John Grisham z odległej galaktyki. Recenzja komiksu „Star Wars” tom 8

Pora na kolejne spotkanie ze Skywalkerem i spółką. Przekonajcie się, jak wypadł przedostatni tom serii „Star Wars” i co wspólnego z jego treścią ma twórczość Johna Grishama.

Muszę przyznać, że nieco obawiałem się niniejszego zbioru. Niby czekałem na kolejne spotkanie Luke’a Skywalkera z echem pozostawionym w krysztale kyber przez pewnego tajemniczego Sitha, no i jeszcze sam opis tomu brzmiał zachęcająco. Wciąż jednak miałem w pamięci poprzednią historię — nawet w recenzji określiłem ją mianem wypadku Charlesa Soule’a przy pracy. Nie przekonywał mnie pomysł procesu Lando Calrissiana. Temu szarmanckiemu łotrzykowi przecież nie mógł spaść włos z głowy, a za sprawą „Powrotu Jedi” wszyscy doskonale wiemy, że zamiast zlecieć w drabinie rebelianckiej hierarchii na ostatni szczebel, Lando wdrapał się na jej szczyt. Zwyczajnie nie sądziłem, że sąd nad tym bohaterem będzie podstawą do jakkolwiek angażującej opowieści. I wiecie co? Myliłem się!

Wow — to była moja pierwsza reakcja po dotarciu do ostatniej strony głównej opowieści. Charles Soule stworzył historię, jakiej nie powstydziłby się nawet i sam John Grisham. Sąd nad Lando Calrissianem wciągnął mnie bez reszty. Z niemałą uwagą śledziłem poczynania postaci i niezmiernie ciekawiło mnie, dokąd to wszystko dotrze. Jasne, wiedziałem ogólnie, jaki będzie finał, ale droga do niego okazała się dalece bardziej interesująca niż sądziłem przed lekturą zbioru. Fabuła została fantastycznie poprowadzona, a do tego otrzymaliśmy niebywale udane portrety postaci — zarówno tych doskonale znanych, jak i nowych.

Do gustu przypadł mi sposób, w jaki scenarzysta podszedł do rozwoju Lando. Calrissian wypadł tu nader ciekawie, a jego reakcje z innymi bohaterami to nawet nie złoto tylko czysty kyber! Równie pochlebnie mogę wyrazić się o Mon Mothmie. Za sprawą prostej opowiastki o owocach i odbieraniu możliwości wyboru architektka Sojuszu Rebeliantów skradła dla siebie kilka plansz. Aż chciałbym, aby Genevieve O'Reilly jeszcze kiedyś otrzymała możliwość wcielenia się w Mon, by mogła zagrać coś podobnego. 

Pochwały należą się Soule’owi za to, jak poprowadził znane postacie, ale ręce same składają się do braw, gdy pomyśli się o tej, która dopiero pojawiła się w odległej galaktyce. Salli Georgio, bo to o niej właśnie mowa, jest prawniczką, którą Lando zatrudnił w swoim procesie o zdradę Sojuszu. I z jednej strony Salli nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych mecenasów i mecenasek znanych z książek, filmów i seriali, ale z drugiej jej osobę można nazwać prawdziwym powiewem świeżości w uniwersum Star Wars. Po przeczytaniu niniejszego zbioru wiem jedno — Marvel musi stworzyć przynajmniej jakąś miniserię poświęconą sądowym bataliom prowadzonym przez tę obrotną obrończynię.

Star Wars tom8 

Między okładkami znajdziemy też krótką, ale za to zapadającą w pamięci, historyjkę o powrocie na Hoth oraz tytułową opowieść o konfrontacji Luke’a Skywalkera z enigmatycznym Sithem z przeszłości. „Sith i Skywalker” miało być gwiazdą niniejszego zbioru… No właśnie, miało być, ale nią nie zostało. Tylko nie zrozumcie mnie źle, za sprawą otwierającego tom opowiadania Charles Soule po raz kolejny udowodnił, że świetnie wychodzi mu pisanie na temat Mocy i sprawek związanych z Jedi i Sithami. Muszę też wspomnieć o tym, że Luke jest tu dokładnie taki, jakiego go lubię, czyli pełen chęci do pomagania innym i gotowy do rozwoju samego siebie. Nic jednak nie poradzę na to, że wydarzeniom ukazującym oczyszczenie kryształu kyber poświęcono nieco za mało miejsca (przydałby się jeszcze jeden zeszyt), a do tego ten rozdział nieco blednie w porównaniu z procesem Lando.

Jeśli chodzi o stronę wizualną, to ponownie nie otrzymałem istotnych powodów do marudzenia. Raz jeszcze prym wiedzie duet Madibek Musabekov i Rachelle Rosenberg. Niesamowicie przyjemnie ogląda się ich prace. Rysunkom Musabekova nie brakuje dynamiki i dopracowania, do gustu przypadły mi także projekty nowych postaci i miejsc. Zaś klimat plansz i scenariusza odpowiednio podkreślają kolory nałożone przez Rosenberg. 

Musabekov wypadł super, a jak rzecz się ma z pracami pozostałych artystów? Miło było ponownie podziwiać plansze autorstwa Ibraima Robersona. Sporo zadowolenia przyniosło mi oglądanie dzieł Di Vito. No i wciąż z przyjemnością patrzy się na kadry Cummingsa i Moralesa (zwłaszcza tyczy się to pierwszego z wymienionych). Wspomniana wcześniej kolorystka została zaangażowana również do wykończenia prac reszty rysowników odpowiedzialnych za zilustrowanie historii zamieszczonych w omawianym zbiorze, dzięki czemu mimo różnic w stylach udało się w niewielkim stopniu nadać wszystkim rysunkom kilka wspólnych cech.

Komiks został solidnie wydany. Otrzymaliśmy miękką oprawę i standardowy format amerykański. Tym razem obyło się bez wpadki dotyczącej płci tytułowego Sitha, więc tłumaczenie mogę nazwać zadowalającym. Pozytywnie oceniam również jakość papieru i druku. W ramach dodatków w zbiorze zamieszczono galerię okładek alternatywnych.

Charles Soule udowodnił, że poprzedni tom rzeczywiście był tylko wypadkiem przy pracy, a nie zapowiedzią spadku formy. Przedostatnia odsłona serii „Star Wars” oferuje czytelnikom angażujące opowieści i świetnie poprowadzone postacie. Jeśli lubisz dobre historie z odległej galaktyki, to powinieneś jak najszybciej zapoznać się z tą pozycją. 

Oceny końcowe komiksu „Star Wars” tom 8

5+
Scenariusz
5
Rysunki
5
Tłumaczenie
5
Wydanie
3
Przystępność*
4+
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6. 

*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum. 

 

Scenariusz

Charles Soule

Rysunki

Steven Cummings, Jethro Morales, Andrea Di Vito, Madibek Musabekov, Ibraim Roberson

Przekład

Bartosz Czartoryski

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

156

Druk

kolor

Data premiery

21 maja 2025 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Zdj. Egmont / Marvel Comics