
17 marca nakładem wydawnictwa Vesper ukazało się nowe wydanie nowelizacji drugiej części „Obcego” autorstwa Alana Deana Fostera. Zapraszamy do naszej recenzji książki.
Dobrze ponad rok przyszło nam czekać na nowe wydanie kolejnej części sagi o ksenomorfach od wydawnictwa Vesper, no ale w końcu jest i nie mogłem przepuścić tej okazji, by raz jeszcze wrócić do wykreowanego w filmach Ridleya Scotta i Jamesa Camerona świata. Jak już wspominałem przy okazji recenzji nowelizacji pierwszego filmu, powieści Fostera przez kilka ładnych lat stanowiły dla mnie jedyną formę kontaktu z serią, którą pokochałem właściwie od pierwszego wejrzenia. A jako że za nastoletnich czasów nie dane mi było zapoznać się z częścią pierwszą książkowej trylogii, a to właśnie drugi film pozostawał moim ulubionym, to i siłą rzeczy do drugiej nowelizacji wracałem najczęściej i to do niej mam po dziś dzień największy sentyment. Gdy jednak zyskałem w końcu bezproblemowy dostęp do samych filmów (najpierw w postaci nagrań z TVN, potem DVD i w końcu Blu-ray), książki poszły w odstawkę. Minęło jakieś dwadzieścia lat od czasu, gdy po raz ostatni je czytałem, a nowe wydanie stało się dobrą okazją, by tę znajomość nieco odkurzyć i sprawdzić, jak się książkowe „Decydujące starcie” broni po latach.
Tak, znajdziemy na okładce ów nieszczęsny podtytuł, który dawno już się zdezaktualizował, a z którego (w przeciwieństwie do „8. pasażera Nostromo”) wydawnictwo Vesper postanowiło nie rezygnować. Jakby się nad tym dobrze zastanowić, być może lepiej było zrobić odwrotnie, mniejsza jednak z tym. Podobnie jak część pierwsza, tak i kontynuacja prezentuje się zdecydowanie solidniej niż stare wydanie Alfy z 1992 roku. Twarda oprawa, grubszy papier, jest i zakładka. Tak jak poprzednio, wewnątrz znajdziemy kilka ilustracji, jednak tym razem nie są one odzwierciedleniem filmowych scen, stanowiąc raczej luźne graficzne wariacje w temacie ksenomorfa. Ładne, estetyczne, ale wolałbym zobaczyć coś bardziej spójnego z koncepcją znaną z poprzedniej książki. W przeciwieństwie do części pierwszej (zaopatrzonej w całkiem interesujące posłowie) zabrakło tu niestety jakichkolwiek materiałów dodatkowych. Wedle słów wydawcy sytuacja ta spowodowana jest przejęciem marki przez Disneya – nowy właściciel praw z sobie tylko wiadomych powodów nie wyraził zgody na zamieszczenie dodatkowych materiałów. Podobno tekst autorstwa Piotra Goćka, który został przygotowany, nim zapadła powyższa decyzja, ma zostać udostępniony w Internecie. Tak czy inaczej – szkoda.
Dwa słowa o fabule – pierwsza kontynuacja „Obcego” przedstawia nam dalsze losy porucznik Ellen Ripley, która jako jedyny ocalały członek załogi transportowca „Nostromo” po pięćdziesięciu siedmiu latach hibernacji zostaje odnaleziona pośród kosmicznej pustki. Wkrótce okazuje się, że koszmar, przed którym cudem umknęła, ponownie wyciąga po nią łapska. Utracono kontakt z kolonią założoną na planecie, na której przed laty załoga „Nostromo” natknęła się na kosmiczną kreaturę. Ripley jako jedyna osoba, która przeżyła kontakt z zabójczym kosmitą, zostaje poproszona o wzięcie udziału w wojskowej misji, mającej na celu zbadanie tej sytuacji. Z początku, co zrozumiałe, ma spore opory, w końcu się jednak przełamuje i… wraca prosto do piekła.
Kto widział film (są wśród czytających te słowa tacy, co nie widzieli?), dobrze wie, czego się może spodziewać. Tym razem nowelizacja jest jednak w o wiele większym stopniu zgodna z tym, co widzieliśmy na ekranach. Ściślej rzecz biorąc – odpowiada zawartości rozszerzonej wersji filmu Camerona (sam właśnie tutaj zetknąłem się po raz pierwszy z dodatkowymi scenami, których zabrakło w kinowej wersji), a przy tym nie do końca się zgrywa z pierwszą nowelizacją (wspomina się na przykład o space jockeyu, którego próżno tam szukać). Różnice oczywiście się zdarzają, ale są to przeważnie drobiazgi bez większego wpływu na przebieg fabuły. Zmiany o kosmetycznym charakterze (wspomina się na przykład, że walkę w procesorze atmosferycznym przeżył Crowe, a nie sierżant Apone, Newt jest kilka lat młodsza niż jej filmowa odpowiedniczka) czy niewielkie rozwinięcia niektórych wątków – znajdziemy tu na przykład znane z jednej z wyciętych scen wyjaśnienie losu Burke’a czy nieco więcej informacji o samotnej wyprawie androida Bishopa celem sprowadzenia statku ratunkowego. Z drugiej strony pewnych rzeczy brakuje (choćby słynnej sztuczki z nożem, czy też znanego z filmu „grożenia” miotaczem ognia jajom, by przyhamować królową).
O ile w przypadku pierwszej części czuło się na każdym kroku, że serwuje się nam znacznie więcej dialogów, czy też przemyśleń postaci, których z oczywistych względów nie dało się zaprezentować w filmie, a wszystko to wyraźnie zmieniało odbiór powieści, tak już czytając „Decydujące starcie”, nie odczuwa się specjalnej różnicy między jednym a drugim medium. Nowelizacja ta odzwierciedla film bardzo wiernie, nie tracąc czasu na rozbudowane dygresje. W porównaniu do poprzednika nieco lepiej wypada opisywanie scen akcji, choć pod tym względem książka nie jest się w stanie w żaden sposób równać z mocarnym wizualnie dziełem Camerona. Podobnie jak poprzednio, tak i tym razem finał zdaje się być poprowadzony nieco zbyt pośpiesznie, choć tutaj jest to jednak zdecydowanie mniej rażące.
Z jednej strony doświadczamy więc tej historii w formie bliskiej filmowej, całość czyta się szybko, płynnie i bez znudzenia (zakładając, że nie zaliczyliśmy ostatnio kilku seansów filmu Camerona), co z pewnością można policzyć na plus. Gorzej, że w przeciwieństwie do poprzednika nowelizacja drugiego filmu nie ma czytelnikowi do zaoferowania niemal nic nowego, co w pewnym stopniu podkopuje sens sięgania po nią. O ile załogę „Nostromo” mogliśmy za sprawą Fostera poznać nieco lepiej, tak już trudno byłoby powiedzieć to samo o ekipie kosmicznych marines w sequelu.
Podobnie jak poprzednio, przekład Piotra Cholewy daje radę, choć przyznać muszę, że sam miałem tu z lekka zaburzony odbiór. Przyczyną tego stanu rzeczy jest oczywiście fakt, że stare wydanie czytałem wielokrotnie i do pewnych jego elementów mocno się przywiązałem. Tymczasem zamiast swojskich „elpeemów” mamy tym razem nieprzetłumaczone smartguny, a nazywanie strzelb impulsowych „karabinkami” czy określanie królowej „obcą” drażniło za każdym razem. Warto w tym miejscu wspomnieć także o kwestii przekleństw – już oryginalna wersja językowa z jakiegoś powodu została pod tym względem drastycznie złagodzona względem filmu, na czym ucierpiały w szczególności teksty Hudsona, choć nie tylko. Bodaj najsłynniejszy z filmowych cytatów, ten wypowiedziany przez Ripley pod adresem królowej obcych podczas finałowej konfrontacji, dostajemy tu w postaci paskudnie ocenzurowanej. Tymczasem w starym wydaniu z 1992 roku tłumacz w tym miejscu (i w paru innych także) poszedł na całość i najwyraźniej sam uzupełnił to, czego brakowało w oryginale. I chwała mu za to.
Porównanie tłumaczeń. Po lewej – Alfa 1992, tł. Jan Kraśko, po prawej – Vesper 2021, tł. Piotr Cholewa.
Pomijając kwestię przekleństw, problemy z tłumaczeniem w znacznej mierze wynikają jednak z mego przyzwyczajenia do starej wersji i trudno obiektywnie ocenić obydwa przekłady, nie dysponując materiałem porównawczym w postaci oryginalnej, angielskojęzycznej wersji. Pomijając kilka nieco dziwnie wypadających tekstów (jak choćby ten „Jack” w trakcie przesłuchania Ripley), których sens mi umykał, przekład jest całkiem solidny i pozbawiony większych problemów. W dodatku miejscami kwestie dialogowe zdają się być bliższe tekstom znanym z filmu niż ich odpowiedniki ze starszego wydania.
Czy mogę zatem z czystym sercem polecić książkowe „Decydujące starcie”? Będąc fanem z wieloletnim stażem, który w dodatku ma do tej powieści spory sentyment, trudno byłoby mi odpowiedzieć na to pytanie stanowczo negatywnie, szczególnie że pod pewnymi względami książkowe „Decydujące starcie” wypada wyraźnie lepiej od poprzednika. Z drugiej strony przyznaję bez bicia, że zapytany o to, co takiego ma do zaoferowania ta pozycja, co by sprawiło, że warto po nią sięgnąć zamiast po raz dziesiąty czy piętnasty obejrzeć film, miałbym poważny problem ze wskazaniem powodów, które by mogły skłonić do podjęcia takiej decyzji. Tak więc owszem, mamy tu do czynienia z solidną, przyjemną w odbiorze nowelizacją, ale w przeciwieństwie do części pierwszej niewiele nowego wnoszącą do tematu. Teoretycznie mogłaby się okazać ciekawą propozycją dla kogoś, kto nie zna filmu, ale tu powtórzę to, co już mówiłem w poprzedniej recenzji – „Obcy” stoi w dużej mierze warstwą audiowizualną, szkoda by było z niej rezygnować przy okazji pierwszego z nim kontaktu.
Ocena: 4/6
Gdzie kupić?
- Vesper.pl 27,00 zł
Pełny przegląd ofert
Książkę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Wydawnictwa Vesper.
zdj. Wydawnictwo Vesper