NOSTALGICZNA NIEDZIELA #53: Rób, co należy

Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam klasyczne produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. Dzisiejszą edycję poświęcimy jednemu z wcześniejszych filmów Spike'a Lee. „Rób, co należy” z 1989 roku powszechnie uważane jest za szczyt dokonań artystycznych autora niedawnego „Czarne bractwo. BlacKkKlansman”. Zapraszamy do lektury!

W jego ostatnim filmie – „Czarne bractwo. BlacKkKlansman” – Spike'owi Lee udało się celnie wyszydzić absurd Ku Klux Klanu – jego chorobliwej i nienawistnej ideologii, ukazując białokapturowców jako jednolicie skretyniałą masę zakompleksionych nieudaczników. Reżyser, utrzymując opartą na faktach narrację w ryzach mocno absurdalnej komedii, we wstrząsający sposób skonfrontował wydarzenia z realistycznymi konsekwencjami i – przede wszystkim – nakreślił paralelę między Stanami Zjednoczonymi „wówczas” a Ameryką Donalda Trumpa „teraz”. Choć nie wybiega w przyszłość, a usiłuje zamknąć w butelce duszącą atmosferę końca dekady lat osiemdziesiątych, jego „Rób, co należy” oglądane w 2018 roku wydaje się szczególnie aktualne w temperaturze panującej, wbrew pozorom, nie tylko za oceanem.

Do-The-Right-Thing-25.jpg

Najwięcej morderstw zdarza się, gdy termometr pokazuje 92 stopnie Fahrenheita” – mówi jeden z bohaterów klasycznej czarno-białej serii „Alfred Hitchcock przedstawia”. W odcinku antologicznego serialu z 1952 roku upał potęguje frustrację, wyzwala pierwotne skłonności i – ostatecznie – zmienia zwykłych ludzi w morderców. „Rób, co należy”, ściśle zainspirowane owym pomysłem, rozgrywa się w całości na przestrzeni jednego upalnego dnia i wykorzystuje falę gorąca, by metaforycznie zobrazować napięcia panujące między zróżnicowanymi rasowo mieszkańcami małej dzielnicy w nowojorskim Brooklynie. Mikrokosmos ulicy poznajemy oczami Mookiego (w tej roli sam Spike Lee) – czarnoskórego dostawcy pizzy – włoskich imigrantów Sala, Vita i Pino, Majora – złotoustego bezdomnego – i koreańskich właścicieli sklepu spożywczego. Gdy temperatura wzrasta, atmosfera w dzielnicy, w której każdy posiada własną koncepcję tego, jak być powinno, zaczyna wrzeć. W jednej z najlepszych scen Lee zbliża kamerę umieszczoną na „dolce” (wózku) do bohaterów wypluwających wprost w obiektyw rasistowskie stereotypy z idealną, zupełnie nieświadomą hipokryzją (postać Johna Turturro, zaopatrzona w widniejący w kadrze wizerunek papieża, wypada tu najcelniej).

Chciałem, by widzowie pocili się oglądając ten film” – powiedział Spike Lee w jednym z nowszych wywiadów poświęconych klasycznemu obrazowi. W istocie, wszystkie elementy w „Rób, co należy” nieustannie przypominają widzom o temperaturze panującej w czterech ścianach ekranu – poczynając od elementów scenografii, muzykę („Fight the Power”!), przez kompozycję ujęć (chociażby ukrywając kamerę za wentylatorem) i kolorystykę wysuwającą na pierwszy plan żywsze odcienie czerwieni, po charakteryzację bohaterów. Co więcej, wraz z progresją filmu zacieśnia się sposób, w jaki Spike Lee operuje szerokim obiektywem – z poziomu tradycyjnych ujęć w pierwszych minutach, te pod koniec stają się coraz bardziej odchylone i klaustrofobiczne, a przy tym skupione na detalach spoconych twarzy tłumu. W istocie, upał – tak wirtuozersko zaimplementowany w teksturę „Rób, co należy” – jest niczym tykający zegar bomby. Niejasna struktura i z pozoru luźno powiązane ze sobą elementy fabuły – długie spacery po ulicach prezentujące postawy mieszkańców dzielnicy – narastają w ciągu ponad dwóch godzin w stronę nieuchronnego crescendo, kiedy to Mookie – przez większość filmu bierny i wycofany bohater drugiego planu – decyduje się na zrobienie owej tytułowej „właściwej rzeczy”, która stała się omawianym do dziś, najbardziej kontrowersyjnym elementem zaskakującego finału. Jednocześnie „Rób, co należy” przewiduje, że „najgorętszy dzień lata” to tylko preludium do kolejnego, jeszcze gorszego upału. Pesymistyczna perspektywa, przyszłość, którą Spike Lee wieszczy jak prorok-fatalista, ma stać się początkiem dyskusji i krzywym zwierciadłem, które może (lub nie) stać się rzeczywistością.

do-the-right-thing-25_wide-8100b7096f7a8982b343534f9fbcb20317e8be52.jpg

We wspołczesnym, socjopolitycznym upale „joint” Spike'a Lee wydaje się szczególnie istotny. Film z 1989 straszy uniwersalnością, najpierw obrazując konflikt jako ten między „dobrem” i „złem”, a następnie rozszerzając dychotomię o wszystkie odcienie szarości. Wieńcząc „Rób, co trzeba” słowami Malcolma X i Martina Luthera Kinga, Spike Lee bowiem bezkompromisowo zderza potencjał połączenia dwóch odmiennych idei z goryczą, tragedią i społeczną frustracją. Reżyser i scenarzysta bez gloryfikacji, remediów i jednoznacznego piętnowania pyta, która z postaw mieszkańców Brooklynu jest tą „właściwą” i zasiewa wątpliwość nad istnieniem jej samej.

Film doczekał się zagranicznych wydań na Blu-ray między innymi w USA, UK i Francji. Jedną z nielicznych edycji kolekcjonerskich znajdziemy na niemieckim rynku, gdzie film „Rób, co należy” doczekał się wydania w metalpaku. W żadnej zagranicznej edycji niestety nie odnajdziemy polskiej wersji językowej.

źródło: zdj. Universal Pictures