„Bardo, fałszywa kronika garści prawd” – recenzja filmu. Strumień świadomości

Nowy obraz Alejandro Gonzáleza Iñárritu pod tytułem „Bardo, fałszywa kronika garści prawd” miał swoją wielką, światową premierę 1 września podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. Polski dystrybutor – firma Gutek Film – wprowadził tytuł do wybranych kin studyjnych w dwunastu miastach w kraju, natomiast ogólnodostępny będzie on już od 16 grudnia na platformie Netflix. Jest to trzeci projekt Iñárritu po „Amores perros” oraz „Biutiful” zrealizowany w jego rodzinnym Meksyku. Mieszane recenzje, które pojawiły się w prasie branżowej po weneckich pokazach, skłoniły reżysera do zrewidowania swych decyzji przy stole montażowym, skutkując skróceniem czasu trwania seansu o 22 minuty. Czy przemontowanie pozytywnie wpłynęło na jakość filmowego doznania? W oczekiwaniu na szeroką dostępność produkcji – zapraszam do zapoznania się z poniższą recenzją.

Nostalgicznych wycieczek uznanych twórców filmowych ciąg dalszy. Panujący obecnie trend publicznych refleksji weteranów branży rozrywkowej nad miejscem pochodzenia, trudami dorastania lub panującymi ówcześnie napięciami społeczno-politycznymi, coraz gęściej wypełnia listę corocznych premier kinowych. Czy potrzeba realizacji quasi-autobiograficznych laurek może być świadectwem megalomanii? Nawet jeśli tak, to fakt ten nie powinien stanowić zarzutu wobec autora, gdy jest fundamentem dla opowiedzenia fascynującej i unikatowej opowieści. Dotychczas przedstawienia na ekranie niezwykle osobistych historii – z lepszym lub gorszym skutkiem – podjęli się Alfonso Cuarón, Kenneth Branagh, Paul Thomas Anderson, a już niebawem pewnym uściskiem dłoni z szeroką publicznością powitają się „FablemanowieStevena Spielberga. Autorefleksyjny nastrój filmowego świata sięgnął również naszego rodzimego podwórka, co widoczne jest w zrealizowanej przez Lecha MajewskiegoBrigitte Bardot cudownej”, będącej adaptacją powieści jego pióra.

Bardo_02.jpg

Po siedmiu latach ciszy Alejandro González Iñárritu przerywa milczenie swoim najnowszym dziełem zatytułowanym „Bardo, fałszywa kronika garści prawd”. Nie trzeba być wnikliwym badaczem dotychczasowej filmografii meksykańskiego twórcy, by zauważyć, że jest to jego najbardziej ambitny i intymny obraz, a zarazem szczery głos zabrany nie tylko z potrzeby serca, ale również – potrzeby ego. Tytułowe bardo jest stanem, które w buddyzmie tybetańskim oznacza czas pomiędzy śmiercią a ponownymi narodzinami – ta wiedza jest wystarczająca dla potencjalnego widza w celu uzmysłowienia sobie, z jakim typem konstrukcji narracyjnej będzie mieć do czynienia. Film Iñárritu to opowieść nielinearna – strumień świadomości, w którym reżyser intensywnie tasuje chronologią i znaczeniami, wpływając na odbiór wydarzeń, postaci oraz lokacji. Autor „Amores perros” śmiało korzysta ze swobody, jaką daje mu surrealizm tym samym, starając się maskować wrażenie bufonady przez rozważne użycie groteskowych form wyrazu oraz czarnego humoru.

Podjęte wyzwanie ambitnej żonglerki tematycznej robi olbrzymie wrażenie – finezyjność splatających się w onirycznej atmosferze wątków jest dowodem wyrazistości wizji, a także niezwykłego warsztatowego zaplecza Iñárritu. Warto zaznaczyć, iż podejmowane motywy fabularne nie dotyczą wyłącznie zadumy nad kwestiami osobistymi, na które składa się rozliczenie z przebiegu własnej kariery, powrót do ojczyzny i definicja „domu”, a także żałoba po stracie dziecka, ale również burzliwa historia Meksyku lub problem imigracji. Chociaż storytellingowej biegłości reżyserowi nie można odmówić, to harmonię przebiegu seansu zakłócać mogą aspekty, napisanego wspólnie z Nicolásem Giacobone, scenariusza oraz rozchwianej czytelności metafor. Część rozdziałów podróży po rzeczywistości z pogranicza jawy i snu jest dowodem nikłego zaufania w zdolności interpretacyjne publiczności, które w porównaniu do bardziej ogólnej, niewerbalizowanej symboliki uwypuklają nierówność poziomu tekstu. Przypomina to rozwleczoną opowieść starszej osoby, wzbogacającej swój słowotok o wątki poboczne, przez co traci koncentrację na umykającej poincie… O czym to ja mówiłem? Ach, nieważne, przejdźmy do innego tematu.

Bardo_03.jpg

Mimo wszelkich niedoskonałości w realizacji założeń scenariusza, wysmakowana warstwa wizualna filmu powinna rekompensować wartościami estetycznymi trudy projekcji nawet największym przeciwnikom twórczej egzaltacji. Można spokojnie zaryzykować stwierdzeniem, iż jest to prawdopodobnie największe dokonanie w bogatej karierze Dariusa Khondjiego. Operator zadbał o fenomenalny poziom ekranowej maestrii, precyzyjnie zaprojektowane kadry i niebywałe oświetlenie (każde ujęcie ze światłem kontrowym to rokosz dla oka). Złośliwi uznają zapewne, iż Alejandro González Iñárritu popadł w niereformowalną obsesję, realizując swój kolejny projekt wyłącznie przy pomocy szerokokątnych obiektywów. Choć powielenie charakterystycznego elementu stylu po współpracy z Emmanuelem Lubezkim może się wydawać mało oryginalnym krokiem ze strony reżysera, to uczciwie należy przyznać, iż zniekształcone proporcje fotografowanych przestrzeni idealnie komponują się z umowną rzeczywistością świata przedstawionego.

Gdyby ktoś poszukiwał najbardziej pobieżnego zdania, podsumowującego najnowsze dokonanie twórcy „21 gramów” to brzmiałoby ono: Iñárritu kontempluje nad śmiercią, inspirując się Alejandro Jodorowskym. Wielowątkowość, intymność oraz niezaprzeczalny rozmach inscenizacyjny ewidentnie czynią z „Bardo, fałszywej kroniki garści prawd” najambitniejsze wyzwanie w karierze meksykańskiego filmowca. Dzieło życia, które z pewnością podzieli publiczność i zakłóci przekaz swoją pretensjonalnością, a także artystycznym zadufaniem, nieprzystającym wielkim mistrzom kina. W jednej ze scen główny bohater grany przez Daniela Giméneza Cacho (tylko dla niepoznaki noszący imię Silverio) pozwala sobie na metakomentarz, omawiając wcześniejszy segment filmu, przedstawiający rekonstrukcję bitwy pod Chapultepec. To czy widz potraktuje tę wypowiedź jako wykalkulowane asekuranctwo, czy oznakę szczerej autoironii i dystansu może reprezentować ogólny odbiór tego nietuzinkowego dzieła.

Ocena filmu „Bardo, fałszywa kronika garści prawd”: 4/6

Film „Bardo, fałszywa kronika garści prawd” zadebiutuje na platformie Netflix już 16 grudnia.

zdj. Netflix