Parafrazując jedno ze stwierdzeń, które padły wczoraj w przestrzeni internetowej krótko po tym, jak świat obiegła smutna informacja o śmierci Ennia Morricone: włoski kompozytor potrafił sprawić, że przeciętny film stawał się koniecznością, a dobry – sztuką. Wspaniałe filmy Morricone przeistaczał zaś w legendy. Powiedzmy sobie szczerze – precyzyjna synteza wszystkich dzieł Maestra, celem wyodrębnienia kilku najgenialniejszych dzieł, jest niemożliwa. Każda „toplista” będzie względem potężnego dorobku włoskiego kompozytora przedsięwzięciem rażąco reduktywnym, bo niezwykłe wyczucie potęgi harmonii towarzyszyło Ennio Morricone w każdym spośród ponad pięciuset filmowych projektów na przestrzeni siedmiu dekad aktywności. Zamiast tego spróbuję wyodrębnić kilka partytur, które trwale odznaczyły się tyleż w powszechnej świadomości, co w mojej własnej. Razem ich posłuchamy i powspominamy... a później zostawimy furtkę uchyloną.