John Williams "Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn" ("Przygody Tintina") - recenzja soundtracku [VINYL]

Jeżeli mielibyśmy spośród obszernego katalogu obrazów Stevena Spielberga wskazać kilka produkcji, których nieszczęśliwym losem stało się bycie pominiętymi przez szerszą publiczność, należałyby do nich między innymi „Imperium Słońca”, „Monachium” i „Czas wojny”. Wyżej wspomniane – głębokie, poruszające i obdarzone wyjątkowym stylem – filmy, nigdy nie otrzymały ułamka należnej im uwagi. W odniesieniu do kina czystej, eskapistycznej przygody, podobne fatum (zwłaszcza w kontekście amerykańskiej widowni) dotknęło pierwszą i jak do tej pory najlepszą animację Spielberga – „Przygody Tintina” z 2011 roku. Niezależnie jednak od wyników finansowych czy pobocznego położenia w kultowym dorobkowym dziedzictwie, przynajmniej jeden z elementów składowych ekranizacji słynnego komiksu autorstwa Herge'a został należycie doceniony. Mowa tutaj o ścieżce dźwiękowej w kompozycji – naturalnie – Johna Williamsa, która zaledwie miesiąc temu otrzymała nowe życie dzięki wydawnictwu Music On Vinyl. Czy przy okazji reedycji soundtracku „Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn” na dwóch płytach winylowych Holendrzy raz jeszcze przeszli samych siebie? My mieliśmy już możliwość zapoznać się z tą edycją i serdecznie zapraszamy do lektury naszych wrażeń.

John Williams „The Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn”

(Sony Classical / Music On Vinyl / JAWI, 2011/2018)

Jeśli przygoda ma imię, z pewnością brzmi ono John Williams” – pisze Spielberg w notce wewnątrz gatefoldu winylowej edycji muzycznej ilustracji „Tintina”, parafrazując jednocześnie słowa z plakatu „Indiany Jonesa i Świątyni Zagłady”. Trudno się z amerykańskim reżyserem nie zgodzić. Williams od lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku kształtuje wspomnienia dzieciństwa i marzenia przyszłości, przesuwając przy tym granice artystycznego horyzontu, na którym Sztuka przez wielkie S galopuje ramię w ramię z najdonioślejszymi i najlepszymi spośród ludzkich emocji. Zapis nutowy niesamowitych ścieżek dźwiękowych stanowi, przy okazji, struny głosowe niemal wszystkich narracji Spielberga. Gdybyśmy spróbowali przenieść naturę owej wieloletniej współpracy na język prostej metafory, można by obu twórców porównać do zakochanej pary, z której każde z dziecinną łatwością dokańcza zdania umiłowanej drugiej połowy. Co ciekawe – Tintin stanowi gatunkowy debiut nie tylko dla Stevena Spielberga, ale również ulubionego kompozytora. Do czasu „Sekretu Jednorożca” Williams nie miał okazji napisać ilustracji do filmu animowanego. To powiedziawszy, pracę obu wizjonerów można podsumować jakby do tej pory parali się jedynie animacjami, osiagając na rzeczonym polu niewymuszoną swobodę oraz profesjonalny, ujmujący i bajkowy wdzięk. Sam film to nieprzerwanie emocjonująca, familijna przygoda mogąca pochwalić się wspaniale zaplanowanymi, przejrzystymi i efektownymi scenami akcji (co, znając Spielberga, nie powinno dziwić abolutnie nikogo) i olśniewającą, fotorealistyczną animacją stworzoną przez specjalistów z Nowej Zelandii, z Peterem Jacksonem na czele. W „Tintinie” nie brakuje też specyficznego poczucia humoru, za które należałoby podziękować jednemu ze scenarzystów – Edgarowi Wrightowi, znanemu z niedawnego „Baby Driver” i kultowej „Trylogii Cornetto”. W związku z angażem brytyjskiego twórcy, w filmie można usłyszeć głosy jego dwóch ulubionych aktorów – Simona Pegga i Nicka Frosta – jako dwóch fajtłapowatych detektywów – Thomsona i Thompsona (w polskiej wersji: Tajniaka i Jawniaka). Zamiast jednak rozwodzić się dłużej nad plusami (i minusami) samego filmu, przejdźmy do oceny samej ścieżki dźwiękowej.

Recenzja muzyki zawartej na płytach:

W 2011 roku John Williams uzupełnił o ścieżkę dźwiękową dwa bardzo różne filmy Stevena Spielberga, kontynuując tradycję, której bodaj najwłaściwszym przejawem była niemal równoczesna praca nad wspaniałymi partyturami do „Listy Schindlera” i „Parku Jurajskiego” w latach dziewięćdziesiątych. Muzyka do „Tintina” poprzedziła powstanie w ciągu zaledwie paru najbliższych miesięcy ilustracji do poruszającego „Czasu wojny” – oba soundtracki charakteryzują się jednak bardzo odmiennym tonem. Drugi z nich jest bowiem bardzo podniosły i romantyczny, podczas gdy w pierwszym – „Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn” – nieustannie wybrzmiewa barwna, urzekająca i czysto przygodowa akcja. Entuzjastom muzyki Johna Williamsa nie umknie przy tym wiele stylowych podobieństw do ścieżek z „Harry'ego Pottera” (zwłaszcza „Więźnia Azkabanu”) i przede wszystkim powstałego parę lat wcześniej – „Indiany Jonesa i Królestwa Kryształowej Czaszki”. Mimo to, zwłaszcza gdy nie służy jako tło scen akcji, charakter nagrań potrafi nieraz postawić na stanowczą oryginalność, skutkując 18 kompozycjami zapisującymi się w świadomości jako ekscytujące i przyjemnie lekkie, pozbawione patosu doświadczenie.

Otwierający pierwszą stronę utwór „Adventures of Tintin” wspaniale podkreśla europejskie dziedzictwo komiksów o młodym dziennikarzu – czy to w odniesieniu do zaproponowanych harmonii, czy zgromadzonych instrumentów. Jazzowy wstęp, oparty w dużym stopniu na dźwiękach akordeonu, klawesynu i klarnetów (i wielu, wielu innych), kojarzy się przede wszystkim ze wspomnianym „Więźniem Azkabanu”, ale i – momentami – z brzmieniami „Złap mnie jeśli potrafisz”. Dość powiedzieć, że jest to jeden z najciekawszych momentów albumu, a motyw protagonisty opowieści nie pojawi się już w równie pamiętny i donośny sposób (choć usłyszymy go na obu stronach każdej z płyt dość często). Podobnie jednak jak sama partytura, tak i my nie będziemy zatrzymywać się na zbyt długo przy pierwszej kompozycji. „Snowy's Theme” wprowadza oparty w znacznym stopniu na delikatnych, wciąż jazzowych, wirtuozerskich harmoniach fortepianu temat należący do wiernego kompana głównego bohatera – psa Milusia (niekoniecznie trafne tłumaczenie, ale cóż poradzić). Ten, choć niekoniecznie zapadający w pamięć, robi bardzo ujmujące wrażenie, odznaczając się przy tym wyjątkową i radosną płynnością (tą cechą należałoby ochrzcić jednocześnie cały album) za każdym razem, gdy pojawi się na płytach, często nieopodal powracającego motywu Tintina (następuje to między innymi w „Snowy's Chase”). W kolejnym – „The Secret of the Scrolls” – stery przejmują wiekowe, rodzinne sekrety, najwyraźniej słychać tu też autoinspiracje serią o przygodach Indiany Jonesa – zwłaszcza „Kryształową Czaszką” i motywem arki z „Poszukiwaczy”. W kontekście leitmotifów i ich funkcji w rozwoju fabularnym, warto wskazać, że w miarę postępu opowieści wprowadzony w „Captain Haddock Takes the Oars” temat Archibalda Haddocka, wybrzmiewający początkowo niemal „z dna butelki”, z czasem, a konkretnie w kolejnych kompozycjach, nabiera godności i doniosłości bliskiej harmoniom „Sir Francis and the Unicorn” (tak podobnym do gwiezdnowojennego marszu Ruchu Oporu).

aab81c9f-c413-4dab-8879-f723f8966975-min.jpeg

Jak wiadomo bowiem, w sercu przygody odnajduje się poszukiwanie honoru i tożsamości. Kapitan Haddock, pośród wspomnień zamglonych oparami whisky, musi odnaleźć rodzinny sekret przekazywany z pokolenia na pokolenie aż od XVII wieku. Pirackie i „dojrzewające” motywy skutecznie niosą owe wspomnienia i wspaniale uczestniczą w narracji. Przede wszystkim jednak, za pośrednictwem „Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn” John Williams daje się raz jeszcze poznać jako niekwestionowany mistrz underscoringu scen akcji. Niepowstrzymana energia wylewa się z 65 minut soundtracku (popisowe, pędzące „The Pursuit of the Falcon”, „Escape from the Karaboudjan” i wiele innych), jest zaraźliwa, nieziemsko ekscytująca i stanowi jak zawsze w przypadku tego konkretnego, niepozornego kompozytora – klasę i jakość samą w sobie. W chwilach potrzebnych na wzięcie oddechu powraca romantyczny akordeon („The Milanese Nightingale”), a w „Presenting Bianca Castafiore” usłyszymy fragment arii „Una voce poco fa” pochodzącej z opery „Cyrulik sewilski”, a następnie „Je veux vivre” z „Romea i Julii” w wykonaniu słynnej (i delikatnie cyfrowo podrasowanej) Renee Fleming. Ponadto, utwór wzbogacono efektami pękającego szkła (nawet kuloodpornego).

Zarzut, jaki rysuje się przy okazji omawiania ścieżki z „Tintina”, jest następujący: mimo niemałej ich ilości, brakuje tu skuteczniej zapadających w pamięć motywów, pewne koncepcje natomiast – chociażby ta zawarta w obiecującym, otwierającym album utworze – nie zyskują w kolejnych minutach podobnie znakomitych inkarnacji. Te tematy, które się pośród 18 kompozycji znalazły, składają się na uroczy, ale nie przełomowy czy kultowy portret, zwłaszcza na tle innych, głośniejszych prac w dorobku maestro. A jednak, atmosfera, którą wytwarza „Adventures of Tintin”, porusza wyobraźnię z łatwością i wdziękiem typowym dla większości dzieł mistrza. Konsekwentnie, jak przystało na partyturę Johna Williamsa, wystarczy opuścić igłę na powierzchnię winylu, zamknąć oczy i znaleźć się w środku marokańskiej wioski, by zaraz samotnie unosić się na spokojnych falach Atlantyku, a następnie parę minut później próbować utrzymać równowagę, balansując na maszcie płonącego żaglowca. Choć nie znalazłby się może w zestawieniu dziesięciu najlepszych dzieł Williamsa – „Tintin” to, podobnie jak sam film, czysta, wspaniała przygoda – ekscytująca, gdy trwa, a później skazana na mgliste rozpamiętywanie pośród zacierających się szczegółów.

d85cf6ba-206c-4332-bf82-f942e19b77e9-min.jpeg

+4
Muzyka na płycie

Spis utworów:

LP1 - Side One:

  1. „Adventures of Tintin” – 3:04
  2. „Snowy's Theme” – 2:10
  3. „The Secret of the Scrolls” – 3:13
  4. „Introducing the Thompsons and Snowy's Chase” - 4:08
  5. „Marlinspike Hall” – 3:59

LP1 - Side Two:

  1. „Escape from the Karaboudjan” – 3:21
  2. „Sir Francis and the Unicorn” – 5:05
  3. „Captain Haddock Takes the Oars” – 2:17
  4. „Red Rackham's Curse and the Treasure” – 6:10

LP2 - Side Three:

  1. „Capturing Mr. Silk” – 2:58
  2. „The Flight to Bagghar: – 3:33
  3. „The Milanese Nightingale” – 1:30
  4. „Presenting Bianca Castafiore” – 3:28
  5. „The Pursuit of the Falcon”–5:43

LP2 - Side Four:

  1. „The Captain's Counsel” – 2:10
  2. „The Clash of Cranes” – 3:48
  3. „The Return to Marlinspike Hall and Finale” – 5:51
  4. „The Adventure Continues” – 2:58

Czas całkowity: 65:49

Opis i prezentacja wydania:

Parę tygodni temu, przy okazji recenzji soundtracku do „Zagubionej Autostrady” w wydaniu autorstwa Music On Vinyl, wychwalałem styl, minimalizm i elegancję edycji. Otóż, z prawdzią przyjemnością muszę przyznać, że Holendrzy raz jeszcze przeszli samych siebie. „Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn” to bez najmniejszych wątpliwości najlepsze, winylowe wydawnictwo, z jakim było mi dane się zapoznać.

75fee8b6-e686-48e9-891e-3a85cafbbdb6-min.jpeg

Podobnie jak „Autostrada”, tak i w przypadku „Tintina” specjaliści z Music On Vinyl nadali albumowi silnie odznaczający się charakter. Soundtrack filmu Lyncha opakowano w czarny, matowy gatefold, korespondujący z często przytłaczającymi utworami zawartymi na samych płytach. „Przygody Tintina” otrzymały edycję o diametralnie innym wydźwięku.

Nim wyciągniemy album z folii, warto raz jeszcze zwrócić na nią uwagę. Ta bowiem, jak w przypadku wszystkich wydawnictw Music On Vinyl, wykonana jest z solidnego, grubego i przezroczystego PVC. W górnym prawym rogu znajduje się srebrna nalepka informująca o wydawcy płyty i zawartości opakowania, a także o limitowanym charakterze wydania: 2 tysiące sztuk na dwóch kolorowych winylach. Wewnątrz możemy odnaleźć następujące elementy:

  • Gatefold – dwuskrzydłowy. Po otwarciu, ujawnia kilka grafik przedstawiających dwóch głównych bohaterów filmu. Znajduje się tu również krótka notka od Stevena Spielberga, raz jeszcze doceniająca kreatywny geniusz Johna Williamsa. Co jednak najważniejsze – opakowanie (zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz) może pochwalić się wspaniałą, „tęczowo” odblaskową fakturą, której efekt rzuca się w oczy przy dosłownie każdym ujęciu albumu w dłoń – tektura jest przy tym odpowiednio gruba i solidna. Biorąc pod uwagę estetykę, innowacyjność i przywiązanie do detali, nie sposób nie mieć wrażenia, że przy okazji soundtracku z „Przygód Tintina” obcuje się z prawdziwym rarytasem.
  • Dwie płyty winylowe – na obu nie sposób dopatrzeć się najmniejszych technicznych mankamentów. Recenzowane wydanie zawiera płyty w przepięknym kolorze niebieskim z elementami złotego – barwy całego wydawnictwa wiernie przeniesiono więc nawet tutaj. Co ciekawe, winyle, ułożone pod właściwym kątem, zdradzają sekrety „Tintina” wytłoczone nieopodal etykiet, korespondując tak trafnie z treścią filmu i przygodowym charakterem ścieżki dźwiękowej. W miejsce klasycznych kopert wyłożonych antystatyczną folią otrzymujemy dwa tekturowe sleeve'y (niestety, pozbawione folii), przedstawiające dwa kadry z filmu. Na odwrocie znajduje się lista utworów zawartych na każdej z płyt.
  • Dodatki – poza wspomnianymi elementami, wydanie oferuje również trzy widokówki z kadrami z animacji Spielberga oraz wydruk grafiki z przedniej okładki soundtracku (na twardej i gładkiej tekturze).

Wydawnictwo robi bezkonkurencyjnie silne wrażenie, potęgowane fantastycznym designem i ciepłą szatą graficzną, podkreśloną lśniącym laminatem tektury. Każdy element, od gatefoldu, przez dwie, błękitne i limitowane płyty, po unikalne koperty, koresponduje przy tym bezbłędnie z całością. Spójność i wdzięk owych części składowych usprawiedliwia przy tym w pełni brak bookleta.

Wydanie „Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn” kreuje ujmująco przygodowe wrażenie już od chwili uwolnienia opakowania z folii. Soundtrack do ekranizacji kultowej opowieści obrazkowej otrzymał edycję, która sama w sobie opowiada własną historię, przemycając tę samą dozę obezwładniającego uroku i estetycznej satysfakcji, co film Stevena Spielberga i muzyka Johna Williamsa. Słowem podsumowania, raz jeszcze wspomnę, że jest to bez wątpienia najlepsze winylowe wydawnictwo, z jakim miałem do tej pory styczność i powinno jak najszybciej odnaleźć się na półce każdego miłośnika analogowego świata muzyki.

tintitn1.jpg tintin2.jpg

tintint4.jpg tintin4.jpg

tintin7.jpg tintin8.jpg

tintin9.jpg tintin10.jpg

6
Wydawnictwo

Oceny końcowe:

+4
Muzyka na płycie
6
Wydawnictwo
5
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić soundtrack (LP) z filmu „Przygody Tintina”?

W chwili obecnej w najpopularniejszych polskich sklepach internetowych soundtrack jest niedostępny. Można go jednak kupić w stacjonarnych punktach sieci Media Markt i Saturn w cenie ok. 150-160 zł. Lista sklepów znajduje się na stronie Music On Vinyl.

Wydanie do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firm JAWI i Music On Vinyl.

Źródło: zdj. Paramount Pictures / Columbia Pictures