„To: Rozdział 2” – recenzja filmu

Pennywise żyje! Drugi rozdział horroru „To” w reżyserii Andy'ego Muschiettiego już dziś trafia do kin – z tej okazji mamy dla Was naszą recenzję filmu na podstawie kultowej powieści Stephena Kinga. Czy udało się powtórzyć sukces pierwszej części? Zapraszamy do lektury.

Najważniejszym elementem opowieści jest zakończenie” – mówi szalony Mort Rainey, nakładając sobie jeszcze jedną parującą kolbę kukurydzy. Bohater „Sekretnego okna” – innej opowieści Stephena Kinga – na ekranie ożywiony przez Johnny'ego Deppa, trafia w pewnym sensie w sedno filmu „To: Rozdział 2”. Zakończenia opowieści stanowią bowiem największy problem Billa Denbrougha (James McAvoy), niegdyś członka Klubu Frajerów, obecnie poczytnego autora powieści grozy. Gdy 27 lat po pokonaniu klauna Pennywise'a zło ponownie pojawia się w kanałach pod miasteczkiem Derry, Bill i reszta Frajerów muszą raz jeszcze odnaleźć w sobie odwagę i stawić czoła koszmarom przeszłości i doprowadzić własną opowieść do końca.

Mimo wielu radykalnych zmian względem książkowego pierwowzoru, pierwszy rozdział ostatniej adaptacji „To” skutecznie wydobył swoistą esencję lśniącą wewnątrz tysiąca stron powieści, zachowując przy tym swój mocno odrębny, acz w pewien sposób znajomy charakter. Mając za sobą seans najnowszego rozdziału obrazów Andy'ego Muschiettiego mogę z czystym sercem powiedzieć, że drugi film dylogii tego sukcesu nie powtarza. Co więcej – narracja wydaje się świadoma własnej podrzędności względem „jedynki”, niejednokrotnie oddając jej hołd i często nieco nachalnie nawiązując do najlepszych elementów jej scenariusza niczym wysokobudżetowa twórczość fan-fiction. Niemniej jednak „Rozdział 2” to wciąż adaptacja bardzo dobra – bardziej wprawdzie zajęta konstruowaniem własnej interpretacji materiału źródłowego, niż odnajdywaniem w nim tej samej istoty, która tak wdzięcznie rezonowała w poprzedniku. Muschietti do samego końca zdaje się największym zainteresowaniem darzyć motywy traumy i pogrzebanych wspomnień, a w mniejszym stopniu dotykać wysuniętej na pierwszy plan w powieści zdolności odnajdywania w dzieciństwie klucza do dorosłości (i vice versa), jak i melancholijnego poszukiwania miejsca dla tego „kim byliśmy” w relacji do tego „kim jesteśmy”. I podczas gdy myśl powieści autora z Maine jest niewątpliwie „większa-niż-życie”, zasięg ekranizacji wydaje się znacznie węższy. Znamiennym wydaje się w tym zakresie, że Muschietti poddaje zakończenie opowieści pewnej modyfikacji. Owa, subtelna w teorii, a jednak wpływająca na emocje pozostałe po odbiorze zmiana jest bodaj najbardziej radykalnym odstępstwem od nastroju prozy Stephena Kinga. Co ciekawe jednak i w kontekście recenzji filmu najistotniejsze – w tej wersji wydarzeń zmiana jest nie tylko w pełni usprawiedliwiona. Przede wszystkim, mimo pewnej trawestacji cytatów zaczerpniętych wprost z powieści, przyczynia się do wewnętrznej spójności całej opowiadanej historii.

1309160_itchaptertwo_571766.jpg

Z uwagi na umiejscowienie akcji ćwierć dekady po wydarzeniach „jedynki” w „To: Rozdział 2” w dorosłych członków Klubu Frajerów wciela się nowa obsada (choć warto zaznaczyć, że odmłodzeni komputerowo Frajerzy z pierwszego rozdziału wracają w filmie nader często). Mimo nierównego montażu, o którym wspomnimy później, James McAvoy, Bill Hader, Jessica Chastain, Isaiah Mustafa, Jay Ryan, James Ransome i Andy Beam stanowią organiczną kontynuację postaci, które poznaliśmy dwa lata temu. Co więcej, z łatwością odnajdują bliźniaczą względem młodych aktorów chemię, a najlepsze momenty filmu to z pewnością te, które cała grupa dzieli ze sobą w komplecie. Zwłaszcza Hader, który swoją umiejętność do kreowania postaci zarazem komicznych i dramatycznych zaprezentował w znakomitym serialu „Barry”, kradnie uwagę widza jako Frajer obdarowany najciekawszym wątkiem filmu – Richie Tozier. Również James Ransome, w roli hipochondryka Eddiego Kaspbraka, do perfekcji opanowuje wszystkie manieryzmy postaci i choć scenariusz wydaje się w jego przypadku czasem nieco zbyt eksplicytny, aktor radzi sobie z materiałem szczęśliwie unikając pastiszu. Bill Skarsgård jako klaun Pennywise natomiast raz jeszcze przechodzi sam siebie, mimo nieco ograniczonej roli, jaką nakłada na niego narracja (przynajmniej w formie portretowanej przez szwedzkiego aktora). Zło z Derry upokorzone przez grupę nastolatków w „jedynce” przywdziewa w drugim rozdziale twarz rozchybotanego emocjonalnie maniaka – przerażającego, zezującego i zaślinionego psychopaty, którego bezwzględność przewyższa jedynie namacalnie rozpaczliwa determinacja. Genialna kreacja zasługująca na najwyższe uznanie.

Wraz ze zmianą obsady, przekształceniu ulega też ton narracji. „Rozdział 2” bardziej niż na grozie, w znacznej mierze opiera efektywność na grotesce i makabrycznych widowiskach. Zamiast straszyć w konwencjonalnym sensie, druga część woli obrzydzać, wstrząsać i kontrapunktować wszechobecny czarny humor z przerysowanymi obrazami grozy rodem z „Creepshow” i „Opowieści z krypty” – z ich pomocą popychać widownię w strefę głębokiego dyskomfortu. „To” nie raz przywodzi na myśl właśnie najlepsze retro-horrory klasy B. Wyłączając dwie sekwencje, które nie zadziałały głównie od strony technicznej (m.in. rozczarowująco zmarnowany potencjał sceny z panią Kersh z trailerów), Muschietti dosłownie przytłacza galerią fantastycznych dziwactw i okropieństw z najgorszych koszmarów. Co ciekawe, podczas gdy wiele strachów przewędrowuje z pierwszego rozdziału niemal niezmienione, ich optyka uległa drastycznej zmianie – narracja uwzględnia rozwój swoich protagonistów, ewolucję ich obaw i wewnętrznych lęków. Znakomicie wypada też eksploracja pochodzenia Pennywise'a, a także cały cosmic-horrorowy aspekt wybiórczo zaczerpnięty z powieści. Prawdziwa, metafizyczna forma klauna, której ujrzenie w pierwszym rozdziale niemal kosztowało Beverly utratę zmysłów, otrzymuje tu fantastyczne i właściwie mistyczne rozwinięcie.

Inną sprawą jest pacing „Rozdziału 2”. Film jest w tym zakresie niestety bardzo nierówny – poczynając od wprowadzenia, kiedy to każda z postaci otrzymuje bardzo pospieszny i źle zmontowany prolog, stanowiący zaledwie pretekst do przeniesienia akcji do Derry. Na tym etapie problemy się nie kończą – mimo wystylizowanych zabiegów montażowych, w drugim akcie również zdarzają się niemałe zgrzyty w tempie, a powrót jednej z pobocznych postaci „jedynki” wydaje się całkowicie niepotrzebny – uwarunkowany jedynie jej obecnością w wydarzeniach „dorosłej” części powieści. Przy tej okazji warto powiedzieć, że nowe „To” dość często sięga do materiału źródłowego wtedy, kiedy zwyczajnie nie musi – powracają wątki, dla których nie było miejsca w pierwszej części, i odwołania, które dla odbiorcy wyłącznie ekranizacji nie będą miały żadnego znaczenia. Przy blisko trzygodzinnym metrażu sens owych decyzji jest co najmniej zagadkowy – z łatwością można by bowiem film skrócić, bez utraty nastroju ani czegokolwiek dla narracji istotnego. Zamiast tego Muschietti mógłby poświęcić więcej czasu sekwencjom, które rozgrywają się zwyczajnie zbyt szybko.

Truizmem będzie, być może, stwierdzenie, że książka jest lepsza niż jej ekranizacja. Powieść Kinga jest z pewnością większa, bardziej wynagradzająca, głębsza i tematycznie obszerniejsza. W niej to zamyka się kompletne i impresyjne doświadczenie dzieciństwa – swoiste magnum opus autora z Maine. Muschietti mniej przejmuje się formułowaniem uniwersalnych prawd, w to miejsce proponując w większości wprawnie skonstruowaną i szalenie widowiskową przygodę z Klubem Frajerów w roli głównej. „To: Rozdział 2”, gdy nie zdumiewa kwestionowalnym doborem efektów CGI ani nie topi emocji w montażu, stanowi bardzo dobre uzupełnienie pierwszej części – jakkolwiek jednak niedorastające do niej jako dzieło kompletne.

Ocena: 4/6

źródło: zdj. Warner Bros.