Saga Mrocznych droidów trwa. Przekonajcie się, jak wypadł kolejny rozdział tej opowieści z odległej galaktyki.
Plaga rozszerza swoje wpływy, a kolejną ofiarą tego droida okazał się Lobot. Aby uratować wiernego towarzysza Lando Calrissian zachował się, jak na rebelianta przystało i wystąpił przeciwko interesom większej organizacji. Problem w tym, że tym razem jego działania nie zagroziły Imperium Galaktycznemu tylko Sojuszowi Rebeliantów. W siódmym tomie serii „Star Wars” Charles Soule zgodnie z gwiezdnowojenną tradycją wymieszał duże wydarzenia z tymi bardziej kameralnymi — wątki związane z „Mrocznymi droidami” połączył z niezmiernie osobistą dla Calrissiana opowieścią. Omawiany zbiór można też nazwać wstępem do „Powrotu Jedi”.
Odnoszę wrażenie, że Charles Soule najlepiej wypada, gdy może pisać o Mocy lub sprawach związanych z Jedi. Poziom jego pomysłów niezwiązanych z przywołanymi tematami bywa różny i niestety w przypadku recenzowanego zbioru mamy do czynienia z chwilowym spadkiem formy scenarzysty. Po świetnym tomie szóstym, gdzie Soule najpierw w interesujący sposób wyciągnął bohaterów z Bezprzestrzeni, a następnie wyprawił Luke’a Skywalkera na edukacyjną wędrówkę, tym razem czytelnicy otrzymali miks interesujących historii z przeszłości oraz teraźniejszości Lando i mało angażujących fragmentów ukazujących zmagania rebeliantów z opanowanymi przez Plagę droidami.
Fragmenty (zwłaszcza tyczy się to retrospekcji) ukazujące różne sytuacje z udziałem Lobota i Calrissiana nadały omawianemu tytułowi bardzo kameralnego i osobistego nastroju. Charles Soule udanie pokierował działaniami bohaterów, a żadna z ich decyzji nie sprawiała wrażenie wymuszonej i niezgodnej z charakterem postaci. Szkoda tylko, że w równie pozytywny sposób nie mogę się wypowiedzieć o reszcie zbioru. Składają się na nią albo plansze powtarzające wydarzenia znane z „Mrocznych droidów” (niestety w znaczący sposób nie wzbogacają one wiedzy czytelnika o starciu z Plagą) albo momenty podyktowane zbliżającym się końcem „Star Wars” i koniecznością skierowania tego tytułu na tory prowadzące do „Powrotu Jedi”.
Widać, że seria powoli dobiega finiszu i coraz bardziej widoczne są nawiązania do epizodu VI. Te jednak są wprowadzane dość topornie. Wizyta Calrissiana na Tatooine wydawała się wymuszona, a zdobyte przez niego informacje mogły zostać odkryte i przekazane Leii przez jakiegoś agenta Sojuszu. Sam pobyt w pałacu Jabby też charakteryzowało leniwe odhaczanie miejsc i postaci, jakie muszą się pojawić i to nawet jeśli fabularnie nie miało to większego sensu.
Za to powodów do marudzenia nie dostarczyli mi Madibek Musabekov i Rachelle Rosenberg. Rysownik nie należy do pierwszej ligi amerykańskich artystów, ale i tak niezmiernie przyjemnie ogląda się jego prace. Nie brakuje im odpowiedniej dynamiki i dopracowania, a tła z reguły są niepozbawione szczegółów. Najbardziej do gustu przypadły mi chyba plansze ukazujące wieczorny wypad Lando i Lobota. Miejsce pełne ciepłych barw, zróżnicowanych pod względem ras istot oraz neonowych reklam zapadło mi w pamięci i aż szkoda, że akcja komiksu tak szybko przeniosła się w zimniejsze i mniej bogate przestrzenie. Przywołana wcześniej kolorystka także zasługuje na kilka słów uznania. Rosenberg rewelacyjnie podkreślała nastrój poszczególnych fragmentów i po raz kolejny potwierdziła, że z Musabekovem stanowią świetny duet. Warto przy okazji wspomnieć, że poza nałożeniem kolorów Rachelle Rosenberg odpowiadała za przygotowanie okładki jednego z zeszytów i jestem pod takim wrażeniem tej pracy, że aż chętnie zobaczyłbym artystkę w roli rysowniczki którejś z przyszłych historii.
Komiks został solidnie wydany. Otrzymujemy miękką oprawę i standardowy format amerykański. Jakość druku, papieru i tłumaczenia są zadowalające. Między okładkami znajdziemy nieco dodatków w postaci galerii okładek alternatywnych.
Siódmy tom serii „Star Wars” można ocenić jako wypadek scenarzysty przy pracy. Z jednej strony Charles Soule przedstawił czytelnikom udaną opowieść o Lando i Lobocie, a z drugiej fani otrzymali nijakie wzbogacenie „Mrocznych droidów” oraz leniwe wprowadzenie do „Powrotu Jedi”. Poznać warto, ale wcześniej lepiej sięgnąć po inne gwiezdnowojenne nowości od Egmontu - tym bardziej, że jest w czym wybierać, bo dobrych komiksów z logo Star Wars na okładce jest u nas całkiem sporo i ciągle ich przybywa.
Oceny końcowe komiksu „Star Wars” tom 7
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
*Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Scenariusz |
Charles Soule |
Rysunki |
Madibek Musabekov |
Przekład |
Bartosz Czartoryski |
Oprawa |
miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron |
120 |
Druk |
kolor |
Data premiery |
4 grudnia 2024 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Zdj. Egmont / Marvel Comics