NOSTALGICZNA NIEDZIELA #10: Dziesięć najlepszych horrorów lat siedemdziesiątych

Przed epoką, która zaowocowała Freddym Kruegerem, Jasonem, Ashem, Cujo, tuzinami mniej lub bardziej znanych slasherów i wiadrami znakomicie odrażającego kina, gatunek horroru miał się znakomicie. Po latach sześćdziesiątych, w których kino grozy zaczęło po raz pierwszy szokować zupełnie wówczas nie przygotowanych odbiorców takimi perełkami jak Psychoza i Dziecko Rosemary, rozluźnienie cenzorskich ograniczeń, rozszerzyło narracyjne możliwości twórców, dając im bogate pole do realizowania swoich kreatywnych wizji. W dziesiątej Nostalgicznej Niedzieli zagłębiamy się w dekadę afery Watergate, wyprowadzki z Wietnamu i zeppelinowego IV, z najwyższym trudem wyławiając dziesięć najlepszych horrorów lat siedemdziesiątych. Zapraszamy do lektury.

 10. Phantasm

maxresdefault.jpg

Listę otwiera niskobudżetowy i groteskowy horror Phantasm (w Polsce przetłumaczony jako, o zgrozo, Mordercze Kuleczki) z roku 1979. Film, który doczekał się szerokiego kręgu zagorzałych fanów oraz kilku koszmarnych sequeli, opowiada o konfrontacji 13-letniego Mike'a z Wysokim Mężczyzną – grabarzem wykopującym ciała z lokalnego cmentarza a następnie, za pośrednictwem mauzoleum przesyłającym je do innego wymiaru. Don Coscarelli, występujący w roli reżysera, scenarzysty a czasem nawet i operatora, opowiada historię równie kuriozalną i zabawną co straszną, a ponadto bogatą w znakomitą scenografię (w szczególności dom pogrzebowy, dosłownie nie z tej Ziemi). W kontekście obsady na szczególne wyróżnienie zasługuje Angus Scrimm, jego portret tajemniczego Wysoki Mężczyzna jest ikoniczny i przerażajacy (nazwisko zobowiązuje). Nie wiem na ile to kwestia czystego sentymentu, ale wiedziałem, że Phantasm musi się na tej liście znaleźć, bowiem przenosi na ekran bardzo wiele elementów za które gatunek horroru po prostu uwielbiam. Ponadto, na uwagę zasługuje fakt, że film niedawno doczekał się wersji odrestaurowanej przez studio Bad Robot, dostępnej między innymi w formacie 4K.

9. Inwazja łowców ciał

invasion-of-the-body-snatchers-1978-cast.jpg

Będąc remakiem horroru z lat pięćdziesiątych opowiadającym o przybyłych z kosmosu istotach, zdolnych kopiować i zastępować mieszkańców Ziemi, Inwazja łowców ciał z 1978 roku jest jednym z rzadkich przypadków, w których to nowa wersja staje się legendarnym klasykiem, nawet po dziś dzień odciskającym odpowiednie piętno na estetycznych doznaniach co raz to nowszych widzów. Jak przy All Along The Watchtower Dylana, przerobionym z miażdżącym kulturalnym impaktem przez Hendrixa, tak w przypadku Porywaczy, reżyser Philip Kaufman robi to, na co Don Siegel nie mógł sobie pozwolic w 1956, wzbogacając opowieść o znakomite efekty specjalne i nowe zakończenie (które dwadzieścia lat wcześniej nie miałoby najmniejszej racji bytu). Samoświadoma narracja, wzbogacona znakomitą muzyką i pierwszorzędną aktorską chemią między Jeffem Goldblumem, Donaldem Sutherland i Leonardem Nimoyem może pochwalić się niemożliwą do zreplikowania atmosferą. Całość, tak jak z resztą oryginał, stanowi też polityczną alegorię, która wówczas z sukcesem skomentowała rzeczywistość post-Watergate, ale której przesłanie z przerażającą precyzją daje się przepisać na nastroje panujące w Stanach współcześnie. Klasyczny blend science-fiction i horroru, godny najwyższej rekomendacji.

8. Kult

The-Wicker-Man.jpg

Nim Nicolas Cage zatrząsł aktorskim światkiem wykrzykując nieśmiertelną deklarację o pszczołach, które ma w oczach, w negatywie idei udanego remake'a z 2006 roku, wersja filmu Kult była tylko jedna. Szalony horror Robina Hardy'ego z 1973 roku, opowiada historię zaginięcia pewnej dziewczynki i prowadzonego w tej sprawie śledztwa, które prowadzi szkockiego policjanta na małą wysepkę, zamieszkałą przez wyznawców pogańskiego kultu. Film stanowi znakomity komentarz na religijny radykalizm, delikatnie eksplorując przy tym koneksje akceptowalnych wyznań, z powszechnie uznanymi za ludowe pogaństwo. Kult zasługuje też na szczególne uwzględnienie z powodu obecności legendarnego Christophera Lee, znakomitej ściezki dźwiękowej wypełnionej przerażajacymi zaśpiewami chórków i miejscami niemal paradokumentalnego stylu prowadzenia opowieści, przesyconej pierwotnym i realnym koszmarem.

7. Omen

damien.jpg

Pozostając w klimatach „religijnego horroru” - siódme miejsce na liście zajmuje Omen z roku 1976. Elementem, który sprawia, że film Richarda Donnera (Superman, Zabójcza Broń) jest tak niezapominalny, jest doskonała kreacja Harveya Spencera Stevensa jako Damiena – małoletniego Antychrysta. Unikając spoilerów powiem, że horror zawiera sceny powszechnie uważane za jedne z najbardziej przerażających w historii kina. Odważny, świetnie napisany i kontrowersyjny - Omen może pochwalić się też znakomitym soundtrackiem skomponowanym przez jednego z wielkich kompozytorów kina - Jerry'ego Goldsmitha (nagrodzonego zresztą za partyturę Oscarem).

6. Miasteczko Salem

salems-lot-barlow-close.jpg

Stephen King powiedział kiedyś w jednym z wywiadów, że warunkiem skutecznej w wydźwięku reinterpretacji wizerunku wampirów jest zrezygnowanie z eleganckiej, lordowskiej maniery, rodem z klasycznych ekranizacji Draculi i postawienie zamiast tego na portret brutalnego, krwiożerczego zwierzęcia nocy. Swoją powieścią z 1975 roku, przez wielu uważaną za jego najlepszą – King dokonał właśnie tego. Ekranizacja jego Miasteczka Salem to film (a dokładniej 3-godzinna telewizyjna miniseria) obciążony pewnymi wadami, do których należy zaliczyć dość słabą obsadę i niewyróżniającą się, w większości przypadków, ścieżkę dźwiękową. A jednak, przy tym wszystkim, Miasteczko posiada wyjątkowy, dyrygowany przez znakomitą reżyserię Tobe'a Hoopera (znanego z Ducha) niepowtarzalny nastrój i przerażająco skutecznie restauruje mit o wampiryzmie na potrzeby współczesnego widza.

5. Głowa do wycierania

Glowa-Do-Wycierania.jpeg

Podczas gdy film nie jest przeważnie kategoryzowany jako horror, to trudno nie postrzegać psychologicznego labiryntu czarno-białej Głowy do wycierania Davida Lyncha z 1977 roku jako sennego koszmaru najwyższej próby. Film stawia jedną konfundującą widza konstrukcję narracyjną za drugą, a całość jest równie symboliczna, metaforyczna i niestabilna co surrealistyczna. Głowa jest przy tym jednym z największych artystycznych dokonań amerykańskiego artysty. Niepokojące, kontrowersyjne i często przerażajace produkty wyobraźni Lyncha do dziś głowią fanów na całym świecie, prowokując do snucia kolejnych interpretacji tego czarno-białego arcydzieła. Co ciekawe Lynch, mimo że jest zwolennikiem nieistnienia jednego kluczowego znaczenia dzieła filmowego, od lat powtarza, że jego rozumienia Głowy do wycierania nie odnalazła jeszcze żadna z powszechnych interpretacji. Jeden z najciekawszych tworów w historii kina i przy okazji znakomity choć z wszech miar odrębny przedstawiciel horroru lat siedemdziesiątych.

4. Halloween

halloween-1978-70-1200-1200-675-675-crop-000000.jpg

Produkcja opowiadająca historię Michaela Myersa – kultowej postaci psychopatycznego mordercy stworzonej przez młodego wówczas mistrza horroru - Johna Carpentera stanowi ścisły kanon kina grozy. Wypełnione po brzegi znakomitymi zabiegami narracyjnymi i nieustannie budującymi napięcie ruchami kamery i długimi ujęciami Halloween to jednocześnie pierwszy, pełnoprawny slasher, który zainspirował dziesiątki mniej i bardziej godnych zapamiętania filmów lat osiemdziesiątych. Kulturowy impakt filmu Carpentera jest zresztą trudny do opisania. Nakręcone w zaledwie 12 dni przy minimalnym budżecie, Halloween wyniosło twórcę do statusu poważnego i wpływowego reżysera i zapoczątkowało całą serię sequeli, powieści i gier, stając się przy tym jedną z pierwszych wielkich filmowych franczyz. Należy przy tym zaznaczyć, że jak to bywa z franczyzami, żadna z kolejnych części nie osiągnęła tego samego poziomu co oryginał, mimo znacznych sukcesów finansowych.

3. Obcy

alien.jpg

Na liście nie mogło oczywiście zabraknąć niedoścignionego magnum opus Ridleya Scotta. Pierwszy wystep Xenomorpha w 1979 roku to bezsprzecznie najlepszy film cyklu i nieprzekraczalny (nawet, a może zwłaszcza przez samego Scotta) krok milowy dla kina melanżu horroru i science ficiton. Następujący po nim Obcy: Decydujące starcie, chociaż będący niewątpliwie wspaniałym osiągnięciem, jest już jednak kinem zupełnie innego gatunku. Pierwsza konfrontacja Ripley z zaślinionym konstruktem H.R. Gigera w ciasnych, klaustrofobicznych korytarzach pozostaje tak samo emocjonująca przy dosłownie każdym oglądaniu. Nieśmiertelny design obcego, tajemniczych Space Jockeyów (tak, wiem), czy wnętrz statku Nostromo na stałe wryły się kanon kinematografii, Sigorney Weaver dała światu pierwszego kobiecego protagonistę-badassa, Jerry Goldsmith napisał niezapominalną partyturę a Ridley stworzył duszącą atmosferę zaszczucia, która nie ustępuje aż do napisów końcowych. Sukcesu na miarę Obcego reżyser miał już nigdy w tym samym gatunku nie osiągnąć. Niedawne Przymierze dramatycznie i nieskutecznie tylko to twierdzenie podkreśla. Zwłaszcza III akt tegoż filmu sili się na wykreowanie podobnego tonu, czyniąc to jednak rzemieślniczo i bez najmniejszego powodzenia.

2. Egzorcysta

article_main_3365.jpg

Wpływ Egzorcysty z 1973 roku jako jednego z najlepszych horrorów wszech czasów rezonuje w twórczości współczesnych twórców gatunku i w absolutnie każdym filmie z motywem opętania przez nieczyste, diabelskie siły. Niestety, mimo jawnych inspiracji - horrory XXI wieku mają chroniczną tendencję do pomijania tego co sprawiło, że oryginalny Egzorcysta z miejsca stał się kultowym klasykiem, mającym przerażać pokolenia widzów. Abstrahując od bezbłędnej reżyserii Williama Friedkina, charakteryzacji zasługującej na miano najwyższej ze sztuk, muzyki i niespiesznego, równego pacingu, to prawdziwe, obciążone niepewnością i wadami sylwetki postaci – tak dobrze napisane i sportetrowane przez Maxa Von Sydowa i Jasona Millera - przenoszą strach i nieśmiertelny impakt obrazu. Stopklatki Egzorcysty na długo zostają przed oczami, ich realizm i groteskowa przewrotność - niemożliwe do wymazania z pamięci. Znakomite kino, zwłaszcza uwzględniając rozwijającą pewne wątki wersję reżyserską.

1. Szczęki

Jaws-Cast.jpg

Nr 1 na liście to film, który nie straszy demonami, kosmitami, istotami z innego wymiaru czy paranormalnymi bytami spoza ludzkiej percepcji. Steven Spielberg stawia w Szczękach na monstrum równie mordercze i pozbawione litości, co z wszech miar prawdziwe. Klasyk z połowy dekady to jedno z największych osiagnięć amerykańskiego króla eskapizmu, ponadczasowy film o starciu człowieka z naturą. Film jest absolutnie bezbłędny, czy to od strony realizacji, czy obsady (Roy Scheider, Robert Shaw i Richard Dreyfuss). Doskonałe, powolne i hitchcockowskie budowanie napięcia, operowanie na tym co niewidzialne, a jedynie sugerowane, fantastyczne wykreowanie postaci które z opowiadaną historią są równie nierozerwalne co sam potwór – Spielberg jest absolutnym mistrzem. Wspomniałem już o muzyce Johna Williamsa?

Przede wszystkim jednak - Steven Spielberg zaimplementował widzom na całym świecie (w tym autorowi niniejszej listy) podświadomą i wieczną blokadę przed wejściem do morza, bez chociażby przemykającej myśli o gigantycznym potworze z martwymi, guzikowatymi oczami i wiecznie nienasyconym aptetytem. Szczęki to jeden z najlepszych filmów w historii, wyśmienicie zrealizowana podróż w głąb namacalnego, choć często niewidzialnego koszmaru zakorzenionego w obiektywnej rzeczywistości i koronny przykład kunsztu horroru lat siedemdziesiątych.