
Jedna z najlepszych i najbardziej oryginalnych serii Marvel Fresh pt. „Venom” powoli dociera do kulminacyjnego momentu, który Egmont wyda w październiku. Przed „Królem w czerni” należy jednak ostatecznie zamknąć pewne niedokończone sprawy.
A tych u Eddiego Brocka nie brakuje. Donny Cates jak mało kto potrafi w obyczajówki i z dużą łatwością tego typu wątki przemyca w fabule swoich komiksów. Czwarty tom „Venoma” buduje podwaliny pod wielkie wydarzenie, jakim jest „Król w czerni” – event, mający na nowo zdefiniować multiversum Marvela i jednocześnie to jedno z największych wydarzeń w komiksach Domu Pomysłów, które mocno wpłynie na inne serie. Knull nadchodzi, a Cates nie pozwala o nim zapomnieć, coraz mocniej przemycając w niektórych scenach znaczenie „Króla w czerni”.
Czwarty tom „Venoma” sprząta brudy po pojedynku z Carnage’em, wysyłając głównego bohatera na Wyspę Kości i oddzielając go niejako od swojego syna/brata – Dylana. Pierwsza część obszernego tomu skupia się ostatecznym i widowiskowym domknięcie wątku Carnage’a. Cates jak zwykle robi to pomysłowo, bawiąc się zmienną narracją, a dodatkowo każdy fan brutalnego superhero znajdzie w tym fragmencie coś dla siebie. Wątek Eddiego przeplata się z one-shotami „Web of Venom”, w których to scenarzysta rozbudowuje i tak ogromne uniwersum, przypominając o Zjawie, czy też udowadniając, jak ważną postacią w niedalekiej przyszłości będzie Dylan.
O ile pierwsza część tomu jest klasycznym superbohaterskim horrorem, do jakiego przywykliśmy, tak historia Virusa nieco mnie rozczarowała. Cates dość niebezpiecznie zaczyna mieszać wątki, wrzucając przy okazji Edidiego i Dylana do multiversum, a dokładnie na Ziemię-1510. Uczciwie przyznaję, że nie wszystko z tej historii byłem w stanie zrozumieć, a nie lubię sytuacji, w których scenarzyście trzeba wierzyć na słowo. Czasoprzestrzenne podróże to klisza, która wykorzystywana jest przez scenarzystów w ogromnej liczbie serii komiksowych, a dotychczas „Venomowi” z dumą mogłem przypisywać miano komiksu oryginalnego. Ta oryginalność niestety w czwartym tomie na pewien czas zanikła.
Nie pomogła też oprawa wizualna, bo o ile pierwszą część tomu stworzył weteran Mark Bagley, tak nad resztą pracowało łącznie trzech artystów: Frank Martin, Erick Arciniega, Jesus Aburtov, którzy dodatkowo przeszkadzali w odbiorze konkretnych scen. „Venom” to taki komiks, w którym zbyt duże żonglowanie stylami przeszkadza, a nie pomaga.
Czwarty tom „Venoma” jest jednak potrzebny do zrozumienia przemiany, jaką od samego początku widać u Eddiego Brocka. Cates kształtuje tę postać na nowo, dodaje jej sporo nowych cech. To bohater, z którym dziś dużo łatwiej się utożsamiać, zrozumieć jego problemy i bolączki. To też w końcu postać, która rozumie swoją rolę w tym świecie i ma dla kogo żyć, ma dla kogo się poświęcać i ma kogoś, na kim bardzo mu zależy. Obyczajowy wątek z Dylanem, o którym wspominałem wcześniej, rezonuje w czwartym tomie „Venoma” najmocniej i pewnie będzie miał spore konsekwencje w „Królu w czerni”, zdając sobie sprawę, jak mocno Dylan „połączony” jest z Knullem.
Podsumowanie
Czwarty tom „Venoma” to klasyczny przykład zbioru dwóch różnych story-arków, które są mocno nierówne. Pierwsza część dzielnie trzyma poziom poprzednich tomów, za to o drugiej najchętniej bym zapomniał. Czekam na „Króla w czerni”, trochę bojąc się o los Eddiego i Dylana. Donny Cates lubi w takich chwilach napisać coś, za co zostanie zapamiętany na długo i nie obawia się konsekwencji.
Oceny końcowe komiksu „Venom” tom 4
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Specyfikacja
Scenariusz |
Donny Cates |
Rysunki |
Mark Bagley, Juan Gedeon, Luke Ross, Guiu Vilanova |
Oprawa |
miękka ze skrzydełkami |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
348 |
Tłumaczenie |
Zofia Sawicka |
Data premiery |
27 września 2023 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / Marvel