„Wiedźmin” (2019) – recenzja 5 odcinków pierwszego sezonu. Zaraza, a miało być tak pięknie...

Od dzisiaj na platformie Netflix możecie oglądać pierwszy sezon serialu „Wiedźmin” na podstawie prozy Andrzeja Sapkowskiego. Jak produkcja z Henrym Cavillem w roli głównej wypada po pierwszych pięciu odcinkach? Sprawdźcie naszą recenzję.

Od momentu, w którym platforma Netflix ogłosiła realizację serialu na podstawie twórczości Andrzeja Sapkowskiego, w oczach wielu widzów „Wiedźmin” zaczął być postrzegany jako świetny kandydat do zastąpienia na serialowym podwórku odchodzącej powoli w cień „Gry o tron”, która ostatecznie swoim finałowym sezonem rozdarła serca tysięcy fanów – ale nie rozdrapujmy zasklepiających się powoli ran i skupmy się na wchodzącym dopiero na telewizyjne salony „Wiedźminie”. Netflix szukając produkcji, która zapewni mu przypływ nowych użytkowników i utrzyma przez lata obecnych subskrybentów, postawił na franczyzę, która szerszej publiczności poza granicami Polski znana jest głównie z popularnej serii gier od CD Projekt, a szczególnie za sprawą jej ostatniej, trzeciej już odsłony, która osiągnęła gigantyczny sukces, stając się największym wydarzeniem 2015 roku w świecie gier wideo. I mimo faktu, że to twórczość Sapkowskiego jest, rzecz jasna, podstawą dla serialowej adaptacji, to nie sposób spierać się z faktem, że bez międzynarodowego sukcesu – a już na pewno tego na rynku amerykańskim – Wiedźmina 3” nie byłoby serialowych przygód Geralta z Rivii.

Netflix postawił na markę, którą z „Grą o tron” od HBO łączy równie wiele, co różni. Nie można jednak odmówić obydwu produkcjom kilku istotnych elementów wspólnych. Każdy z autorów odpowiedzialny za stworzenie wspomnianych serii zabiera nas do quasi średniowiecznego świata podszytego fantastycznymi elementami z magicznymi stworzeniami na czele. W obydwu historiach mamy również do czynienia z brutalnym światem, w którym trup ściele się gęsto, a na każdym rogu czają się bandyci, okrutni władcy i przebiegli magowie. Twórczość Sapkowskiego nieco śmielej korzysta jednak z elementów fantastycznych, co niestety okazało się dla Netfliksa jedną z istotnych przeszkód stających na drodze do stworzenia serialu chociaż w połowie tak dobrego, jakim mógł być „Wiedźmin”.

Twórcy serialowego „Wiedźmina”, nie zamierzając iść na kompromis, postawili już w pierwszym sezonie na wykreowanie świata przepełnionego rozmaitymi potworami, fantastycznymi krainami, elfami i starciami wielkich armii. Wydawałoby się, że dla takiego giganta, jakim jest Netflix, budżet serialu mającego stać się wielkim hitem nie będzie stanowił większego problemu, a mimo to „Wiedźmin” jest jednak serialem wyglądającym wręcz tandetnie. O ile jeszcze same efekty specjalne potworów, z którymi musi mierzyć się nasz protagonista, są w większości znośne i nie psują frajdy z oglądania, tak wiejąca pustkami scenografia, kostiumy i jakość pozostałych efektów komputerowych stoją tutaj na poziomie przypominającym te z seriali Netfliksa, których o wysoki budżet bym nie posądził. Bohaterowie noszący stroje wyjęte jakby prosto z tanich historycznych rekonstrukcji obracają się tu głównie w sterylnie wyglądających wnętrzach, które w żaden sposób nie pomagają w budowie klimatu średniowiecznego świata. W tym aspekcie broni się w zasadzie tylko rynsztunek Geralta, do którego trudno się przyczepić. Pozostała obsada wygląda jednak tak, jakby na plan „Wiedźmina” trafiła prosto z teatru telewizji lub produkcji historycznych, w których lubuje się polska telewizja. Boli to, tym bardziej że w serialu pojawia się kilka rewelacyjnie wyglądających ujęć ogólnych pokazujących piękne krajobrazy.

Niestety w kreowaniu świata nie pomagają także sami bohaterowie. W „Wiedźminie” na etapie pięciu notabene z ośmiu odcinków pierwszego sezonu nie znalazł się żaden, dosłownie żaden bohater, którego mógłbym polubić i któremu mógłbym kibicować. Trudno mi w to uwierzyć, ale takim bohaterem nie jest nawet Geralt, z którym przecież powinna łączyć nas największa więź. O ile Henry Cavill aktorem jest niezłym, tak w roli snującego się po ekranie Wiedźmina wypada po prostu słabo. Zdarzają się mu, co prawda, przebłyski – zwłaszcza podczas pojedynków – ale poza tym jego Geralt jest do bólu płytki, całkowicie pozbawiony charyzmy i przede wszystkim historii, która mogłaby go zbudować w oczach serialowych widzów. Fabuła w pierwszym sezonie (przynajmniej na etapie pierwszych pięciu odcinków) została rozłożona w taki sposób, że bohaterów obserwujemy przede wszystkim przez pryzmat istotnych wydarzeń z ich życia. Twórcy, skacząc pomiędzy wątkami, próbują określić charaktery bohaterów przez ich przełomowe decyzje i czyny, ale tworzą w ten sposób jedynie kukiełki wypowiadające sztywne i pompatyczne kwestie dialogowe, które zamiast określać charakter postaci, wywołują grymas na twarzy widza. Scenariusz niemal zapomina o budowaniu relacji pomiędzy postaciami, przez co wszelkiego rodzaju „istotne wydarzenia” tracą jakąkolwiek wagę i nikną w natłoku masy innych równie słabo rozpisanych sekwencji – brak dobrze nakreślonych relacji tyczy się niemal wszystkich bohaterów, których serial próbuje w jakiś sposób ze sobą połączyć (Yennefer i Geralt, Geralt i Jaskier, Yennefer i inne czarodziejki itd.). Scenarzyści mają też problem z odpowiednim przedstawieniem serialowego świata i panujących w nim zasad. Osobom, które powieści i opowiadań Sapkowskiego nie czytały, mogą w niektórych momentach czuć się wyraźnie zdezorientowane i zagubione. A to wszystko w serialu, którego każdy z odcinków liczy ponad godzinę...

Produkcja Netfliksa nie może pochwalić się także zbyt imponującymi sekwencjami wielkich bitew. Potyczkom armii pokazanym w „Wiedźminie” daleko do poziomu tych, które zobaczyliśmy w późniejszych sezonach „Gry o tron”. Netflix postanowił, że w odróżnieniu od serialu HBO nie zrezygnuje w pierwszych sezonach z tego typu sekwencji i ostatecznie zaprezentował widzom krótkie i zarazem miernie wyglądające sceny – jedyne, czego nie można im odmówić, to brutalności. Mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że niekiedy brutalność ta jest wykorzystana jedynie jako element mający zaszokować widza, ale nie czepiajmy się na siłę. Jest krwawo, również podczas potyczek Geralta, których choreografia wygląda imponująco i daje widzowi sporo frajdy. Warto w tym miejscu postawić serialowi plusa za świetne i minimalistyczne przedstawienie na ekranie zestawu zaklęć, z których podczas walki korzysta pochodzący z Rivii łowca potworów.

Cóż, wiedząc, że większość z Was i tak serialowego „Wiedźmina” zobaczy, nie ma większego sensu, abym jeszcze bardziej próbował Was od tego pomysłu odwieść. Bierzcie jednak pod uwagę, że „Wiedźmin” jest serialem dokładnie takim, jakim zapowiadały go zwiastuny, aktorzy wypadają na ekranie tak samo drętwo, jak w zapowiedziach, scenografie i kostiumy przypominają te z niedrogich seriali, a Henry Cavill na Wiedźmina nadal średnio się nadaje. Problem polega jednak na tym, że zwiastuny nie pokazywały, że serial będzie aż tak nudny. Pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby „Wiedźmin” nie był produkcją opartą na kultowych powieściach polskiego pisarza, większość z polskich widzów niespecjalnie by się nią zainteresowała. Mimo licznych wad, „Wiedźmin” jest jednak serialem mogącym zapewnić odrobinę satysfakcji z seansu, a w obliczu niewielu serialowych produkcji fantastycznych lepiej mieć takiego „Wiedźmina” niż żadnego. Niezmiernie boli jednak zmarnowany potencjał na stworzenie prawdziwie pierwszoligowej adaptacji, na którą świat Sapkowskiego po prostu zasługuje.

Na koniec pochwalmy Netfliksa za to, że dostajemy serial z obrazem w rozdzielczości 4K opakowany w Dolby Vision, gdzie przy dominujących ciemnych sceneriach na takim HBO mielibyśmy słabą wizualnie powtórkę z „Gry o tron”. Oprócz Atmosa w oryginalnej angielskiej ścieżce, otrzymujemy go również w polskim dubbingu, gdzie głos Michała Żebrowskiego niejednokrotnie przywołuje pamiętny, polski serial „Wiedźmin”. Lektor, w osobie Piotra Borowca, dostępny jest natomiast w DD 5.1. W kwestii dźwięku zdarzają się jednak w polskich wersjach językowych wpadki w postaci nagłych skoków poziomu głośności.

Przy skrajnie negatywnych odczuciach z mojej strony ciekaw jestem, jak serial zostanie odebrany przez większość widowni, a zwłaszcza jej polską część. Wiemy, że Netflix zamówił już realizację drugiego sezonu, ale czy „Wiedźmin” stanie się równie długą serią jak superprodukcja od HBO? Jeśli tak, to na pewno nie dla mnie, ale piosenkę Jaskra będę sobie czasami nucił.

Ocena: 3-/6

źródło: zdj. Netflix