W starym kinie #8: „Światła rampy”

Zapraszamy na kolejną wyprawę do burzliwych czasów systemu studyjnego, pierwszych gwiazd kina, wielkich spięć na linii producent-reżyser, Kodeksu Haysa oraz wyraźnie widocznych granic między dobrem a złem. W cyklu „W starym kinie” omawiamy filmy z okresu klasycznego kina hollywoodzkiego, które godne są Waszej uwagi. Dziś skupimy się na „Światłach rampy”, komediodramacie z 1952 roku w reżyserii Charlesa Chaplina.

Gdyby kinematografia – oprócz tak powszechnych pojęć jak komedia, dramat czy dreszczowiec – wykształciła gatunek filmu pożegnalnego, obraz ten byłby z pewnością jego najbardziej rozsławionym przykładem. Lata poprzedzające premierę dzieła Chaplina to czas ogromnych zmagań artysty z własnym, podążającym jak cień wizerunkiem. Zerwawszy z personą Trampa Brytyjczyk zdecydował skierować swą karierę na zgoła inne tory. „Dyktator” nasilił (obecny wcześniej choćby w „Dzisiejszych czasach”) polityczny charakter jego filmów do tego stopnia, że ten stał się nieodzownym elementem jego medialnego wizerunku. Wielokrotnie podejrzewany o działanie na rzecz komunistów Chaplin stał się z tego powodu osobistą krucjatą J. Edgara Hoovera, który za jeden z celów obrał sobie wydalenie aktora z kraju. Oliwy do ognia dolewało cykliczne szkalowanie w prasie, seria niekończących się procesów o ustalenie ojcostwa dziecka aktorki Joan Barry, a także małżeństwo z osiemnastoletnią wówczas Ooną O’Neil – córką noblisty Eugene’a O’Neila. Kolosalny spadek popularności Chaplina postępujący w latach 40. i 50. przyczynił się zatem do długotrwałego urlopu. Z czasem stało się tak, że o przepędzonym Trampie nikt nie chciał pamiętać. Skoro tak, to czemu by o sobie nie przypomnieć?

Pozbawione politycznego wymiaru „Światła rampy” to nieulegające dyskusji autobiograficzne rozliczenie się artysty ze sceniczną przeszłością. Pomyślany jako ostatni amerykański film w dorobku Chaplina umiejscowieniem akcji zwrócił się ku roku 1914, czyli symbolicznej dacie rozpoczęcia przez niego pracy w Keystone Studios. Rzecz dzieje się w Londynie (jego miejscu narodzin), a głównym bohaterem (naturalnie odgrywanym przez Chaplina) jest Calvero – podstarzały komik, który od czasu braku pracy swe życiowe smutki zostawia na dnie butelki. Mężczyzna czasem dorabia sobie na ulicy (no bo przecież gdzież by indziej?) wraz z miejscową trupą równie zdesperowanych muzyków, których lepsze czasy już dawno minęły. Wracając do wynajmowanego mieszkania, przypadkiem ratuje młodą dziewczynę (Claire Bloom) po nieudanej próbie samobójczej. Okazuje się, że kobieta jest wybitnie uzdolnioną baleriną pozbawioną obecnej niegdyś pewności siebie i witalności. Ich pomyślna relacja doprowadza zarówno baletnicę, jak i komika do odzyskania wigoru i odbudowania stłamszonej pozycji. Dzieje się to jednak z różnym skutkiem, a w międzyczasie dziewczyna wyznaje Calvero miłość.

6omv1oz6.jpg

Chaplin zdecydowanie nie należy do filmowców o największej subtelności. Samo przesłanie „Świateł rampy”, których „czar ustępuje miejsca młodszym”, jak i poszczególne elementy fabuły, postaci czy scenerii odnoszące się do rzeczywistości są ulokowane w sposób mało aluzyjny, pozostawiając wiele miejsca na rozprawy głównego bohatera o naturze przemijającego życia lub profesji komedianta. Niedostatki finezji reżyser nadrabia wszakże nieustannie obecnymi pokładami uroku osobistego oraz wyraźnie bijącym do materiału sercem. Na każdym kroku czuć, że w Calvero nie ma za grosz fałszu. Od przedzierających się przez tony makijażu oczu scenicznego clowna mimo bariery ekranu dociera do nas żal i nostalgia za utraconą erą powodzeń i wiecznych komplementów. Oprócz związków z własną biografią Chaplin zawarł również w obrazie siatkę połączeń przekierowujących do doświadczeń jego rodziny, głównie ojca alkoholika oraz psychicznie chorej matki. Fakt ten dodatkowo uwypukla obecność w produkcji pięciorga dzieci artysty, a także jego przyrodniego brata. Warunki, w których egzystują główni bohaterowie, mają odpowiadać skomplikowanemu londyńskiemu dzieciństwu Chaplina, kondycja psychiczna ubieranej w „matczyne” sukienki baletnicy Terry to odniesienie do problemów matki, a teatr, w którym występują, jest miejscem jej ostatniego występu.

Reżyseria pozostawia sporo do życzenia, gdyż Chaplin-reżyser wydaje się toczyć wewnętrzną bitwę z Chaplinem-aktorem. Film jest zdecydowanie za długi, chociażby z powodu niepotrzebnie rozciągniętych scen wymiany zdań między Calvero a Terry bądź uroczych, lecz nad wyraz klarownych sennych marzeń, w których to główny bohater duma o ponownych występach. Mimo to, niezaprzeczalna wyjątkowość filmu przejawiająca się z jeszcze kilku powodów zdaje się przysłaniać techniczne mankamenty i formalną prostotę dzieła legendy komedii. Do tych powodów należałoby zaliczyć międzynarodowy debiut urzekającej Claire Bloom, uznanej aktorki scenicznej ogranej w Szekspirze, która swą rolę przypuszczalnie wygrała dzięki podobieństwu do czwartej żony Chaplina. Ponadto metafilmowa magia „Świateł rampy” uzupełniona została obecnością nikogo innego, jak Bustera Keatona, największego rywala Chaplina z czasów kina niemego, który w obrazie wciela się w starego partnera Calvero, by pod koniec filmu (po raz pierwszy na ekranie) wspólnie wystąpić na jednej scenie.


Dwaj mistrzowie komedii w akcji po latach.

Ciekawa historia wiąże się również ze skomponowaną przez Chaplina muzyką. W związku z wrogością widowni amerykańskiej, pokazy produkcji w niektórych częściach kraju były bojkotowane. Jako że film podczas swojej premiery w 1952 nie był pokazywany w Los Angeles, nie mógł on być brany pod uwagę w ówczesnym rozdaniu Oscarów. „Światła rampy” ponownie wpuszczono do kin dwadzieścia lat później, w związku z czym na tej samej gali, na której Marlon Brando odmawiał przyjęcia nagrody za „Ojca chrzestnego”, Chaplin dzięki swym pamiętnym kompozycjom wygrał jedyną (nie licząc dwóch honorowych) statuetkę w karierze.

„Cóż za smutny zawód być komikiem” – wybrzmiewają dużym echem słowa w pewnym momencie filmu. W bogatej filmografii Chaplina nie ma drugiej takiej produkcji. Smutek, którym niegdysiejszy dowcipny Tramp zdołał się z nami podzielić, pozostaje jedną z najszczerszych filmowych wypowiedzi wszech czasów.

W Polsce „Światła rampy” doczekały się wyłącznie edycji na DVD. Wydanie Blu-ray możecie ściągnąć natomiast ze Stanów Zjednoczonych, gdzie ukazało się nakładem dystrybutora Criterion, lub Wielkiej Brytanii oraz Hiszpanii. W żadnych z nich nie znajdziemy jednak polskiej wersji językowej.

81EsByrT30L._SL1500_.jpg

zdj. United Artists