„Amazing Spider-Man. Epic Collection: Venom” – recenzja komiksu. Cofnijmy się w czasie o 30 lat

W czerwcu na sklepowych półkach pojawił się drugi (a według oryginalnej numeracji osiemnasty) tom „Amazing Spider-Man. Epic Collection”. Zapraszamy do recenzji.

W marcu opisywaliśmy pierwszy wydany na polskim rynku tom z serii „Amazing Spider-Man. Epic Collection”, dzisiaj czas na jego kontynuację, rzecz o tyle ciekawą, że prezentującą początek współpracy Davida Micheliniego z Toddem McFarlane'em – o tyle to dla mnie istotne, że są to komiksy, od których w roku 1991 zaczynałem swoją znajomość nie tylko ze Spider-Manem, ale i komiksami Marvela ogólnie. W niniejszym tomie zebrano szereg zeszytów wydanych oryginalnie w okresie od grudnia 1987 do grudnia 1988, pochodzących głównie z serii „The Amazing Spider-Man” z kilkoma dodatkami. Jak się prezentuje zawartość?

Nim przejdziemy do dania głównego (to jest owoców współpracy duetu Michelinie-McFarlane), serwowane są przystawki – na początek trzyczęściowa historia oryginalnie drukowana na łamach trzech równolegle ukazujących się pajęczych serii, budząca nieodparte skojarzenia z „Lotem nad kukułczym gniazdem”. Żona pewnego gangstera, dowiedziawszy się, czym się zajmuje mąż, chce go opuścić, zabierając dzieci. Gdy jednak jego mocodawcy uznają, że kobieta może stanowić zagrożenie, umieszczają ją w zakładzie dla obłąkanych. Przypadkowo wmieszany w sprawę Spider-Man również tam trafia (w charakterze pacjenta) i, jak się można spodziewać, przysporzy niemałych problemów ludziom kierującym tą instytucją (a stoi za nią nie byle kto, a sam... a zresztą, sami się przekonacie). Historia może i nie najgorsza, jednak brak tu jakiegoś ciekawego pomysłu na zamknięcie całej intrygi, a i rysunki Cynthii Martin jakoś tak nieszczególnie zachwycają.

Druga przystawka to opowieść z Dr. Octopusem stawiającym czoła swej spider-manofobii, podczas gdy Peter użera się z problemami finansowymi i projektuje nowe miotacze sieci. Rysunki Alexa Saviuka zgrabnie się komponują z klasycznym charakterem tej historii, a David Michelinie w roli scenarzysty ma tu do zaoferowania proste, acz niezłe rozwiązania fabularne (w tym całkiem udany finał). Jak na retro-historyjkę o superbohaterach nawet przyjemna rzecz.

Kadr z komiksu Amazing Spider-Man. Epic Collection: Venom

Następnie przechodzimy do dania głównego, to jest zeszytów znanych z czasów TM-Semic (począwszy od numeru 3/91), rysowanych przez niezawodnego Todda McFarlane'a, który dopiero zaczynał tu swoją przygodę ze Spider-Manem. W przeciwieństwie do wydanego parę lat temu tomu zbierającego jego późniejszą twórczość na łamach serii „Spider-Man”, tutaj McFarlane dopiero się rozkręca, obywając się (przynajmniej z początku) bez tego charakterystycznego dlań przerysowania i karykaturalności, znanych z jego późniejszych prac. Z biegiem czasu możemy jednak zaobserwować ewolucję stylu i coraz więcej znaków rozpoznawczych artysty. Już w chwili, gdy przejmuje obowiązki rysownika, McFarlane nadaje nowej jakości prezentowanym historiom. Z miejsca ma się zatem wrażenie obcowania z komiksem wyższej jakości niż dotychczas, oczywiście nie należy zapominać o wkładzie scenarzysty, który również nie zawodzi, nie schodząc poniżej pewnego poziomu. Ilustracje prezentują się wyśmienicie, a w scenach akcji nabierają niezwykłej dynamiki – w szczególności należy tu wspomnieć o charakterystycznych, pokręconych pozach, jakie przyjmuje Pajączek McFarlane'a, jak również o nowym wyglądzie jego sieci. No i nie zapominajmy o Mary Jane, bo i ponętna żona Parkera w wykonaniu Todda zdecydowanie zyskuje.

Zaczynamy od zgrabnej dwuczęściowej historii, w której poznajemy najemnika o ksywce Chance – ma on w zwyczaju zakładać się o wynik powierzonych mu zadań. Drogi jego i Spider-Mana skrzyżują się przy okazji zlecenia na kradzież transportu broni, a zaistniałe okoliczności skłonią ich do współpracy. Znajdziemy tu także wprowadzenie do historii tytułowej, którą otrzymujemy zaraz potem. Ma ona przełomowe znaczenie dla dalszych dziejów Pajączka, przedstawiając początek jednego z jego najsłynniejszych przeciwników (i przynosząc przy okazji powrót do klasycznego czerwono-niebieskiego kostiumu). Nie jest to, co prawda, dzieło na miarę „Ostatnich łowów Kravena”, od których wziął swój tytuł poprzedni tom serii (ani pod względem jakości, ani objętości), ale to wciąż solidna i świetnie narysowana opowieść, jedna z obowiązkowych pozycji na liście każdego szanującego się fana Spider-Mana z okresu znanego z zeszytów wydawanych swego czasu przez TM-Semic.

Kadr z komiksu Amazing Spider-Man. Epic Collection: Venom

Gdy gwóźdź programu mamy już za sobą, przychodzi pora na kolejne krótkie historie – w pierwszej z nich Spider-Man pomaga Silver Sable, na której życie dybie syn jej dawnego wroga (ta bohaterka zagości na łamach serii na dłużej). Następnie Peter otrzymuje propozycję pracy w laboratorium w Kansas, gdzie spotyka kogoś z podobnymi do jego własnych problemami. Warto zwrócić uwagę na to, że problemy zawodowo-finansowe naszego bohatera przez cały czas odgrywają tu kluczową rolę – pojawiają się dylematy w stylu: jak pogodzić nową pracę wymagającą przeprowadzki z rozwijającą się w Nowym Jorku karierą MJ w roli modelki? Ta „życiowość” i swego rodzaju przyziemność, widoczna w przedstawionych tu historiach, zawsze stanowiła jeden z moich ulubionych aspektów komiksów o Spider-Manie, odróżniających go od samotnych mścicieli w typie Batmana czy Punishera, podobnie zresztą jak fakt, że mamy tu do czynienia z żonatym superbohaterem. Nieco zastanawiające jest jednak, że skoro MJ zarabia bardzo dobrze, to wszelkie problemy finansowe naszego bohatera zdają się być wyolbrzymione. Cóż, widać Peter nie chce być na utrzymaniu kobiety, w dodatku ciągle odnosi się wrażenie, że każde z nich pracuje wyłącznie na siebie, a problemy finansowe męża to tylko i wyłącznie jego problemy. Dziwna sprawa.

W kolejnych zeszytach dylematy żonatego superbohatera przeplatają się z wątkiem neonazistów i walczącej z nimi Silver Sable, a gdy już czytelnik zdąży się w nie wciągnąć (nie mówiąc już o tym, że i przyzwyczaić do kreski McFarlane'a na tyle, że nagły jej brak okazać się może bolesny), trafiamy na zbiór pochodzący ze „Spider-Man Annual” #22 (wchodzący w skład cross-overa „Evolutionary War”), w którym to niestety zabrakło najlepszego spośród pajęczych rysowników. Wspomniany Annual zawiera trzy historie – w „Wojnie narkotykowej” Spider-Man i Daredevil szukają sprawców zabójstwa, w które wrobiono tego pierwszego, a pod nogami plącze im się nieco absurdalny młodociany superbohater o ksywce Speedball, do tego dochodzą Kingpin i Jonah Jameson na drugim planie. Rysunki Marka Bagleya w bardziej klasycznym stylu (i jakoś niezbyt przypominające późniejszego, dobrze znanego czytelnikom TM-Semic dokonania tego rysownika). Następnie mamy dwie krótkie historyjki bez udziału Spider-Mana – pierwsza skupia się na postaci wspomnianego wcześniej Speedballa, a druga to sześć stron bełkotu o wilkołakach, demonach, duchach, wiedźmach i zmutowanych krowach. Razem stanowią zdecydowanie najsłabszą część całego tomu.

Kadr z komiksu Amazing Spider-Man. Epic Collection: Venom

Na szczęście po tej krótkiej przerwie wracamy do Spider-Mana w wykonaniu duetu Michelinie-McFarlane. Na kolejną porcję przygód Pajęczaka składają się – dwuczęściowa historia z udziałem złodziejaszka Black Foxa oraz Prowlera, w której to Peter odwiedza Los Angeles w związku z promowaniem albumu ze zdjęciami Spider-Mana. Ten ostatni wątek jest kontynuowany w kolejnych historiach, gdzie Pajączek mierzy się kolejno z Humbugiem i Kameleonem, podczas gdy MJ zostaje uprowadzona przez Jonathana Caesara (czy tylko mnie ten gość zawsze kojarzył się z Hansem Gruberem?). To ostatnie zdarzenie staje się motywem przewodnim dla dwóch kolejnych zeszytów, zawierających jedną z dwóch najciekawszych (obok tytułowej) spośród opowieści zawartych w tym tomie. Po drodze nasz bohater zmierzy się z Taskmasterem oraz zabójczym duetem: Styxem i Stone'em. Tymczasem Mary Jane nie ograniczy się do roli „damy w opałach”, próbując samodzielnie odzyskać wolność. Na deser krótka historia z Dzierzbą (z jakiegoś powodu akurat tę ksywkę przetłumaczono na język polski) i Tinkererem. No i zostaje nam czekać na kolejny, już zapowiedzany tom, zatytułowany „Inferno”.

Całościowo, pod względem zawartości, tom robi nieco lepsze wrażenie niż poprzedni (nawet jeśli nie ma do zaoferowania niczego, co byłoby w stanie przebić „Ostatnie łowy”) i jest to z pewnością zasługą duetu Michelinie-McFarlane – wszystko, za co panowie odpowiadają, jest co najmniej solidnej jakości. Niestety fakt, że znalazły się tu także historie, z którymi nie mieli nic wspólnego, zaburza zarówno spójność estetyczną całego tomu, jak i zaniża jego poziom (szczególnie zawartość wspomnianego Annuala ale i, w nieco mniejszym stopniu, historia otwierająca całość). Czytając, kilka razy przeszło mi przez myśl, że właściwie obszedłbym się bez tych dodatków, a zamiast tego i kolejnego tomu „Epic Collection” chętniej postawiłbym na półce polskie wydanie omnibusa zbierającego całość wspólnej twórczości niewątpliwych gwiazd niniejszego tomu. Nie ma jednak co narzekać, bowiem „Venom” (nawet jeśli tak naprawdę niewiele tu Venoma) to wciąż łakomy kąsek dla miłośników komiksowej klasyki z lat 80. i 90. minionego stulecia i doskonała okazja do nostalgicznej podróży w czasie. Gustującym w takich klimatach zdecydowanie polecam, a sam z niecierpliwością czekam na kolejne tomy.

Porównanie tłumaczenia w komiksie Amazing Spider-Man. Epic Collection: Venom Porównanie tłumaczenia w komiksie Amazing Spider-Man. Epic Collection: Venom

Porównanie tłumaczeń: po lewej – Egmont, po prawej – TM-Semic.

Samo wydanie, podobnie jak poprzednio, prezentuje się okazale, estetycznie, choć osobiście nie byłem zachwycony umieszczoną na okładce unowocześnioną wersją klasycznej grafiki. W ramach dodatków otrzymujemy posłowie Davida Micheliniego (pochodzące ze wspomnianego wcześniej omnibusa) oraz drugie, za które odpowiada Ralph Macchio. Tłumaczenie Marka Starosty wypada nieźle, choć muszę wspomnieć, że drażniło mnie tu wszechobecne „O jeny” (ktoś tak w ogóle mówi?), już klasyczne „O rany” byłoby lepsze, choć możliwe, że stary jestem i się nie znam. W dosłownie kilku miejscach zdarzyły się jakieś drobne zgrzyty, ale nie było to nic nagminnego czy specjalnie rażącego, o czym by się pamiętało po lekturze. Na koniec uwaga odnośnie strony technicznej, mam wrażenie, że zeszyt „The Amazing Spider-Man” #309 nieco niedomaga pod względem wyrazistości druku, szczególnie gdy go porównać z poprzedzającym zeszytem (tak samo sytuacja wygląda w oryginalnym wydaniu). Poza tym obeszło się bez problemów.

Okładka komiksu Amazing Spider-Man. Epic Collection: Venom

Drugi tom „Amazing Spider Man – Epic Collection: Venom” zbiera zeszyty z lat 1987–1988: „The Amazing Spider-Man” #295-310 i „Annual” #22, „Web of Spider-Man” #33 i „Peter Parker: The Spectacular Spider-Man” #133.

Oceny końcowe

4+
Scenariusz
5
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
4
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Ann Nocenti, David Michelinie, Tom DeFalco, Steve Ditko, Roger Stern, Mark Gruenwald

Rysunki

Cynthia Martin, Alex Saviuk, Todd McFarlane, Terry Fitzgerald, Mark Bagley, Steve Ditko, Ron Lim

Przekład

Marek Starosta

Oprawa

twarda

Liczba stron

504

Druk

kolor

Format

170x260 mm

Wydawnictwo oryginału

Marvel Comics

Data premiery

16 czerwca 2021

źrodło: zdj. Egmont / Marvel