„X-Men. Punkty zwrotne” tom 1: „Kompleks mesjasza” – recenzja komiksu. Nowa nadzieja

Wzorem najważniejszych historii o Spider-Manie z Epic Collection, wydawnictwo Egmont rozpoczęło w naszym kraju wydawanie serii o podobnym charakterze, ale tym razem skupionej wokół X-Men. „Punkty zwrotne” mają przypomnieć nam najważniejsze, przełomowe momenty grupy superbohaterów, bez względu na chronologię wydarzeń. „Kompleks mesjasza” to pierwszy z nich.

„X-Men Milestones”, bo tak brzmi angielski tytuł, to seria składająca się obecnie z 15 tomów, które obejmują kluczowe dla mutantów wydarzenia z ostatnich 30 lat. Egmont postanowił w pierwszej kolejności skupić się na bardziej współczesnych komiksach, wydanych sporo po 2000 roku, nazywanych „Sagą mesjasza”. Pierwszy z nich „Kompleks mesjasza” zbiera w sobie komiksy wydane w 2007 roku, a wiemy już, że w 2022 roku Egmont wyda też w naszym kraju kontynuację pt. „Wojna mesjasza”. W kolejce czekać będą jeszcze 3 kolejne tomy: „Necrosha”, „Second Coming” i „Age of X”.

Na dziś trudno przewidzieć jednak, czy Egmont podąży drogą bardziej współczesną, czy może obierze przeciwny kierunek. „X-Men. Punkty zwrotne” to bowiem seria rozpoczynająca się kultową „Dark Phoenix Saga” z lat 80. i zbierająca najważniejsze wydarzenia dla mutantów z lat 1980-1999 w 10 pierwszych tomach łącznie („Kompleks mesjasza” to tom 11.). A to nie lada gratka dla wszystkich fanów X-Men w naszym kraju, nawet jeśli znają te historie z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela.

Dodam jeszcze przed przejściem do sedna, czyli fabuły, że bardzo podoba mi się format, w jakim wydana jest ta seria. Pewnie znajdą się maruderzy, którzy będą narzekać na ten bursztynowy, rzucający się w oczy grzbiet, ale według mnie świetnie komponuje się z napisem „Marvel” na górze. Co istotne, kolejne tomy serii wydane zostaną w podobnym stylu, dzięki czemu mamy gwarancję i pewność porządku na półce.

X-Men Punkty zwrotne tom 1 Kompleks mesjasza plansza z komiksu

Gdybym miał podsumować jednym słowem fabułę „Kompleksu mesjasza”, byłby to: chaos. Zapytacie dlaczego? Wydanie to zbiera bowiem w sobie event wydawany w USA w 2007 roku łącznie w czterech seriach komiksowych o mutantach: „Uncanny X-Men”, „X-Men”, „New X-Men” i „X-Factor”. Każda z nich tworzona była przez innego scenarzystę i rysowana przez innego artystę. I tak o ile pod względem scenariuszowym jest dość spójnie, tak artystycznie zostajemy wrzuceni w wir różnych stylów, który niestety mocno mi przeszkadzał (o tym jednak później).

Przed one-shotem „X-Men: Messiah Complex” dostajemy dodatkowo dość krótki wstęp autorstwa Kamila Śmiałkowskiego, który stara się wrzucić nas w wir akcji, przypominając, w którym miejscu uniwersum Marvela się znajdujemy, co działo się w życiu X-Men wcześniej (a działo się wiele) i do czego to wszystko doprowadziło. Niby fajnie, bo wstęp faktycznie pozwala zrozumieć, że jesteśmy jakiś czas po „Rodzie M” i „Dniu M” i czytelnik szybko uświadamia sobie, że mutanci są – pisząc wprost – na skraju wyginięcia.

Problem zaczyna się, gdy zaczynamy przebijać się przez kolejne strony i zeszyty. Przyznaję szczerze – miałem mega problem z rozpoznawaniem różnic pomiędzy kolejnymi seriami wydawniczymi, a co gorsza – z rozpoznawaniem grup bohaterów. Z jednej strony mamy bowiem Cyclopsa i klasyczną grupę X-Menów, z drugiej grupy złych mutantów, ale też ekipę z „The New Mutants”, czyli dzieciaków. Do tego wszystkiego dochodzi X-Factor Jamiego Madroxa i… mózg zaczyna parować. Tego, czego mi w „X-Men. Punkty zwrotne” brakowało, to rozpisania postaci. Poświęcenia jednej strony na wizerunki bohaterów wraz z ich imionami. Taki zabieg bardzo często stosowany jest przy większych eventach, ale tutaj tego zwyczajnie nie ma. Nie lubię czytać komiksu i jednocześnie wertować Wikipedii, by zrozumieć, kto jest kim, kto kim przewodzi i dlaczego jedni są źli, a drudzy tak nie do końca. A tutaj tego typu sytuacja miała miejsce wielokrotnie. Dlatego też uważam, że osoby, które nie znają choć w stopniu umiarkowanym świata mutantów, ich losów i bohaterów, zwyczajnie się od tego komiksu odbiją i nie będą potrafili go zrozumieć.

X-Men Punkty zwrotne tom 1 Kompleks mesjasza plansza z komiksu

A szkoda, bo sama historia, mimo potwornego zamieszania, jest warta bliższego poznania. Uwielbiam czytać o mutantach w potrzasku, o tym, jak boją się o swój los i przyszłość, dostając jednocześnie nadzieję. Jest coś urzekającego w scenach pędzącego przez Alaskę Cable’a z dzieckiem w rękach – tytułowym mesjaszem z genem X, który ma być dla X-Men nadzieją na lepsze jutro. Nie ma co ukrywać, takie nazwiska jak Brubaker, Carey, David, Kyle i Yost zwyczajnie dowieźli, oferując intrygujące, nowe otwarcie dla mutantów w uniwersum Marvela.

Nie mogę jednak przetrawić artystycznego bałaganu, jaki znajdziecie w „Kompleksie mesjasza”. Teoretycznie nie powinienem na to narzekać, bo skoro oglądamy historię z perspektywy czterech różnych serii, to autorami rysunków jest też czterech artystów. O ile jednak większość z nich trzyma fason i stara się znajdywać nić porozumienia, tak Humberto Ramos leci po bandzie. W swoim „The New X-Men” nachalnie pcha się ze swoją charakterystyczną, mangową, pełną kolorów i jaskrawości kreską, która totalnie wybija z rytmu czytania kolejnych zeszytów. Miałem okazję bliżej przyjrzeć się jego pracy przy „Spider-Manie” i tutaj robi dokładnie to samo, przegina w złą stronę. Szczególnie w momencie, gdy fabuła przeskakuje do jego serii z zeszytów rysowanych przez np. Chrisa Bachalo, które są dość ciemne, mroczne i czasem dołujące.

W efekcie, nie dość, że miałem problem, by w komiksie rozpoznawać bohaterów, tak rysownicy dodatkowo to utrudniali, kreując ich własne wizje, tak bardzo różniące się od siebie.

Podsumowanie

„Kompleks mesjasza” to dla mnie komiks będący definicją historii superhero. Niełatwy w odbiorze duży event, wpływający na losy całego uniwersum mutantów, z ciekawą, mocną historią, kilkoma wyrazistymi bohaterami (ale też kilkunastoma zupełnie niepotrzebnymi, wybaczcie). Jednocześnie to rzecz, która wzbudzała we mnie skrajne emocje. Od frustracji wynikającej z niewiedzy i braku zrozumienia, po zainteresowanie i nawet ekscytację w końcowych zeszytach.

Trudno jednak obok całej tej serii przejść obojętnie, bo mam wrażenie, że „Punkty zwrotne” zostaną z nami długo. To historie X-Men, które powinien znać każdy z nas i bardzo cieszy mnie fakt, że Egmont postanowił ruszyć z tą serią w naszym kraju.

Oceny końcowe

4+
Scenariusz
3+
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

X-Men: Punkty zwrotne tom 1: Kompleks mesjasza komiks

Specyfikacja

Scenariusz

Mike Carey, Ed Brubaker, Peter David, Christopher Yost, Craig Kyle

Rysunki

Chris Bachalo, Humberto Ramos, Scot Eaton, Billy Tan, Marc Silvestri

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

344

Tłumaczenie

Nika Sztorc

Data premiery

8 grudnia 2021

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel