako wadę. Miejcie jednak na uwadze, że po serialowych Defenders przyszedł czas na zupełnie inny, niekomiksowy serial od Netflixa. Istotniejsze jest jednak to, że pod względem realizacji, fabuły, akcji i bohaterów The Punisher plasuje się w czołówce seriali Marvela i aktualnie jeśli komuś miałby ustąpić miejsca, to jedynie pierwszemu sezonowi Daredevila. Na koniec dodam tylko, że netfliksowy Punisher doczekał się rewelacyjnego motywu muzycznego, który niestety niezbyt często wybrzmiewa w serialu, ale wynagradza nam to nieco czołówka, którą grzech przewijać.

Ocena: +4/6

źródło: Netflix / Marvel