Idris Elba patrzy w lustro i nie widzi Jamesa Bonda. A rola 007 to zobowiązanie na minimum dekadę – tłumaczą producenci

Poszukiwania nowego Jamesa Bonda to temat, który z rzadka opuszcza ostatnimi czasy nagłówki. O wyzwaniach wiążących się z kreacją agenta 007 opowiedzieli w nowym wywiadzie producenci franczyzy. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Idris Elba, jeden z najpopularniejszych kandydatów do objęcia kultowej roli, nie jest zainteresowany ubieganiem się o casting.

Wciąż jesteśmy na samym początku” – przyznają w nowej rozmowie z Variety kluczowi producenci serii o „Bondzie”, Barbara Broccoli i Michael G. Wilson. Niedawno dowiedzieliśmy się, że w poszukiwaniach następcy Daniela Craiga wyklarowała się wyraźna wizja wobec nowej interpretacji 007: bohater ma tym razem liczyć sobie średnio trzydzieści lat i mierzyć około metr osiemdziesiąt wzrostu. Pierwsze z wymienionych kryteriów wykluczyło z zestawień obu faworytów fanów serii: Toma Hardy'ego i Idrisa Elbę.

Co ciekawe, w materiale Variety czytamy, że Elba i tak nie widział siebie w roli następcy Craiga. „Nie widzę Bonda, gdy patrzę w lustro” – przyznał gwiazdor „Luthera” w wypowiedzi przytoczonej na łamach serwisu. Broccoli i Wilson odnieśli się do słow Elby, przyznając, że w ostatnim czasie nie komunikowali się z aktorem, choć bardzo cenią jego filmowy dorobek. „Jest wspaniały. Uwielbiamy Idrisa. Ale rzecz polega na tym, że [kolejny film o 007] to kwestia jeszcze paru lat. A rolę Bonda obsadzamy z założeniem, że to zobowiązanie na kolejnych dziesięć – dwanaście lat. Więc pewnie pomyślał sobie: czy ja naprawdę chcę się w to angażować? Nie każdy chce się za to zabierać. Wystarczająco trudne było zatrudnienie [Daniela Craiga]. A miał wtedy około trzydziestki na karku!” [w istocie miał 37 lat przyjmując rolę Bonda]. Sam Elba obchodził z kolei na początku września swoje 50. urodziny.

Sprawdź też: Kolejnego „Bonda” powinna wyreżyserować kobieta – twierdzi Sam Mendes

Nie chodzi o nową twarz, a o kompletnie nową wersję Jamesa Bonda – tłumaczą producenci

W rozmowie Broccoli tłumaczy, że wielu młodych aktorów z zachwytem przyjmuje możliwość objęcia roli Jamesa Bonda, ale zupełnie nie zdaje sobie sprawy z zaangażowania, jakie będą musieli włożyć w rozwijanie franczyzy. „Myślą sobie: o tak, to będzie fajna sprawa. Cóż, nie tak to działa (..) Dlatego, gdy ludzie pytają: to co, kogo zatrudnicie? to tłumaczymy, że nie chodzi tylko o obsadzenie aktora, a o reinwencję postaci. Zadanie sobie pytania, co takiego chcielibyśmy zrobić z tą postacią? A później, gdy już to rozpracujemy – kto jest najwłaściwszą osobą dla tej konkretnej reinwencji? Z [Craigiem] prowadziliśmy taką rozmowę przy tym właśnie stole. Pytaliśmy, czy będzie w stanie się w to zaangażować i powiedział, że tak. Chcę być częścią całego tego przedsięwzięcia – mówił. A później trochę tego pożałował [śmiech]. Ale tak, potrzeba wielkiego oddania. To nie tylko kwestia pojawienia się na planie na kilka miesięcy okresu zdjęciowego”. 

Przypomnijmy, że parę miesięcy temu wspominano, że pierwszych konkretów na temat następcy Craiga powinniśmy wypatrywać najwcześniej pod koniec roku. Z kolei jeszcze w czerwcu Broccoli wyjawiła, że miną jeszcze przynajmniej dwa lata przed tym, jak rozpoczną się prace zdjęciowe na planie następnego „Bonda”.

źródło: Deadline / Variety / zdj. MGM