„Batman. Knightfall” tom 3: „Krucjata Mrocznego Rycerza” – recenzja komiksu. Batman ekstremalny.

Po serii „Amazing Spider-Man Epic Collection”, wydawnictwo Egmont zdecydowało się sięgnąć po kolejne historie znane polskim czytelnikom jeszcze z czasów wydawnictwa TM-Semic. Tym razem w ramach uniwersum DC. 26 października na sklepowych półkach pojawił się trzeci już tom serii Knightfall”, przedstawiającej przełomowe wydarzenia w życiu najpopularniejszego z bohaterów spod szyldu DC. Zapraszamy do recenzji.

Kiedy w 1995 roku traciłem już powoli zainteresowanie komiksami superbohaterskimi i zmierzałem powoli do końca swej pierwszej przygody z nimi, rozpoczęto publikowanie historii, która okazała się na tyle wciągająca, że śledziłem ją z zaangażowaniem przez kolejne pół roku. „Knightfall” – Upadek Mrocznego Rycerza, był obok historii opowiadającej o śmierci i powrocie Supermana jednym z typowych objawów tego, co działo się z superbohaterskim komiksem w latach 90. Wielkie zawirowania, ponure historie wywracające życie bohaterów do góry nogami, ich tymczasowi następcy, w końcu wielkie powroty. Coś, co już wkrótce miało mnie zniechęcić do komiksu superbohaterskiego na amen, wtedy było jeszcze nowością, czymś świeżym i zaskakującym. O ile jednak losów Supermana już wtedy na bieżąco nie śledziłem, tak Batman pozostawał wciąż moim prywatnym numerem jeden. Gdy jednak w pewnym momencie okazało się, że po wydarzeniu, które stanowiło, zdawać by się mogło, punkt kulminacyjny całej historii ta będzie się ciągnąć jeszcze przez wiele miesięcy, zwyczajnie odpuściłem. Okazją do tego, by raz jeszcze wrócić do tych wydarzeń i nadrobić zaległości sprzed lat jest pięciotomowe wydanie zbiorcze Egmontu, zawierające prócz materiałów publikowanych przez TM-Semic także mnóstwo opowieści, które nigdy wcześniej się w polskim tłumaczeniu nie ukazały.

Tom 1, „Prolog”, zawierał wprowadzenie do całej historii, rozstawiał pionki na szachownicy, prezentując nam początki kluczowych dla całej historii postaci, to jest oczywiście Bane'a, któremu miała przypaść w udziale rola pogromcy Batmana, oraz Jeana Paula Valleya znanego też jako Azrael, który to miał stać się następcą Mrocznego Rycerza. Wprowadzono wątek Venomu – narkotyku, który dawał Bane'owi jego siłę (a wcześniej dał się solidnie we znaki także Batmanowi), a także zarysowano narastający kryzys w życiu Bruce'a Wayne'a. Część spośród tych historii była bardzo udana, niektóre sprawiały z kolei wrażenie zbędnych zapychaczy (sporej części z nich TM-Semic w ogóle nie wydał). Zdecydowanie równiej wypadł Tom 2, „Upadek Mrocznego Rycerza”, z którego niemal wszystkie historie zostały wcześniej wydane także w Polsce. Zaprezentowano tu wydarzenia prowadzące bezpośrednio do słynnej konfrontacji zakończonej złamaniem Mrocznego Rycerza przez Bane'a, a następnie to, co działo się później, aż do decydującego starcia nowego Batmana z pogromcą jego poprzednika. Zakończenie tego tomu było zarazem miejscem, w którym lata temu zakończyłem swą przygodę z tą serią, tak więc do tomu trzeciego podchodziłem już bez jakichkolwiek sentymentów.

Na wstępie należy odnotować, że „Krucjata Mrocznego Rycerza” nie jest komiksem o tym właściwym Batmanie. Bruce'a Wayne'a praktycznie tu nie ma. Akcja całego, przeszło 700-stronicowego tomiszcza rozgrywa się w czasie gdy Bruce i Alfred wyruszają na poszukiwania ojca Robina i dr. Shondry Kinsolving uprowadzonych pod koniec poprzedniego tomu. My jednak pozostajemy w Gotham, by śledzić tytułową krucjatę przeciw przestępcom, prowadzoną przez nowego Batmana, czyli Jeana Paula Valleya. Cały tom skupia się na jego postaci, choć kilka razy śledzić będziemy wydarzenia z perspektywy innych bohaterów takich jak Robin, czy Catwoman. Jean Paul Valley już w poprzednim tomie jawił się czytelnikowi jako nie do końca trafiony wybór na następcę Batmana. „Zaprogramowany” przez tajemniczy zakon Św. Dumasa zabójca, który nie zawsze panuje nad tym, co robi, szybko okazuje się dość ekstremalnym Batmanem, skłonnym stosować metody, do których Bruce Wayne nigdy by się nie posunął (w skrócie – jest zdecydowanie brutalniejszy i bardziej bezwzględny wobec wszelakich łotrów). Jako główny bohater tej opowieści, bardzo często przedstawiany jest w sposób sprawiający,  że traktujemy go raczej jako antagonistę i kibicujemy tym, którzy mu się przeciwstawiają (bo i trudno byłoby stać po stronie tak zachwyconego samym sobą i przekonanego o własnej doskonałości typa). Jest to w zasadzie dość interesujące doświadczenie, jednak z kolejnymi rozdziałami tej historii odnosiłem wrażenie, że byłaby ona ciekawsza, gdyby dać więcej czasu wspomnianym wcześniej innym bohaterom, których punkt widzenia jest tu od czasu do czasu przedstawiany. Narastający konflikt byłby atrakcyjniejszy, gdyby jego rozwój przedstawiać na kilku płaszczyznach, z wykorzystaniem tych, co bardziej interesujących figur. Przykładowo – bodaj najciekawiej wypada konfrontacja na linii Valley-Catwoman (scenariusz Jo Duffy i Doug Moench, rysunki Jim Balent, Mike Manley), po części pochodząca z komiksu o tej ostatniej postaci. Mamy tu do czynienia ze zgrabnie zarysowanym zderzeniem dwóch różnych spojrzeń na tę samą sytuację. Przydałoby się rozciągnąć ten wątek na więcej niż tylko cztery zeszyty, rozwijając ledwie zasygnalizowany motyw fascynacji Valleya osobą Seliny Kyle. Podobnie ma się sprawa z Robinem – to, jak jest traktowany przez następcę Batmana, to motyw z potencjałem, który jednak nie jest eksploatowany w satysfakcjonującym stopniu.

Spośród innych wartych wyróżnienia historii wskazałbym pochodzącą z wydawnictwa „Shadow of the Bat” dwuczęściową opowieść o Komorniku (Tally Man), autorstwa Alana Granta i ekspresyjnie zilustrowaną przez Vince'a Giarrano. Mroczna, klimatyczna historia z demonicznym (przynajmniej wizualnie) przeciwnikiem  to jeden z mocniejszych punktów całego tomu. Nieźle wypada także „Kryptonim Mekros” (scenariusz Doug Moench, rysunki Mike Manley), gdzie nowy Batman mierzy się z wyposażonym w nowoczesną zbroję samohipnotyzującym się najemnikiem. Jean Paul Valley będzie miał także okazję stanąć oko w oko z takimi przeciwnikami Batmana jak Joker (mam jednak  poważne wątpliwości czy podobał mi się jego „filmowy wątek), Pingwin (w interesującej historyjce o psychologicznym zacięciu), Mr. Freeze czy też kolejne wcielenie Clayface'a.

Niestety gdzieś tak w połowie tomu zaczyna się odczuwać pewne zmęczenie materiału. Cała opowieść zdaje się przez zbyt długi czas niemal stać w miejscu. Następujące po sobie kolejne kroki zmierzające do pokazania ewolucji głównego bohatera, który to wyraźnie zmierza ku przekraczaniu kolejnych granic, sprawiają wrażenie nieco zbyt ospałych, a niektóre z późniejszych historii stają się coraz mniej angażujące (tu wskazałbym na dość istotny dla całości wątek z Abattoirem, nieco zbyt w moim odczuciu rozciągnięty poprzez dodanie doń wątków pobocznych, czy też historię z udziałem gościa o ksywce Ballistic). Sam fakt, że mamy tu zebrane opowieści z różnych wydawnictw z Batmanem z tego okresu, które czasami wiążą się ze sobą fabularnie tylko w niewielkim stopniu, sprawia, że poczucie mozolnego brnięcia przez niewiele wnoszące poboczne historie jedynie pogłębia zmęczenie czytelnika. I trudno się w tym momencie dziwić, że TM-Semic w ogóle nie wydał większości z zebranych w tym tomie zeszytów. Z drugiej strony – może po prostu należałoby sobie dawkować te historie nieco oszczędniej? (sam przeczytałem całość w trzy popołudnia).

Mimo wspomnianych problemów, ogólne wrażenie z lektury pozostaje raczej pozytywne, na co niemały wpływ ma solidna szata graficzna całego tomu. Plusem jest z pewnością fakt, że nie znajdziemy tu ani jednego zeszytu rysowanego przez Jima Aparo, którego osobiście bardzo sobie ceniłem, ale we wcześniejszych latach. Niestety jego prace w ramach „Knightfallu” (które mieliśmy okazję oglądać w dwóch pierwszych tomach) to ledwie marny cień jego wcześniejszej twórczości, zatem im go mniej, tym lepiej. Mamy tu za to sporo Grahama Nolana, znanego już z poprzedniego tomu (choć mam wrażenie, że tutaj lekko się opuścił), w miarę solidny poziom trzyma Mike Manley. Gościnnie pojawiają się Tom Grummett, (którego ceniłem sobie w „Supermanie” i także tutaj nie zawodzi), czy Jim Balent (również bez zarzutu). Do zróżnicowania stylu przyczyniają się również rysownicy serii „Shadow od The Bat” Vince Giarrano i Brett Blevins (z których ten pierwszy przekonuje mnie zdecydowanie bardziej).

Ogólnie przyznam, że po zasłyszanych tu i tam opiniach, spodziewałem się po tym tomie czegoś gorszego, tymczasem, przynajmniej z początku, pozytywnie zaskoczył. Co prawda z biegiem czasu i kolejnymi przygodami Jeana Paula Valleya początkowa satysfakcja z lektury osłabła (wzrosła natomiast chęć ponownego spotkania się z Bruce'em Wayne'em), to jednak całość wypada całkiem przyzwoicie, choć brak tu tak pamiętnych momentów, jak starcia z Bane'em z tomu drugiego czy historii równie dobrych co „Miecz Azraela” czy „Venom” z tomu pierwszego. Tak czy inaczej, miłośnicy komiksów z lat 90. wspominający z rozrzewnieniem zeszyty od TM-Semic powinni być zadowoleni.

Na koniec warto podkreślić, że omawiany tom, jako część serii ściśle opiera się na wydarzeniach zaprezentowanych w dwóch poprzednich odsłonach i bez ich znajomości raczej nie ma sensu po niego sięgać.

„Batman. Knightfall” tom 3 zawiera zeszyty: Detective Comics #667-675, Robin #1-2, Batman: Shadow of The Bat #19-20, 24-28; Batman #501-508, Catwoman #6-7, Showcase '94 #7.

Oceny końcowe

3+
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

Specyfikacja

Scenariusz

Chuck Dixon, Doug Moench, Alan Grant, Jo Duffy, Peter David

Rysunki

Graham Nolan, Tom Grummett, Vince Giarrano, Mike Manley, Barry Kitson, Jim Balent, Brett Blevins, P. Craig Russell

Przekład

Tomasz Sidorkiewicz

Oprawa

twarda

Liczba stron

744

Druk

kolor

Format

170x260 mm

Wydawnictwo oryginału

DC

Data premiery

26.10.2022

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

zdj. DC Comics