Road to Oscars 2024 – kto zdobędzie nagrody? Omówienie tegorocznych nominacji

W nocy z dziesiątego na jedenastego marca w Dolby Theatre w Los Angeles odbędzie się dziewięćdziesiąta szósta ceremonia wręczenia Nagród Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Czego możemy spodziewać się po gali wręczenia popularnych Oscarów? Serdecznie zapraszam do analizy oraz omówienia tegorocznych nominacji.

Kino notuje zwiększenie przychodów, powoli podnosząc się po pandemii koronawirusa. Mimo niższej frekwencji niż średnia z lat przed COVID-19, w 2023 roku mogliśmy zaobserwować 20% wzrost względem roku 2022. Ogromna w tym zasługa tegorocznych nominowanych, a przede wszystkim społecznego fenomenu jakim stał się Barbenheimer, czyli podwójny seans „Oppenheimera” z „Barbie”, które miały premierę tego samego dnia (19 lipca na świecie, 21 lipca w Polsce). Produkcje przyniosły ponad dwa miliardy dolarów przychodu. „Barbie” stała się najbardziej kasową produkcją w wieloletniej historii Warner Bros (pokonując „Harry'ego Pottera i Insygnia Śmierci: Część 2”) oraz pierwszym przypadkiem filmu z miliardem dolarów na koncie wyreżyserowanym solo przez kobietę.

W kontekście Oscarów to pierwszy rok, kiedy w życie w pełni wchodzą ustanowione w 2020 roku zasady różnorodności. Oznacza to, że tytuł ubiegający się o wygraną w kategorii najlepszego filmu musi spełniać przynajmniej dwie z czterech nowych zasad stworzonych przez Akademię. Ma wpłynąć to pozytywnie na większe bogactwo pod względem rasowym oraz osób LGBT. O samych standardach nie będę się tu dodatkowo rozpisywał. Uspokoję jedynie, że w mojej opinii nie wpłynęły one na wypaczenie nominowanych produkcji lub zauważalne faworyzowanie poszczególnych grup, czego wielu się obawiało. Żałuję, że z powodu strajku aktorów zmianie uległ termin premiery drugiej części „Diuny”. Wykluczyło to ją niestety z tegorocznego ubiegania się o nagrody. Mimo wszystko grono nominowanych powinno spełniać oczekiwania kinomanów. Są wielkie kinowe oraz streamingowe hity jak „Oppenheimer”, „Barbie” czy „Czas krwawego księżyca”. Są przedstawiciele kina europejskiego tj. „Strefa interesów”, „Anatomia upadku”, azjatyckiego – „Poprzednie życie”. Filmy autorskie jak „Biedne istoty”, czy produkcje charakterystyczne dla amerykańskich festiwali: „Przesilenie zimowe”, „Amerykańska fikcja”. Prawdziwy konglomerat wszystkiego, co w kinie najpiękniejsze. Oto czego możemy spodziewać się po nadchodzącej gali.

Najlepszy film dokumentalny

20 dni w Mariupolu oscary

Pierwsza kategoria przynosi od razu duże zaskoczenia i wielkie kontrowersje. Wskazywany jako główny faworyt do zwycięstwa, dokument „Nieustannie: Historia Michaela J. Foksa”, który zdobył aż cztery nagrody EMMY (Amerykańskiej Akademii Telewizyjnej) oraz pięć wyróżnień Critics’ Choice Documentary nie znalazł się w piątce nominowanych tytułów. Mimo obecności na shortliście (ograniczona liczba 15 tytułów mających szanse na nominację) próżno szukać również faworyzowanych „Jon Batiste: Amerykańska symfonia” oraz „Going to Mars: The Nikki Giovanni Project”. Apple, Netflix czy Warner Bros. Discovery, mimo znaczącego budżetu wydanego na kampanie promocyjne nie okazały się gwarantem sukcesu. W obliczu absencji wśród nominowanych filmu nakręconego przez amerykańskiego filmowca można zastanawiać się nad przyczyną takiego stanu rzeczy. Grupa dokumentarzystów jako najbardziej zróżnicowana geograficznie wśród siedemnastu branż Akademii mogła w ten sposób oprotestować finansowe lobbowanie dokumentu, który z natury swojej misji powinien bronić się przede wszystkim społecznym oddziaływaniem.

Ewentualnie chciała zwrócić uwagę na problematykę szerszą niż tematy istotne głównie z perspektywy amerykańskiego widza. W ostatecznym zestawieniu największe szanse na zwycięstwo posiada „20 dni w Mariupolu”, w którym dziennikarz Mstyslav Chernov relacjonuje horror wydarzeń podczas oblężenia Mariupola w czasie wojny na Ukrainie. Z narażeniem życia towarzyszy służbom medycznym oraz mieszkańcom, dbając o to, aby świat dowiedział się o zbrodniach, jakich armia rosyjska dokonała na ludności cywilnej okupowanego miasta. Shernov (wraz z Jewhenem Małoletką, Wasyłysem Stepanenko oraz Lori Hinnant) za swoje reportaże otrzymał w zeszłym roku nagrodę Pulitzera w kategorii „Dziennikarstwo w służbie publicznej”. Dokument natomiast zdobył nagrodę publiczności w Sundance, a także wyróżnienie Amerykańskiej Gildii Reżyserów Filmowych za najlepsze osiągnięcie reżyserskie w filmie dokumentalnym.

Najlepszy film animowany

Spider-man poprzez multiwersum oscary

Do samego końca trzymałem kciuki i wierzyłem w szansę „Chłopów”, DK oraz Hugh Welchmanów. Polski film nie poszedł jednak śladami „Twojego Vincenta” i zabrakło go wśród nominowanych. Batalia rozegra się pomiędzy „Spider-Man: Poprzez Multiwersum” oraz „Chłopcem i Czaplą”. Jest to pojedynek niezwykle zróżnicowany. Spider-Man to dzieło spod szyldu ery tik-toka, z szybkim montażem, dynamiczną akcją oraz zatrzęsieniem kolorów. Zdecydowanie stawia na rozrywkę i choć nie rezygnuje z charakterystycznych dla animacji wartości, to niespodziewanie kończy się w kulminacyjnym momencie. Zastosowanie cliffhangera i pozostawienie zbyt wielu otwartych wątków nie pozwala mi uznać go za dzieło kompletne i spełnione. „Chłopiec i Czapla” to kino kontemplacyjne, w pewien sposób podsumowujące bogatą historię legendarnego studia Ghibli. Osiemdziesięciotrzyletni Hayao Miyazaki w swoim stylu snuje baśń o tęsknocie, pogodzeniu się ze stratą, a także rozlicza się z dotychczasową twórczością. Z jednej strony przywołuje poszukiwania godnego spadkobiercy, który wiernie kontynuowałby jego dzieło, z drugiej, podkreśla jak istotne jest podejmowanie niezależnych decyzji i obieranie własnej drogi.

Zetknięcie się z filmem Miyazakiego może być trudne. Animację pospiesznie odebrać można jako dziwną, chaotyczną i zbyt wydumaną. Dopiero kiedy użyjemy odpowiedniego interpretacyjnego klucza, nabiera ona pięknego, melancholijnego kontekstu i znaczenia. „Chłopiec i Czapla” otrzymał za najlepszą animację Złoty Glob, BAFTA (nagroda Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych), a jeśli sięgnie również po Oscara to Hayao Miyazaki stanie się najstarszym twórcą uhonorowanym w tej kategorii. Kontynuacja przygód człowieka pająka zdobyła natomiast Saturny, Critics’ Choice, National Board of Review, aż siedem nagród ANNIE (Międzynarodowe Stowarzyszenie Twórców Filmu Animowanego) oraz wyróżnienie Amerykańskiej Gildii Producentów Filmowych (PGA).W 2019 roku, Oscarem wyróżniona została także poprzednia część („Spider-Man Uniwersum”). Wyrównany pojedynek, w którym ostatecznie stawiam na „Spider-Man: Poprzez Multiwersum”.

Najlepszy montaż

Oppenheimer Oscary

Często zdarza się, że tytuły nominowane w kategorii montażu odzwierciedlają grono walczące również o główną nagrodę wieczoru. Nie inaczej jest w tym roku. Historyczny wyczyn stoi za dziewiątą nominacją w karierze dla Thelmy Schoonmaker za film „Czas krwawego księżyca”. Wieloletnia współpracownica Martina Scorsese już trzykrotnie odbierała Oscara za film legendarnego reżysera (był to „Wściekły Byk” (1981), „Aviator” (2005) oraz „Infiltracja” (2007)). Tegorocznym wyróżnieniem wyprzedziła Michaela Kahna i stała się najczęściej nominowanym montażystą w historii. Potencjalna wygrana wiązałaby się także z byciem samodzielnym liderem pod kątem zdobytych statuetek, jednak szanse „Czasu krwawego księżyca” wydają mi się znikome.

Myślę, że montaż to początek nagradzania „Oppenheimera”. Dla Jennifer Lame to dopiero pierwsza nominacja, która prawdopodobnie od razu zapewni jej Oscara. W połączeniu z reżyserskim kunsztem Christophera Nolana montaż Lame nadaje odpowiednie tempo narracji biografii sławnego fizyka. Kreuje wystarczającą ilość przestrzeni na pogłębienie psychologicznej sylwetki głównego bohatera, aby w kluczowych momentach intensyfikować dramaturgię oraz niepokój wynikający z projektu Manhattan. „Oppenheimer” za montaż otrzymał już Saturna, nagrodę BAFTA, Critics’ Choice oraz przede wszystkim wyróżnienie Amerykańskiego Stowarzyszenia Montażystów (EDDIE).

Najlepszy dźwięk

Oppenheimer oscary muzyka

Bardzo cieszę się z dostrzeżenia „Mission: Impossible - Dead Reckoning”. Uważam, że seria rozwijana przez Christophera Mcquarrie'a przy ogromnym zaangażowaniu Toma Cruise’a nie tylko stała się absolutem kina rozrywkowego, ale też stanowi adekwatną oraz pożyteczną przeciwwagę dla dominacji kina artystycznego podczas oscarowej gali. Zarówno ten film jak i „Twórca” nie mają jednak szans na zwycięstwo. Doskonałym przykładem roli dźwięku w kinie jest „Strefa Interesów”. Aby tę rolę wyjaśnić, konieczne jest przybliżenie samej tematyki produkcji. Opowiada ona o rodzinie Hossów, zamieszkujących podczas II wojny światowej willę przylegającą do murów obozu koncentracyjnego Aushwitz-Birkenau. Idylliczne życie na obszarze posesji kontrastuje z grozą odbywającą się tuż za ogrodzeniem i zarazem ekranowym kadrem. Film rozpoczyna się od utrzymującego się dłuższą chwilę czarnego ekranu w akompaniamencie niepokojących dźwięków, co jak tłumaczy sam reżyser, ma odpowiednio nastroić widza do seansu i zanurzyć nie tylko w wizualnym, ale także i akustycznym doświadczeniu.

W poszczególnych scenach kamera podąża za codzienną rutyną rodziny komendanta, portretując spacer po ogrodzie pełnym kwitnących kwiatów, zabawę dzieci na dworze, czy beztroski relaks na werandzie. Podczas gdy oczyma rejestrujemy to zwyczajne wydawałoby się życie, do uszu systematycznie dobiegają padające w oddali strzały, urwane odgłosy cierpiących więźniów lub ostrzegające krzyki strażników. To na tej płaszczyźnie film Glazera ukazuje swoje prawdziwe, przerażające oblicze. Obnaża, jak skutecznie ludzki organizm jest w stanie dostosować się do sytuacji, zakłamywać rzeczywistość dla potrzeby uzyskania wewnętrznego komfortu. Jak bardzo można odwrócić uwagę od zła, a dźwięk agonii odruchowo negować, jakby był wypieranym przez mózg odgłosem czegoś najzwyczajniejszego w świecie.

Tarn Willers oraz Johnnie Burn zdobyli nagrodę Europejskiej Akademii Filmowej, oraz BAFTA i mają realne szanse również na Oscara. Byłyby one zdecydowanie wyższe, gdyby nie przyszło im rywalizować z filmem Christophera Nolana. Zderzenie ciszy z opóźnionym efektem huku fali uderzeniowej podczas testu Trinity stanowi punkt kulminacyjny całego filmu i zarazem konstytuuje scenę jako symbol filmowego 2023 roku. „Oppenheimer” otrzymał od Amerykańskiego Stowarzyszenia Montażystów dźwięku dwie Złote Szpule. Za najlepszy montaż dźwięku w filmie pełnometrażowym – dialogi i technikę ADR, a także ze efekty i imitacje dźwiękowe. Myślę, że to on wyróżniony zostanie Oscarem.

Kilka słów twórców na temat dźwięku w filmie „Oppenheimer”:

Najlepsze zdjęcia

Oppenheimer oscary zdjęcia

Mimo wyróżnienia Srebrną Żabą na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym EnergaCamerimage w Toruniu, wielkim zaskoczeniem jest nominacja dla Edwarda Lachmana za zdjęcia do filmu „Hrabia”. Wybór ten spowodował wypchnięcie poza finałową piątkę „Strefy Interesów”. Żałuję, ponieważ bardzo liczyłem na polski akcent i trzecią nominację w karierze Łukasza Żala (nominowany za zdjęcia do „Idy” (2015) oraz „Zimnej wojny” (2019)). Doceniam pracę Matthew Libatique’a i zastosowanie nieszablonowych, oryginalnych kadrów przy „Maestro” oraz skalę i bogactwo szerokich ujęć Rodrigo Prieto w „Czasie krwawego księżyca”. Najoryginalniejszą pracę wykonał Robbie Ryan. Zabawa formą rybiego oka, dostosowywanie rodzajów kamer oraz rotacja barwami i kontrastem pozwoliła przenieść nieskrępowaną wyobraźnię Yorgosa Lanthimosa na kinowy ekran. Myślę, że wygra pragmatyzm gremium Akademii Filmowej. Wyróżnią mniej szaloną, trzymającą się realistycznych ram, wzorową warsztatowo wizję Hoyte Van Hoytema. „Oppenheimer” zdobył już Critics’ Choice, BAFTA, a także nagrodę Amerykańskiego Stowarzyszenia Operatorów Filmowych (ASC). Będzie to pierwszy Oscar w historii tego utalentowanego, szwajcarskiego operatora.

Interesujący materiał, w którym operator Robbie Ryan zdradza tajniki pracy operatora przy filmie „Biedne istoty”:

Najlepsze kostiumy

Biedne istoty oscary kostiumy

Bezpośredni pojedynek pomiędzy „Barbie”, a „Biednymi istotami”. „Barbie” otrzymało wyróżnienie Amerykańskiej Gildii Kostiumologów (CDG) za najlepsze kostiumy w filmie science fiction/fantasy, natomiast „Biedne istoty” w kategorii filmu kostiumowego. Holly Waddington rozpoczęła swoją pracę od analizy pomysłów scenografów, odwołując się również do charakterystyki wiktoriańskiej epoki. Postawiła na bufiaste rękawy i wyraziste kolory pojawiających się w filmie sukni. Nie trzymała się wyłącznie historycznych trendów, lecz umiejętnie wkomponowała je w steampunkowy klimat filmu. Wiele argumentów przemawia również za Jacqueline Durran. Jest ona stałą bywalczynią oscarowej gali. „Barbie” to już jej dziewiąta nominacja (otrzymała dotychczas dwie statuetki – za „Annę Kareninę” (2013) oraz „Małe kobietki” (2020)). Kostiumolożka wyśmienicie wywiązała się z zadania wykreowania zróżnicowanej garderoby kultowej lalki, inspirację czerpiąc z dogłębnej analizy wieloletnich archiwów firmy Mattel. Jej kostiumy na wprost rezonują z fabułą filmu. Nie uciekła od szalonych i zwariowanych koncepcji ubiorów, lecz na etapie morału zależało jej, by stroje nie uprzedmiatawiały bohaterów, lecz odzwierciedlały to, jak aktorki interpretują Barbie oraz co reprezentuje je jako kobiety. „Barbie” wyróżniono za kostiumy Saturnem oraz Critics’ Choice. Niezwykle wyrównana, ciężka do przewidzenia kategoria, w której o wygranej przesądzą detale. Finalnie stawiam na „Biedne istoty”.

Najlepsze efekty specjalne

Godzilla Minus One oscary efekty specjalne

Niechlubną historię w tej kategorii kontynuuje filmowe uniwersum Marvela. „Strażnicy Galaktyki: Volume 3” to już czternasta nominacja dla filmu tej marki. Choć ciężko uwierzyć, żaden z tytułów nie został dotychczas wyróżniony Oscarem. Nominację otrzymywały także dwie poprzednie części, musiały jednak uznać wyższość „Interstellar” w 2015 roku oraz „Blade Runnera 2049” w roku 2018. Sytuacja nie zmieni się także podczas tegorocznej gali. Bardziej prawdopodobny byłby Oscar dla „Twórcy”. Niestety najnowszy film Garetha Edwardsa z fabularnego punktu widzenia trudno potraktować za udany, co tym samym rzutuje na ocenę warstwy wizualnej. Stawiam, że nagroda przypadnie pozytywnie przyjętemu na całym świecie restartowi serii Godzilla. „Godzilla Minus One” zyskała przychylność zarówno widzów jak i krytyków, ustanawiając przy tym historyczny rekord wpływu z box-office na terenie Stanów Zjednoczonych dla filmu z Japonii. Jej efekty specjalne dostrzegły i wyróżniły już Stowarzyszenia Krytyków Filmowych z Chicago oraz Florydy. Warto odnotować, że na wczesnym etapie, mimo nagrody Critics’ Choice szansę na nominację niespodziewanie stracił „Oppenheimer”.

Krótkie spojrzenie na efekty specjalne w każdym z nominowanych filmów:

Najlepsza scenografia

Biedne istoty oscary scenografa

Na nagrodę za najlepszą scenografię ma szanse dokładnie te same pięć tytułów, które rywalizują w kategorii kostiumów. Ponownie będzie to bezpośrednie starcie między „Barbie”, a „Biednymi istotami”. Grecie Gerwig od początku produkcji „Barbie” przyświecała idea kontrastowej autentycznej sztuczności, którą miał cechować się cały świat oparty na zabawkach firmy Mattel. Wszelkie przedmioty oraz budowle mimo oczywistej abstrakcyjności musiały sprawiać wrażenie rzeczywistych. Wyzwania pokroju braku elektryczności, wody czy ścian w Barbielandzie musiały zostać przekute przez Sarah Greenwood oraz Katie Spencer w spójny, funkcjonujący ekosystem. Mnogość inspiracji przy pracy na planie może budzić uznanie. Twórcy nawiązali do „Czarnoksiężnika z Oz”, twórczości reżysera francuskiej nowej fali Jacquesa Demy, malowideł Wayne’a Thiebaud czy zdjęć Slima Aaronsa. Nawet domek „dziwnej” Barbie czerpał z filmów „Zabić drozda” oraz kultowej „Psychozy”. Na budowę planu firmowego poświęcono tak dużo różowej farby, że przyczyniło się to do światowych niedoborów fluorescencyjnego odcienia farb Rosco. W kategorii najlepszej scenografii w filmie fantasy na gali Amerykańskiej Gildii Scenografów (ADG) triumfowały jednak „Biedne istoty”. Były one górą również podczas wręczenia nagród BAFTA. Z tego powodu wydaje mi się, że gotycka estetyka połączona z dużą dawką swobody wyobraźni scenografów przeważy szalę na korzyść filmu Yorgosa Lanthimosa.

Materiał pozwalający docenić skalę scenografii w filmie „Biedne istoty”:

Analiza scenografii filmu „Barbie”

Najlepsza charakteryzacja

Maestro oscary charakteryzacja

Nagroda pocieszenia dla filmu „Maestro”. Nie jestem fanem najnowszego dzieła Bradleya Coopera. Biografia Leonarda Bernsteina jest zbyt chaotyczna oraz rozwleczona. Nie zgłębia dostatecznie meandrów życiorysu dyrygenta oraz, w mojej opinii, nie oddaje również należytej sprawiedliwości jego twórczości. Film ma jednak dwa niepodważalnie mocne argumenty. Jeden to wyśmienita rola Carey Mulligan, a drugi to właśnie charakteryzacja. Muszę przyznać, że to chyba najbardziej imponujące postarzenie aktora w historii kina. Kazu Hiro w zależności od rekonstruowanego wieku Bernsteina, potrzebował na transformację Bradleya Coopera od ponad dwóch do pięciu godzin. Efekt jest niesamowity. Nawet córki kompozytora po otrzymaniu zdjęć preprodukcyjnych nie mogły wyjść ze zdumienia, mając pewność, że parzą na swojego ojca. „Maestro” zdobył dwie nagrody Amerykańskiej Gildii Charakteryzatorów – za Najlepsze fryzury historyczne lub / i postaci oraz najlepsze efekty specjalne w makijażu. Mimo że na drodze do Critics’ Choice stanęła mu „Barbie”, a do BAFTA – „Biedne istoty” spodziewam się, że Akademia przyzna mu złotą statuetkę.

Krótki materiał o charakteryzacji w filmie „Maestro”:

Najlepsza muzyka

Oppenheimer oscary

Pośmiertną nominację za muzykę do „Czasu krwawego księżyca” otrzymał Robbie Robertson. Stał się on też pierwszym rdzennym artystą wyróżnionym nominacją w tej kategorii (Robertson był z narodowości Kanadyjczykiem, lecz jego matka urodziła się w rezerwacie Sześciu Narodów w Ontario). John Williams niestrudzenie goni natomiast Walta Disneya i brakuje mu pięciu nominacji, by mieć ich najwięcej w historii. Pięćdziesiątą czwartą szansę otrzymał za ścieżkę dźwiękową do filmu „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”. Co ciekawe Indiana Jones był już trzykrotnie nominowany za muzykę („Indiana Jones: Poszukiwacze zaginionej arki” w 1928, „Indiana Jones i świątynia zagłady” w 1984 oraz „Indiana Jones i ostatnia krucjata” w 1990). Nagrody nigdy nie zdobył. Najnowsza część przygód słynnego archeologa będzie musiała i tym razem pogodzić się z porażką.

Nie zakładam innego scenariusza jak Oscar dla Ludwiga Goranssona za soundtrack do filmu „Oppenheimer”. Goransson rozpoczął współpracę z Christopherem Nolanem, ponieważ ofertę skomponowania muzyki do filmu „Tenet” na rzecz „Diuny” odrzucił wieloletni współpracownik Nolana, Hans Zimmer. Szwed skorzystał z tej okazji bardzo skutecznie. Słuchając wizji reżysera, który zasugerował skrzypce jako element wyjściowy dla oddania emocji głównego bohatera, przygotował emocjonujący oraz niepokojący zestaw utworów, którego punktem kulminacyjnym jest niewątpliwie „Can You Hear The Music”. Goransson otrzymał już za „Oppenheimera” Złoty Glob, BAFTA, Critics’ Choice oraz Grammy.

„Can You Hear The Music” Ludwiga Goranssona:

Najlepsza piosenka

Barbie oscary najlepsza piosenka What Was I Made For

Omawiając dokumenty pisałem o niespodziewanym pominięciu tytułu „Jon Batiste: Amerykańska symfonia”. Mimo powyższej absencji zyskał on nominację dla najlepszej piosenki za „It Never Went Away”. Szansę na Oscara ma jednak znikome. Zdecydowanie warto wspomnieć o Diane Warren. Ta amerykańska piosenkarka i autorka tekstów jest rekordzistką, a tegoroczny utwór „The Fire Inside” przyniósł jej piętnastą nominację w tej kategorii. To właśnie Warren odpowiada za tak pamiętne ballady jak „I Don’t Want to Miss a Thing” z filmu „Armageddon” czy „There You’ll Be” z „Pearl Harbor”. Warren nigdy jednak nie zwyciężyła. Dopiero w 2022 roku została upamiętniona Oscarem Honorowym. Najlepsza piosenka trafi do „Barbie”. Pytanie, czy będzie to „I’m Just Ken”, za którą Mark Ronson oraz Andrew Wyatt zdobyli Critics’ Choice czy „What Was I Made For?” wyróżnioną Złotym Globem, Satelitą (nagroda Międzynarodowej Akademii Prasowej) oraz Grammy. Myślę, że wybór padnie na tę ostatnią. Zapewni to drugiego już Oscara na przestrzeni ostatnich dwóch lat Billie Eilish (w 2022 roku Oscara zdobył utwór „No Time to Die”).

„What Was I Made For?” z filmu “Barbie”. Muzyka i słowa: Billie Eilish, Finneas O'Connell:

Wręczenie Oscara Honorowego dla Diane Warren. Warto obejrzeć dla poprawy nastroju:

Najlepszy film międzynarodowy

Strefa Interesów oscary najlepszy film

Bliska naszemu sercu kategoria, gdyż to właśnie tutaj najczęściej liczymy na rodzime akcenty. Polska komisja miała w tym roku nie lada wyzwanie dokonując wyboru między „Zieloną granicą” Agnieszki Holland, a „Chłopami” DK oraz Hugh Welchmanów. Ostatecznie postawiono na „Chłopów” i to oni reprezentowali nasz kraj. Niestety produkcja nie doczekała się nobilitacji. Szkoda, gdyż osobiście bardzo cenię uwspółcześnioną i pięknie zobrazowaną interpretację powieści Reymonta. Film złożony z czterdziestu tysięcy ręcznie namalowanych obrazów zapewnia pamiętne wrażenie estetyczne, a problematyka ponad stuletniej książki jest wciąż aktualna w obecnych czasach. Na pocieszenie pozostaje niedawne wyróżnienie Kamili Urzędowskiej (odgrywającej postać Jagny) nagrodą European Shooting Stars podczas Festiwalu Berlinale. Wracając do Oscarów, szokującą decyzję podjął francuski komitet, który jako reprezentanta swojego kraju wyznaczył „Bulion i inne namiętności” zamiast „Anatomii upadku”. Jestem przekonany, że film Justine Triet zwyciężyłby w tej kategorii, tymczasem „Bulion i inne namiętności” nie otrzymał nawet nominacji. Skorzysta na tym „Strefa Interesów”, która praktycznie może być pewna sukcesu. Film z Wielkiej Brytanii (w polskiej koprodukcji) za najlepszy film nieanglojęzyczny otrzymał nagrodę BAFTA i jestem przekonany, że zdobędzie także Oscara.

Najlepszy scenariusz adaptowany

Amerykańska Fikcja oscary najlepszy scenariusz

Spore zamieszanie towarzyszyło nominacji dla „Barbie”. Film promowany był w kontekście ubiegania się o nagrodę w kategorii scenariusza oryginalnego. Akademia zmieniła jednak zdanie i zakwalifikowała go do adaptacji. Uargumentowała to faktem, że bazuje on na marce oraz postaciach wykreowanych przez firmę Mattel. Jest to o tyle zaskakujące, że w obecnym sezonie, scenariusz Grety Gerwig oraz Noaha Baumbacha rywalizuje praktycznie wszędzie w grupie scenariuszy oryginalnych. Na swoim koncie posiada chociażby nagrodę Critics’ Choice, a także nominację od Amerykańskiej Gildii Scenarzystów. Doceniam wyobraźnię oraz zaangażowanie twórców, którzy temat będący początkowo podstawą do żartu potrafili przekuć w przypowieść o samoakceptacji, uwolnieniu od społecznej presji i poszukiwaniu tożsamości. Jeszcze większe uznanie budzi we mnie umiejętność wyciągnięcia przez Christophera Nolana esencji z ponad sześciuset stronicowej biografii Oppenheimera (książka „Oppenheimer: Tiumf i tragedia ojca bomby atomowej”). Stawiam jednak, że Oscara otrzyma Cord Jefferson. Scenariusz do filmu „Amerykańska Fikcja” jest społeczną satyrą, ale zarazem naprawdę ważnym i potrzebnym głosem w czasach cancel culture oraz woke. Tekst zdobył nagrodę BAFTA, Critics’ Choice, Satelitę oraz dwie Czarne Szpule (za najlepszy scenariusz oraz debiut scenariuszowy).

Najlepszy scenariusz oryginalny

anatomia upadku oscary

Tylko jedną nominację, właśnie za scenariusz osiągnęła „Obsesja” Todda Haynesa. Film czerpie inspirację z głośnej sprawy Mary Kay Letourneau, która w latach dziewięćdziesiątych nawiązała romans z dwunastoletnim uczniem. W trakcie trwającego postępowania oraz odbywania kary więzienia, oskarżona urodziła chłopakowi dwójkę dzieci, a także poślubiła go po opuszczeniu więzienia. Interesujące kino z niejednoznacznymi bohaterami, motywacjami oraz wyróżniającym się aktorstwem (brak Charlesa Meltona w kategorii aktorskiej jest jedną z większych tegorocznych niespodzianek), któremu warto poświęcić czas. Poważnymi konkurentami są „Poprzednie życie” oraz „Przesilenie zimowe” i wybór któregokolwiek z nich przyjąłbym z entuzjazmem. Faworytem pozostaje jednak „Anatomia upadku”. Scenariusz Justine Triet oraz Arthura Harari trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny, wymyka się łatwej kategoryzacji, pobudza do myślenia oraz pozostawia swobodę interpretacji. W mojej opinii najlepszy scenariusz tego roku, wyróżniony także Złotym Globem, nagrodą BAFTA oraz Gotham.

Najlepsza aktorka drugoplanowa

Da’vine Joy Randolph oscary najlepsza aktorka drugoplanowa

Oscar, który wydaje się być wyłącznie formalnością. Da’vine Joy Randolph w drodze po niego zdobyła praktycznie wszystko, co tylko możliwe. Występ w „Przesileniu zimowym” przyniósł jej Złoty Glob, Critics’ Choice, Satelitę, Film Independent, nagrodę Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych i BAFTA. Bardzo dobra rola, kluczowa dla emocjonalnego odbioru filmu, zarazem odpowiednio kontestująca męski konflikt stanowiący główną oś fabuły. Postać Mary nie tylko spełnia funkcję katalizatora, lecz dzięki wyczuciu Randolph stanowi o sentymentalnej mocy tej świątecznej przypowieści. Mimo wszystko odrobinę żałuję Emily Blunt, której występ w „Oppenheimerze” najmocniej utkwił mi w pamięci. Blunt w swej roli emanuje siłą oraz charyzmą, co najlepiej obrazuje fenomenalna scena przesłuchania Kitty Oppenheimer przez Rogera Robba. To dopiero pierwsza szansa na Oscara dla Blunt w karierze, lecz na wygraną będzie musiała poczekać do następnej okazji. Z ciekawostek, warto wspomnieć o Jodie Foster. Drugoplanową nominację za rolę w „Nyad” otrzymała czterdzieści siedem lat po nominacji za drugoplanową rolę w „Taksówkarzu” w 1977 roku. Jest to już piąte aktorskie wyróżnienie dla Foster (dotychczas dwa Oscary: „Oskarżeni” w 1988 roku oraz „Milczenie Owiec” w 1992).

Najlepszy aktor drugoplanowy

Oppenheimer Robert Downey Jr. oscar

Koleżankę z planu „Taksówkarza” przebił Robert de Niro. Docenienie jego roli w „Czasie krwawego księżyca” nastąpiło aż czterdzieści dziewięć lat po Oscarze za „Ojca Chrzestnego II” w 1975 roku. Tym samym aktor pobił rekord najdłuższego czasu pomiędzy nominacjami, należący dotychczas do Katharine Hepburn (48 lat pomiędzy 1934 „Poranna chwała”, a 1982 „Nad złotym stawem”). Kolejny Oscar jest tym razem poza zasięgiem, ale cieszy udany powrót De Niro do szczytowej formy. Gorąco kibicuję Markowi Ruffalo. Uosabiający wszelkie przywary męskiego ego Duncan Wedderburn jest rozrywkowym sercem „Biednych istot”. Ruffalo brawurowo lawiruje na granicy pastiszu i groteski, wprowadzając do filmu urok oraz mnóstwo humoru. Z postaci antypatycznej wydobywa nuty ambiwalencji, dzięki której odpowiednio wybrzmiewa jej tragikomiczny sens. To już czwarta nominacja za rolę drugoplanową dla tego aktora. Co dość zabawne, Ruffalo był bardzo bliski odrzucenia angażu gdyż uważał, że może nie być odpowiednim kandydatem do odegrania tej postaci. Zależało mu jednak bardzo na współpracy z Yorgosem Lanthimosem, do czego reżyser wraz z Willemem Dafoe na szczęście skutecznie go namówili. Myślę, że Oscar za drugoplanową rolę męską trafi do uwolnionego od wieloletniego kontraktu Marvela, Roberta Downeya Jr. Nie jestem fanem interpretacji Lewisa Straussa w wykonaniu aktora. Dużo tu nadekspresji, przeszarżowania i stereotypowego sportretowania zdemoralizowanego polityka. W opozycji do mojej opinii są jednak zdobyte za „Oppenheimera” Złoty Glob, BAFTA, Critics’ Choice czy też wyróżnienie Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych.

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa

Lily Gladstone oscary najlepsza aktorka

Był to niewątpliwie udany rok dla Sandry Huller, którą polscy widzowie kojarzyć mogą z „Toniego Erdmanna”. Huller otrzymała nominację za rolę w „Anatomii upadku” i jest trzecią Niemką w historii dostępującą tego zaszczytu (pomijając Sandrę Bullock, której matka jest Niemką, a ona sama posiada zarówno amerykańskie jak i niemieckie obywatelstwo). Zdobyła tę nominację osiemdziesiąt sześć lat po tym, jak drugi rok z rzędu Oscara otrzymywała Luise Rainer (za „Króla kobiet” w 1937  oraz „Ziemię błogosławioną” w 1938 roku). Huller wystąpiła aż w dwóch tegorocznych produkcjach nominowanych do Oscara w kategorii najlepszego filmu. Jest to wymieniona już „Anatomia upadku” jak również „Stefa Interesów”. Oba te występy to mistrzostwo efektownego, ale nie efekciarskiego, stonowanego, systematycznego rzemiosła. Jestem pod ogromnym wrażeniem szczególnie nominowanej roli. Na Huller ciąży ogromna odpowiedzialność, gdyż każda nuta fałszu podczas portretowania Sandry Voyter w „Anatomii upadku” zaprzepaściłaby cały fabularny koncept filmu. Gdybym był uprawniony do głosowania, to na nią oddałbym swój głos.

Obstawiam jednak, że Oscara otrzyma Lily Gladstone lub Emma Stone. Jeszcze miesiąc temu bez wahania wskazałbym na Gladstone. Aktorka będąca pierwszą rdzenną Amerykanką ze Złotym Globem miała największe szanse zostać także pierwszą taką właścicielką Oscara. Na ostatniej prostej inicjatywę przejęła jednak Stone. Aktorka zaprezentowała pełen wachlarz swoich kompetencji, umiejętnie uderzając zarówno w komediowe jak i dramatyczne tony. Potrafiła również sprostać ciężkiemu wyzwaniu cielesnej eksploatacji jaką wymuszała na niej postać Belli Baxter. Stone jest również nominowana jako producentka filmu, przez co jako druga kobieta w historii ma szansę na Oscara zarówno za rolę jak i produkcję w tym samym filmie. Ten wyczyn nie tak dawno osiągnęła Frances McDormand wygrywając dwukrotnie w 2021 roku filmem „Nomadland”. Nieprawdopodobnie wyrównana rywalizacja, której finał bardzo ciężko przewidzieć. Bazując głównie na decyzji Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych myślę, że statuetka złotego rycerza trafi ostatecznie do Lily Gladstone za „Czas krwawego księżyca”.

Najlepszy aktor pierwszoplanowy

Oppenheimer Cillian Murphy Oscar

Pewną wariację Ebenezera Scrooge’a z kart powieści Dickensa powołuje do życia Paul Giamatti w „Przesileniu zimowym”. Zamknięty w sobie i wierny własnym rytuałom, nielubiany przez uczniów profesor, w wyniku splotu okoliczności zyskuje szansę zredefiniowania własnego życia. Na tej właśnie przemianie oparta jest siła roli Giamattiego. Choć sama fabuła nie zaskakuje niczym oryginalnym to jednak naturalność, podstawowe wartości i ciepło sprawiają, że ciężko powstrzymać wzruszenie, kiedy bohater porzuca kokon własnych uprzedzeń. Paul Giamatti zdobył już Złoty Glob (najlepszy aktor w komedii lub musicalu), Critics’ Choice oraz National Board of Review i jest poważnym pretendentem do Oscara. Żałuję, że Akademia nie wyróżniła również partnerującego mu na ekranie Dominica Sessy, który tym debiutem dał wyraźną próbkę drzemiących w nim umiejętności.

Najgłośniejszą rolą tego roku jest jednak bez wątpienia „Oppenheimer” w wykonaniu Cilliana Murphy’ego. Aż do szóstej produkcji musiał czekać Irlandczyk, aby otrzymać główną rolę w filmie Christophera Nolana (pięciokrotnie występował w rolach drugoplanowych – „Trylogia Batmana”, „Incepcja” oraz „Dunkierka”). Murphy zdecydowanie wykorzystał pokładane w nim nadzieje. Bezbłędnie odtworzył geniusz, niepokój, niepewność, determinację oraz motywacje wielkiego człowieka. Podtrzymał jego mit, jednocześnie portretując go także jako zwykłego śmiertelnika. Rola, która myślę, że pamiętana będzie jeszcze przez długie lata. Zapewniła mu Złoty Glob (najlepszy aktor w dramacie), nagrodę BAFTA, SAG oraz Saturna. Powinna także dostarczyć Oscara.

Najlepsza reżyseria

Oppenheimer christopher nolan oscary

Najszerzej komentowanym wydarzeniem był brak nominacji dla Grety Gerwig za reżyserię „Barbie”. Padały nawet głosy mówiące o skandalu i całkowitym nieporozumieniu. Rozumiem rozgoryczenie sympatyków tej produkcji i sam doceniam wizjonerski wkład reżyserki w sukces filmu. Wśród nominowanych widzę jednak zróżnicowane, bardzo silne grono filmowców, z których każdy zasługuje na miejsce w finałowej piątce. Absencję Gerwig traktuję więc jako koszt zaciętej rywalizacji, żałując bardziej pominięcia Celine Song (nagroda Independent Spirit oraz Amerykańskiej Gildii Reżyserów Filmowych za najlepsze osiągnięcie reżyserskie w pierwszym filmie fabularnym za „Poprzednie życie”). W wieku osiemdziesięciu jeden lat, Martin Scorsese przeszedł do historii jako najstarszy nominowany reżyser (dotychczas był to John Huston w wieku siedemdziesięciu dziewięciu lat za „Honor Prizzich”). Scorsese swoją dziesiątą reżyserską nominacją wyprzedził samego Stevena Spielberga. Oscara zdobył dotychczas jedynie za „Infiltrację”. „Czas krwawego księżyca” tej puli nie powiększy.

Wydaje mi się, że sama obecność wśród nominowanych to wielki sukces dla Jonathana Glazera („Strefa Interesów”), oraz Justine Triet („Anatomia upadku”). Jeżeli ktoś mógłby sprawić niespodziankę to jedynie Yorgos Lanthimos. „Biedne istoty” są ekstraktem jego wyobraźni i sygnaturą specyficznego filmowego warsztatu. Zdziwiłbym się jednak gdyby werdykt okazał się aż tak nieszablonowy. Najbardziej dojrzały film w swojej karierze nakręcił Christopher Nolan. Biografia Roberta Oppenheimera oraz cywilizacyjne konsekwencje wynikające ze stworzenia bomby atomowej to wielce ambitny i trudny temat na filmowe arcydzieło. Reżyser stworzył biografię z pietyzmem i zaangażowaniem. Zagłębił się w psychologię bohatera, uwypuklił wątek polityczny oraz historyczny, a także spiął całość potrzebnym, pacyfistycznym przesłaniem. Wreszcie trzygodzinny metraż filmu ułożył w taki sposób, że trzyma on widza na krańcu kinowego fotela przez cały seans. Christopher Nolan za film „Oppenheimer” otrzymał Złoty Glob, BAFTA, Critics’ Choice oraz przede wszystkim nagrodę za najlepsze osiągnięcie reżyserskie w filmie fabularnym wręczone przez Amerykańską Gildię Reżyserów Filmowych. Czas na Oscara.

Najlepszy film

Oppenheimer oscary 2024

Na zakończenie creme de la creme, czyli najważniejsze filmowe wyróżnienie globu. Oscar za najlepszy film.

Tego miana nie otrzyma z pewnością „Maestro”. Jest to zdecydowanie najsłabsza produkcja wśród dziesięciu wyróżnionych tytułów. Bradley Cooper robi wszystko by otrzymać swojego pierwszego Oscara. Nakręcił film skrojony pod oscarową kampanię, gdzie z każdej sceny czuć desperacką wręcz ambicję spłodzenia dzieła wiekopomnego. Autorowi brakuje jednak wstrzemięźliwości, warsztatu oraz przede wszystkim materiału, żeby w tym przypadku taki produkt dostarczyć. Mimo zebranych już dwunastu nominacji w karierze (w tym dwie kiedy to otrzymuje nominację aktorską reżyserując sam siebie) za sukces musi uznać samą obecność tytułu w tym gronie.

Kiedy po ogłoszeniu pomysłu na film oparty na lalce Barbie wśród autorów pojawiły się nazwiska Grety Gerwig oraz Noah Baumbacha znać było, że kampowy koncept wyjściowy ma tak naprawdę realną szansę powodzenia. Dodatkowe oczekiwania rozbudził pierwszy zwiastun, przewrotnie nawiązujący do kultowej „2001: Odysei kosmicznej” Stanleya Kubricka. Ostatecznie sam film nie rozczarował. Stał się swoistym fenomenem i zarazem niekwestionowanym komercyjnym sukcesem. Doceniam wartość podjętej tematyki, sprzeciw wobec społecznej presji oraz zanegowanie szablonowego dogmatu kobiecości. Są to jednak w ciągu ostatnich lat tematy gruntownie przez kino eksploatowane, przez co trudno traktować je obecnie jako objawienie. Ponadto artystyczne aspiracje produkcji spowodowały znaczącą trudność w zdefiniowaniu odbiorcy. Nie spodziewam się, żeby dzieci zrozumiały, co tak naprawdę zobaczyły, a znaczna część dojrzałych widzów odbije się od lukrowej formy. Za przykład posłużyć może Werner Herzog. Legendarny reżyser określił ostatnio pierwsze pół godziny „Barbie” mianem czystego piekła. Osobiście mam też pewien dylemat dotyczący samego przesłania. Oczywiście nie każda dziewczynka powinna być perfekcyjną księżniczką czekającą na księcia w stereotypowym modelu, wtłaczanym starszemu pokoleniu za młodu i forsowanym przez masową kulturę. Każdy powinien mieć prawo do popełniania błędów, szukania tożsamości oraz budowania własnego charakteru. Jednak takie pełne odejście i brak modelowego autorytetu może stanowić pułapkę dążenia do przeciętności, przyzwolenia na bylejakość wynikającą właśnie z faktu, że przecież tak można i nie ma w tym niczego złego. To jednak temat na szerszą dysputę, wychodzącą poza ramy tego artykułu. Może to też właśnie przykład siły filmu, że inspiruje do stawiania podobnych pytań i szukania odpowiedzi.

„Amerykańska fikcja” była dla mnie sporym zaskoczeniem i odświeżającym doświadczeniem. Błyskotliwy scenariusz Corda Jeffersona piętnuje martyrologiczne podejście Afroamerykanów do samych siebie oraz do kształtowania własnego wizerunku. Mimo satyrycznej formy i karykaturalnego przekazu jest to jak najbardziej poważny oraz potrzebny głos w polemice na temat panujących rasowych stereotypów.

Jonathan Glazer trafił do mojej świadomości ponad dekadę temu kiedy to filmem „Pod skórą” zorganizował mi niezapomniany, narkotyczny filmowy trip. Dziesięć lat później nakręcił prawdopodobnie najbardziej przerażający film minionego roku. Nie jest to jednak rodzaj grozy instynktownie przychodzący do głowy, bazujący na jump scare’ach, gore czy grasujących potworach. Jest to pierwotna groza wynikająca z negacji definicji człowieczeństwa. Sielankowy model życia, toczący się tuż za murami obozu Aushwitz-Birkenau w czasie równolegle trwającej anihilacji, tworzy ciężki do zaakceptowania kontrast. Przewrotna produkcja, która jak wspomina sam reżyser, dotyka nie tylko przeszłości, ale także obecnych czasów. Podejmując ten trop i szukając aktualnych analogii, czy w kontekście trwającego konfliktu na Ukrainie, cały cywilizacyjny zachód nie jest właśnie taką rodziną Hossów, prowadząc swoje codzienne życie w niezaburzonym rytmie, skutecznie odwracając uwagę od zła?

Pokrzepiający film przywołujący świąteczny nastrój na zimowe wieczory nakręcił Alexander Payne. Miksując sprawdzone fabularnie składniki „Opowieści wigilijnej” ze „Stowarzyszeniem Umarłych Poetów”, przy pomocy brawurowego aktorstwa stworzył konkurencję dla „Kevina samego w domu” jako tradycyjnego bożonarodzeniowego seansu. „Przesilenie zimowe” to także wielka rola i aktorski popis Paula Giamattiego.

Po rozczarowującym „Irlandczyku” do właściwej formy powrócił Martin Scorsese. W „Czasie krwawego księżyca” sięgnął po kartę z kalendarza niechlubnej historii Stanów Zjednoczonych i w charakterystycznej dla siebie, gangsterskiej oprawie opowiedział o krzywdach wyrządzonych plemionom Osedżów przez chciwych i żądnych benefitów z ropy, amerykańskich osadników. Monumentalna produkcja, poprowadzona niespiesznie z szacunkiem do materiału źródłowego i przedstawianych wydarzeń. Trzyipółgodzinny format z pewnością wymaga cierpliwości, jednak z nawiązką odpłaca poświęcone mu zaangażowanie.

Dwudziestego piątego lutego na gali kina niezależnego, nagrodą Independent Spirit za najlepszy film roku wyróżnione zostało „Poprzednie życie”. Dzieło Celine Song jest emocjonalną opowieścią o konsekwencjach życiowych decyzji, o utraconej alternatywie oraz wadze jaką potrafi pełnić w życiu osoba, której rolę ciężko sprowadzić do jednoznacznej definicji miłości, przyjaźni czy przeznaczenia. Nostalgiczne, pozbawione cienia fałszu małe wielkie kino.

Na spotkanie koła filmowego bez wątpienia wybrałbym projekcję „Anatomii upadku”. Film Justine Triet jest bowiem doświadczeniem niekończącym się z czasem wyświetlenia napisów końcowych. Dla mnie był wręcz zbiorem materiałów, na podstawie których mogłem dopiero rozpocząć intelektualną pracę. W żaden sposób nie podważam kompletności produkcji, wyłącznie podkreślam jak mocno zachęciła mnie do przemyśleń oraz potrzeby gremialnej dyskusji. „Anatomia upadku” to misternie przeprowadzona wiwisekcja na temat relatywizmu prawdy. Tego jak ciężko tę prawdę uchwycić oraz jak sądy potrafią być determinowane w zależności od kontekstu i perspektywy. Wybitna Sandra Huller i zdecydowanie jeden z najlepszych filmów roku.

Bardzo cieszę się, że Yorgos Lanthimos po przeprowadzce do Hollywood nie zatracił swojej artystycznej bezkompromisowości. To wciąż twórca niebanalny, lubujący się w abstrakcji i grotesce. „Biedne istoty” to też charakterystyczna estetyka, która sentymentalnie przywołuje mi w pamięci uwielbiane filmy Tima Burtona. Żeńska inkarnacja Frankensteina kupuje mnie w całości aktorstwem Emmy Stone i baśniową konstrukcją świata, lecz nie przekonuje łamiącą konwenanse oraz normy społeczne drogą Belli Baxter do emancypacji. Feminizm mocno koliduje z seksizmem, a uwolnienie z okowów patriarchatu skutkuje wyłącznie jego lustrzanym odbiciem.

Na koniec „Oppenheimer”, który zdobył Złoty Glob, BAFTA, Critics’ Choice oraz Złoty Laur Amerykańskiej Gildii Producentów Filmowych. Wątpię, by coś stanęło mu na drodze do Oscara za najlepszy film. Nolan podjął ważny, a zarazem bardzo aktualny temat. Wrócił do jednej z najmroczniejszych chwil ludzkiej historii, by przypomnieć o globalnych konsekwencjach użycia bomby atomowej. W 1947 roku grupa fizyków jądrowych stworzyła zegar zagłady, symboliczny wskaźnik reprezentujący jak blisko jest ludzkość od samounicestwienia. Utrzymywany przez Bulletin of the Atomic Scientists zegar wskazywał wtedy siedem minut do północy. Zakończenie zimnej wojny w 1991 roku zwiększyło ten czas aż do siedemnastu. Od 2023 roku w oparciu o stopień ryzyka zagrożenia nuklearnego, zmiany klimatyczne czy rozwój sztucznej inteligencji grupa naukowców zaktualizowała wskazówki na 23:58:30. Te dziewięćdziesiąt sekund jest najbliższym w historii punktem teoretycznej zagłady ludzkości. Krytyczną przestrogą wynikającą z filmu staje się więc przesłanie, abyśmy już nigdy nie musieli słyszeć słów „stałem się śmiercią, niszczycielem światów”.

zdj.