Recenzowaliśmy już edycję zremasterowaną soundtracku z 2016 roku do pierwszej części „Terminatora”. Informowaliśmy także o ponownym wejściu na ekrany kin kontynuacji, tym razem w wersji trójwymiarowej. A całkiem niedawno (10.03.2017 roku) trafiła do polskich sklepów muzycznych reedycja ścieżki dźwiękowej z „Terminatora 2”. Zapraszamy Was więc do zapoznania się z recenzją tego wydania.
Brad Fiedel „Terminator 2: Judgment Day”
(Universal Music Polska, 1991/2017)
Recenzja muzyki zawartej na płycie CD:
Od momentu premiery kinowej „Terminatora 2” w 1991 roku, muzyka skomponowana przez Brada Fiedela doczekała się wielu wydań i wznowień. Z tych najważniejszych należy wymienić oryginalne wydawnictwo od Varese Sarabande i późniejsze o blisko dwie dekady, od Silva Screen z 2010 roku. Wszystkie różniły się pod względem edycyjnym: odmienne były nadruki na płytach i wzory użytych okładek, także książeczki prezentowały inną zawartość. Niezmienny pozostawał natomiast sam score. Za każdym razem otrzymywaliśmy zestaw 20 utworów o łącznym czasie trwania, wynoszącym blisko 55 minut. Nie minęło kilka lat i mamy kolejne wznowienie. Tym razem związane jest ono z zaplanowaną na koniec sierpnia 2017 roku, ogólnoświatową premierą edycji 3D „Dnia Sądu”, którą po raz pierwszy James Cameron pokazał publiczności na 67. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie. Machina promocyjna ruszyła na dobre i nie ominęła także kompozycji Fiedela, a ta doczekawszy się kolejnego już liftingu, brzmi teraz wprost fantastycznie i lepiej niż kiedykolwiek przedtem (co nie powinno dziwić, wszak „T2” jest jednym z najlepiej udźwiękowionych filmów w historii – tak było w 1991 roku, tak jest obecnie i tak pewnie będzie w przyszłości).
A co z samą muzyką? Nadal, po tylu latach, zachowuje ona świeżość i ma w sobie tę moc co wcześniej. Po części wynika to z charakteru drugiej odsłony zmagań człowieka z morderczym cyborgiem, gdzie Cameron, oprócz spektakularnej akcji, większy nacisk położył na same emocje i relacje międzyludzkie, tudzież na linii człowiek – maszyna. Fakt ten skierował kompozytora w kierunku uzyskania cieplejszego, bardziej urozmaiconego brzmienia, w kontrze do score’u z pierwszej części, opartego w całości na elektronice, po uszy zanurzonego w stylistyce lat 80-tych.
Album otwiera „Main Title”, towarzyszący skąpanej w płomieniach ognia czołówce z napisami początkowymi, a nawiązującą do nuklearnego koszmaru Sarah Connor, oparty na znanym z „jedynki” motywie przewodnim. Ów temat został znacznie rozbudowany i teraz jest nawet bardziej melodyjny od oryginału (tu także można pokusić się o pewne wnioski: w tamtych czasach „Terminator 2” był najdroższą produkcją o budżecie wynoszącym 102 mln dolarów wobec skromnych 6,4 mln dolarów, wydanych na film z 1984 roku). Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest to cała muzyka z filmu w pigułce. I to „Main Title” w zasadzie ustawia i nadaje ton oraz charakter całej ścieżce.
Opierając się na słynnej już melodii, ale odpowiednio zmodyfikowanej, dostosowanej do rozbudowanego świata przedstawionego i opowiadanej historii, w której nie mniej ważne (albo tak samo znaczące) jak liczne sceny akcji, są postaci, dało w efekcie kompozytorowi highlight, który w różnych aranżacjach przewija się w wielu dalszych utworach soundtracku. Nieczęsto jednakże możemy go usłyszeć w pełnej krasie. Oprócz wspomnianego wcześniej „Main Title”, temat główny pojawia się we wzruszającym „It's Over (Good-Bye)”, w mniejszej ilości natomiast w „Trust Me” (odgłosy uderzania młotem w kowadło nadają temu kawałkowi potężnej mocy), „John & Dyson Into Vault”, „I’ll Be Back” i „Terminator Revives”.
Właściwie to, muzykę z „T2” można przyrównać, w pewnym uproszczeniu, do budowy modelu terminatora, granego przez Arnolda Schwarzeneggera: elektroniczny szkielet (czyli podstawa, czerpiąca z rozwiązań wypracowanych przy „T1”) został obłożony i wzbogacony organiczną tkanką tzn. bardziej przyjaznym brzmieniem i takimi też dźwiękami.
Fiedel nie zapomina dalej o liryce, prezentując utwór „Desert Suite” do scen rozgrywających się na pustyni w Nowym Meksyku. Na pierwszy plan wysuwa się delikatna gitara, czyli instrument o naturalnym, organicznym brzmieniu, nie tylko więc wszechobecna elektronika. To bardzo ważny element dla fabuły „T2”: motyw przeznaczenia i kształtowania swego losu, determinuje poczynania bohaterki granej przez Lindę Hamilton. Wyryty nożem w blacie stołu napis „NO FATE” jest poniekąd mottem filmu, przypomina o tym, że sami mamy wpływ na przyszłe zdarzenia. Następuje w tym miejscu odrobina wytchnienia i refleksji oraz złapania oddechu po dynamicznym pierwszym akcie „T2”, a tuż przed mającą nastąpić kaskadą scen akcji w dalszej części. Proszę też zauważyć, że sekwencje pustynne rozgrywają się za dnia, mają cieplejsze barwy, podczas gdy reszta filmu ma miejsce w nocy, a on sam skąpany jest w większości w niebieskiej poświacie (wielkie brawa dla operatora Adama Greenberga, zasłużona nominacja do Oscara za zdjęcia). Zatem tu także, poprowadzony z żelazną konsekwencją i pewną ręką, obmyślony w najdrobniejszych szczegółach zabieg Camerona znajduje odzwierciedlenie w muzyce Fiedela.
Reżyser wprowadza w sequelu nową postać T1000, morderczego cyborga z ciekłego metalu, zdolnego imitować ludzi i przedmioty, z którymi ma kontakt. Oddanie osobowości (a raczej „metaliczności”) postaci odbywa się przy pomocy niezwykle sztucznych i budzących grozę dźwięków, jakby w maszynę wstępowało życie. Trudno to ubrać w słowa, toteż przekonamy się o tym słuchając „Escape From The Hospital (And T1000)”. Ponownie, rozwijanie już istniejącego konceptu o świeże pomysły dotyczy zarówno filmu, jak i muzyki. Oddaje ona przy tym metodyczność i skrupulatność postaci T1000, mającej jeden konkretny cel: zgładzenie Johna Connora. Genialny w swojej prostocie pomysł z użyciem minimalistycznych nut znowuż zgrabnie koresponduje z kreacją Roberta Patricka.
„Terminator 2” jak na rasowe kino akcji przystało, nie mógł się obejść bez action score’u. Ten ma za zadanie podbijanie napięcia i z tego obowiązku wywiązuje się bez zarzutu. Odbija się to co prawda trochę na słuchalności tychże fragmentów w oderwaniu od obrazu, aczkolwiek ma on momenty własnej chwały i może przypaść do gustu osobom ceniącym takie rozwiązania. Taka jest właściwie druga część albumu, począwszy od „SWAT Team Attack” (ta perkusja w tle!). Lecz w kwestii muzyki akcji, najbardziej okazale wypadają utwory, ilustrujące wszelakiej maści sceny pościgów, z „Helicopter Chase” i „Tanker Chase” na czele. Dynamiczny film i takaż oprawa, chociaż trzeba zaznaczyć, że są momenty, kiedy przytłaczający underscore daje się we znaki ze szkodą dla lepszego odbioru kompozycji, mimo to nie aż w takim stopniu jak w przypadku oryginału.
Bardzo przemyślana przez kompozytora i reżysera, niezwykle staranna struktura ścieżki, świetnie odnajduje się w filmie, czasami gorzej na samej płycie, ale zawsze podąża za historią i postaciami. Stoi też w opozycji do dusznego, klaustrofobicznego klimatu muzyki z pierwszej części, wypływa bardziej z charakteru bohaterów oraz więzi między nimi, podporządkowana jest w całości idei i przesłaniu samego filmu („NO FATE”). Wszystko działa jak w porządnym szwajcarskim zegarku, z precyzją godną maszyny, a jednak posiada to serce i duszę, nie jest jedynie stechnicyzowanym do granic popisem biegłości warsztatowej, ale i – to nie będzie żadna przesada w tym stwierdzeniu – swoistym traktatem o istocie człowieczeństwa (zagadnienie to realizuje i film i wspierająca go muzyka).
Tegoroczne wydanie soundtracku z „Terminatora 2” od Universal, budzi mieszane uczucia. Z jednej strony, dobrze się stało, że zdecydowano się wypełnić lukę na polskim rynku wydawniczym i nie ma potrzeby sprowadzania płyty z zagranicy. Z drugiej jednakże, zawodzi owa edycja w aspekcie kolekcjonerskim (o tym dlaczego, poniżej w „Opisie i prezentacji”). Żadnych zastrzeżeń nie można mieć co do jakości dźwięku, który jest największym pozytywem wersji AD 2017 i może skłonić posiadaczy wcześniejszych wydań, by ponownie rozważyli zakup. To także nieco stracona szansa na przedstawienie fanom kompletnej partytury Fiedela (w tym muzyki z sekwencji pościgu w kanale burzowym), z wyczerpującymi informacjami na jej temat i o jej powstawaniu. Być może nastąpi to niebawem, kiedy przekonwertowany do trzeciego wymiaru film zadebiutuje na fizycznych nośnikach. Otrzymalibyśmy wtedy, w krótkim odstępie czasu, aż dwie edycje soundtracku. (Nie jest to wcale taka niespotykana praktyka, wspomnieć wypada chociażby o „Home Alone” Johna Williamsa: w jednym roku, 2015, doczekał się wznowienia wersji podstawowej i dwudyskowej rozszerzonej). Warto jednak nie zapominać, że w zalewie wszelkich prób wyciągnięcia od nas dodatkowych pieniędzy, najważniejsza jest sama muzyka, a ta z „Terminatora 2” jest po prostu znakomita, niezależnie od rodzaju posiadanego wydania.
Spis utworów:
- Main Title (Terminator 2 Theme) (1:57)
- Sarah On The Run (2:32)
- Escape From The Hospital (And T1000) (4:35)
- Desert Suite (3:27)
- Sarah’s Dream (Nuclear Nightmare) (1:52)
- Attack On Dyson (Sarah’s Solution) (4:08)
- Our Gang Goes To Cyberdyne (3:12)
- „Trust Me” (1:39)
- John And Dyson Into The Vault (0:43)
- SWAT Team Attack (3:24)
- "I'll Be Back" (4:01)
- Helicopter Chase (2:28)
- Tanker Chase (1:43)
- „Hasta La Vista, Baby” (T1000 Freezes) (3:03)
- Into The Steel Mill (1:27)
- Cameron's Inferno (2:39)
- Terminator Impaled (2:06)
- Terminator Revives (2:15)
- T1000 Terminated (1:43)
- „It's Over” („Good-Bye”) (4:39)
Czas trwania płyty CD: 53:33
Opis i prezentacja wydania:
Reedycja soundtracku do filmu „Terminator 2” została wydana w kartonowym opakowaniu (tzw. digisleeve), które rozkłada się na dwa skrzydła: w prawym znajduje się płyta CD. Kartonik, o błyszczącej fakturze, wykonany jest z dość solidnego materiału. Brak jakiegokolwiek bookletu, nawet skromnej wkładki, a tym samym przemowy od reżysera czy kompozytora – to znaczący minus, wewnątrz jedynie spis utworów po lewej, a nazwiska osób odpowiedzialnych za produkcję i design albumu po prawej stronie.
Graficznych elementów również nie ma zbyt wiele. Oprócz nowego plakatu, wykorzystanego na froncie okładki, a specjalnie zaprojektowanego dla wersji 3D, zamieszczono na rewersie także ten ikoniczny (z 1991 roku) z Arnoldem na motorze i strzelbą w prawej dłoni. Jako skromny dodatek, w środku znalazło się sześć malutkich zdjęć z filmu.
Na sam koniec, tradycyjnie już kilka słów o zabezpieczaniu płyt, wydanych tak jak „T2”. Dla niektórych kolekcjonerów wadą niniejszej edycji może być brak plastikowej tacki na CD. Poważnym mankamentem jest także utrudniony dostęp do płyty, znajdujący się od lewej strony, pośrodku obu skrzydeł – trzeba więc bardzo uważać przy wyjmowaniu dysku z ciasnej kieszeni, by nie zarysować jego powierzchni i nie uszkodzić tekturki. Dlatego też dobrym rozwiązaniem będzie przechowywanie CD w białej papierowej kopercie pomiędzy dwiema częściami kartonika, a całego wydania w specjalnej folii ochronnej z paskiem.
Trudno nie kryć rozczarowania wznowieniem score’u z filmu Jamesa Camerona. Ubogie, jeśli chodzi o zawartość, wydawnictwo, od całkowitej kompromitacji ratują całkiem niezła szata graficzna, no i przede wszystkim cyfrowo odnowiony dźwięk i sama muzyka Brada Fiedela. Taki klasyk jak „Terminator 2” zasługuje na porządne wydanie soundtracku, a to, przy szczerych chęciach, trudno zaliczyć do w pełni udanych.
Oceny końcowe:
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
Gdzie kupić soundtrack „Terminator 2: Judgment Day”?:
musiccorner.pl – 45,21 zł
gandalf.com.pl – 45,61 zł
merlin.pl – 47,99 zł
mediamarkt.pl – 49,99 zł
saturn.pl – 49,99 zł
swiatksiazki.pl – 50,00 zł
empik.com – 50,99 zł
dvdmax.pl – 53,99 zł
Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Universal Music Polska.