„Air” – recenzja filmu. Magic Mike

Początek kwietnia tego roku nie obfituje w polskich kinach zatrważającą ilością premier. Jedynym osamotnionym tytułem, który dwutaktem wdarł się do repertuaru jest nowy film w reżyserii Bena Afflecka, czyli „Air”. Czy produkcja opowiadająca o podpisaniu przez Michaela Jordana kontraktu z firmą Nike porwie kinową publiczność? Od 5 kwietnia – prócz samego reżysera – na ekranie zobaczyć można Matta Damona, Chrisa Tuckera, Violę Davis i Jasona Batemana. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z poniższym artykułem.

Czy można zrealizować film sportowy bez żadnej sekwencji sportowej? Co więcej – czy można zrealizować film sportowy, w którym widz nie zobaczy nawet twarzy sportowca, wokół którego zbudowano historię? Parafrazując klasyka – okazuje się, że można, bo gdyby to było złe to Bóg by inaczej świat stworzył. Ben Affleck powraca za kamerę po siedmiu latach nieobecności ze swoim nowym projektem pod tytułem „Air”. Choć ostatni tytuł w reżyserskim portfolio Kalifornijczyka, czyli „Nocne życie”, okazał się finansową i artystyczną porażką to nie wpłynął on dramatycznie na status jego twórcy. Dzieła, takie jak „Miasto złodziei” lub „Operacja Argo” udowodniły wszak, że Affleck stał się nie tylko dojrzałym aktorem, ale również objawiły światu jego nietuzinkowy inscenizacyjny talent. Nie inaczej jest w przypadku filmu „Air”, opowiadającego historię powstania słynnej serii obuwia sportowego firmy Nike. Mimo klasycznej formuły scenariusza, a także wątpliwości do jego założeń, to całościowo obraz prezentuje się jako lżejszy od powietrza komediodramat z wyraziście nakreślonymi bohaterami z rzędem przeszkód do pokonania.

Od pierwszej sekundy film wprowadza publiczność w ekranową rzeczywistość rozpoczynającego się właśnie 1985 roku, za pomocą sączącego się z głośników utworu „Money for Nothing” lub migawkami kulturowo-historycznymi w postaci narodzin księcia Harry’ego i kinowej premiery „Gliniarza z Beverly Hills”. Zresztą – muzyka jest dla Afflecka niezwykle istotnym narzędziem w gruntowaniu opowieści w konkretnych ramach czasowych oraz nadaniu jej luźnego tonu. Miłośnicy brzmień lat 80. powinni być zatem zachwyceni, a na ścieżce dźwiękowej, prócz wspomnianego wcześniej zespołu Dire Straits, znajdziemy piosenki Cyndi Lauper, The Clash, ZZ Top oraz Bruce’a Springsteena. Interpretacja przeboju ostatniego z wymienionych twórców jest przedmiotem rozmowy bohaterów filmu, co w interesujący sposób koresponduje z jego treścią i przekazem.

Air_Jordan_02.jpg

Oparta na faktach historia skupia się na postaci Sonny’ego Vaccaro (Matt Damon), zajmującego się pozyskiwaniem młodych talentów, których zadaniem jest promować firmę Nike na boiskach do koszykówki w rozgrywkach NBA. Protagonista z niezdrowymi ciągotami do hazardu wpada na ryzykowny pomysł, by poświęcić budżet – pierwotnie dedykowany trzem zawodnikom – tylko na jeden kontrakt. Vaccaro ma przeczucie, że właśnie odkrył przyszłą gwiazdę sportu, wokół której chce zaprojektować spersonalizowaną linię obuwia, a gwiazdą tą ma być – Michael Jordan (Damian Delano Young). W walce o realizację tej idei oraz zdobycie uwagi rodziny sportowca, Sonny będzie musiał zmierzyć się nie tylko z konkurencyjnymi firmami, ale również przekonać do inwestycji dyrektora marketingu (Jason Bateman), a także dyrektora generalnego Nike (Ben Affleck).

Air” to kino mocno zorientowane na dialog, a solidny fundament scenariuszowy Alexa Convery’ego okazał się przyjacielem całej aktorskiej obsady. Film o tematyce sportowej, rozgrywający się w kuluarach branży może przywoływać wspomnienia z seansu „Moneyball”, jednak debiutujący Convery to jeszcze nie Aaron Sorkin lub Steven Zaillian. Jego tekstowi nie brakuje ikry oraz okazjonalnego humoru, lecz młody scenarzysta niepotrzebnie wybiera się w natchnione rejony płomiennych przemów rodem z coachingowych eventów średniego szczebla. Mało imponująca formalna poprawność na pewno nie stanowi czynnika wyróżniającego tę produkcję, ale z pewnością owocuje jego przystępnością. Rzetelne aktorstwo na pewno również służy w ożywieniu dobrze skrojonych dialogów. Matt Damon gra w podobnym kluczu, co w „Le Mans ’66”, czyniąc z Sonny’ego Vaccaro duchowego odpowiednika Carrolla Shelby’ego, natomiast gwiazdami ekranu są zdecydowanie Viola Davis i Chris Messina. Messina w roli cholerycznego agenta sportowego wprowadza na ekran dużo wigoru oraz nieokiełznanej komedii, a Davis daje przykład zbalansowanego, acz niezwykle efektywnego aktorstwa. Te dwie odmienne taktyki wpływają na to, że prowadzone przez nich rozmowy telefoniczne z postacią Vaccaro to bodaj najlepsze sceny w filmie.

Ben Affleck w rozmowie choćby z Good Morning America potwierdzał, iż ukrywanie twarzy Michaela Jordana jest celowym zabiegiem artystycznym. Jordan ma w rzeczywistości jego obrazu funkcjonować jako mit; jako niedostępna, odległa figura. Choć strategia ta wydaje się bardzo trafna, to równocześnie może stanowić broń obusieczną. Odbierając Jordanowi twarz, a tym samym człowieczeństwo, Affleck ryzykuje, że jego dzieło może nie być traktowane jako historia o ludziach, ale historia o produkcie. Złośliwi uznają, że opowieść o powstaniu popularnej linii obuwia sportowego mogłaby nosić tytuł „Product Placement: The Movie” albo „The American Dream Comes True”. Mimo wszystko – „Air” odznacza się solidną narracją opartą na rzetelnym tekście, ze skrzętnie napisanym dialogiem i dobrym aktorstwem. Dla jednych będzie to korporacyjny hołd dla kultu jednostki, a dla drugich – motywujące kino, krzepiące do ponoszenia ryzyka, a także walki o swoje zdanie. Jeżeli na drodze do realizacji Twoich pomysłów pojawiają się przeszkody to nie wahaj się – Just Do It!

Ocena filmu „Air”: 3+/6

zdj. Warner Bros.