„Zła edukacja” – recenzja filmu. Hugh Jackman wciąż w formie!

25 kwietnia na platformie HBO GO zadebiutował film „Bad Education” z Hugh Jackmanem i Allison Janney w rolach głównych. Czy warto zainteresować się produkcją o życiu Franka Tassone'a, kuratora okręgu szkolnego Long Island, który zdołał wyprowadzić ze szkolnego budżetu ponad 11 mln dolarów? Sprawdźcie naszą recenzję.

2004 rok. Roslyn, w stanie Nowy Jork. Osoby postawione na wysokich stanowiskach urzędowych w regionalnej oświacie znajdują sposób, aby bez obciążania własnych portfeli powiększyć swój majątek o sprzęty wysokiej wartości, nowe garnitury, drogą biżuterię, perfumy czy nawet luksusowe mieszkania. Gdy raz za razem wykradają z budżetu pieniądze przeznaczone na potrzeby uczniów, w końcu trafiają na młodą, ambitną redaktorkę gazetki szkolnej, która prowadząc własne śledztwo, obnaża tajemnice złodziei, a jej artykuł trafia m.in. na pierwsze strony „New York Times”. Brzmi to jak historia z kreskówki lub komedii, w której bohaterom przy ogromnym, momentami niewiarygodnym, szczęściu udaje się, bez konsekwencji, dokonywać kolejnych oszustw do czasu, gdy powstrzymuje ich, wydawałoby się, ktoś mało dla nich groźny. Jak się jednak okazuje, historia rodem z filmu wydarzyła się naprawdę, podkreślając tym samym, że czasem najlepsze scenariusze pisze życie.

Wielka szkoda, że życie ze swoich scenariuszy nie tworzy później filmów, bo może wtedy „Bad Education” zrobione byłoby z jakimś pomysłem i odwagą, aby opuścić zaciągnięty ręczny hamulec i ruszyć na pełnym gazie w wybranym kierunku narracyjnym. Podczas seansu byłem zdziwiony, że Cory Finley nie zdecydował się, żeby jak najbardziej ośmieszyć zachłanność pseudo-pedagogów i pokazać jak pozbawionymi kręgosłupa moralnego byli ludźmi. Równocześnie reżyser nie zamierza ich w żaden sposób bronić czy tłumaczyć. Dając nam więcej czasu na przebywanie z bohaterami, Finley mógł doprowadzić do sytuacji, w której ciężko byłoby nam uwierzyć, że tak dobrzy ludzie mogli zrobić coś tak okropnego. Oczywiście tego nie robi, a my finalnie, oglądamy miałki i bezpłciowy, ale mimo wszystko wciąż poprawnie nakręcony film.

bad-education.jpg

Nowa pozycja w ofercie HBO bardzo przypomina mi tegoroczną „Horse Girl”, oczywiście pod względem fabularnym są to dwa odległe światy i może się wydawać, że między nimi nie ma żadnego punktu wspólnego. Jednak spoiwem łączacym te produkcje jest znakomita kreacja aktorska, niosąca cały ciężar filmu na swoich barkach. Hugh Jackman, poza tym że strasznie się postarzał, znakomicie wczuł się w graną przez siebie postać – samą mimiką twarzy sprawia, że bez problemu wpadamy w nastrój pasujący do wydarzeń pokazanych na ekranie. I absolutnie nie jest nam do tego potrzebna zdecydowanie zbyt głośna muzyka, którą reżyser co jakiś czas wrzuca. Nie wierząc w umiejętności swoich aktorów, moc swojego dzieła lub po prostu w naszą inteligencję, dramatyczną melodią chce dać nam znać, że akurat jesteśmy świadkami ważnej sceny.

Niedosyt – to słowo będzie chyba idealnie opisywało moje odczucia po pojawieniu się końcowych napisów. Historia, która w rękach bardziej doświadczonego reżysera mogłaby bić się o Oscary, przez młodego Finleya została poprowadzona tak, że zapewne w normalnych czasach, gdzie wszystkie kina byłyby otwarte, a nowe premiery pojawiały się na ekranach, wcale nie byłaby zauważona.

Ocena: 4-/6

zdj. HBO