„Blade Runner: 2019” wziął mnie z zaskoczenia. Znam uniwersum wyłącznie z filmów, zarówno tego z 1982 roku, jak i z (nie boję się tego napisać) wyjątkowego dzieła Denisa Villeneuve’a, które do kin weszło 4 lata temu. Nie wiedziałem jednak, że ten intrygujący świat ludzi i replikantów udanie rozwinięto również na łamach komiksu autorstwa Michaela Greena i Mike’a Johnsona.
Do stworzenia zupełnie nowej historii osadzonej w świecie „Łowcy androidów” panowie dobrali się idealnie. Green jest przecież współtwórcą scenariusza do kinowego „Blade Runnera 2049”, a Johnson z kolei ma na swoim koncie ogrom pracy dla DC Comics, a także ciepło przyjęte scenariusze do komiksowych opowieści ze świata „Star Treka”. I faktycznie, duet ten współgra ze sobą bardzo dobrze w zbiorczym wydaniu „Blade Runner: 2019”, na który składają się trzy duże rozdziały zatytułowane: „Los Angeles”, „Off-World” i „Home Again, Home Again”. W USA wydano je oddzielnie w formie mniejszych trade’ów. Cieszy, że Egmont poszedł w jeden duży, zbiorczy tom i twardą oprawę. Co istotne, w 2022 roku na polskim rynku powinna się ukazać również kontynuacja autorstwa tych samych twórców pt. „Blade Runner: 2029” (również w zbiorczym wydaniu, zbierającym kilka rozdziałów).
„Blade Runner: 2019” to mocna i dojrzała rzecz, która przypadnie do gustu nie tylko miłośnikom filmów, ale też czytelnikom dobrze odnajdującym się w klimatach dystopijnych, z elementami science fiction. Jednocześnie jest to kryminalny thriller z intrygującym śledztwem, wyrazistą główną bohaterką i dość szybkim tempem akcji. Pierwszy tom („jedynka” na grzbiecie jest obecna) to solidna księga, która składa się z blisko 350 stron, ale zapewniam – ani razu nie poczujecie znużenia. Scenarzyści postawili raczej na konkretnych i małomównych bohaterów, pozostawiając sporo miejsca na warstwę narracyjną i swobodę w wybrzmiewaniu rysunków. Te również są mocną stroną całego wydania, choć nie ukrywajmy – kreowanie dystopijnego Los Angeles to dla potencjalnego rysownika wielka przyjemność.
Aahna „Ash” Ashina – główna bohaterka komiksu – to doświadczona śledcza oraz łowca androidów. Już pierwsze strony z jej udziałem pokazują, że jest to ktoś, z kim trudno negocjować i zawsze stawia na swoim. To też osoba, która ma bezkompromisowy stosunek do replikantów, których części sprzedaje na czarnym rynku. Kolejne z pozoru zwyczajne śledztwo przeradza się w dużo bardziej skomplikowaną intrygę, w którą Ash angażuje się emocjonalnie, nie wiedząc, że jej życie zmieni się nie do poznania. Podobało mi się to, że scenarzyści nie musieli w tej historii kreować świata, bo ten sam doskonale wybrzmiewał w rysunkach. Historia jest dość kameralna i skupiona niemal wyłącznie na Ash. To ona (jako narrator) sugestywnie opisuje otaczającą ją rzeczywistość i pogrążone w szarości i brudzie Los Angeles.
Komiks zaskoczył mnie też samą konstrukcją trzech rozdziałów. Jest to ciągła historia, ale w obrębie zamkniętych fragmentów, które rozgrywają się na przestrzeni przynajmniej kilku lat. Zaskoczenie to było jednak pozytywne, bo dzięki temu fabuła nie stoi w miejscu. W dość ekspresowym tempie, w kolejnych rozdziałach pokazuje wycinki z życia głównej bohaterki, uzupełniając je dodatkowo retrospekcjami.
„Blade Runner: 2019” to tak naprawdę trzy części komiksu w jednym zbiorczym wydaniu i nie da się ukryć, że różnica w poziomie też jest odczuwalna. Pierwsza i trzecia część są dla mnie absolutnie rewelacyjne. Z kolei druga, gdy zmienia się czas i miejsce akcji, trochę mnie rozczarowała, przynajmniej na pierwszych kilkunastu stronach. Być może dlatego, że scenarzyści zmienili kierunek i z niezależnej głównej bohaterki postanowili skupić się przez chwilę na kimś innym.
Wspominałem wcześniej, że dla rysowników praca przy takim komiksie jak „Blade Runner: 2019” to sama przyjemność. Nie wiem, jak do swojej pracy podchodził Andrés Guinaldo, ale odwalił kawał dobrej roboty. Może to ta łatwość w tworzeniu dystopijnego Los Angeles i wizja, która w naszych umysłach pojawiła się w latach 80. za sprawą Ridleya Scotta i Denisa Villeneuve'a, ale czytając ten komiks doskonale odczuwałem, w jakim miejscu dzieje się akcja i o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Los Angeles proponowane przez Guinaldo jest miejscem ciemnym, ponurym, deszczowym i bardzo nieprzyjemnym. Jednak nie tylko samo Miasto Aniołów kreowane jest przez rysownika z dużą dbałością o każdy szczegół, ale też inne lokacje, jak np. pewna kopalnia w kosmosie, do której wraz z główną bohaterką trafiamy w drugim rozdziale.
Podsumowanie
„Blade Runner: 2019” to drugie obok „Szeryfa Babilonu” Toma Kinga moje największe, tegoroczne, pozytywne zaskoczenie. Komiks, który zdecydowanie warto przeczytać i mieć na półce. Bez względu na to, czy znacie filmy, czy nie. Jeśli tylko bliskie Waszemu sercu są tego typu klimaty, nie warto się wahać. To jedna z tych historii, która wciągnie Was i nie puści aż do końca pierwszego tomu.
Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że scenariusz napisany przez Michaela Greena i Mike’a Johnsona z powodzeniem mógłby być realizowany jako kolejny, kinowy „Łowca androidów”. To wystarczający argument, który powinien przemawiać za zakupem.
Oceny końcowe
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Specyfikacja
Scenariusz |
Mike Johnson, Michael Green |
Rysunki |
Andrés Guinaldo |
Oprawa |
twarda |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
344 |
Tłumaczenie |
Maria Jaszczurowska |
Data premiery |
13 października 2021 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / IDW