To już dziesiąty tom „Kaczogrodu” Carla Barksa – niestety, nie będzie on dzierżył miana najlepszego. Zapraszamy do lektury recenzji.
Po nieco słabszym tomie dziewiątym, gdzie mogliśmy zanurzyć się w „Kaczogród” z lat 1947-1948, przyszła kolej na tom dziesiąty. „Zagubieni w Andach i inne historie z lat 1948-1949” utrzymuje niestety poziom poprzednika. Po genialnych tomach z lat 50., tym ze wcześniejszej dekady czegoś brakuje, by po lekturze powiedzieć: „tak, ten tom od początku do końca był świetny”. No ale dobrze – zacznijmy od pozytywów.
Tytułowa, najdłuższa historyjka „Zagubieni w Andach” to najjaśniejszy punkt dziesiątej części „Kaczogrodu”. Przygody Donalda i siostrzeńców w Ameryce Południowej obfitują w sporo ciekawych pomysłów i zwrotów akcji. To zresztą jedno z tych opowiadań Barksa, które stoi wysoko na liście najważniejszych i najlepszych historii stworzonych przez autora. W tomie poświęcono jej nawet całą przedmowę – opisano spór, jaki wywołał norweski przekład „Zagubionych...”. Okazuje się, że już w latach 60. ubiegłego wieku mieliśmy pierwszych przedstawicieli „cancel culture”.
Niezwykle przypadły mi do gustu dwie historyjki traktujące o Donaldzie na Dzikim Zachodzie – „Kto podskoczy szeryfowi?” i „Zrobieni w konia” – oraz „Strzeż się strażnika”, gdzie nasz ulubiony kaczor zostaje łowcą wagarowiczów. Wszystkie są przepełnione wyśmienitym humorem, którego motorem napędowym jest oczywiście postać nerwicowego Donalda.
Z minusów – uch... Przede wszystkim jednostronicówki. Pokochałem je w poprzednich odsłonach, lecz tym razem zawodzą. Nie umiem wymienić choćby jednej, która zapadła mi w pamięć na dłużej – o zaśmianiu się już nie wspominając. Reszta opowiadań zawartych w tomie raczej nie spowoduje większych zachwytów i szybko się o nich zapomni. A jak jednak się je zapamięta, to na pewno nie z powodu pozytywnego przyjęcia. „Złota choinka” i „W krainie zabawek” utkwiły mi niestety w głowie, ze względu na bardzo nietypowe klimaty, na które zdecydował się Barks. Mianowicie w tym pierwszym komiksie kultowe kaczory mierzą się z wiedźmą przypominającą nieco tę z „Królewny Śnieżki”, a w drugim pomagają Świętemu Mikołajowi. Niby okej, Kaczor Donald, Disney, bajkowy charakter całości – ale spotkanie wiedźmy i Mikołaja tak totalnie z czterech liter jakoś mi nie podpasowało.
I, oczywiście, dalej nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego zdecydowano się na takie, a nie inne okładki. Są okropne i przypominają robotę odwaloną w paincie. W każdym tomie dostajemy oficjalne okładki zawartych w tomie powieści, a także obrazy Barksa na ich podstawie. Czemu to nie one goszczą na okładkach „Kaczogrodu”, zostaje dla mnie niewiadomą – szkoda.
Podsumowanie
„Kaczogród” drugi tom z rzędu dotyka zniżka formy. Nie znaczy to, że komiks nie jest wart kupienia. Fani Donalda i spółki nie mają się co tu nawet wahać. Natomiast dla tych, którzy na co dzień „Donalda” nie czytają – może to stanowić miłą odskocznię od superbohaterskich, poważnych komiksów. Chociaż zdecydowanie polecam bardziej tomy 1-8, niżeli te z lat 40.
Oceny końcowe
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
* Przystępność – stopień zrozumiałości komiksu dla nowego czytelnika, który nie zna poprzednich albumów z danej serii lub uniwersum.
Specyfikacja
Scenariusz |
Carl Barks |
Rysunki |
Carl Barks |
Oprawa |
Twarda |
Druk |
Kolor |
Liczba stron |
227 |
Tłumaczenie |
Jacek Drewnowski, Marcin Mortka |
Data premiery |
Grudzień 2020 |
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu.
zdj. Egmont / Disney