Choć David Harbour cieszy się ogromną popularnością jako Jim Hopper ze „Stranger Things”, aktor ma też na koncie jedno z najgorzej ocenianych widowisk kinowych ostatnich lat. Zaraz przed premierą rebootu „Hellboya”, Harbour wyznał swoje obawy Ryanowi Reynoldsowi, który zasmakował krytycznej i komercyjnej porażki przy „Green Lantern”.
Jeszcze od pierwszych zapowiedzi, „Hellboyowi” w reżyserii Neila Marshalla nie wróżono najlepszego losu na wielkim ekranie. Jak miało się okazać, produkcja, nad którą o dziwo czuwał sam twórca komiksowej postaci Mike Mignola, zniechęciła do siebie nie tylko medialnym opiniotwórców (film cieszy się obecnie fatalnym wynikiem 18% korzystnych opinii w serwisie Rotten Tomatoes), ale przede wszystkim fanów komiksów. Choć nie zawiniła sama kreacja Davida Harboura, aktor wziął krytyczne opinie do siebie. W wywiadzie sprzed paru lat zaznaczał, że nowego „Hellboya” pogrzebała przede wszystkim niechęć widzów do otwarcia się na inną interpretację postaci Anung Un Ramy niż ta znana z filmów Guillerma del Toro.
W nowej rozmowie z magazynem GQ powtórzył swoje podejrzenia co do porażki „Hellboya”, przyznając przy tym, że obawami o fatalny odbiór widowiska podzielił się z Ryanem Reynoldsem, który przeżył podobną sytuację przy premierze niesławnego superbohaterskiego filmu „Green Lantern”.
Trochę znam [Ryana]. Przedzwoniłeś do niego i powiedziałem coś w stylu „hej stary, potrzebuję się czegoś dowiedzieć. Kojarzysz Green Lantern? To była spora klapa. Opowiesz mi jakie to k***a uczucie? Bo wydaje mi się, że czeka mnie coś podobnego. Dam sobie radę? Przeżyję to?
Sprawdź też: Na co czekać po „Stranger Things”? Przeglądamy następne projekty aktorów z hitowego dreszczowca Netfliksa
Harbour nie wyjawił wprawdzie, co usłyszał w odpowiedzi, ale zasugerował, że pomoc Reynoldsa miała okazać się urocza. Prognozy aktora okazały się prawidłowe. Obok zawodu fanów i krytyków, produkcja nie przyciągnęła do siebie widowni wymaganej, by zwrócił się włożony weń budżet. W globalnej kasie „Hellboy” zarobił tylko 55 milionów, co zrekompensowało wytwórni wyłącznie koszty produkcyjne.
Źródło: Comicbook / zdj. Lionsgate