Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara - recenzja filmu i wydania Blu-ray [3D+2D, opakowanie plastikowe]

Od 27 września dostępne są w sprzedaży wydania Blu-ray, Blu-ray 3D i DVD filmu Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara. Zapraszamy do recenzji wydania Blu-ray 3D.

 „Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara” (2017), reż. Joachim Rønning, Espen Sandberg

(dystrybucja w Polsce: Galapagos)

Film:

Gdy sześć lat temu wybierałem się do kina na czwartą część "Piratów z Karaibów", nie przypuszczałem nawet, jak bardzo zawiedziony wyjdę z seansu. Seria, która już w części trzeciej otrzymała perfekcyjne i przy tym jakże widowiskowe zakończenie, zaliczyła spektakularny wręcz upadek, staczając się do poziomu taniej produkcji telewizyjnej. No, bo jak inaczej nazwać film o piratach, w którym nie uświadczymy ani jednej bitwy morskiej (nie, spalenie łodzi z jedną osobą na pokładzie to nie bitwa morska), a każde potencjalnie widowiskowe wydarzenie poznajemy z opowieści któregoś z bohaterów, ewentualnie obserwujemy z odległości mniej więcej kilometra? Do tego doszła mdła i niewyraźna strona wizualna, nijaka kolorystyka oraz dosłownie kilka ładniejszych ujęć, które można było policzyć na palcach. W niczym nie pomogli ani powracający do swej najbardziej rozpoznawalnej roli Johnny Depp, ani partnerujący mu Geoffrey Rush, ani zdawać by się mogło perfekcyjnie obsadzony Czarnobrody (Ian Mc Shane). Całość dobita została przez kulawą fabułę i scenariusz nie zadający sobie trudu uzasadnienia, ani wyjaśnienia tego, co działo się na ekranie. Mimo to, ów koszmarek zanotował imponujące wpływy, które tłumaczyć można chyba głównie sentymentem widzów do trylogii Verbinskiego. Skoro więc kasa się zgadzała, to wciąż jeszcze można było liczyć na to, że przy okazji nadchodzącej piątej odsłony piracka seria wstanie z kolan. Czy tak się rzeczywiście stało?

Przeskakujemy w przód o sześć lat i oto nadchodzi "Zemsta Salazara", której same już zwiastuny zafundowały poprzednikowi szybki i bolesny nokaut w pojedynku na wizualną efektowność. Gorzej, że wszystko wskazywało na bardzo wysoki stopień odtwórczości w stosunku do pierwszych trzech filmów. Raz, że ma tu miejsce powrót do wątków i postaci z trylogii, tym razem skupiając się na perypetiach ich potomka, przed którym staje wyzwanie podejrzanie podobne do tego, któremu sprostać musiał jego ojciec. Dwa - po raz któryś tam już z kolei dostajemy przeklętego kapitana, załogę itd. - tak, jakby film o piratach nie mógł opowiadać o czymś innym. Trzy - raz jeszcze bohaterowie szukać będą artefaktu (tym razem jest nim trójząb Posejdona), który za jednym zamachem zaradzi wszystkim problemom. No cóż, jak widać, sięgnięto po sprawdzoną recepturę. Jedni będą w tej sytuacji kręcić nosem, widząc na talerzu ponownie odgrzanego kotleta, inni, którym niestraszna jest powtórka z rozrywki, przywitają znajome rozwiązania z otwartymi ramionami. Fakt, że odtwórczość i fabularna wtórność występujące tu w naprawdę wysokim stężeniu mogą negatywnie zaważyć na ocenie, jednak jeśli tylko zdołamy przymknąć na to oko, jest spora szansa, że będziemy w stanie świetnie się bawić podczas seansu. Tu z miejsca zaznaczę, że mnie się to udało, z kina wyszedłem zadowolony - może i po części dlatego, że mamy tu wyraźny skok jakościowy w stosunku do poprzednika, a to zawsze warto docenić. Gdyby jednak był to jedyny powód, zapewne ocena nie byłaby zbyt wysoka. Są jednak i inne - pora więc na parę słów o nich. Zacznijmy może od znanych twarzy: prócz obowiązkowego powrotu kapitanów Sparrowa i Barbossy, swój kolejny występ zaliczyli także: weteran serii, Joshamee Gibbs, oraz znani z trylogii Marty, małpa Jack oraz dwóch byłych żołnierzy, których to poznaliśmy już w części pierwszej nim jeszcze przystąpili do pirackiej braci. Powraca także jeden z bohaterów "Na nieznanych wodach", Scrum... Cóż... może jego też ktoś polubił? Zestaw postaci drugoplanowych wypada więc tu znacznie bardziej interesująco niż w poprzednim filmie. To samo tyczy się zresztą i bohaterów głównych, których szeregi wzmacniają Henry Turner (Brenton Thwaites), poszukujący sposobu na zdjęcie ciążącej na ojcu klątwy (tak, tak, to już tradycja rodzinna), oraz wspomagająca go "nie-wiedźma" Carina (Kaya Scodelario) z nieco podobnym problemem. Świeża krew ma tu zdecydowanie lepszą i sensowniej wpisaną w fabułę rolę niż ich poprzednicy z czwartego filmu (całkowicie daremni kaznodzieja i syrena), przy tym nie irytują widza, bywają zabawni, a ich losy śledzić można z zaciekawieniem. Lepiej niż ostatnio wypadają także Sparrow i Barbossa, choć do osiągniętego w trzecim filmie szczytu formy sporo im brakuje. Te niedostatki nadrabia jednak nowy łotr, tytułowy Salazar (Javier Bardem), robiący niemałe wrażenie swą ekranową prezencją wspomaganą efektami specjalnymi. Choć jego motywacja jest mocno standardowa (kolejny przeklęty kapitan próbujący wyrównać rachunki z Jackiem), to jednak aktorska interpretacja tej postaci pomaga jej wznieść się ponad przeciętność, a każdą scenę z jego udziałem ogląda się z przyjemnością. Szkoda jedynie, że zamiast robić z niego kolejnego w tej serii zawieszonego między życiem a śmiercią złoczyńcę, nie zdecydowano się przedstawić go w takiej postaci, w jakiej możemy go oglądać w retrospekcji mówiącej o jego pierwszym spotkaniu z Jackiem. Moim zdaniem byłoby to ciekawsze rozwiązanie (i na tle serii bardziej oryginalne), choć ominęłaby nas wtedy interesująca wizja jego martwej formy. Dodatkowo trafimy tu także na Faramira z Władcy Pierścieni (David Wenham) w roli oficera królewskiej marynarki oraz jedną "jak najbardziej-wiedźmę", której to rola zdaje się, że przynajmniej po części skończyła na stole montażowym. Kończąc temat obsady warto jeszcze odnotować cameo Paula McCartneya (może trochę na siłę zabawne) oraz powrót Orlando Blooma w roli kapitana "Latającego Holendra" Williama Turnera (jego występ jak najbardziej na plus) oraz... nie... nie zdradzajmy zbyt wiele - kto widział ten wie, kto obejrzy ten się dowie.

Kolejnym istotnym czynnkiem wpływającym na odbiór "Zemsty Salazara" jest widowiskowość tego filmu. Pod tym względem stanowi on przeciwieństwo poprzednika, nie tylko wygląda jak na blockbuster za grube pieniądze przystało, ale i serwuje to, czego się oczekuje po pirackim kinie - to jest oczywiście wszelakie sekwencje akcji w morskiej scenerii, nie tylko potyczki statków (choć i tych nie brakuje), ale i inne, nieco bardziej oryginalne, że wspomnę tylko o nieumarłych rekinach i sekwencji finałowej mającej miejsce w dość niecodziennej lokalizacji. Kolejnym plusem jest muzyka. Choć na krześle kompozytora zabrakło tym razem Hansa Zimmera, to jednak zastąpił go jeden z jego współpracowników, który z piracką serią miał do czynienia od lat, a z powierzonego mu zadania wywiązał się bezbłędnie, tworząc zarówno nowe, wpadające w ucho tematy, jak i w udany sposób nawiązując do znanych i lubianych motywów, dzięki którym szereg scen znacząco zyskał (więcej na ten temat w recenzji soundtracku). Również i humor, którego jak zwykle nie zabrakło, przez większość czasu trzyma poziom i tyczy się to zarówno szeregu zabawnych sytuacji (gilotyna!), jak i dialogów (gdzie jak zwykle przoduje Jack, ale Henry i Carina, a także szereg postaci drugoplanowych  mają coś do dodania).

"Zemsta Salazara" to pierwszy udany film w serii od dekady, a jednocześnie jej udane zakończenie, które w zasadzie nie potrzebuje już kolejnych kontynuacji (na razie nie wiadomo jeszcze, czy takowe powstaną). Z jednej strony szkoda byłoby znowu to zepsuć, jak to już raz uczyniono, z drugiej - sam chętnie spotkałbym się z naszymi znajomymi piratami ponownie i mam tu także na myśli tych, których poznaliśmy dopiero w części piątej. Choć nie sposób zaprzeczyć, że film to praktycznie kalka poprzedników, to jednak poziom jej wykonania starczy za dobry argument, by postawić go na półce obok trylogii Verbinskiego, bo jeśli któraś część zasłużyła na zapomnienie to tylko abominacja spod ręki Roba Marshalla, z marnym skutkiem udająca sequel Piratów z Karaibów. Tymczasem "Zemsta Salazara" to z całą pewnością powrót do formy, nawet jeśli nie najwyższej (bo do poziomu "Na krańcu świata" jednak trochę brakuje), to w zupełności wystarczającej by uchodzić za jeden z tych bardziej udanych tegorocznych blockbusterów. O ile oczywiście nie przeszkadza nam brak świeżości i innowacyjności, bo tym się akurat poszczycić za bardzo nie może. 

+4
Film

Obraz

Jeśli ktoś martwił się o wygląd tego filmu, mając w pamięci to, jak wyglądała poprzednia część, z miejsca uspokajam: "Zemsta Salazara" tak w kinie, jak i na Blu-ray wygląda bardzo dobrze - żywo i wyraziście. Zbliża się w tym względzie do tego, do czego przyzwyczaiła nas trylogia Verbinskiego i bardzo słusznie. Film mający w tytule zarówno piratów, jak i Karaiby powinien powalać swoją warstwą wizualną, a nie tylko straszyć mdłymi i ciemnymi kadrami, jak to czyniła część czwarta. Transfer, jakim nas uraczył Disney, jak najbardziej wspiera film w wywiązaniu się ze wspomnianego wyżej zadania. Podziwiamy więc ukazane w najdrobniejszych szczegółach lokacje i statki, bogactwo kostiumów i wnętrz, czy też niezliczone bruzdy na twarzy Hectora Barbossy. A wszystko to w nasyconych barwach, kontrastowo, z czernią na należytym poziomie. Próżno szukać tu artefaktów kompresji, czy jakichkolwiek innych kłopotliwych zjawisk. Bez względu na to, czy dana scena rozgrywa się w pełnym słońcu, czy w mroku nocy, film wciąż prezentuje się imponująco. Trudno wymagać więcej.

vlcsnap-2017-10-04-20h02m08s120.jpg vlcsnap-2017-10-04-20h13m05s110.jpg

vlcsnap-2017-10-04-20h03m28s212.jpg vlcsnap-2017-10-04-20h06m25s155.jpg

6
Obraz

Obraz 3D:

Piąta odsłona serii Piratów z Karaibów oferuje nam obraz 3D w rozdzielczości 1080p i już od pierwszej sceny w filmie możemy doświadczyć możliwości, jakie niesie ze sobą ta technologia. Mowa tutaj oczywiście o scenie "Klątwa ojca", w której syn Willa Turnera spotyka się z ojcem na pokładzie Latającego Holendra. To właśnie na statkach najbardziej uwidacznia się efekt trójwymiarowości. Głębia idealnie odzwierciedla scenografię okrętów, wysuwając na pierwszy plan elementy lin, ruf, czy sterów okrętów, oferując przy tym odpowiednią ostrość dalszego planu. Głębię daje się oczywiście odczuć również w innych scenach rozgrywających się na lądzie, ale nie są one tak imponujące, jak praktycznie wszystkie momenty na pokładach statków. Jeśli chodzi natomiast o efekt wystających z ekranu elementów, to już w szóstej minucie film dostarcza nam najlepszą scenę, jaką ma do zaoferowania tym aspekcie. Chodzi o moment, w którym jeden z oficerów okrętu brytyjskiej floty spogląda przez lunetę, która bardzo realistycznie wystaje z ekranu i może zrobić spore wrażenie na oglądających. Szkoda jednak, że jest to jeden z nielicznych efektów w tym filmie, które mogą spowodować opad szczęki. W dalszej części możemy liczyć już jedynie na kilka podobnych scen z lunetami, które wyraźnie odstają jakością efektu 3D od tej wspomnianej powyżej oraz kilka mniej spektakularnych scen związanych z efektem karabinów i szabli wychylających się poza obramowanie telewizora. Film nie wykorzystuje również potencjału, jakie dają mu momenty, wręcz wydawałoby się, skrojone pod efekt wychodzących poza ekran elementów. Spodziewałbym się, że np. w takiej scenie z rekinami efekt ten zostanie odpowiednio wykorzystany, ale najwidoczniej twórcy mieli inne zdanie w tej materii. Należy jednak wspomnieć, że autorom udało się dobrze wykorzystać charakterystyczny wygląd Kapitana Salazara i jego załogi. Przy każdej scenie z ich udziałem naszą uwagę przykuwa bardzo miły dla oka pył z rozpadających się ciał, snujący się po całym ekranie. Ponadto podczas seansu kilkukrotnie możemy obserwować zbliżenia twarzy Kapitana Salazara, a wtedy oprócz pyłu efekt 3D dotyka również falujących włosów bohatera.

Jeśli natomiast chodzi o jakość samego obrazu, to stoi ona na wysokim poziomie i nie odbiega od jakości, jaką oferuje nam nośnik 2D. Możecie się o tym przekonać na poniższych screenach, gdzie wersja 3D wyświetlana jest w trybie 2D. Obraz jest przejrzysty, odpowiednio nasycony kolorami, a krawędzie są ostre i bardzo dobrze zarysowane. Nie natknąłem się na żadne defekty, które dałoby się zauważyć gołym okiem. Odrobinę większa jasność i mniejsza ostrość, które możecie zauważyć na screenach z wersji Blu-ray 3D w porównaniu do Blu-ray 2D, nie jest oczywiście odczuwalna podczas normalnego seansu.

Podsumowując, Zemsta Salazara oferuje nam bardzo dobre 3D pod względem głębi i jakości, ale zdecydowanie zabrakło w filmie efekciarskich scen, które mogłyby zrobić na widzach wrażenie. Niestety, pod tym względem Piraci nie wykorzystali swojego potencjału.

3D vs 2D:

Po kliknięciu w obrazek zostaniecie przeniesieni do porównywarki screenshotów.

piraci5_3d_porwnie_miniaturka.png

4
Obraz 3D

Dźwięk:

Jeśli ktokolwiek śledzi nasze recenzje wydań Blu-ray, zwłaszcza te od Disneya, ten powinien się spodziewać odrobiny narzekania. Nie inaczej będzie zatem w przypadku „Piratów z Karaibów: Zemsty Salazara”. Na obu dyskach zamieszczono oryginalne ścieżki, niestety stratne, w DTS HD High Resolution 5.1 (ich bitrate wynosi 2046 kbps) – raz jeszcze obcięto je o dwa kanały w stosunku do np. wydania amerykańskiego (okładka błędnie informuje, że na płycie 3D znajduje się DTS HD High Resolution 7.1). A przecież miejsca na płytach jest wystarczająco dużo, by mogły tam pomieścić się ścieżki bezstratne (oba krążki wypełnione są danymi w ilości około 40 GB). Fakt ten denerwuje jeszcze bardziej, kiedy spojrzymy na cztery poprzednie części, które doczekały się w Polsce bezstratnych formatów audio.

No cóż, pozostaje nam skoncentrować się na tym, co zafundował nam Disney. Już od pierwszych scen jesteśmy atakowani bogatymi efektami dźwiękowymi. Niemal przez cały seans otaczają one widza (mało jest bowiem chwil, kiedy audio milknie na dłużej niż kilkanaście sekund). Tło dźwiękowe szczelnie wypełnia przestrzeń pomiędzy głośnikami, kierunkowość dźwięku również bez zarzutu. Każda ze scen akcji odznacza się imponującym zestawem SFX. Brawa dla realizatorów dźwięku za to, że nie odnosi się wrażenia ogłuszającej kakofonii. Również dialogi docierające do widza głównie z centralnego głośnika są wyraźne i dobrze słyszalne. Entuzjastów muzyki filmowej ucieszy, iż score Geoffa Zanellego nie niknie w natłoku dźwiękowych atrakcji. Ba, niekiedy wysuwa się na pierwszy plan i znacznie potrafi podbić tempo sekwencji akcji, których w piątce nie brakuje. Muzyka w serii „Piraci z Karaibów” nigdy nie grzeszyła subtelnością, zawsze było głośno – i pewnie z tego względu polubili ją widzowie na całym świecie – „Zemsta Salazara” nie jest tu wyjątkiem. I dobrze, bo to niejako wizytówka pirackiego cyklu. Tym większa szkoda, że i tym razem otrzymaliśmy produkt wybrakowany w stosunku do wydań zachodnich.

Polska ścieżka dźwiękowa to po raz pierwszy w historii pirackiej serii kinowy dubbing, opracowany przez firmę SDI Media Polska (reżyseria: Waldemar Modestowicz, dialogi: Jakub Wecsile). Nagrano go w systemie Dolby Digital 5.1. Ścieżka ta jest odpowiednio zbalansowana, bez niedociągnięć w postaci wysuwania się rodzimych głosów na pierwszy plan i zagłuszania reszty tła, również kwestie wypowiadane przez aktorów są nieźle słyszalne. Obsada dubbingu robi wrażenie: Cezary Pazura jako Jack Sparrow, Jan Frycz jako Salazar, Adam Ferency jako Barbossa – dla części widzów będzie to duża zachęta, by obejrzeć film w polskiej wersji językowej. Pozostałym jednak rekomenduję wyłącznie audio angielskie, nawet jeśli jest ono w rodzimej edycji wybrakowane.

Poniższa, umiarkowana ocena, dotyczy tylko ścieżek w języku angielskim.

4
Dźwięk

Dodatki:

menu-3_01.png

Zestaw zawartych na płycie dodatków nie jest szczególnie obszerny. Składają się nań:

Za kulisami nowej przygody (47:50) złożony z kilku części making of, poruszający kilka ważnych i mniej istotnych kwestii, któremu niestety daleko do wyczerpania tematu (większość znanych i lubianych postaci z serii ma tu dla siebie niewiele miejsca). W jego skład wchodzą:
- Powrót na morze (3:33) - wstęp, w którym zebrano krótkie wypowiedzi obsady i reżyserów oraz producenta Jerrego Bruckheimera o ich wrażeniach związanych z przystąpieniem do pracy nad piątą odsłoną pirackiej serii.
- Snucie opowieści z Brentonem i Kayą (8:38) - spojrzenie na produkcję filmu z perspektywy "świeżej krwi" w obsadzie - odtwórców ról Henry'ego i Cariny.
- Matador i Byk: sekrety Salazara i "Cichej Marii" (13:38) - prawdopodobnie najciekawszym dodatkiem jest materiał skupiający się na postaci kapitana Salazara, jego załogi i okrętu. Dowiemy się co nieco zarówno o pomyśle na postać tego całkiem udanego antagonisty, jak i sposobie przeniesienia go na ekran.
- Pierwszy oficer (8:48) - tu z kolei dzień na planie "Zemsty Salazara" z perspektywy weterana serii, Kevina McNally'ego, odtwórcy roli Gibbsa (który tym razem nie zapuścił własnych bokobrodów :)).
- Rekiny widmo (3:50) - krótki materiał o kręceniu jednej z widowiskowych scen akcji.
- Piracka przygoda Paula McCartneya (5:11) - kulisy gościnnego występu Paula McCartneya.
- Dziedzictwo (3:59) - krótkie podsumowanie i spojrzenie na całą serię.

Gafy z Karaibów (2:58) - nazwa mówi sama za siebie.
Sceny niewykorzystane (2:59) - zbiór czterech scen wyciętych i rozszerzonych. Jedna z nich, z udziałem wieloryba, spokojnie mogłaby zostać w filmie, trudno powiedzieć dlaczego ją usunięto.
Foto-dziennik Jerrego Bruckheimera (1:40) - kolekcja fotografii wykonanych na planie przez producenta.

Teaser filmu Star Wars: The Last Jedi.

Choć po podsumowaniu czasów trwania materiałów dodatkowych otrzymujemy nienajgorszy wynik, to jednak rozłożenie akcentów nie jest najszczęśliwsze, przez co całość wypada mocno powierzchownie. Brakuje zwłaszcza skupienia się na postaciach, znanych z poprzednich części - z nich jedynie Gibbs dostaje nieco więcej czasu. Zabrakło komentarza reżysera, który mógłby nieco zaradzić na niedosyt wiedzy, jaki pojawia się po zapoznaniu się z materiałami dodatkowymi zamieszczonymi na płycie. Na pocieszenie dostajemy ładne, animowane menu - coś co ostatnimi czasy nie jest już normą w wydaniach płytowych.

3
Dodatki

Opis i prezentacja wydania:

Film został wydany w standardowym plastikowym pudełku typu elite mieszczącym dwie płyty. Okładka nie posiada żadnego nadruku na wewnętrznej stronie, tym razem Disney pokusił się jednak o nieco ładniejszy nadruk na płycie 3D. Szkoda tylko, że już płyta 2D dostała tylko standardowe niebieskie tło z białym tytułem. W efekcie każda płyta zdaje się pochodzić z innego wydania, co nie robi najlepszego wrażenia.

Na przedniej okładce plakat kinowy zwyczajem Disneya niepotrzebnie "przyozdobiony" czerwonym paskiem z logiem Blu-ray 3D, które centymetr wyżej jest także widoczne na samym pudełku. Może dzięki temu, że jest aż w dwóch miejscach oddalonych od siebie o jakiś centymetr, nikt go nie przegapi.

Z tyłu znajdziemy standardowy, krótki opis fabuły, listę płac, kilka fotek i specyfikację obu płyt wraz z kompletną listą dodatków, przy czym podany czas trwania filmu jest błędny - w rzeczywistości trwa on 129 minut, a nie 125. Wydanie nie wybija się specjalnie wyglądem spośród innych wydań filmów od Disneya, ale za nadruk na płycie 3D mały plusik do oceny. Ot, tak na zachętę ;)

+3
Opakowanie

Specyfikacja wydania

Dystrybucja

Galapagos

Data wydania

27.09.2017

Opakowanie

Elite

Czas trwania [min.]

129

Liczba nośników

2

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 2.39:1

Dźwięk oryginalny

DTS-HD High Resolution 5.1 angielski (2046 kbps)

Polska wersja

napisy, DD 5.1 (dubbing) (640 kbps)

Podsumowanie:

Jeśli ktoś zniechęcił się do tej serii za sprawą nieszczęsnej czwartej odsłony, ale lubił filmy Verbinskiego i ma ochotę na dokładkę pirackiej przygody w zbliżonym klimacie, może spokojnie sięgnąć także i po część piątą. Wydanie Blu-ray oferuje obraz na najwyższym poziomie, przyzwoity (choć oskubany) dźwięk oraz przeciętnych rozmiarów dawkę materiałów dodatkowych. Z pewnością warto dołączyć film do domowej videoteki, szczególnie jeśli znalazło się w niej już miejsce dla poprzednich części.

+4
Film
6
Obraz
4
Obraz 3D
4
Dźwięk
3
Dodatki
+3
Opakowanie
4
Średnia

Gdzie kupić wydanie Blu-ray 3D filmu „Piraci z Karaibów - Zemsta Salazara”?

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Galapagos.

Specjalne podziękowanie dla Mister Tadeo za uzupełnienie tekstu o opis dźwięku oraz dla Mateusza za opis obrazu 3D.

źródło: Disney / Galapagos