Danny Elfman "Justice League" - recenzja soundtracku

24 listopada do sprzedaży trafiła ścieżka dźwiękowa z „Ligi Sprawiedliwości”, najnowszej odsłony kinowego uniwersum DC. O wrażeniach z seansu „Ligi Sprawiedliwości” już pisaliśmy. Teraz zapraszamy do recenzji soundtracku.

Danny Elfman „Justice League”

(Watertower Music/Sony Music Poland, 2017)

UWAGA: w tekście wspomniano ogólnie o wydarzeniach, które omijała, jak tylko mogła, kampania reklamowa, a które mogłyby przez kogoś zostać uznane za spoilery, ale każdy, kto jest choć trochę w temacie, i tak wiedział, na co się zanosi i nie będzie to dlań stanowić żadnego zaskoczenia.

Recenzja muzyki zawartej na płycie:

Po czterech latach od premiery pierwszego filmu, wchodzącego w skład kinowego uniwersum DC, przyszła wreszcie pora na swego rodzaju kulminację. Wchodząca na ekrany kin niecałe dwa tygodnie temu „Liga Sprawiedliwości” miała w założeniu być odpowiedzią na marvelowskich „Avengersów”, jak się jednak okazało – nie zdołała zyskać sobie porównywalnego poklasku wśród widzów i krytyków, ani też przynieść wytwórni oczekiwanego sukcesu kasowego (może zbyt wcześnie, by w tej sprawie wyrokować, ale dotychczasowe wyniki, jak i prognozy mówią same za siebie). Nie pomogły rozpaczliwe wręcz starania studia, by odciąć się od dotychczasowego kierunku i uczynić film bliższym temu, co od kilku dobrych lat z powodzeniem wprowadzała w życie konkurencja. Zmiana na stanowisku reżysera (Zacka Snydera zastąpił Joss Whedon, który część materiału nakręcił na nowo) była wyraźnym objawem tejże polityki Warnera, a jej efektów trudno nie zauważyć. Jednym ze skutków ubocznych, jakie pociągnęła za sobą ta rotacja, było podziękowanie za współpracę Tomowi Holkenborgowi (aka Junkie XL), który miał odpowiadać za ilustrację muzyczną. Zastąpił go Danny Elfman, weteran kina superbohaterskiego, mający na koncie muzykę do Batmanów Burtona, Spider-Manów Raimiego, Hulka oraz (do spółki z Brianem Tylerem) drugiej części Avengersów, również reżyserowanej przez Whedona.

Chwila ogłoszenia nazwiska nowego kompozytora była także momentem, w którym znacznie wzrosło moje zainteresowanie tą produkcją (zwiastuny nie zdołały go rozbudzić). Oto ćwierć wieku po tym, jak ostatni raz usłyszeć można było w kinie klasyczny temat muzyczny Batmana, twórca tegoż miał ponownie napisać muzykę ilustrującą jego ekranowe przygody. Oczywiście pierwszą myślą, jaka się nasunęła, było pytanie: czy Elfman nawiąże choć w minimalnym stopniu do swych wcześniejszych dokonań? Czy reżyser i wytwórnia na to pozwolą? Na niecałe dwa miesiące przed premierą w jednym z wywiadów Danny Elfman wypowiadał się m.in. w kwestii wykorzystywania klasycznych już motywów muzycznych, zdradzając przy tym, że w filmie znajdzie się nawiązanie do tematu Supermana autorstwa Johna Williamsa. W tym momencie stało się niemal oczywiste, że także i w przypadku Batmana można się spodziewać podobnego zabiegu, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie Elfman jest autorem najbardziej rozpoznawalnej muzyki związanej z tym bohaterem. Jakiś czas później, gdy w kolejnym wywiadzie zapytano kompozytora, czy należy się w filmie spodziewać nowego tematu dla Człowieka-Nietoperza, Elfman odpowiedział:

„- Nie, nie usłyszycie nowego tematu dla Batmana. Usłyszycie temat Batmana.

A na pytanie, czy chodzi o temat Zimmera z ostatniego filmu, Elfman zaprzeczył, dodając:

„- Batman miał tylko jeden temat.

Po czym potwierdził, że chodzi o ten, który sam skomponował. Domyślam się, że Hans Zimmer, Junkie XL i Elliot Goldenthal (autor muzyki do Batman Forever oraz „Batman i Robin”) mogliby mieć pewne obiekcje, co do tego ostatniego stwierdzenia, ale mniejsza z tym.

Nim jednak przejdę do omówienia muzyki znajdującej się na płytach (tak, płytach – dostajemy bowiem nie jedną, a dwie), poruszę jeszcze pewną sprawę, o której wspominam przy okazji każdej recenzji muzyki do filmów superbohaterskich – chodzi mianowicie o muzyczną spójność w ramach danej serii i zachowywanie muzycznych tematów poszczególnych postaci. Z reguły jest to dla mnie rzecz istotna, na którą zwracam uwagę i cenię wszelkie starania ze strony kompozytorów o utrzymanie tej spójności. Przykładowo – idąc do kina na solowy film o Wonder Woman oczekiwałem, że usłyszę w nim jej motyw muzyczny znany ze „Świtu sprawiedliwości”. Analogicznie od „Ligi Sprawiedliwości” powinienem więc wymagać powrotu muzyki przypisanej bohaterom poprzednich odsłon kinowego uniwersum DC. Problem w tym, że zarówno Batman, jak i Superman nie otrzymali w tych filmach aż tak pamiętnych tematów. O ile Hans Zimmer sprawdził się bardzo dobrze w trylogii Nolana o Mrocznym Rycerzu czy „The Amazing Spider-Man 2”, tak już jego ilustrację muzyczną „Man of Steel” czy „Batman V Superman” trudno mi nazwać szczególnie udaną czy zapadającą w pamięć, zwłaszcza, gdy ją zestawić z tym, co mieli do zaoferowania poprzednicy jej autora. W filmach ta muzyka się jako tako sprawdzała (bardziej w pierwszym niż drugim), ale już słuchanie jej w oderwaniu od obrazu nie było szczególnie przyjemnym doświadczeniem (może z wyjątkiem kilku utworów). Biorąc to pod uwagę, nie przejąłem się zbytnio, gdy jedynym do niej nawiązaniem na płycie będącej przedmiotem niniejszej recenzji okazał się temat Wonder Woman.

Dość jednak o tym, czego na albumie nie ma, skupmy się na tym, co się na nim znalazło. Łącznie otrzymujemy przeszło godzinę i czterdzieści minut materiału, rozłożone na dwie płyty. Danie główne stanowi pierwsza z nich, wypełniona muzyką niemal po brzegi. Prócz ilustracji autorstwa Danny'ego Elfmana trafiły na nią także trzy piosenki. Pierwsza z nich to cover piosenki Leonarda Cohena „Everybody Knows” w interpretacji Sigrid. W filmie ten melancholijny utwór towarzyszy sekwencji otwierającej i budzi on pewne skojarzenia z niektórymi piosenkami „bondowskimi”. Sprawdza się w tej roli bez zarzutu i dobrze się stało, że trafił również na płytę. Dwie pozostałe piosenki to już nieco cięższe granie – White Stripes „Icky Thump” pojawił się już w zwiastunach, a w samym filmie towarzyszy jednej ze scen z udziałem Aquamana, z kolei „Come Together” (pod którym podpisali się Gary Clark Jr i Junkie XL) to kolejny cover znanej piosenki Beatlesów, który, choć bez porównania słabszy od wersji Aerosmith, również daje radę (usłyszymy go na napisach końcowych).

Co się zaś tyczy muzyki instrumentalnej – mówiąc krótko – Elfman raz jeszcze udowadnia, że zna się na rzeczy, serwując przeciwieństwo elektronicznie wspomaganej, zimmerowskiej łupaniny, dominującej w dwóch poprzednich filmach o Supermanie, czy muzyki z Wonder Woman będącej w dużej mierze taśmówką, z jakiej Remote Control Productions jest dobrze znane. Zamiast tego otrzymujemy pełną orkiestrę i bogate, zróżnicowane brzmienie, przyprawione klasycznymi motywami oraz tym charakterystycznym „elfmanowskim” klimatem. Znajdzie się tu miejsce dla szerokiej gamy instrumentów dętych, smyczkowych, trafi się gitara, a nawet bałałajka czy cymbały. Od czasu do czasu usłyszeć możemy także i wstawki chóralne. W miejsce przeciąganych, narastających, zdających się zmierzać do nikąd dźwięków, które można by z powodzeniem przesuwać między różnymi scenami, dostajemy przemyślaną ilustrację, która nie tylko sama w sobie ma ręce i nogi, ale każdym dźwiękiem zdaje się nam wręcz opowiadać to, co widzimy na ekranie. Są to zresztą cechy charakterystyczne bardziej klasycznego podejścia ilustrowania filmów, od którego wielu kompozytorów ostatnimi czasy odchodzi i które być może ostatnimi czasy straciło nieco na popularności (wystarczy spojrzeć na falę internetowego hejtu, jaka wylała się na Elfmana z chwilą publikacji soundtracku Ligi, a który nie opierał się tylko na żalach wywołanych brakiem motywów Zimmera). Tymczasem ta konkretna partytura, to rzecz przemyślana, kompletna, nieustannie dająca dowody kompozytorskiego kunsztu, z której przy każdym odsłuchu wyłowić można coś nowego. No ale co z tego, skoro nie jest to klepany od linijki twór, do jakich widzowie zdążyli ostatnimi czasy przywyknąć. Nic tylko zwyzywać, opluć, ukrzyżować, poćwiartować i spalić.

Pierwszy, krótki utwór daje zaledwie przedsmak rozwiniętego w dalszej części płyty tematu głównego. Począwszy od drugiego („Hero's Theme”) zaczynamy powoli zagłębiać się w muzyczną ucztę, jaką przygotował dla nas kompozytor. Zgodnie z tytułem, przebija zeń wyraźnie heroiczny charakter, a czujny słuchacz już tutaj wyłowi lekki posmak tematu Batmana. Utwór ten zdaje się też czerpać nieco z tej bardziej współczesnej strony filmowych ilustracji muzycznych. Przy jego pierwszym odsłuchu, trudno w zasadzie przewidzieć, jaki jest rzeczywisty charakter całości ścieżki.

Nietrudno się domyślić, wprowadzeniu jakiej postaci towarzyszy „Batman on the Roof”. Wbrew wszelkim oczekiwaniom utwór ten nie ucieka się do klasycznego tematu przewodniego (choć kilka nutek zdaje się wybrzmiewać pod sam koniec). Mimo to potrafi należycie zbudować atmosferę sceny. Zaraz po nim przechodzimy do nacechowanej smutkiem ilustracji związanej z postacią Cyborga („Enter Cyborg”), w tym wypadku muzyka zdaje się robić więcej dla tego bohatera niż scenariusz, szczególnie jego okrojona finalna wersja, z której tak naprawdę niewiele się o nim dowiemy. Wreszcie przychodzi kolej na Wonder Woman i jej pierwszą scenę w filmie. Przy okazji recenzji muzyki Ruperta Gregsona-Williamsa wspomniałem, że chętnie usłyszałbym wersję motywu tej postaci w aranżacji na pełną orkiestrę w miejsce elektrycznej wiolonczeli (czego nie uświadczyliśmy w solowym filmie) i proszę bardzo – dokładnie to otrzymujemy w utworze „Wonder Woman Rescue”. Co prawda, zostaje pewien niedosyt, gdyż temat ten nie tylko nie zostaje tu rozbudowany, a wręcz urwany, ale jest to uzasadnione tym, co zobaczymy w filmie, a samo nawiązanie, niebędące prostym kopiuj-wklej, wypada nad wyraz interesująco. Kilka kolejnych utworów ilustruje wydarzenia związane z czarnym charakterem filmu, nim jeszcze zetknie się on z naszymi bohaterami, w tym przedstawiającą jego historię retrospekcję („Story of Steppenwolf”). Wzniosła i dramatyczna muzyka przywodzi tu na myśl epickie produkcje fantasy i trudno się dziwić, skoro ten fragment filmu obfituje w momenty niemal żywcem wyjęte z „Władcy Pierścieni”. „Then There Were Three” serwuje nam początek tematu Batmana, zaostrzając apetyt na więcej, po czym przechodzimy do pierwszego z dwóch rozbudowanych utworów akcji. „The Tunnel Fight” to istna symfoniczna układanka, w której umiejętnie splecione zostają ze sobą motywy bohaterów (ma swój moment, dotąd raczej pomijany, Flash) i dramatyzm konfrontacji z potężnym przeciwnikiem. Mnogość i zróżnicowanie wszelakich instrumentalnych wariacji sprawiają, że jest to jeden z ciekawszych fragmentów płyty.

„Spark of the Flash” (gdzie po raz kolejny usłyszymy smyczkowy motyw tego bohatera) oraz „Friends and Foes” ilustrują kluczowy dla fabuły moment powrotu Kal-Ela do świata żywych. Przy tym drugim wypadałoby się na chwilę zatrzymać. Dlaczego? Odpowiedź dają już pierwsze sekundy, kiedy to rozbrzmiewa nuta, której nie trzeba przedstawiać nikomu spośród osób, którym znane się pierwsze filmy z Supermanem. Tu właśnie dwukrotnie usłyszymy wariację tematu Johna Williamsa. Dawkowany jest on, co prawda, bardzo oszczędnie, ale nie sposób go przegapić. Wkrótce potem przychodzi chwila muzycznego wytchnienia („Home), przenosimy się na farmę Kentów, a orkiestra przechodzi w delikatne brzmienie, odzywa się gitara i pianino. Po kolejnym, krótkim, spokojnym utworze („Bruce & Diana”) pora na punkt kulminacyjny w postaci „Final Battle. Raz jeszcze kompozytor daje tu prawdziwy popis, nieprzerwanie żonglując motywami i pokazując przy tym moc orkiestry. Od czasu do czasu podniosła i dramatyczna muzyka ilustrująca finałową walkę, przecinana jest granymi na bałałajce wstawkami towarzyszącymi pojawieniu się na ekranie pewnej rodziny. Usłyszymy tu także najdłuższe i najpełniejsze wejście tematu Batmana (trwające około dziesięciu sekund), które w samym filmie zostało niestety pogrzebane przez zbyt podkręcone efekty dźwiękowe i trudno je w ogóle usłyszeć. Ten sam los spotkał także krótkie, triumfalne wejście motywu Supermana Johna Williamsa. Na szczęście na płycie można się nimi w pełni delektować. Finałowe sceny ilustruje znakomicie wpasowujący się w nastrój zakończenia utwór „A New Hope”, w którym raz jeszcze usłyszymy temat przewodni Ligi, a na deser zostaje nam druga płyta zawierająca tylko trzy kawałki – dwa z nich to znacznie rozszerzone wersje i tak już długich utworów akcji z pierwszego krążka.

Podsumowując – soundtrack do „Ligi sprawiedliwości” to jedna z najlepszych i w moim odczuciu najbardziej satysfakcjonujących ilustracji muzycznych kiedykolwiek skomponowanych na potrzeby filmu superbohaterskiego. Chcąc wskazać coś jednoznacznie od niej lepszego, musiałbym cofnąć się w czasie o całe ćwierć wieku, to jest do czasu premiery „Powrotu Batmana”, z którego muzyka po dziś dzień pozostaje w mojej opinii niedoścignionym wzorcem (wraz z równie znakomitymi ścieżkami dźwiękowymi z pierwszego Batmana i Supermana). Partytura Elfmana jest na dobrą sprawę o klasę lepsza niż sam, pozostawiający sporo do życzenia, film. Pozostaje tylko pewien niedosyt wynikający z tego, że skoro już zdecydowano się na powrót do klasycznych tematów, można było „iść na całość” zamiast ograniczać się jedynie do krótkich nawiązań (zwłaszcza w przypadku motywu Johna Williamsa). Boli również fakt słabego wyeksponowania muzyki w filmie (mam tu na myśli szczególnie finałową akcję). Oczywiście zerwanie z dotychczasową muzyczną stylistyką DCEU może być przez niektórych postrzegane jako problem, co jest jak najbardziej zrozumiałe, ale w sytuacji gdy coś zupełnie przeciętnego zostaje zamiecione pod dywan, by zrobić miejsce dla czegoś pokroju omawianej tu ścieżki, osobiście nie widzę powodów do narzekania. Na koniec wspomnę jeszcze, że niektórzy spośród krytykujących wskazują na słyszalne w całej ścieżce zapożyczenie z wcześniejszych dokonań Elfmana (np. podobieństwa do muzyki z Hulka” czy „Spider-Mana). Cóż, tego rodzaju zarzut można wysunąć pod adresem każdego niemal kompozytora – czy to będzie Alan Silvestri, Jerry Goldsmith, John Williams, czy też mistrzowie autoplagiatu: James Horner i Hans Zimmer. Tak więc zamiast rozpaczać nad tym, czego w filmie nie usłyszymy, wsłuchajmy się uważnie w zawartość tej płyty. Zyskuje z każdym przesłuchaniem.

5
Muzyka na płycie

Spis utworów:

CD1

1.  Everybody knows (04:25)
Performed by Sigrid
2.  The justice league theme - logos (00:48)
3.  Hero's theme (04:17)
4.  Batman on the roof (02:34)
5.  Enter cyborg (02:00)
6.  Wonder Woman Rescue (02:43)
7.  Hippolyta’s Arrow (01:16)
8.  The story of steppenwolf (02:59)
9.  The Amazon Mother Box (04:33)
10.  Cyborg Meets Diana (02:36)
11.  Aquaman in Atlantis (02:39)
12.  Then There Were Three (01:10)
13.  The Tunnel Fight (06:24)
14.  The World Needs Superman (01:00)
15.  Spark of The Flash (02:18)
16.  Friends and Foes (04:14)
17.  Justice League United (01:24)
18.  Home (03:24)
19.  Bruce and Diana (01:06)
20.  The Final Battle (06:14)
21.  A New Hope (04:36)
22.  Anti-Hero'’s Theme (05:35)
23.  Come Together (03:13)
Performed by Gary Clark Jr. and Junkie XL
24.  Icky Thump (04:14)
Performed by The White Stripes

CD2

1.  The tunnel fight (full length bonus track) (10:58)
2.  The final battle (full length bonus track) (12:57)
3.  Mother russia (bonus track) (01:45)

Łączny czas trwania: 101:22

Opis i prezentacja wydania:

Wydanie w standardowym jewel case, mieszczącym dwie płyty, otrzymało dwudziestostronicową książeczkę wypełnioną po brzegi fotografiami z filmu, przedstawiającymi piątkę głównych bohaterów (niestety, podobnie jak i w zwiastunach zabrakło miejsca dla Supermana), a także zdjęcia z sesji nagraniowej i listę płac. Książeczka robi dobre wrażenie i rekompensuje z nawiązką mniej ciekawe nadruki na płytach i tylnej okładce.

img-3970.jpg img-3971.jpg

img-3972.jpg

img-3973.jpg img-3978.jpg

img-3980.jpg img-3974.jpg

img-3979.jpg img-3986.jpg

img-3982.jpg img-3984.jpg

img-3985.jpg img-3983.jpg

+4
Wydawnictwo

Oceny końcowe

5
Muzyka na płycie
+4
Wydawnictwo
5
Średnia

Gdzie kupić soundtrack z filmu „Justice League”?

Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Sony Music Poland.

źródło: Warner Bros. / DC Comics