„Wiedźmin: Zmora Wilka” – przedpremierowa recenzja anime. Mutagen z Netfliksa

W najbliższy poniedziałek, 23 sierpnia, do oferty Netfliksa trafi „Wiedźmin: Zmora Wilka”, pierwsze anime platformy streamingowej oparte na dorobku Andrzeja Sapkowskiego. Jak wypada prequelowa opowieść o młodym wiedźminie Vesemirze, przyszłym mentorze Geralta? Sprawdźcie naszą przedpremierową recenzję.

Ponad trzydzieści lat po premierze pierwszego opowiadania, wprowadzającego do polskiej popkultury postać wiedźmina Geralta, świat wykreowany przez Andrzeja Sapkowskiego ma się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. W istocie to już cała mozaika skojarzeń i wpływów. Obok nowego filmu animowanego i nadchodzącego drugiego sezonu serialu z Henrym Cavillem, Netflix zamówił też realizację pełnoprawnego serialowego prequela zatytułowanego „The Witcher: Blood Origin”. Mamy też oczywiście znakomite gry CD Projektu. Powinniśmy się zatem cieszyć. Więcej wiedźmina to zawsze lepiej niż mniej wiedźmina, prawda?

Dzięki „Zmorze Wilka” zobaczymy wyraźnie, podobnie zresztą jak przy pierwszej produkcji Netfliksa, że efektem ubocznym spopularyzowania naszej „polskiej licencji” jest odzwierciedlenie w „Wiedźminie” wpływów wykraczających daleko poza oryginalne i klasycznie średniowieczne wizje Sapkowskiego. Takie rozszczepienie może zaowocować częstszym osadzaniem wiedźmińskiego świata w nowych kontekstach – przepuszczaniem go przez przeróżne filtry kulturowe. Nie wszystkim fanom się to może spodobać, czego żywym dowodem jest nierówna reakcja na pierwszy sezon serii z Cavillem. Swoją cegiełkę dorzucił też wówczas stosunkowo niski budżet produkcji i średni scenariusz.

Nowa animacja Netfliksa kontynuuje tendencje aktorskiej adaptacji, bo i tu energia, rytm i wielobarwność wyraźnie rozchodzą się z pierwowzorem. Jednocześnie „Zmora Wilka” buduje wewnętrznie zgrany świat – jakkolwiek w tonie znów oddalony od słowiańszczyzny Sapkowskiego. Za pełnometrażowy film odpowiada południowokoreański reżyser Han Kwang Il, mający w dorobku kilka odcinków serialu „The Boondocks”. Z kolei wizualną stronę filmu opracowało studio animacyjne Mir, którego oprawę widzieliśmy między innymi przy „DOTA: Dragon’s Blood” i w ostatniej animacji ze świata „Mortal Kombat”, „Scorpion's Revenge”.

The_Witcher__Nightmare_of_the_Wolf_00_44_31_03-min.jpg

Historia przedstawiona w „Zmorze Wilka” opiera się wprawdzie na krótkiej wzmiance o masakrze w wiedźmińskiej warowni Kaer Morhen, która znalazła się w jednej z pierwszych części sagi, ale im dalej w interpretację scenarzysty, tym bardziej w tyle pozostaje klimat sagi. Nie należy poczytywać tego za problem filmu. Wszak zadaniem ekranizacji jest nie tyle kopiować książkę, ile skonstruować własną, możliwie najbardziej kompletną poetykę. To ostatnie się „Zmorze Wilka” – opowieści o młodym wiedźminie Vesemirze, którą potraktować można jako swoiste wprowadzenie do drugiego sezonu serialu aktorskiego – na pewno udaje. Jego podróż przez szarobury świat, początkowe starcie z leszym i wynikające z niego zaskakujące konsekwencje składają się na solidną fabułę, podejmującą na krótko zarówno drobną politykę Kontynentu, jak i podupadającą kondycję wiedźmińskiego cechu na długo przed tym, jak na szlak trafili Geralt i Jaskier.

Nowy „Wiedźmin” stoi gdzieś na przecięciu wywrotowego anime „Berserk” (z którą „Zmora Wilka” dzieli zamiłowanie do groteskowej przemocy) i szeregu produkcji, które platforma streamingowa realizuje od paru lat ze studiem Powerhouse Animation. Głównemu bohaterowi wcale niedaleko zresztą do Trevora Belmonta, innego modnego łowcy potworów-cynika ze złotym sercem. Dość będzie też powiedzieć, że fundamenty historii o Vesemirze są w gruncie rzeczy całkiem podobne do opowieści Geralta. I jeden, i drugi łowca potworów mierzy się z samotnością i wykluczeniem. W przeciwieństwie do Białego Wilka, który nieskutecznie pozoruje twardą beznamiętność, Vesemir chroni się przed ludźmi za fasadą lekkoducha i cwanego awanturnika. Jego wątek w „Zmorze Wilka” to sprawna, jakkolwiek nieszczególnie złożona, narracja o poszukiwaniu samego siebie w skutym znieczulicą świecie. Choć wiele różni się tu od tego, co czytaliśmy u polskiego mistrza fantasy, rymy – przynajmniej tematyczne – pozostają bardzo wyraźne.

The_Witcher__Nightmare_of_the_Wolf_00_35_02_04-min.jpg

Co istotne, film nie jest przy tym wyłącznie prequelem do drugiego sezonu przygód Geralta, w którym na ekranie zadebiutuje aktorska wersja Vesemira. „Zmora Wilka” to smaczne i efekciarskie dark fantasy poszerzające uniwersum serialu. Mamy tu w istocie wszystkie elementy klasycznego wiedźmińskiego koktajlu: odrażające potwory, potężnych magów, styranych łowców potworów, znaki, elfy i eliksiry. Całość doprawiono jednak silnym netfliksowym mutagenem, bo tutejszym wiedźminom – fruwającym po asasyńsku czarodziejom – jest znacznie bliżej do „Castlevanii” niż książek Sapkowskiego. Wiedźmińskim ortodoksom (w tym wyżej podpisanemu), których bardziej urzeka jednak klimat mocniej zakorzeniony w powieściach i opowiadaniach, najlepiej będzie wrócić do Białego Sadu z „Dzikiego Gonu” albo jeszcze raz rozegrać misję z porońcem w kasztelu w Velen. Tym, którzy polubili serial Netfliksa, „Zmora Wilka” bez trudu przypadnie do gustu, bo to ni mniej, ni więcej, a zwarta i mroczna przygodówka, obiecująca większe zaangażowanie w świat wprowadzony do streamingu dwa lata temu.

Ocena końcowa anime „Wiedźmin: Zmora Wilka”: 4/6

zdj. Netflix