Daredevil Nieustraszony! tom 1 - recenzja komiksu

Od niemal dwóch miesięcy możecie w polskich księgarniach zakupić tom pierwszy zbioru opowieści o marvelowym superbohaterze, posiadającym nadludzko wyostrzone zmysły, niewidomym obrońcy Hell's Kitchen – Mattcie Murdocku a.k.a. Daredevilu. Komiks Briana Michaela Bendisa „Daredevil Nieustraszony!” prezentowaliśmy szerzej tuż po premierze. A już teraz zapraszamy do zapoznania się z naszymi wrażeniami z lektury.

W pierwszym, złożonym z czterech zeszytów story arcu „Zbudź się” mamy okazję zobaczyć pierwsze starcie amerykańskiego autora – Briana Michaela Bendisa z tematem Diabła z Hell's Kitchen. No, może niezupełnie, bowiem w tych kilku rozdziałach Daredevila zobaczymy w większości jedynie w formie kilku sennych flashbacków, które w jakiś sposob mają prędzej czy później zazębić się z głównym wątkiem. „Zbudź się” opowiada w większości o śledztwie dziennikarza Bena Uricha (znanego zarówno miłośnikom Marvela, jak i netflixowej serii o rogatym superbohaterze) w sprawie zniknięcia jednego ze złoczyńców – niejakiego Żabioskoczka. Kluczem do rozwiązania tajemnicy okazuje się syn włamywacza, znajdujący się w stanie katatonii odkąd ojciec zaginął.

Niewątpliwym jest, że wizualnie „Zbudź się” robi niesamowite wrażenie. Dziecięce bazgroły rysownik David Mack wkomponowuje w lynchowe akwarele rodem z „Azylu Arkham”, z rzadka tylko posiłkując się bardziej konwencjonalnie pokolorowanymi ilustracjami przypominającymi „Diabła Stróża” Joe'a Quesady. Zabawa formą ma tu zresztą pełne, fabularne uzasadnienie. Osobliwie ułożone panele, często wyzwolone od chronologii i przypominające strukturalnie coś na kształt „strumienia świadomości”, powodują celową nieufność względem osoby narratora. „Zbudź się” nieustannie balansuje między snem a jawą, tworząc przy tym bezsprzecznie unikatowy nastrój. Problem pojawia się niestety na etapie scenariusza. Abstrahując od tego, że „Zbudź się” jest zupełnie poboczną i dość „bezpieczną” historią ze świata Daredevila; jest to przede wszystkim początek przygody Briana Bendisa z uniwersum Marvela i te pierwsze kroki są dość ewidentne. Autor niezwykle powoli rozwija poszczególne wątki, prowadząc bardzo skromną, pozbawioną fajerwerków narrację, którą można by było spokojnie zamknąć w dwóch zeszytach, zamiast rozwlekać ją na całkowicie zbędne cztery. Muszę przyznać, że po początkowym, jak najbardziej pozytywnym wrażeniu towarzyszącym lekturze pierwszych kilkunastu stron, było mi zwyczajnie trudno skończyć „Zbudź się” bez odnajdywania kolejnych wymówek, by komiks odłożyć na bok. Mimo, że zakończenie stanowi dość przyjemne zwieńczenie arcu, to w żadnej mierze nie usprawiedliwia przesadzonej objętości, a w kontekście doniosłości treści w zderzeniu ze znakomitą kreską – klasycznego przerostu formu nad treścią.

daredevil_t1_plansza_01.png

Na szczęście, zaraz po czwartym zeszycie Bendis wprowadza historię pt. „Wiceszef” ucentrowaną wokół zamachu na mafijnego bossa Nowego Jorku i odwiecznego nemezis głównego bohatera – Kingpina. Diabeł gra tu już pierwsze skrzypce, robiąc to ze znacznie większym polotem niż Urich. W ciągu kilkuset stron autor z iście millerowym brakiem litości testuje psychiczne granice rogacza z Hell's Kitchen, prowadząc postać w strony nieeksplorowane wcześniej z taką konsekwentnością i impaktem na cały cykl. Specjalnie użyłem powyżej określenia „psychiczne granice”, bowiem w komiksie nie doświadczymy nadmiaru epickich momentów z udziałem Daredevila (mimo, że łamania kości nie brakuje). Trudno też mówić o specjalnie kreatywnych sposobach zwizualizowania nadnaturalnych zdolności i zmysłów Diabła, w których prześcigają się niektórzy autorzy serii. Bendis opowiada bardzo surową i „ludzką” historię Matta Murdocka, a wtóruje mu rysownik Alex Maleev, przedstawiając Nowy Jork w glorii i chwale ascetycznego noirowego brudu i wszystkich odcienach szarości. Ilustracje robią przeważnie dobre wrażenie, aczkolwiek bywają momenty pozostawiające pewien niedosyt, zwłaszcza w kontekście twarzy. Ciekawym zabiegiem, z którego autor wywiązuje się też bardzo umiejętnie, jest niechronologiczne ułożenie opowieści. Zarówno w „Wiceszefie”, jak i „Ujawnionym” (przedostatnim arcu, brzemiennym w długofalowe konsekwencje dla cyklu, lecz przy tym boleśnie przydługim) co chwilę cofamy się o 2 tygodnie, by na następnej stronie wyruszyć kolejne 3 miesiące wcześniej. Czasowa układanka w Daredevilu wypada o niebo lepiej (i sensowniej!) od chociażby niedawno wydanego w Polsce pierwszego tomu „All-Star Batman” z cyklu Odrodzenia DC.

Miłą niespodzianką, która raz jeszcze wynosi nie Murdocka – superbohatera, ale człowieka za maską do statusu protagonisty tych kilku pierwszych opowieści Briana Bendisa, jest ostatni wątek fabularny tomu. Trzy zeszyty zamykające zbiór to klasyczna court drama w najlepszym wydaniu i jednocześnie, niespodziewanie – najmocniejszy wątek komiksu.

Od strony technicznej nie można absolutnie nic pierwszemu tomowi Daredevila zarzucić. Potężne tomiszcze (aż 480 błyszczących, kredowych stron) zachwyca objętością i na półce prezentuje się znakomicie, okładka (mimo że łatwo się palcuje) jest przyjemnie matowa, dopasowując się w tym względzie do reszty kolekcji Klasyków Marvela. Co do tłumaczenia – zwłaszcza po burzy, związanej z interpretacją podtytułu „The Man Without Fear!” jako „Nieustraszony!”, która rozgorzała na forach komiksowych entuzjastów – trzeba powiedzieć, że wywiązano się z powierzonego zadania na najwyższym poziomie. Nawet humor, którego przekład dla wielu polskich tłumaczy staje się barierą nie do przejścia, tutaj wypada bezbłędnie i przede wszystkim – po prostu zabawnie.

daredevil_t1_plansza_02.png

Ton narracji zawartych w pierwszym zbiorze „Daredevila” z pewnością spodoba się tym, którzy Matta Murdocka znają głównie z serialu od Netflixa. Z drugiej jednak strony, podczas gdy mafijne porachunki czy brudny i realistyczny klimat kilku pierwszych poważnych owoców współpracy Marvela z Bendisem mogłyby stanowić dobry początek przygody z postacią, to liczne nawiązania do przeszłości rogacza mogą zgubić nowego czytelnika. W wydaniu, mimo obecności galerii dodatków i fragmentów oryginalnego scenariusza, brakuje jakiegokolwiek wprowadzenia, które akurat w tym komiksie mogłyby się na pewno niejednemu nowicjuszowi przydać. Słowem podsumowania: Bendis rozpoczyna swój kilkuletni run Daredevila z paroma potknięciami. Jednakże spośród czterech nieśpiesznych wątków fabularnych, skompilowanych w recenzowanym tomie „Nieustraszonego!”, dwa wypadają naprawdę znakomicie, pozostawiając dobre wrażenie i apetyt na więcej – zwłaszcza w obliczu dużych zmian w dynamice Diabła.

Oceny końcowe

4
Scenariusz
4
Rysunki
5
Tłumaczenie
6
Wydanie
+3
Przystępność*
+4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

* Przystępność - stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.

3975197o.jpg

Zachęconych recenzją raz jeszcze odsyłamy do wpisu Daredevil Nieustraszony tom 1 - prezentacja komiksu, w której znajdziecie obszerną galerię zdjęć oraz prezentację wideo. 

Specyfikacja

Scenariusz

Brian Michael Bendis

Rysunki

David Mack, Alex Maleev, Manuel Gutierrez, Terry Dodson i Rachel Dodson

Oprawa

twarda

Druk

Kolor

Liczba stron

480

Tłumaczenie

Marceli Szpak

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.

źrodło: Egmont / Marvel