Liga sprawiedliwości - recenzja filmu i wydania Blu-ray [2D, opakowanie elite]

4 kwietnia miały swoją premierę wydania 4K UHD, Blu-ray 3D, Blu-ray, 2DVD oraz DVD filmu Liga sprawiedliwości. Zapraszamy do naszej recenzji wydania Blu-ray.

„Liga sprawiedliwości” (2017), reż. Zack Snyder

(dystrybucja w Polsce: Galapagos)

Film:

Moda na kino superbohaterskie trwa w najlepsze i nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie miało się w tym względzie cokolwiek zmienić. Również pozycja Marvel Studios jako niekwestionowanego lidera w tej kategorii zdaje się być niezachwiana, mimo podejmowanych przez konkurencję prób zmiany tego stanu rzeczy. Ostatnią z nich jest właśnie „Liga Sprawiedliwości”, film, w którym łączą siły najbardziej znani superbohaterowie ze stajni DC. Zdawać by się mogło, że jednoczesne pojawienie się na ekranie takich gigantów jak Batman i Superman samo w sobie winno być zagraniem gwarantującym kasowy sukces... Czy aby na pewno? O tym, że teza ta niekoniecznie odzwierciedla rzeczywistość przekonaliśmy się już w 2016 roku, kiedy to poprzedni film reżysera „Ligi”, „Batman V Superman: Świt sprawiedliwości”, nie spotkał się z życzliwym przyjęciem zarówno widzów, jak i krytyków, a jego wyniki kasowe (873 mln $) nie spełniły pokładanych weń oczekiwań. Zaistniała sytuacja nie mogła pozostać bez wpływu na dalsze losy kinowego uniwersum DC. Osoby na najwyższych stołkach w Warner Bros. podjęły szereg szybkich decyzji mających na celu diametralną korektę obranego kursu. Odbiły się one dość wyraźnie na kształcie kolejnych filmów, niekoniecznie jednak przynosząc pożądane skutki. Fatalny pod niemal każdym względem, stylistycznie niespójny „Legion Samobójców” rozminął się zupełnie z tym, co zdawały się sugerować zwiastuny, a zrealizowana w sposób „bezpieczny” i w oparciu o sprawdzoną marvelowską formułę „Wonder Woman” okazała się w dużej mierze przynudzającym, odgrzewanym kotletem, w którym jedynym powiewem świeżości była postać kobieca w roli głównej. Sukces tego drugiego filmu przesądził jednak o tym, że charakter nadany uniwersum przez Zacka Snydera z czasem miał się zatracić, a kolejne produkcje spod szyldu DC miały od teraz podążać śladami konkurencji. Czy była to prosta droga do upragnionego sukcesu? Jak się okazuje – nic z tych rzeczy.

00042.m2ts_snapshot_01.29.33-min.png

Problemy towarzyszyły produkcji od samego początku. Zmiany koncepcji na film (który początkowo miał być pierwszą z dwóch części składających się na większą całość), wymuszenie odejścia od poważnego tonu charakteryzującego dwie pierwsze produkcje, w końcu zmiana na stołku reżysera po rezygnacji Snydera, którego spotkała osobista tragedia, dokrętki Jossa Whedona, skrócenie filmu, w którym ostatecznie nie znalazło się wiele spośród obecnych w zwiastunach scen i ujęć... Wszystko to złożyło się na efekt finalny, który trudno nazwać satysfakcjonującym. Przełożyło się to także na wynik kasowy, najsłabszy spośród wszystkich filmów w serii – zaledwie 657 mln $, mniej niż połowa sumy, jaką były w stanie zgromadzić na swoim koncie filmy z serii „Avengers”. Zdecydowanie nie tego oczekiwali producenci. Wybierając się do kina w listopadzie ubiegłego roku, miałem pełną świadomość wyżej opisanej sytuacji i, co za tym idzie, bardzo niskie oczekiwania. Być może za ich sprawą seans upłynął mi nadspodziewanie dobrze, jednak z wyrobieniem sobie ostatecznej opinii czekałem na powtórkę, do której okazja nadarzyła się wraz z premierą wydań płytowych. Wbrew złudnym nadziejom żywionym przez wielu fanów, nie doczekaliśmy się tym razem żadnej wersji rozszerzonej czy tym bardziej reżyserskiej, jak to miało miejsce w przypadku „Batman V Superman”. Trudno się temu dziwić – porażka kasowa filmu raczej nie zachęciła wytwórni do wyłożenia dalszych środków (na pocieszenie wrzucili na płytę ledwie dwie dodatkowe sceny) koniecznych do przygotowania alternatywnej wersji filmu. Paradoksalnie, krótszy niż zazwyczaj czas trwania nie musi być wyłącznie wadą. Po odjęciu napisów końcowych „Liga” trwa zaledwie 108 minut, dzięki czemu nie zdąży widza zanudzić (co tak skutecznie czyniła rozszerzona wersja „Świtu sprawiedliwości”). Film gna przed siebie na złamanie karku, przemykając po kolejnych wątkach, ledwie zahaczając o postacie drugoplanowe, ale ma to też swoje dobre strony:  porównajmy choćby zdające się nie mieć końca finałowe starcie z „Wonder Woman” z bitwą, którą oferuje „Liga” – jedno i drugie to festiwal kiepskich efektów specjalnych, ale tutaj przynajmniej nie zdążymy zasnąć w jego trakcie.

Wypadałoby w tym miejscu zatrzymać się na krótką chwilę przy fabule – nie jest to nic odkrywczego. Za podstawę służy kalka schematu znanego choćby z „Władcy Pierścieni”: światu zagraża potężny wróg (pokazany na ekranie za pomocą słabo-średniej jakości efektów komputerowych) stojący na czele niezliczonej hordy klasycznych „jednostrzałowców”, którego celem jest zdobycie ukrywanych przez trzy rasy artefaktów (tzw. motherboxów, tłumacze nie zadali sobie trudu wymyślenia polskiego odpowiednika tego słowa). Za ich sprawą będzie mógł siać śmierć i zniszczenie. Bo tak. Mniejsza z tym, gość jest tu tylko dodatkiem, liczą się przede wszystkim bohaterowie, którzy będą go musieli powstrzymać. Ponieważ jednak najsilniejszy z nich – Superman (Henry Cavill) – został uśmiercony w poprzednim filmie, przyszłość świata znalazła się na dobrą sprawę w ręku ekipy z ławki rezerwowych, która, jak się przekonamy, z postawionym przed nimi zadaniem niespecjalnie sobie radzi. Rozwiązanie nasuwa się jedno – trzeba się będzie zabawić w nekromancję, a co z tego wyjdzie, cóż, domyślić się nietrudno.

00042.m2ts_snapshot_00.26.31-min.png

Szukając plusów omawianej produkcji, zacząć należy od bohaterów – urocza jak zwykle Wonder Woman (Gal Gadot), nieokrzesany Aquaman (Jason Momoa) oraz robiący za comic relief Flash (Ezra Miller) wypadają zdecydowanie najlepiej – całą trójkę da się lubić, a ich ekranowe perypetie oglądać z pewną przyjemnością. Również i Superman jest tu przedstawiony w sposób jak najbardziej udany, stojący w opozycji do jego poważnego, miejscami wręcz ponurego wizerunku z poprzednich filmów. Jego czas ekranowy z oczywistych względów jest bardzo ograniczony, ale ma on swój udział w jednej z najlepszych scen filmu. Niestety, niewiele dobrego można powiedzieć o bohaterze, który czasu ekranowego dostał najwięcej – wcielający się w rolę Batmana, Ben Affleck, będący przecież jedną z głównych zalet „Świtu sprawiedliwości”, tym razem zdaje się odrabiać przysłowiową pańszczyznę. Przez większość czasu ma się wręcz wrażenie, że wolałby być gdzie indziej. Zostaje jeszcze Cyborg (Ray Fisher), postać ze wszech miar chybiona i nieciekawa (także i od strony czysto wizualnej), której obecność w filmie pozostawała dla mnie pomyłką już na etapie zwiastunów, a dwa seanse nie zmieniły tej opinii ani na jotę. Owszem, z pozoru przyłożono się doń nawet nieco bardziej niż do innych bohaterów, starając się nadać mu pewnej głębi, ale że sam koncept postaci zalicza się do tych przemielonych już w kinie na wszystkie strony, niełatwo się nim po raz kolejny ekscytować.

W przypadku realizacji filmu o drużynie superbohaterów trudno uniknąć porównań z „Avengers”, pierwszą produkcją, która się tego tematu podjęła (nie licząc X-Men, ale to jednak nieco inna sytuacja). I w tym porównaniu „Liga sprawiedliwości” wypada niestety blado. Jest to efektem przynajmniej kilku czynników, po pierwsze: o ile „Avengers” opowiadało nam o bohaterach, którzy wcześniej wystąpili w filmach im poświęconych, tak DC obrało odmienną drogę – spośród całego zespołu tylko Superman i Wonder Woman zaliczyli wcześniej samodzielne występy, Batman pojawił się w jednym filmie wspólnie z nimi, a połowa drużyny zaliczyły ledwie niewielkie cameo w „Świcie sprawiedliwości” i na dobrą sprawę wprowadzana jest do gry dopiero w tym filmie. Trudno nakreślić te postacie należycie, mając do dyspozycji niecałe dwie godziny czasu ekranowego. Brakuje też czasu dla większości postaci drugoplanowych związanych z głównymi bohaterami – ani Alfred (Jeremy Irons), ani Lois Lane (Amy Adams), ani cała reszta nie mają tu wiele do roboty i chyba tylko ojciec Cyborga (Joe Morton – znany z roli Mylesa Dysona w Terminatorze 2) zalicza nieco konkretniejszy występ. Kolejna przewaga „Avengers” to wykonanie strony wizualnej, co prawda film Whedona (ten „całkiem Whedona”, ma się rozumieć) również miał w tym względzie swoje problemy, nad którymi nie będę się w tym miejscu rozwodził, to jednak gdy przyszło co do czego, finałową bitwę zaprezentowano w sposób dosłownie zrywający beret z głowy. Tymczasem „Liga”, choć ma do zaproponowania kilka w miarę niezłych scen akcji, w finale głównie straszy koszmarnym wręcz CGI. W dodatku w całym filmie trafiają się rażące kiepskim wykonaniem pojedyncze ujęcia (część z nich to ewidentne dokrętki w wykonaniu Whedona), wyraźnie odstające od scen, w które je powstawiano (a komputerowo usunięte wąsy Henry'ego Cavilla jeszcze długo będą mnie nawiedzać w koszmarach). Cała strona wizualna przegrywa nie tylko w zestawieniu z konkurencją, ale i z poprzednimi filmami – wystarczy spojrzeć na sceny ukązujące wyspę Amazonek, Themyscirę, w „Wonder Woman” (gdzie kręcono ją w plenerze na wybrzeżu południowych Włoch) i tutaj – bieda aż piszczy. Nawet takie zdawałoby się nieproblematyczne dla filmowców lokacje jak redakcja Daily Planet rażą ciasnotą i taniością, gdy porównać to, co widzimy na ekranie, ze sposobem pokazywania tej samej miejscówki w poprzednim filmie. Przy okazji brakuje też poczucia skali wydarzeń i zagrożenia. Niby jest o tym mowa, ale musimy wierzyć na słowo, że może stać się coś strasznego, bo trudno to tak naprawdę odczuć, gdy na ekranie widać ledwie jedną rodzinę będącą bezpośrednio zagrożoną sugerowaną zagładą. Porównajmy to z finałowymi bitwami w którejkolwiek części Avengers – różnica jest wręcz dramatyczna.

00042.m2ts_snapshot_01.40.53-min.png

Jak więc widać, najnowsza odsłona kinowego uniwersum DC problemów ma niemało. Do ich długiej listy wypadałoby też dopisać jej niespójność pod względem całokształtu atmosfery czy klimatu z poprzednimi filmami Zacka Snydera. Jest tu z pewnością mniej poważnie, w dialogach mamy sporą ilość śmieszkowania, nawet w wykonaniu postaci, do których to zwyczajnie nie pasuje (tak, Batmanie, do ciebie mówię), znacznie szybsze tempo, słabsze wizualia, potęgują wrażenie odmienności, a skutkiem tego film trudno nazwać udanym sequelem poprzednika. Zwyczajnie nie spełnia on oczekiwań, jakie względem kontynuacji wywołują w widzu „Człowiek ze stali” i „Świt sprawiedliwości”. Decyzja o nadaniu „Lidze” takiego kształtu mogła się okazać przysłowiowym strzałem w stopę w wykonaniu Warnera – z jednej strony ci, których zniechęciły poprzednie filmy, i tak nie byli zainteresowani kontynuacją, z drugiej – tak radykalne zmiany musiały zniechęcić także i tych, którym poprzednie produkcje przypadły do gustu. W efekcie trudno wskazać, do kogo był właściwie adresowany ten film. Z drugiej strony, odsuwając na bok kwestię oczekiwań, zawężając nieco perspektywę i skupiając się na samej tylko „Lidze” jako samodzielnym bycie, łatwiej dostrzec w nim plusy, jak również czerpać z seansu pewną dozę przyjemności. Być może prościej będzie uzyskać ten efekt podczas drugiego seansu, kiedy to oczekiwania względem filmu zostały już zweryfikowane i odpada czynnik rozczarowania tym, że jest on czymś innym, niż oczekiwaliśmy. W moim przypadku powtórka nie wypadła, co prawda, lepiej, ale i niewiele gorzej, do tego wciąż uważam, że mamy tu do czynienia z pewną zwyżką formy po dwóch ostatnich filmach uniwersum. Nawet jeśli powyższa recenzja w dużej mierze skupia się na problemach, to jednak omawianej tu produkcji nie ogląda się tak źle, jak mogłoby wynikać z zestawienia ilości wad i zalet, a część z powyższych mankamentów można z powodzeniem zignorować (szczególnie, gdy się jest fanem postaci, o których film opowiada). Tak czy inaczej, pozycja Marvela pozostaje niezagrożona, a przed DC jeszcze długa droga, szczególnie, że kroki we właściwym kierunku wykonuje na zmianę z tymi, które prowadzą na powrót w bagno. Ale kto wie, może jeszcze coś z tego będzie?

+3
Film

Obraz:

Autorem zdjęć do „Ligi sprawiedliwości” jest Fabian Wagner (znany głównie z pracy przy serialach), który zastąpił na tym stanowisku Larry'ego Fonga. Choć Wagner nawykły był do pracy z kamerami cyfrowymi, w przypadku „Ligi” zdecydowano się na wykorzystanie taśmy filmowej 35 mm. Dodatkowo Zack Snyder, zadowolony z doświadczeń z IMAXem przy okazji „Batman V Superman”, wybrał tym razem inny niż zazwyczaj format obrazu – 1.78:1. Wszystkie te decyzje przyczyniły się do odmiennego niż w przypadku poprzednich filmów wyglądu, zaburzając wizualną spójność serii. W porównaniu do „Człowieka ze stali” i „Świtu sprawiedliwości”, „Liga” prezentuje zdecydowanie mniej wyrazisty, często wręcz pozbawiony charakteru wygląd, chwilami przywodzący na myśl produkcje telewizyjne. Przyznam jednak, że przez większość czasu nie daje się to we znaki w takim stopniu jak w przypadku pierwszej części „Avengers”. Kolejnym efektem wprowadzonych zmian jest kolorystyka filmu – w przeciwieństwie do poprzedników, tym razem potrafi ona być żywsza, już nie tak przygaszona – wystarczy porównać kolory kostiumów Wonder Woman czy Supermana. Co prawda, da się dostrzec drobne, miłe oku ziarno, nie jest to jednak nic porównywalnego do faktury obrazu poprzedników. Na tym tle wyróżniają się negatywnie już czysto cyfrowe dokrętki Jossa Whedona, twórcy bez wyrazistego stylu wizualnego. Należy także wspomnieć, że choć szczegółowość obrazu trzyma poziom, to już typowy dla Warnera niski bitrate (średnio 22 034 kbps) skutkuje nieprzyjemnymi artefaktami kompresji na większych jednolitych powierzchniach (jak choćby ściany w ciemnym pokoju Cyborga, którym lepiej się zbytnio nie przyglądać). Pod względem kontrastu i poziomu czerni, trudno mieć zastrzeżenia. Mamy tu zatem do czynienia z prezentacją zasadniczo poprawną, choć niepozbawioną mankamentów, a już sam wygląd filmu niekoniecznie przypadnie do gustu miłośnikom wcześniejszej twórczości reżysera.

00042.m2ts_snapshot_00.02.27_01.jpg 00042.m2ts_snapshot_00.07.38.jpg

00042.m2ts_snapshot_00.10.38.jpg 00042.m2ts_snapshot_00.11.21.jpg

00042.m2ts_snapshot_00.22.28.jpg 00042.m2ts_snapshot_00.33.38.jpg

00042.m2ts_snapshot_01.16.03_01.jpg 00042.m2ts_snapshot_01.17.18.jpg

00042.m2ts_snapshot_01.20.39.jpg 00042.m2ts_snapshot_01.22.25.jpg

00042.m2ts_snapshot_01.23.59.jpg 00042.m2ts_snapshot_01.29.31.jpg

00042.m2ts_snapshot_01.34.24.jpg 00042.m2ts_snapshot_01.40.55_01.jpg

+4
Obraz

Dźwięk:

Powiedzmy to od razu – wydanie „Ligi sprawiedliwości” pod względem dźwięku daje widzowi niezwykle wręcz szeroki wachlarz możliwości. Co prawda, chyba nie wszystkie z nich są tak naprawdę potrzebne, a obecność niektórych odbić się może negatywnie choćby na jakości obrazu, któremu zostawiono zwyczajnie za mało miejsca na płycie, to jednak warto docenić to, że wydawca daje odbiorcy wybór.

Jeśli więc jesteśmy zwolennikami oglądania filmów w oryginalnej wersji językowej, czy to z napisami czy bez, mamy do dyspozycji zarówno opcję Dolby Atmos/Dolby TrueHD 7.1, jak również DTS-HD MA 5.1. Do wyboru do koloru. Co się tyczy Atmosa – choć ścieżka zasadniczo działa poprawnie, to jednak nie zostanie raczej zapamiętana jako jedna z najlepszych w swoim rodzaju. Nie do końca sprosta ona oczekiwaniom ustawionym wysoko przez najmocniejszych w tej dyscyplinie zawodników, choć bywają (całkiem często) momenty robiące wrażenie (choćby otaczający widza dźwięk wydawany przez rój parademonów) szczególnie w scenach akcji. Dialogi w kanale centralnym są wyraźnie słyszalne, co się zaś tyczy muzyki – jak już wspomniano w recenzji soundtrackuDanny Elfman skomponował na potrzeby filmu bardzo udaną ilustrację sięgającą do korzeni gatunku w postaci klasycznych motywów Supermana i Batmana. Choć jednak na płycie jest to istna muzyczna uczta, tak już w samym filmie nie jest tak różowo. Muzyka bywa miejscami zanadto przytłoczona efektami dźwiękowymi, czasami wręcz ginie w ich natłoku (można przegapić szczególnie moment, gdy wchodzi temat Batmana w trakcie finałowej bitwy), choć zdarzają się także sceny, w których dane jest jej wybrzmieć z należną mocą i wyrazistością (zwłaszcza motyw Flasha ma po temu okazję, ale nie tylko).

00042.m2ts_snapshot_00.57.26-min.png

Z kolei miłośnicy polskiej ścieżki dźwiękowej otrzymują tu wybór wręcz niespotykany, mogą bowiem zdecydować się zarówno na seans z kinowym dubbingiem, jak i z przygotowanym specjalnie na potrzeby tego wydania lektorem, którego obowiązki pełni dobrze wszystkim znany Piotr Borowiec. Jest to druga znana mi tego rodzaju sytuacja od czasu, gdy w 2012 roku dubbing zaczął wypierać lektora na domowych nośnikach (przynajmniej w przypadku wydań filmów określonych gatunków, w tym i kina superbohaterskiego). Do tej pory z możliwością wyboru między ścieżką lektorską a dubbingiem zetknąłem się tylko na dwupłytowym wydaniu DVD filmu „Batman i Robin” oraz na wydaniu Blu-ray „Valeriana” od Kina Świat. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem nie jest to tylko odosobniony przypadek, a raczej początek nowego trendu. Zamieszczenie tych dwóch opcji daje bowiem możliwość zaspokojenia potrzeb wszystkich odbiorców za jednym zamachem. Do tej pory zwolennicy lektora nieprzepadający za dubbingiem i napisami musieli czekać na emisje telewizyjne, tym razem mogą bez obaw sięgnąć po wydanie płytowe. Brawo, Warner.

Sama ścieżka lektorska została przygotowana należycie, głos lektora słychać wyraźnie, choć nie zagłusza on całkowicie aktorów. Co prawda, Piotr Borowiec nie brzmi już tak dobrze jak kiedyś, ale nie daje też większych powodów do narzekania. Również i polski dubbing nie wypada źle, większość głosów dopasowano całkiem trafnie (szczególnie Batmana, którego kwestie wypowiada Jacek Rozenek), choć nie wszystkie postacie brzmią równie przekonująco. Dialogi są dobrze słyszalne również w głośnych scenach. Zwolennicy tej formy tłumaczenia filmów powinni być usatysfakcjonowani. Warto jeszcze wspomnieć, że każda z tych ścieżek audio oparta jest na innym tłumaczeniu (lektor czyta zgodne ze znajdującymi się na płycie polskimi napisami), a wersja lektorska znajduje się także w wydaniach DVD i 4K UHD, ale zabrakło jej na płycie Blu-ray 3D.

5
Dźwięk

Dodatki:

jl_menu-min.png

W skład zamieszczonego na płycie zestawu dodatków wchodzą:

  • The Return of Superman (2:04) – dwie krótkie sceny z Supermanem, nie wiedzieć czemu wycięte z filmu. W tle przygrywa muzyka Zimmera z „Człowieka ze stali”.
  • Road to Justice (14:10) – rys historyczny Ligi sprawiedliwości, obejmujący komiksy, seriale i filmy animowane i w końcu także film kinowy.
  • Heart of Justice (11:52) – materiał przybliżający postacie Wonder Woman, Batmana i Supermana.
  • Technology of the Justice League (8:14) – dokument o sprzęcie, którym posługują się bohaterowie filmu – pojazdach Batmana, kostiumie Flasha i... Cyborgu.
  • Justice League - The New Heroes (12:24) – kolejny materiał koncentruje się na nowych bohaterach w kinowym uniwersum DC – Cyborgu, Aquamanie i Flashu.
  • Steppenwolf the Conqueror (3:03) – pora na głównego przeciwnika – podobnie jak sama jego postać w filmie, tak i dokument mu poświęcony nie jest specjalnie interesujący.
  • Scene Studies (15:16), czyli zbiór krótkich materiałów przybliżających realizację poszczególnych scen (głównie sekwencji z akcją), w tym:
    - Revisiting the Amazons (3:32)
    - Wonder Woman's Rescue (3:14)
    - Heroes Park (4:57)
    - The Tunnel Battle (3:32)
  • Suit-Up: The Look of the League (10:21) – jeden z ciekawszych dokumentów na płycie, poświęcony jest kostiumom bohaterów.

Choć produkcja „Ligi sprawiedliwości” to zagadnienie w gruncie rzeczy ciekawsze od samego filmu, to jednak w takich przypadkach trudno oczekiwać, że premierowe wydanie kwestię tę należycie przybliży. Kto wie, być może kiedyś w przyszłości doczekamy się ciekawego dokumentu na ten temat, a może światło dzienne ujrzy kiedyś wersja reżyserska Zacka Snydera? Tymczasem jednak musimy się zadowolić dość przeciętnym zbiorem dodatków, w którym (prawdopodobnie ze względu na związane z produkcją zawirowania) zabrakło wypowiedzi zarówno Zacka Snydera, jak i zastępującego go na końcowym etapie produkcji Jossa Whedona. Ten pierwszy pojawia się jedynie w ujęciach z planu. Całość materiałów dodatkowych, prócz ledwie kilku przebłysków, nie przedstawia się szczególnie interesująco.

3
Dodatki

Opis i prezentacja wydania:

Film wydano w standardowym plastikowym pudełku elite. Na froncie znalazła się „fotka drużynowa” z jednego z plakatów, z kolei z tyłu standardowo krótki opis fabuły, specyfikacja oraz zdjęcia poszczególnych bohaterów. Płytę zaopatrzono w nadruk z logiem JL. Wewnętrzna część okładki pozostała niezadrukowana. 

Liga Sprawiedliwości wydanie Blu-ray Liga Sprawiedliwości wydanie Blu-ray

Liga Sprawiedliwości wydanie Blu-ray Liga Sprawiedliwości wydanie Blu-ray

+3
Opakowanie

Specyfikacja wydania:

Dystrybucja

Galapagos

Data wydania

04.04.2018

Opakowanie

Elite

Czas trwania [min.]

120

Liczba nośników

1

Obraz

Aspect Ratio: 16:9 - 1.78:1

Dźwięk oryginalny

Dolby Atmos/DTS-HD Master Audio 5.1 angielski

Polska wersja

Dolby Digital 5.1 (dubbing, lektor - Piotr Borowiec) i napisy

Podsumowanie:

Z jednej strony rozczarowująca, z drugiej wciąż lepsza od połowy wcześniejszych filmów wchodzących w skład uniwersum „Liga sprawiedliwości” nie jest może doświadczeniem na miarę marvelowskich „Avengersów”, ale pomimo szeregu trapiących ją problemów, przy odpowiednim nastawieniu widza, wciąż może dostarczyć pewnej dawki rozrywki. Wydanie Blu-ray prezentuje dobry poziom audiowizualny i oferuje nieczęsto spotykany pełny wybór w zakresie polskiej wersji językowej (dubbing/lektor/napisy). Dla miłośników kina superbohaterskiego pozycja obowiązkowa, choć do czołówki gatunku daleko.

+3
Film
+4
Obraz
5
Dźwięk
3
Dodatki
+3
Opakowanie
4
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.

Gdzie kupić wydanie Blu-ray z filmem „Liga sprawiedliwości”:

Film do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Galapagos.

Źródło: Warner / Galapagos