Frank Herbert „Mesjasz Diuny” – recenzja książki

Miesiąc temu recenzowaliśmy dla Was klasykę science fiction pióra Franka Herberta – „Diunę”. Dziś przyszedł czas na recenzję jej kontynuacji pod tytułem „Mesjasz Diuny”.

Samo uniwersum „Diuny” przybliżałem Wam pokrótce wraz z recenzją pierwszego tomu serii, jeśli ktoś więc jeszcze nie zna jego podstawowych założeń, odsyłam właśnie tam. Na początek omawiania drugiego tomu wspomnijmy natomiast rzecz najistotniejszą. Drugi tom cyklu, „Mesjasz Diuny”, liczy sobie niecałe 300 stron. To na pewno dobra wiadomość dla tych, których przeraziła niemal siedmiusetstronicowa „Diuna”, i niezbyt dobra wiadomość dla tych, którzy po tych siedmiuset stronach czuli niedosyt tego świata. Mówiąc jednak całkiem serio, Herbert w „Mesjaszu Diuny” obrał nieco inny kierunek niż w przypadku swojego opus magnum.

Minęło kilkanaście lat, odkąd Fremeni pod dowództwem Paula Muad'Diba pokonali połączone siły Harkonnenów i imperialnych sardaukarów. Paul poślubił księżniczkę Irulanę i zasiadł na tronie Imperium. Pustynna Arrakis, zwana Diuną, jest stolicą wszechświata, a Imperator Paul Atryda wydaje z niej poprzedzone proroczymi wizjami rozkazy. Tymczasem stare ośrodki władzy – Bene Gesserit, Gildia Kosmiczna i Bene Tleilax – zawiązują spisek przeciw nowemu Imperatorowi.

Frank Herbert w sequelu „Diuny” przenosi akcję o ponad 10 lat. Bohaterowie koncentrują się już nie na zdobyciu władzy, a jej utrzymaniu. Skutkuje to między innymi tym, iż kontynuacja „Diuny” w jeszcze większym stopniu skupia się na intrygach i wątkach politycznych. Autor rezygnuje natomiast z czegoś, za co fani pokochali „Diunę” – opisów fauny i flory pustynnej planety. Jest to dość zrozumiałe, mając na uwadze ich nasycenie w pierwszej odsłonie cyklu – wciąż niektórzy fani wyobraźni Herberta mogą jednak poczuć spory niedosyt.

Drugi tom „Kronik Diuny” napisany jest, można powiedzieć, typowym dla Franka Herberta stylem. Przede wszystkim sporo tu refleksji i dywagacji nad ludzkim życiem. Autor zgrabnie przemyca swoje rozmyślania w treść książki, wkłada je w usta i myśli bohaterów. To również bardzo dobrze zrealizowana i niezwykle interesująca część tej serii – poznawanie dalszych losów bohaterów, obserwowanie ich transformacji i doświadczanie skrajnych emocji, jakie nimi kierują. Mnie osobiście jednak najbardziej podoba się sposób, w jaki Herbert buduje napięcie. Jak mało kto potrafi trzymać czytelnika w ciągłej niepewności, zaskakując kolejnymi zwrotami akcji.

Tak jak w przypadku poprzedniczki czytelnik musiał na początku ogarnąć całą masę nowych, przytłaczających pojęć, tak przy „Mesjaszu Diuny” musi przebrnąć przez dość niemrawy początek, przyzwyczaić się do nieśpiesznego tempa fabuły. To właściwie jedyny zarzut, jaki mogę przytoczyć względem drugiej części cyklu „Kroniki Diuny”, dodatkowo chwilowy.

„Mesjasz Diuny” to bardzo dobry, a miejscami wręcz idealny sequel. Ponownie wydanie może wydawać się nieco uboższe względem tego z 2007 roku, ale w żadnym stopniu nie umniejsza ono genialnej treści napisanej przez Franka Herberta. W głowie kotłuje mi się pytanie – czy trzecia część, nosząca tytuł „Dzieci Diuny”, utrzymuje wysoki poziom cyklu? Zabieram się więc do czytania!

Ocena: 5+/6

Mesjasz_Diuny_2020-large.jpg

Specyfikacja książki

  • Autor: Frank Herbert
  • Przekład: Marek Marszał
  • Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
  • Liczba stron: 304
  • Cena okładkowa: 34,90 zł
  • Oprawa: broszurowa klejona
  • Format: 132x202 mm
  • Data premiery: 30 czerwca 2020 roku

Gdzie kupić?

Książkę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Domu Wydawniczego REBIS.

zdj. główne: Dom Wydawniczy REBIS