Coco - recenzja filmu i wydania Blu-ray [2D, opakowanie plastikowe]

9 maja do polskich sklepów trafiły wydania Blu-ray i DVD z oscarową animacją Disneya pod tytułem Coco. Poniżej znajdziecie naszą recenzję wydania na niebieskim krążku.

„Coco” (2017), reż. Lee Unkrich

(dystrybucja w Polsce: Galapagos)

Film:

Meksykański chłopiec o trzysylabowym imieniu na literę M ponad wszystko kocha muzykę. Pragnie grać na gitarze i śpiewać. Niestety jego rodzina nie chce zaakceptować takiej ewentualności. Wszak od dziesiątek lat wszyscy jej członkowie specjalizują się w innej dziedzinie (chociaż każdy odnalazł swoją niszę, w której został wysokiej klasy specjalistą), która przyniosła całej familii sławę – i nie jest to „głupie rzępolenie na la guitarra”. Byłoby to zatem jawnym sprzeciwieniem się wielopokoleniowej tradycji. Cóż robić? Młodzian, nie zamierzając rezygnować z marzeń, popada w konflikt z domownikami (wśród nich jest babka na wózku inwalidzkim), a my zaczynamy śledzić filmową przygodę w której dane nam będzie zobaczyć m.in. obchody meksykańskiego święta Dia des Muertos, konfetti, fajerwerki, niesamowicie kolorową Krainę Zmarłych, posępne tereny Zapomnianych, kościotrupy, przodków protagonisty, wojownicze bliźniaki, zakonnice, grajków Mariachi, zwierzaki będące typowym comic relief, niszczenie gitar czy żarty z owłosienia twarzy. A wszystko to okraszone sporą dawką latynoskiej muzyki i wstępem, który rozgrywa się w innym czasie niż właściwa akcja filmu. Aha, ktoś jeszcze zginie pod wielkim dzwonem. Takim z dzwonnicy – rozumiecie.

Sporo nutek w tej melodii, prawda? A przecież nie wymieniłem wszystkich. I wcale nie chodziło o spoilery. Do powyższego akapitu trafiły „tylko” te elementy historii, które… no właśnie. Podczas gdy wiele recenzji unika tego pachnącego zepsutym chorizo tematu, fandom świata animacji prowadzi gorące dyskusje, czy zdobywca Oscara w kategorii Film Animowany, pixarowe Coco (2017, Lee Unkrich, wcześniej Toy Story 3, zatem jeden z zaledwie trzech animowanych filmów w historii Oscarów nominowany do nagrody głównej), jest plagiatem zrzynającym z Book of Life (2014, Jorge R. Gutierrez). Miejmy zatem tę kwestię odhaczoną: nie jest plagiatem, ale… tak, zrzyna (chociaż bardziej dyplomatycznie byłoby napisać: czerpie inspirację). Dlaczego tak uważam? Rzucę kilka argumentów, a wnioski niech każdy wyciągnie sam.

00836.m2ts_snapshot_03.15-min.png

Zrzyna. Argument jeden (najważniejszy i niepozostawiający pola do interpretacji), pierwszy akapit niniejszej recenzji jest w 100% opisem obu filmów! Dwa, data premiery tytułów. Trzy, ilość kolorów na ekranie. Owszem, animacje ogólnie są kolorowe, ale jeśli miałbym wskazać dwie najbardziej wybijające się pod tym względem pozycje EVER, byłyby to dwie historie dotyczące meksykańskiego Święta Zmarłych – przypadek? By the way, ostatnie miejsce na podium przydzieliłbym drugiemu i trzeciemu aktowi The Croods (2013, Kirk DeMicco).

Nie jest plagiatem. Argument jeden, główny wątek obu filmów (Dia des Muertos) jest rzeczywiście identyczny, ale czyż nie mamy miliona filmów o Bożym Narodzeniu i Wielkanocy? Dwa, sam Jorge R. Gutierrez nie uważa Coco za plagiat. Wręcz przeciwnie, publicznie chwali dziełko Unkricha w mediach społecznościowych. Trzy, poza wątkami wymienionymi w pierwszym akapicie (a jest to z grubsza cała fabuła Księgi Życia), Pixar wtłacza do historii wystarczającą ilość nowych, oryginalnych elementów, o charakterystycznym dla wytwórni wydźwięku emocjonalnym.

I jakie są Wasze wnioski? Osobiście cieszę się, ze dostaliśmy dwa ZNAKOMITE filmy zamiast jednego. Temat zamknięty.

A jak Coco stoi na własnych nogach? Mocno, chociaż nie bez problemów. Największym z nich jest wspomniana powyżej ilość wątków i motywów. Początek filmu może przytłaczać. Jest wprawdzie ciekawie zrealizowany wstęp wprowadzający widza do historii (w polskiej wersji nacechowany delikatnie innymi uczuciami, co w sposób skandaliczny zepsuło mi pierwszy seans), ale zaraz po napisach początkowych zostajemy zbombardowani startującymi w tym samym czasie wątkami, feerią barw i ilością detali na ekranie. Dorosły widz przy odrobinie skupienia będzie oczarowany, młodszy może się pogubić – cóż, Pixar od zawsze twierdzi, że nie tworzy „bajek dla dzieci”. Na szczęście, później jest już tylko lepiej. Akcja zwalnia, spomiędzy klatek animacji wypływają uczucia, wrażliwi widzowie sięgają po chusteczki, a Ci trochę bardziej odporni cieszą oko i umysł ogromną ilością smaczków, popkulturowych odniesień (Dante Alighieri, Frida Kahlo) i przede wszystkim wielopłaszczyznowością meksykańskiego święta (znakomite Alebrijes, klątwy, błogosławieństwa, ołtarzyki, śmierć jako przejście, śmierć ostateczna, muzyka). To, co jednak błyszczy najjaśniej, to motyw rodziny. Rodziny monolitycznej, ale rozdzieranej marzeniami i aspiracjami jednostki. Czy rzeczywiście nie da się odnaleźć osobistego spełnienia w gronie najbliższych? Czy poświęcenie i wyrzeczenia są konieczne? Co wybrać? Panie Premierze, jak żyć?

00844.m2ts_snapshot_08.09-min.png

Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć o trzecim filarze opowieści, który na równych prawach zamyka tercet: Dia des Muertos, familia i muzyka (Oscar dla piosenki „Remember Me”). O ile w Księdze Życia postawiono na bardziej uniwersalne kompozycje jedynie w latynoskich aranżacjach, o tyle Coco brzmi jak typowy, pełnokrwisty El Mariachi. I tutaj mały zgrzyt. Polski dubbing jest fantastyczny, trzeba to przyznać (reżyseria Joanna Węgrzynowska-Cybińska, dialogi Jakub Wecsile), ale… a raczej ALE, jesteście sobie w stanie wyobrazić dubbing Desperado Roberta Rodrigueza z 1995 roku? Antonio Banderas i Salma Hayek z polskimi głosami? Piosenki z OST wykonywane przez polskich artystów? Tfu. Tfu. Tfu. Sam obejrzałem Coco dwa razy. Pierwszy seans z sześcioletnim synem – polski dubbing. Drugi w oryginale. Werdykt: ciężkie KO w pierwszej rundzie. Biało-czerwony leży! Biało-czerwono-zielony z rękami w górze! Jak wspomniałem powyżej – do rodzimej realizacji nie mam zastrzeżeń, poza tym, że jest… rodzima. Ten film MUSI brzmieć jak Salma i Antonio! Albo jeszcze lepiej, jak Danny Trejo! Lub Cheech Marin! Przy okazji, samo tłumaczenie też nie zawsze jest celne. W polskiej wersji językowej: „ten pies wygląda jak kiełbaska”, w oryginale: „ten pies wygląda jak kiełbaska znaleziona w kącie zakładu fryzjerskiego”. Niuans, ale robi różnicę.

Werdykt? Mocne 5. Gdyby nie przeładowany początek, byłoby 5 z dużym plusem. Szeptem dodam, że Book of Life ma u mnie okrąglutką szóstkę.

5
Film

Obraz:

To będzie najkrótszy opis obrazu (AR 2.39:1), jaki kiedykolwiek popełniłem. Jest wzorcowo. Jest oszałamiająco. Jest pięknie. Jest kolorowo. Największe wrażenie robi Kraina Zmarłych, animacja wody, ilość detali w projekcie babci Coco oraz różnokształtne Alebrijes. Żadnych artefaktów, zero bandingu. Innych rozpraszaczy też nie uświadczyłem. Mógłbym się przyczepić do zastosowania sporej ilości szarości, podczas gdy wolałbym w tych miejscach czerń, ale jest to wybór stricte estetyczny.

Referencja od Matta Aspbury i Danielle Feinberg. Brawo Disney. Brawo Pixar. Natomiast łyżką dziegciu jest brak płyty 3D w polskim wydaniu.

00836.m2ts_snapshot_01.42.jpg 00836.m2ts_snapshot_04.49.jpg

00836.m2ts_snapshot_07.25.jpg 00836.m2ts_snapshot_11.29.jpg

00836.m2ts_snapshot_15.24.jpg 00840.m2ts_snapshot_00.02.jpg

00844.m2ts_snapshot_00.24.jpg 00844.m2ts_snapshot_04.56.jpg

00844.m2ts_snapshot_08.04.jpg 00844.m2ts_snapshot_10.41.jpg

00846.m2ts_snapshot_02.30.jpg 00846.m2ts_snapshot_02.32.jpg

Wykres bitrate'u wideo na płycie Blu-ray

COCO-00800-bitrate-10s.png

6
Obraz

Dźwięk:

Z dźwiękiem podobnie jak z obrazem – pierwszorzędna realizacja. Cieszy, że tym razem Disney nie poskąpił Polakom bezstratnego formatu DTS-HD MA 7.1 (dubbing w Dolby Digital 5.1). Niezależnie od tego, czy słuchamy niuansów muzyczno-wokalnych (np. Miguel śpiewający babci, rozmowa w budce telefonicznej), czy sonicznych fajerwerków (impreza w pałacu Ernesto), ścieżka dźwiękowa robi wrażenie. Miłośnicy basu na pewno zwrócą uwagę na popisy DJ-a podczas wspomnianego chwilę wcześniej party oraz cały repertuar „paszczo-warków” Pepity. Wisienką na torcie będą niemalże operowe popisy ciotki Imeldy.

Dla ścieżki oryginalnej maksymalna nota.

6
Dźwięk

Materiały dodatkowe:

coco-menu-min.png

Niestety, pakiet dodatków jest mocno ograniczony. Na rynkach, gdzie ukazała się edycja dwupłytowa, jest pod tym względem znacznie lepiej. Nas uraczono jedynie poniższymi materiałami:

  • Komentarz twórców (reżyserzy Lee Unkrich i Adrian Molina oraz producentka Darla Anderson): raczej standardowo, czyli inspiracje, kreacja, realizacja. Plus sporo na temat tradycji Święta Zmarłych.
  • Fiesta się Zaczyna (00:02:16): krótki teledysk przepełniony muzyką i tańcem, na silniku filmu, będący przy okazji najdłuższym ujęciem w historii Pixara. Również w wersji z komentarzem twórców.
  • Rodzina (00:10:00): wielu członków ekipy filmowej opowiada o procesie tworzenia familii Rivera, w szczególności o inspiracjach płynących z własnych rodzin. Jako ciekawostkę dodam, iż w materiale pada hasło „nasza pierwsza wyprawa do Meksyku w 2011 roku”, co w sporze plagiat vs. inspiracja może mieć pewne znaczenie.
  • Dante (00:06:14): rzecz o psach w Meksyku, kreacji zwierzaka głównego bohatera o wiele mówiącym imieniu Dante i rasie xoloitzcuintli (swoją drogą, idealne hasło do krzyżowek).
  • Jak Narysować Szkielet (00:03:18): krótki filmik instruktażowy od Danny'ego Arriaga, dyrektora artystycznego postaci.

Wszystkie dodatki opatrzono polskimi napisami… z wyjątkiem tego najważniejszego, tj. komentarza.

2
Dodatki

Opis i prezentacja wydania:

Film dotarł do mnie w typowym plastikowym pudełku, w równie standardowym niebieskim kolorze. Zawiera ono jedną płytę – ku mojemu zaskoczeniu – z kolorowym nadrukiem. Disney, oby tak zawsze. Na okładce umieszczono wizerunki głównych bohaterów opowieści, gitarę i widoczek dający nam pewne pojęcie o użytej w produkcji palecie barw. Typowy tył okładki od Disneya przypomina nam o nagrodach, które zebrał film. Niestety, aczkolwiek standardowo, wewnętrzna strona okładki nie uraczy nas żadnym urozmaiceniem. Na płycie znajdziemy polskie napisy do filmu.

P1070419.jpg P1070425.jpg

P1070427.jpg P1070431.jpg

2
Opakowanie

Podstawowe informacje z raportu BDInfo:

Disc Title: COCO
Disc Size: 38 597 964 245 bytes
Length: 1:45:02.003 (h:m:s.ms)
Size: 28 939 204 608 bytes
Total Bitrate: 36,74 Mbps

VIDEO:

Codec Bitrate Description
----- ------- -----------
MPEG-4 AVC Video 24055 kbps 1080p / 23,976 fps / 16:9 / High Profile 4.1

AUDIO:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
DTS-HD Master Audio English 4479 kbps 7.1 / 48 kHz / 4479 kbps / 24-bit (DTS Core: 5.1 / 48 kHz / 1509 kbps / 24-bit / DN -3dB)
DTS-HD High-Res Audio English 2046 kbps 5.1 / 48 kHz / 2046 kbps / 24-bit (DTS Core: 5.1 / 48 kHz / 1509 kbps / 24-bit / DN -3dB)
Dolby Digital Audio Polish 640 kbps 5.1 / 48 kHz / 640 kbps / DN -4dB

SUBTITLES:

Codec Language Bitrate Description
----- -------- ------- -----------
Presentation Graphics Polish 34,174 kbps

Pełny raport BD-info dostępny jest pod odnośnikiem: Coco – raport BDInfo.

Podsumowanie:

Jeśli lubisz filmy Pixara, ten jest potwierdzeniem doskonałej formy ojców Toy Story czy Wall-E. Jeśli lubisz Book of Life od Reel FX Creative Studios, w Coco znajdziesz znane motywy, jednak inaczej przyprawione i na nowo zaaranżowane – pytanie czy to kupisz? Do tego referencyjne audio i video. Boli brak edycji 3D na rodzimym rynku, ale cóż… format umiera i nic na to nie poradzimy.

Ode mnie mocna rekomendacja.

5
Film
6
Obraz
6
Dźwięk
2
Dodatki
2
Opakowanie
4
Średnia

Oceny są przyznawane w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić animację „Coco” na Blu-ray?

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Galapagos.

źródło: Disney / Galapagos