
Po ogromnym sukcesie pierwszego sezonu „The Last of Us”, który nie tylko spełnił oczekiwania fanów gry, ale również zdobył serca szerokiej publiczności, nadzieje wobec kontynuacji były ogromne. Od początku było jasne, że HBO sięga po materiał wyjątkowy – adaptację jednej z najważniejszych historii, jakie kiedykolwiek opowiedziano w medium gier wideo. Już pierwszy sezon budził uzasadnione obawy – czy uda się przełożyć tak kultową historię na język serialu aktorskiego? Zwłaszcza że dobre adaptacje gier wciąż można policzyć na palcach jednej ręki. Drugi sezon stawia poprzeczkę jeszcze wyżej – nie tylko dlatego, że jego materiał źródłowy jest bardziej złożony, ale także znacznie bardziej kontrowersyjny. –
Czy serial jest dobrą adaptacją drugiej gry?
„The Last of Us Part II” to gra, która dla wielu graczy stała się arcydziełem – brutalnym, pełnym bólu komentarzem o zemście, stracie, traumie i cyklicznej naturze przemocy. Dla innych – była również brutalnym, ale rozczarowaniem, wynikającym w dużej mierze z odważnych decyzji fabularnych studia odpowiedzialnego za grę. Twórcy serialu stanęli więc przed trudnym pytaniem: jak oddać skomplikowaną, opowiedzianą z kilku perspektyw historię i jednocześnie zachować intensywność oraz napięcie znane z gry?
Drugi sezon „The Last of Us” to bardzo wierna adaptacja drugiej części. Jeśli więc komuś nie podobała się historia opowiedziana w „Part II”, raczej nie zmieni zdania po seansie. Co prawda, serial kontynuuje to, co robił już pierwszy sezon – rozbudowuje niektóre wątki, nadaje im dodatkowego kontekstu i stara się głębiej wejść w świat przedstawiony, pokazując różne perspektywy. Więcej miejsca poświęcono na przykład postaci Isaaca, granego – zarówno w grze, jak i w serialu – przez Jeffreya Wrighta. Jego wątek jednak wydaje się prowadzić donikąd i jak wiele innych służy podbudowie pod wydarzenia, które nadejdą w trzecim sezonie.
W tym miejscu warto się zatrzymać. W przeciwieństwie do pierwszego sezonu, który stanowił zamkniętą całość i w pełni adaptował wydarzenia z pierwszej gry, historia w drugim sezonie serialu zostaje urwana w połowie. Gracze zapewne bez trudu domyślą się, w którym momencie to następuje, ponieważ sam przebieg historii jak i zakończenie sezonu jasno sugeruje, że konstrukcja fabularna z gry zostanie zachowana.
Ten sezon skupia się przede wszystkim na Ellie. To z jej perspektywy oglądamy większość wydarzeń. Jeśli komuś nie podobał się zabieg z trzeciego odcinka pierwszego sezonu, który serwował nam poboczną historię Billa i Franka, może być spokojny – każdy odcinek drugiego sezonu koncentruje się na głównych bohaterach. Choć wydarzenia przebiegają niemal identycznie jak w grze, czasem zmienia się konfiguracja postaci – dla przykładu: niektóre sceny, które w grze Ellie przeżywała z Diną, tutaj odbywa z Jessim. Wydaje się, że to zabieg mający na celu zbalansowanie czasu na zbudowanie relacji głównej bohaterki z postaciami, z którymi spędza mniej czasu w historii – poszczególne segmenty serialu są opowiedziane w krótszym czasie niż ich odpowiedniki w grze.
Są też zmiany, które mogą budzić mieszane uczucia wśród fanów. Gra w dużej mierze opierała się na domysłach i niedopowiedzeniach – zwłaszcza jeśli chodzi o motywacje niektórych postaci. Twórcy serialu postanowili jednak wiele z tych informacji ujawnić już na starcie, a kolejne – w przedostatnim odcinku, w którym między innymi mieliśmy mocną emocjonalną scenę, którą w grze dostaliśmy dopiero na sam koniec opowieści. Moim zdaniem odbiło się to negatywnie na emocjonalności niektórych wydarzeń i ogólnym napięciu. Te decyzje mogą wpłynąć nie tylko na odbiór tego sezonu, ale również kolejnego, ponieważ – jak już wspomniałem – serial podąży tym samym torem, co gra i w trzecim sezonie opowie (często te same) wydarzenia z innej perspektywy. Mimo że twórcy wspominali o rozważaniach, czy podzielić drugą grę na dwa, czy trzy sezony, sądzę, że kolejny, trzeci sezon, przy utrzymaniu obecnego tempa, powinien domknąć opowieść. Choć zapewne będzie potrzebował jednego lub dwóch odcinków więcej niż ten liczący siedem epizodów sezon.
Jeśli chodzi o tempo – mam z nim podobny problem, co w pierwszym sezonie. Serial nie cierpi na zbędne dłużyzny, ale jest też za krótki, momentami źle rozkłada akcenty i niektóre wydarzenia dzieją się zbyt szybko i bez odpowiedniej podbudowy. W efekcie cierpi ich emocjonalny wydźwięk. Myślę jednak, że osoby nieznające gry będą mogły mieć z tym znacznie mniejszy problem.
Obsada znów wypada świetnie...ale
Joel w interpretacji Pedro Pascala przeszedł wyraźną przemianę. Nadal jest twardy, surowy, momentami brutalny, ale coś się w nim zmieniło. Decyzja podjęta na końcu pierwszego sezonu – kłamstwo wobec Ellie – ciąży na nim przez cały czas. Pascal gra Joela z większą delikatnością, nie tracąc jego wewnętrznej siły. Jest w nim coś złamanego, ale też niezłomnego. To człowiek rozdarty pomiędzy instynktem obronnym a potrzebą otwarcia się. Jego rola w społeczności Jackson jest teraz wyraźniejsza – nie jest już samotnym wilkiem, lecz ma funkcję, miejsce, relacje. Dowiadujemy się o tym znacznie więcej niż w grze.
Ellie, w interpretacji Belli Ramsey, nie do końca przekonała mnie w scenach silnie emocjonalnych. Choć aktorka świetnie oddaje zadziorną stronę postaci – rzucając żartami, buntując się, operując sarkazmem – nie czułem w niej tej samej wściekłości, traumy i emocjonalnego ciężaru, które były tak namacalne w grze dzięki Ashley Johnson. Johnson, dzięki technice motion capture i znakomitej grze głosowej, lepiej oddała emocje targające Ellie. Miałem wrażenie, że Bella Ramsey momentami próbowała nadrabiać te sceny desperackim krzykiem, gdyż nie była w stanie oddać spektrum tak silnych, negatywnych emocji. Twórcy wydawali się również nieco na siłę dramatyzować te najbardziej emocjonalne sceny – jednak nie zawsze przynosiło to zamierzony efekt. Uważam, że w oryginale sceny te były lepiej wyreżyserowane i miały znacznie większy impakt, trzymając się często zasady „mniej znaczy więcej”. Moim zdaniem Bella Ramsey lepiej oddała młodszą wersję Ellie w pierwszym sezonie niż tę pełną wściekłości, dorosłą dziewczynę w drugim. Czasami wręcz nie widać, że to starsza postać niż ta z pierwszego sezonu – choć przyznaję, że obawiałem się gorszego rezultatu. Nieumiejętność sprzedania mi tych negatywnych emocji, które targały Ellie w oryginalnej historii, uważam za sporą wadę w tym sezonie – zwłaszcza biorąc pod uwagę tematykę i wydźwięk opowieści. Być może jednak ostatecznie historia zostanie poprowadzona na nieco inne tory, więc ciężko to jednoznacznie ocenić, chociaż teoretycznie większość najbardziej poruszających scen z drugiej gry mamy już po tym sezonie niestety za sobą.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje Izabela Merced jako Dina. Jej interpretacja tej postaci to jedno z największych pozytywnych zaskoczeń serialu. Dina w jej wykonaniu jest naturalna, charyzmatyczna, ciepła, ale też zadziorna i silna. Chemia pomiędzy nią a Ellie to jeden z najjaśniejszych punktów tego sezonu. I mimo że bardzo lubiłem tę postać w grze, teraz polubiłem ją jeszcze bardziej.
Czy zarażonych jest więcej niż w pierwszym sezonie?
Jeśli chodzi o walory produkcyjne – poziom z pierwszego sezonu został utrzymany, a miejscami nawet przekroczony. Czuć większą skalę i rozmach, co szczególnie widać w liczbie zarażonych. No właśnie – zarażeni! W pierwszym sezonie ich obecność była ograniczona, co niektórym przeszkadzało. W drugim sezonie jest ich więcej i powiedziałbym, że ich obecność została idealnie zbalansowana. Zawsze kiedy pojawiają się na ekranie wywołują dużo emocji. Mamy zarówno sceny horrorowe, jak i epickie – zwłaszcza jedna z większych sekwencji walki zarażonych robi ogromne wrażenie i nawet rozszerza skalę względem tego, co widzieliśmy w grze. Porównywanie tej sceny do bitwy z „Gry o tron” w Hardhome przez twórców wydaje się w pełni uzasadnione. Zarażeni pojawiają się w większości odcinków i nie ma już takiego wrażenia, jak w pierwszym sezonie, że w świecie jest ich stosunkowo mało albo że po prostu zniknęli z serialu.
Brutalność jest nieco większa niż poprzednio – co wynika bardziej z samej historii niż ze sposobu przedstawiania przemocy i wciąż daleko do poziomu znanego z gry. Wprowadzenie nowych frakcji w serialu, czyli Wilków i Blizn, również trzeba zaliczyć do udanych. Choć mimo kilku ciekawych scen (zwłaszcza z tymi drugimi), na tym etapie opowieści wiemy o nich jeszcze stosunkowo niewiele i była to zaledwie podbudowa do przyszłych wydarzeń z trzeciego sezonu.
Podsumowanie
Drugi sezon „The Last of Us” utrzymuje ogólny poziom poprzedniej serii – to wciąż bardzo wysoka półka, jeśli chodzi o seriale, i mimo mojego miejscami być może zbyt surowego narzekania, wciąż najwyższa, jeśli mówimy o adaptacjach gier wideo. Niektóre elementy wypadają nawet lepiej niż w pierwszym sezonie, choć inne – nieco słabiej. Jako ogromny fan gry, trudno było mi pisać tę recenzję bez stałego odniesienia do oryginału. Mam jednak poczucie, że widzowie, którzy nie grali, mogą czerpać z tej historii jeszcze więcej przyjemności niż ja – bo przeżywają ją zupełnie na świeżo. I choć dostrzegam pewne potknięcia, oceniam ten sezon bardzo pozytywnie, mając również w pamięci, że to dopiero połowa całej opowieści.
Premiera drugiego sezonu „The Last of Us” już 14 kwietnia na HBO i platformie Max.
Ocena drugiego sezonu „The Last of Us” serialu 4+/6
zdj. Max