„Avengers” Wyścig upiornych jeźdźców: tom 5 – recenzja komiksu. Alarm 666

Jason Aaron błądzi w nieznane. Z kreatywnego i doskonale odnajdującego się w nordyckiej mitologii scenarzysty niewiele zostało. Amerykański autor staje się jednym z wielu, którzy nie podołali, pisząc kolejne zeszyty serii „Avengers”. Zapraszamy do lektury recenzji piątego tomu.

Mam nieodparte wrażenie, że każdy kolejny tom „Avengers” autorstwa Jasona Aarona jest gorszy od poprzedniego. „Wyścig upiornych jeźdźców” w terminologii serialowej moglibyśmy określić jako typowy  „filler”, wypełniacz fabuły, który w założeniach miał być czymś więcej, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Nie ukrywam, lubię postać Robbiego Reyesa i wydaje mi się on dużo lepszym Ghost Riderem, niż np. Johnny Blaze. Jego pojawienie się w „Avengers” było dość zaskakujące i oryginalne. Aaron chciał bardzo zrobić coś po swojemu i cały recenzowany tom poświęcił tak naprawdę na rozwoju jednego bohatera, który trafia do piekła i zmuszony zostaje do wzięcia udziału w tytułowym wyścigu.

Aaron szuka dla Avengersów nowych wyzwań, ale czasem mam wrażenie, że w swojej wyobraźni przegina i coś, co wydaje mu się „super”, tak naprawdę takie nie jest. Wizyta w piekle i walka z piekielnymi hordami kompletnie do tej grupy mi nie pasuje. Nie podoba mi się też fakt, że Aaron całkowicie marginalizuje oryginalnych Avengerów, jak np. Kapitana Amerykę, czy Kapitan Marvel. Nawet Thor w tym tomie jest dziwnie pomijany i poza kilkoma one-linerami niczym szczególnym się nie wyróżnia. Z jednej strony rozumiem, że Aaron chce poświęcić więcej czasu na argumentowanie swoich decyzji, czyli wsadzenie do tej grupy Reyesa, czy też Blade’a, ale cierpi na tym reszta grupy.

Paradoksalnie najlepiej z tego tomu wypada niezależny wątek, przewijający się w tle, który, na razie nie ma związku z główną historią. To typowy ruch Aarona, który mając kreatywną swobodę, podrzuca tropy do nowego wątku, który zrozumiemy dopiero w przyszłości. Tym razem w centrum wydarzeń znajduje się Iron Man, który w tureckiej jaskini odnajduje swój skamieniały hełm. Niby niewiele, niby tylko kilka stron, a i tak ten wątek wydaje się dużo ciekawszy, niż cały wyścig upiornych jeźdźców.

Nie będę jednak kłamał, że zawiązanie akcji, gdy nagle na pierwszym planie pojawił się Daimon Hellstorm, wypuszczający do bazy Avengers hordy demonów, było tak absurdalne, że aż śmieszne. Rozbawił mnie m.in. „Alarm 666” i nieudolne próby walki z piekielnymi potworami za pomocą zwyczajnych metod. Pytanie tylko, czy zespół Avengers faktycznie jest do tego stworzony? Ich przygody przypominają bardziej perypetie Deadpoola niż najpotężniejszych ziemskich bohaterów...

avengers tom 5 plansza z komiksu-min.jpg

Pytanie, czy oczekiwanie czegoś ambitniejszego od on-goingowych komiksów Marvela, to słuszna droga. Teoretycznie nie, ale gdy zacznę przypominać sobie Ala Ewinga i jego „Immortal Hulka”, czy „Venoma” Donny’ego Catesa, nagle okazuje się, że Dom Pomysłów cały czas ma do zaoferowania coś więcej, niż tylko wizytę Avengersów w piekle. Jako dumny fan runu „Avengers” w wykonaniu Jonathana Hickmana zwyczajnie tęsknię za osadzeniem dobrze znanych i lubianych postaci w czymś bardziej godnym. I do niedawna byłem przekonany, że Jason Aaron wydawał się idealnym kandydatem do takiej roli. Niestety na dziś twórca „Thora: Gromowładnego” w serii o „Avengers” zwyczajnie rozczarowuje.

Warto dodać, że piąty tom „Avengers” poza składającej się z czterech części historii o piekielnym wyścigu, zawiera w sobie dodatkowo pierwszy zeszyt komiksu „All-New Ghost Rider” przypominającej, jak to się stało, że Robbie Reyes został Ghost Riderem. Fajny dodatek z oryginalnymi rysunkami Tradda Moore’a, które wyróżniają się na tle całego wydania.

Podsumowanie

Z „Avengersami” Jasona Aarona mam problem i nic nie wskazuje na to, by w kolejnych tomach miało się to zmienić. Znając warsztat tego scenarzysty i umiejętność rozwijania bohaterów Marvela uważam, że stać go na dużo więcej, niż to, co prezentuje w najpopularniejszej serii Domu Pomysłów. Tymczasem „Avengers” pod jego wodzą brną coraz głębiej w środowisko fantasy, któremu dużo bliżej do odjechanych przygód Doctora Strange’a, czy Deadpoola. Nie tędy droga.

Oceny końcowe

3
Scenariusz
3
Rysunki
5
Tłumaczenie
4
Wydanie
2
Przystępność*
3
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Jason Aaron

Rysunki

Stefano Caselli

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Druk

Kolor

Liczba stron

112

Tłumaczenie

Marek Starosta

Data premiery

23 listopada 2022

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. Egmont / Marvel