„Thunderbolts” – recenzja komiksu. Dobry złoczyńca nie istnieje

 „Thunderbolts” Warerena Ellisa w kalendarzu wydawniczym Egmontu to kolejny przykład na to, jak plany filmowe MCU potrafią zniweczyć strategię wydawcy. Film w kinach pojawi się dopiero w 2025 roku, a komiks jest już w sklepach. Na szczęście jego powiązanie z filmową adaptacją jest żadne i mam nadzieję, że nie przeszkodzi to w jego sprzedaży, gdyż jest to jeden z najlepszych komiksów superbohaterskich wydanych przez Egmont w tym roku

Tak naprawdę jedynym elementem łączącym film i komiks jest tytuł, czyli „Thunderbolts”. O fabule kinowej wersji wiemy niewiele choć znamy jego obsadę, a bohaterowie tytułowej grupy będą zupełnie różnić się od ekipy, którą wziął na warsztat Warren Ellis. To nie powinno dziwić, wszak Thunderbolts to grupa, która w komiksach Marvela miała dziesiątki członków, często się zmieniała, a i chętnych do potencjalnej resocjalizacji złoczyńców było wielu. 

Przy „Thunderbolts” Ellisa należy jednak zrozumieć, w jakim momencie komiksów Marvela rozgrywa się ten komiks i dlaczego jest… tak dobry. Wydana przez Egmont pozycja toczy się niedługo po „Wojnie domowej”. Plan Iron Mana na rejestrację superbohaterów przeszedł, a Kapitan Ameryka i jego zwolennicy zeszli do podziemia. Amerykański rząd robi wszystko, by dotrzeć do jak największej liczby osób noszących peleryny i znany dla siebie sposób ich zniewolić. Ekipa Thunderbolts zostaje więc wynajęta do rozprawienia się (czyli zmuszenia do rejestracji i odkrycia swojej tożsamości) z mniej znanymi bohaterami noszącymi peleryny, niespecjalnie przejmując się konsekwencjami i potencjalnymi ofiarami.

Warren Ellis świetnie odnalazł się w świecie Marvela, który po wydarzeniach z Wojny domowej nie jest już tak kolorowy, jak to miało miejsce kiedyś. Thunderbolts to brutalna i bezwzględna grupa dowodzona przez Normana Osborna, mającego obsesję na punkcie leków i Spider-Mana. Gość doskonale wie, jak z tylnego fotela zarządzać taką grupą. Ta z kolei — przynajmniej dla mnie — była dość intrygująca, bo większości bohaterów (łotrów?)  wcześniej nie miałem okazji poznać, poza Bullseyem, którego doskonale pamiętam z komiksów o Daredevilu. Moonstone i Songbird mocno zaznaczają swoją obecność w walce o liderowanie grupą, a całość dopełnia np. nowe wcielenie Venoma.

thunderbolts recenzja komiksu Egmont.jpg

 „Thunderbolts” to komiks brutalny z masą odważnych scen. Po jednym z zeszytów zajrzałem nawet na okładkę, szukając napisu „tylko dla dorosłych”, którego ostatecznie nie znalazłem. Duża w tym zasługa rysunków Mike’a Deodato, który z niezwykłą dbałością oddaje mimikę i twarze bohaterów, dodatkowo zachwycając obszernymi kadrami (jak choćby ten z walki z Jackiem Flagiem).

Najmocniejszym elementem „Thunderbolts” jest fakt, że ten komiks to rasowy i bezwzględny thriller, w którym nie ma miejsca na żarty. Tytułowa grupa bohaterów nie przypomina cyrkowców z konkurencji (Legionu samobójców). Stawiane przed nimi zadaniom Ellis nadał wyraźne tło polityczne, w którym Amerykanie przestali wierzyć i ufać superbohaterom. W ten sposób działania grupy Normana Osborna wydają się uzasadnione. Mało tego, Thunderbolts stają się celebrytami, których pracę można obejrzeć w telewizji i są w stanie nawet sprzedawać swoje zabawki. Jakkolwiek karykaturalnie by to nie brzmiało, istotny jest kontekst świata przedstawionego, który nie chce bohaterów bez twarzy i nazwiska, a jednocześnie jest bardzo podatny na wszelkiego rodzaju propagandę rodem ze współczesnych wieców Donalda Trumpa.

Im dłużej zaczytywałem się w „Thunderbolts” Ellisa, tym częściej łapałem się na tym, że ta historia jest mocno nie w stylu klasycznego Marvela. Scenarzysta z nieznanej dla mnie grupy bohaterów stworzył postacie, które działają i których los mnie ciekawił na tyle, że zacząłem grzebać, by dowiedzieć się więcej o ich przeszłości i przyszłości. Zastanawiam się tylko, jak to się stało, że Ellis równie szybko z tego tytułu zniknął, jak przyszedł, a kolejne historie „Thunderbolts” już nigdy nie były tak dobre?

Podsumowanie

Na początku tekstu nawiązywałem do kinowej wersji „Thunderbolts”, która pojawi się w kinach już w lutym 2025 roku i życzyłbym sobie, by tonem, atmosferą, a także dialogami nawiązywała do dzieła Warrena Ellisa. Wiem jednak, że tak nie będzie, bo Marvel w kinie musi być też zabawny i do pewnych tematów podchodzić z dystansem. Scenarzysta komiksowych „Thunderbolts” do swojej roli podszedł jednak na poważnie i stworzył nadzwyczaj mocny tytuł, pełen psychologicznego sznytu, którego nie powstydziłby się pisząc komiksy dla np. dla Vertigo. Polecam.

Oceny końcowe komiksu

5+
Scenariusz
5
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
4
Przystępność*
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

Thunderbolts komiks Egmont

Specyfikacja

Scenariusz

Warren Ellis

Rysunki

Mike Deodato

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

300

Tłumaczenie

Jacek Drewniowski

Data premiery

31 lipca 2024

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel