Ludwig Göransson "Venom" - recenzja soundtracku

5 października do sprzedaży trafiła ścieżka dźwiękowa z filmu Venom, której autorem jest Ludvig Göransson. Zapraszamy do lektury naszej recenzji tego wydawnictwa. 

Ludvig Göransson „Venom”

(Sony Classical / Sony Music Poland, 2018)

Recenzja muzyki zawartej na płycie:

Fatalne recenzje nie przeszkodziły „Venomowi” święcić tryumfu w box office – padł rekord otwarcia października (80 milionów $), a film ma do tej pory na swoim koncie przeszło 460 milionów i z pewnością jeszcze niezłą sumkę do tego wyniku doda (przed nim wciąż premiera w Chinach). Na ten sukces złożyło się kilka czynników. Zalicza się do nich z pewnością popularność samej postaci, ale i odtwórcy roli Eddiego Brocka, Toma Hardy'ego, który niesie na swych barkach cały film, trudno bowiem byłoby znaleźć w obsadzie prócz niego kogokolwiek innego, kogo byłoby za co chwalić. Po seansie „Venoma” salę kinową opuszczałem zadowolony, szczególnie biorąc pod uwagę to, czego się spodziewałem po recenzjach, aczkolwiek jeden aspekt, kluczowy dla niniejszego tekstu, nie zrobił na mnie większego wrażenia ani nie zapisał się szczególnie w pamięci. Do muzyki z „Venoma”, bo o nią tu chodzi, wróciłem przy okazji premiery płytowego wydania soundtracku, któremu przyjrzymy się teraz bliżej.

Za skomponowanie ścieżki dźwiękowej do filmu odpowiada Ludwig Göransson, „nadworny” kompozytor Ryana Cooglera, znany z pracy przy takich filmach jak „Creed” i „Czarna Pantera”. Muzyka z tego drugiego jest, co prawda, przez niektórych chwalona, lecz sam nie pałam w stosunku do niej zbytnim entuzjazmem, choć może to wina samego, do bólu przeciętnego filmu. Tym razem sytuacja jest zgoła odmienna – film wypadł zadowalająco, wyraźnie lepiej od „Pantery”, ale ilustracja muzyczna, szczególnie, gdy obcujemy z nią w oderwaniu od obrazu, pozostawia sporo do życzenia. Zacznijmy od tego, że obrana tu stylistyka nie wpisuje się w schemat typowy dla kina superbohaterskiego (co oczywiście samo w sobie nie jest wadą), bo i sam bohater typowym bohaterem nie jest. Göransson poszedł zdecydowanie bardziej w stylistykę horroru, w scenach akcji przyprawiając ją brzmieniami kojarzącymi się chwilami z pracami tych słabszych naśladowców Hansa Zimmera.

We are Venom!

Początek płyty („Space exploration”, „Symbiotes Arrive”) przynosi natychmiastowe skojarzenie z muzyką z pierwszego i trzeciego „Obcego” – nie trudno się dziwić takiej inspiracji, jako że scena otwierająca filmu rozgrywa się w kosmosie. Utwory te są dość klimatyczne, a choć nie czuć tu może zbytniej inwencji, to wciąż jednak dające pewne nadzieje co do dalszej części płyty. Z czasem niepokojące „pomruki” przybierają na sile, nabierają pewnej wyrazistości. Göransson stawia na tajemniczość, podkreślenie nastroju sceny, nie odwraca uwagi widza swoją muzyką. Takie podejście może oczywiście sprawdzać się w filmie, gorzej, gdy pozbawieni obrazu, próbujemy skupić uwagę na samej tylko muzyce. Po dziesięciu minutach mam wrażenie słuchania jednego i tego samego utworu. Szczęśliwie „Eddie's Blues” przynosi pewną, w tym wypadku gitarową, odmianę, ale nie trwa ona długo, bowiem i ten utwór powraca ostatecznie do wcześniej obranego kierunku. Z kolei „Run, Eddie, Run” łączy znane nam już zdeformowane, świdrująco-zgrzytające dźwięki z typową „łupanką” spod znaku drużyny Hansa Zimmera. Nieco bardziej eksperymentalnie (ale czy ciekawiej?) brzmi bulgoczące „What's wrong with me”, ilustrujące sceny po połączeniu głównego bohatera z obcym symbiontem. Kolejne utwory kontynuują i mieszają ze sobą to, z czym mieliśmy do czynienia w ciągu pierwszych kilkunastu minut trwania płyty – są to w zasadzie kolejne wariacje na ten sam temat, o których trudno powiedzieć coś ciekawego. Dominują w całej tej partyturze dźwięki w pewien sposób „wykrzywione”, niejednokrotnie wręcz drażniące ucho w sposób nieszczególnie przyjemny. Sam zamysł, w odniesieniu do odgrywającej kluczową rolę w filmie obcej formy życia, wydaje się, co prawda, trafiony, gorzej, że wypełnienie, jakie zastosowano między kolejnymi „zgrzytami”, nie ma wiele do zaoferowania. Co prawda, wśród utworów akcji warto wspomnieć o wyróżniającym się nieco „Pedal to the Metal”, ale i z niego niewiele (jeśli cokolwiek) zostaje w pamięci po zakończonym odsłuchu. Kiedy zaś rozbrzmiewają z głośników dźwięki przykuwające uwagę („Unexpected Ally”), okazuje się, że to tylko niespełna minutowy przerywnik. Przydałby się z pewnością postaci Venoma wyrazistszy motyw, jednak nie chodzi tu o brzmienie „heroiczne”, a raczej coś na kształt tego, którym Henry Jackman obdarzył Zimowego Żołnierza w drugiej części „Kapitana Ameryki”. Coś, o czym widz pamiętałby opuszczając kinową salę. Bez tego trudno tu nawet wskazać mocniejsze punkty całej ścieżki dźwiękowej, choć na upartego byłoby to zapewne jej zakończenie – dokładniej rzecz biorąc, dwie ostatnie kompozycje: „Battle on the Launch Pad”, która z czasem się jako tako rozkręca, serwując nieco ciekawsze wariacje znanych już motywów, oraz spokojniejszy „You Belong with us”. Nie zmienia to faktu, że mało który ze znajdujących się na płycie utworów byłbym w stanie rozpoznać, gdyby ktoś mi włączył losowo wybrany kawałek, a taka sytuacja sprawia, że trudno mieć ochotę na kolejne odsłuchy płyty. Ja jej w każdym razie po dwóch godzinach spędzonych z tą partyturą nie mam.

Podsumowując – płytę z muzyką z „Venoma” trudno mi zarekomendować. O ile w samym filmie praca Ludwiga Göranssona sprawdza się przyzwoicie (i w tym wypadku można by dodać punkt do poniższej oceny), tak nie jest z pewnością czymś, co samo w sobie przyciągałoby uwagę i zachęcało odbiorcę do kolejnych spotkań z omawianym tu albumem. Kto wie, być może miłośnicy horrorów (i muzyki z nich), do których się nie zaliczam, znajdą tu dla siebie coś więcej. Ja tam, póki co, fanem pana Göranssona raczej nie zostanę. O ile sam film się broni, tak muzyka pozostaje rozczarowaniem.

+2
Muzyka na płycie

Spis utworów:

1.  Space Exploration (04:23)
2.  Symbiotes Arrive (02:03)
3.  First Contact (03:29)
4.  Eddie's Blues (04:50)
5.  Run, Eddie, Run (01:47)
6.  What's Wrong With Me? (02:33)
7.  Panic At The Bistro (01:23)
8.  Humans... Such Poor Design (02:55)
9.  Self Defense (03:38)
10.  Pedal To The Metal (03:50)
11.  Eyes, Lungs, Pancreas (02:45)
12.  You Want Up? (01:40)
13.  Venom Rampage (03:03)
14.  Annie, I'm Scared (01:47)
15.  Parasite (02:57)
16.  Unexpected Ally (00:51)
17.  Battle On The Launch Pad (08:18)
18.  You Belong With Us (03:09)

Czas trwania płyty: 00:55:21

Opis i prezentacja wydania:

Na przodzie okładki zamieszczono znaną z kinowego plakatu grafikę, która zasadniczo jest w porządku, choć nie oddaje proporcji pokazanej w filmie postaci (pokryta Venomem część twarzy Brocka jest za mała), no ale to szczegół. Z tyłu znajdziemy inną grafikę przedstawiającą Venoma i listę utworów. W liczącej 12 stron książeczce zamieszczono listę płac (w tym i kompletny skład orkiestry), listę utworów oraz kilka fotografii z filmu. Całość przedstawia się przyzwoicie, choć zabrakło jakichkolwiek notek od kompozytora czy innych informacji odnośnie muzyki.

img-3618.jpg img-3619.jpg

img-3620.jpg img-3621.jpg

img-3622.jpg img-3623.jpg

img-3624.jpg img-3625-a5379.jpg

4
Wydawnictwo

Oceny końcowe:

+2
Muzyka na płycie
4
Wydawnictwo
3
Średnia

Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6. 

Gdzie kupić płytę „Venom”:

Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Sony Music Poland.

źródło: zdj. Sony Pictures