Trzej Punisherowie, czyli przypomnienie filmów z Frankiem Castle'em

17 listopada 2017 to dzień powrotu Franka Castle'a na ekrany, tym razem we własnym serialu wyprodukowanym przez Netflix. Nim jednak przyjdzie nam się z nim ponownie spotkać, cofnijmy się na chwilę w czasie, by przyjrzeć się jego wcześniejszym ekranowym wcieleniom.

Punisher, w Polsce znany też swego czasu jako „Pogromca” (tak go tytułowały komiksy wydawane u nas przez TM-SEMIC w pierwszej połowie lat 90-tych), zadebiutował na kartach komiksu w roku 1974. Był to gościnny występ w serii „The Amazing Spider-Man”, gdzie nasz mściciel z charakterystyczną czaszką na klacie wystąpił w roli przeciwnika głównego bohatera i z miejsca zyskał sobie popularność wśród czytelników. W następnych latach zaliczył kolejne występy gościnne u boku Spider-Mana i Kapitana Ameryki, ale na debiut na łamach własnego wydawnictwa przyszło mu czekać do 1986 roku. Co ciekawe, potem potrzebował już tylko trzech lat, by doczekać się pierwszej ekranizacji swych przygód.

 -What the fuck do you call 125 murders in 5 years?
- Work in progress.

Oczywiście w porównaniu do innych komiksowych bohaterów, zekranizowanie historii Franka Castle'a było stosunkowo proste i nie wymagało większych nakładów finansowych niż inne, powstające w tym okresie filmy sensacyjne. W końcu mamy tu do czynienia z dość typowym motywem zemsty – rodzina policjanta zostaje zamordowana przez mafię wskutek znalezienia się w niewłaściwym miejscu i czasie, a ten poprzysięga zemstę, która nie ogranicza się tylko do sprawców, ale obejmuje swoim zakresem całość przestępczego światka. Tego rodzaju filmów i bohaterów z taką motywacją mieliśmy w kinie na pęczki. Tym bardziej szkoda, że przy pierwszym podejściu do postaci Punishera, w reżyserii Marka Goldblatta, twórcy zdecydowali się pozbawić tytułową postać najbardziej bodaj charakterystycznego elementu wizualnego, wspomnianej wcześniej czaszki. Sam motyw, co prawda, można w filmie odnaleźć, ale w formie zmodyfikowanej (czaszka na rękojeści noża) i pozbawionej wyrazu komiksowego oryginału. Nie uświadczymy też w filmie postaci drugoplanowych czy przeciwników znanych z kart komiksu, jest za to ciemnoskóry były partner głównego bohatera (w tej roli Louis Gossett Jr), który próbuje do niego dotrzeć i mu pomóc, dość standardowy włoski mafiozo (Jeroen Krabbe) oraz, a jakże, szefowa japońskiej mafii - Lady Tanaka (Kim Miyori). Na przełomie lat 80-tych i 90-tych każdy wiedział, że wszystko co japońskie (zwłaszcza ninja i samurajskie miecze) jest „cool” i warto mieć to w filmie, toteż to właśnie głównie z przeciwnikami o dalekowschodnim rodowodzie przyjdzie się Frankowi w tej stosunkowo standardowej, ginącej w gąszczu podobnych produkcji historyjce zmierzyć… No tak, Frank, zapomniałbym o najważniejszym. W roli głównej obsadzono znanego z ról Ivana Drago i He-Mana, Dolpha Lundgrena, i co tu dużo mówić, jest to obsadowy strzał w dziesiątkę. Punisher w jego wykonaniu to ponury, całkowicie pochłonięty zemstą psychopata. Wystarczy spojrzeć na głównego bohatera w scenie, gdy siedzi nago w swej kryjówce w kanałach, by nie mieć najmniejszych wątpliwości, że z tym gościem coś jest zdecydowanie nie tak. Nawet jeśli cała reszta filmu nie prezentuje zbyt wysokiego poziomu (choć miłośnikom kina akcji lat 80-tych ma spore szanse przypaść do gustu, sam lubię do niej czasami wrócić), to już dla samego Lundgrena warto sięgnąć po tę wersję. Mimo braku czaszki na koszulce Dolph jest Frankiem Castle'em wręcz idealnym.

Sam film borykał się jeszcze z innymi problemami – najpierw przycięto go o 12 minut, eliminując sceny rozbudowujące relację Franka i jego policyjnego partnera. Ta część filmu rozgrywała się przed tragiczną śmiercią rodziny naszego bohatera i mogłaby nieco się przysłużyć zarówno fabule, jak i postaciom, zdecydowano jednak inaczej. Warto wspomnieć, że na jednym z wydań DVD znaleźć można workprint w jakości VHS zawierający ten wątek – w niektórych scenach w charakterze tymczasowego soundtracku pobrzmiewa tam muzyka z „Zabójczej broni”. Wycięto też z filmu to i owo ze względu na zbyt na wysoki poziom brutalności, której jednak nawet po interwencji cenzury wciąż pozostało w filmie sporo. Stało się to przyczyną problematycznej sytuacji z wydaniami DVD i Blu-ray, z których spora część zawiera wersję pociętą, a tylko niektóre pełną (choć bywa, że fragmenty ocenzurowane są w nich wstawione ze źródła o dużo gorszej jakości niż reszta filmu, co wygląda podczas seansu nieco dziwnie).

Pierwszy Punisher nie miał najlepszych recenzji, za wiele też nie zarobił (w USA ostatecznie nawet nie wypuszczono go do kin), trudno się więc dziwić, że kontynuacji się nie doczekał, a na kolejny rozdział przygód Franka trzeba było poczekać aż piętnaście lat. Był to oczywiście reboot – historię Punishera opowiedziano na nowo, wprowadzając do niej przy okazji nieco modyfikacji.

- I have work to do. Read your newspaper everyday and you'll understand
- Which section?
- Obituaries.

Tym razem w rolę Franka wcielił się Thomas Jane, który, trzeba to przyznać, wywiązał się z powierzonego mu zadania całkiem nieźle. Partnerowali mu John Travolta jako główny przeciwnik – Howard Saint – oraz Will Patton, Roy Scheider wcielający się w rolę ojca głównego bohatera, Rebecca Romijn i Ben Foster. W filmie wyreżyserowanym przez Jonathana Hensleigha (scenarzysta m.in. trzeciej „Szklanej Pułapki”) Frank zamiast policjantem jest pracującym pod przykrywką agentem FBI, za sprawą którego śmierć ponosi jeden z synów mafijnego bossa. Ten w akcie zemsty doprowadza do wymordowania rodziny Franka (w tej wersji ofiar jest więcej niż zazwyczaj), a on sam tylko cudem uchodzi z życiem, po czym… Wiadomo. Przywdziewa koszulkę z czaszką (wreszcie!) i wkracza na ścieżkę krwawej zemsty… Hmmm… No właśnie, tu następuje mały zgrzyt. Zemsta jest bowiem nieco mniej krwawa niż można by się po Franku spodziewać. Mamy tu co prawda cały szereg nakręconych w starym, dobrym stylu scen akcji, krew się od czasu do czasu poleje, ale zamiast robić to, co Punisher robić powinien, Frank bawi się w kotka i myszkę ze swoim przeciwnikiem, kombinując jakby tu mu dopiec, niekoniecznie uciekając się do bezpośredniej konfrontacji. Do tej, jak się można domyślić, w końcu i tak dochodzi, ale niektórym widzom nie w smak były stosowane tu przez Punishera metody (nawet jeśli niektóre z nich tak naprawdę wzięto wprost z kart komiksu).  Nie każdemu odpowiadały też postacie drugoplanowe o funkcji typowego comic-reliefa, który w każdej scenie musi zrobić albo powiedzieć coś zabawnego. Humor i komiksowe przerysowanie wkrada się też czasami do scen akcji (pojedynek z „ruskiem”), choć większość z nich mimo wszystko jest jednak na poważnie.

Drugie z ekranowych wcieleń Punishera sprawdza się jako film akcji bardzo dobrze – w dodatku sprawia on wrażenie nakręconego dekadę wcześniej (obeszło się bez popularnych w czasach premiery inspiracji Matrixem w scenach akcji) i to jest jego duży plus. Nieco gorzej wypada jako adaptacja takiego, a nie innego komiksu i choć osobiście uważam film Hensleigha za zdecydowanie lepszy od poprzednika, to jednak samego Dolpha w roli Franka Thomas Jane nie przeskoczył. Warto tu wspomnieć, że choć również i ta wersja nie doczekała się pełnoprawnej kontynuacji (choć przez jakiś czas się o niej mówiło), to jednak w osiem lat później Thomas Jane powrócił do roli w krótkometrażówce „Dirty Laundry”, gdzie już się z bandziorami nie p… cackał. Zresztą, zobaczcie sami:

Film z 2004 roku, podobnie jak i poprzednik, nie do końca spełnił oczekiwania fanów, a że wielkiego sukcesu nie odniósł, to historia się powtórzyła. Raz jeszcze zamiast sequela doczekaliśmy się rebootu, tym razem jednak spod kobiecej ręki. Za kamerą stanęła Lexi Alexander, która zapowiedziała, że film zadowoli tych, których rozczarowała poprzednia wersja, będzie mroczny i krwisty. W roli głównej obsadzono tym razem znanego z serialu „Rzym” Raya Stevensona i było to posunięcie ze wszech  miar słuszne – Punisher w jego wydaniu jest dokładnie taki, jaki być powinien – bezwzględny, brutalny i skuteczny. Przeciwnikiem Franka został z kolei jeden z jego bardziej znanych komiksowych antagonistów, Jigsaw (Dominic West), po raz pierwszy na ekranie zagościł także pomocnik naszego bohatera, Micro (idealnie wręcz pasujący do roli Wayne Knight). Wszystko wskazywało na to, że tym razem powinno się udać…

Let me put you out of my misery.

Czy tak się stało? Co prawda zapowiedziana przemoc w filmie, jak najbardziej jest – jak to mówią „krew się leje, zęby lecą” – ale tym razem przegięto w drugą stronę. Brutalność w „Strefie wojny” (bo taki podtytuł dostał trzeci Punisher z 2008 roku) jest do tego stopnia przesadzona, że momentami robi się wręcz komiczna. Fakt, jest komiksowo aż do przesady, miejscami wręcz absurdalnie, ale można mieć wątpliwości, czy fani oczekiwali właśnie tego. Oczywiście przy odpowiednim nastawieniu można się przy filmie nieźle bawić, zakładając oczywiście, że kogoś bawią przesadzone fontanny krwi, czy eksplodujące po trafieniu z bazooki ciała. Przerysowani do bólu są też przeciwnicy – wspomniany Jigsaw (który przy okazji udaje Jokera w wydaniu Nicholsona) oraz jego brat, Loony Bin Jim (Doug Hutchison), co tylko dodatkowo wzmaga groteskowość całości. Aha, comic reliefa też oczywiście nie zabraklo. Co się tyczy fabuły: podobnie jak w przypadku pierwszego filmu, tak i tym razem spotykamy Franka w momencie, gdy jego krucjata trwa w najlepsze już od dłuższego czasu, nie ma więc mowy o powtórce z rozrywki względem poprzedniego filmu, a sam origin postaci Punishera zostaje załatwiony w ramach retrospekcji. Próbowano poruszyć tu dość interesujący aspekt działania poza prawem – otóż stosujący zasadę „Kill'em All” Frank likwidując kolejnych bandziorów zdejmuje „przy okazji” działającego pod przykrywką agenta. Pociąga to za sobą pewne komplikacje, jak również wątpliwości bohatera co do sensowności stosowanych przezeń metod, ale jak nietrudno się domyślić, szczególnie biorąc pod uwagę charakter tego filmu, kwestia ta nie zostaje jakoś szczególnie rozwinięta.  Mimo szeregu trapiących go problemów film tragiczny nie jest (choć sam potrzebowałem kolejnych seansów, żeby go odpowiednio przetrawić) i w zasadzie ogląda się go chyba lepiej niż pierwszą wersję z Dolphem, ale po trzecim podejściu do tej postaci można było oczekiwać czegoś więcej. 

Wielka szkoda, że świetnie sprawdzający się w roli głównej Stevenson nie trafił do jakiegoś innego, lepszego filmu o Punisherze. Niestety „Strefa wojny” zaliczyła sromotną porażkę w Box Office, która przekreśliła jakiekolwiek szanse na sequel (a i na kolejny kinowy reboot pewnie nie ma co liczyć). Nie sprawdziło się w tym wypadku powiedzenie „do trzech razy sztuka”, najbliżej sukcesu i doczekania się kontynuacji był bowiem drugi z trzech filmów. Każdy z nich miał zarówno swoje wady, jak i zalety, każdemu czegoś zabrakło, by móc go nazwać idealną adaptacją, choć gdyby z każdego wziąć to, co najlepsze, być może powstałoby z takiej mieszanki coś bliskiego perfekcji.

Mamy więc ostatecznie taką nietypową „trylogię” złożoną z trzech zupełnie różnych filmów, z których każdy pokazuje inną wersję narodzin tytułowej postaci. Cóż, przynajmniej jest w czym wybierać, a jeśli komuś mało, to zawsze pozostaje Netflix, na którym lada dzień startuje serial z Jonem Bernthalem, który zadebiutował w roli Franka już w „Daredevilu”. 

Na koniec parę słów o wydaniach DVD i Blu-ray. W przypadku filmów z 2004 i 2008 roku mamy w Polsce dostępne standardowe wydania na obu nośnikach, nie ma się więc szczególnie nad czym rozpisywać, warto jedynie wspomnieć o tym, że w przypadku filmu z Thomasem Jane istnieją wydania DVD (amerykańskie i australijskie) zawierające dłuższą o 20 minut wersję rozszerzoną, w której znalazł się m.in. animowany prolog. Na Blu-ray wydano tylko wersję kinową.

Bardziej skomplikowana jest sytuacja w przypadku filmu z Lundgrenem. Polskiego wydania DVD/BD nie ma i raczej nie będzie, natomiast omówienie wszystkich istniejących edycji z uwzględnieniem tego, jaka wersja i w jakiej jakości, na którym się znajduje, wymagałoby w zasadzie osobnego artykułu, toteż ograniczę się do wskazania tej właściwej – film w wersji nieocenzurowanej i z dobrą jakością obrazu, bez łatek rodem z VHS, znajdziemy w wydaniu Uncut Special Edition niemieckiego dystrybutora Koch Media. W zestawie dostajemy także workprint i dodatki.

źródło: New World Pictures / Lionsgate Films / Marvel / Koch Media GmbH