„Men” – przedpremierowa recenzja filmu. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet

Po czterech latach ciszy, sympatycy twórczości Alexa Garlanda – utalentowanego scenarzysty, który okazał się równie utalentowanym reżyserem – mogą świętować premierę jego najnowszego dzieła. Za kilka dni, czyli 03.06.2022 roku, w repertuarze polskich kin ukaże się „Men” – trzeci autorski film Brytyjczyka. Jak twórca głównie kojarzony z thrillerem science fiction sprawdził się za kamerą horroru? Sami możecie przekonać się o tym już od najbliższego piątku, a tymczasem – zapraszam do zapoznania się z naszą recenzją.

Zespół Fregoliego to stan psychiczny, należący do urojeniowego zespołu błędnej identyfikacji, polegający na przekonaniu o przebywaniu w otoczeniu tylko jednej osoby, najczęściej utożsamianej z prześladowcą, przybierającym różne postacie. Zmagający się z tą rzadką przypadłością nieszczęśnik może tłumaczyć sobie, iż widziany na każdym kroku człowiek ma możliwość jego ciągłej obserwacji, dzięki umiejętności błyskawicznej zmiany garderoby oraz wcielania się w nowe role. Etymologii nazwy tego zaburzenia należy szukać w świecie filmu i teatru – wzięła się ona od nazwiska włoskiego aktora, Leopoldo Fregoliego, który słynął z częstej zmiany wizerunku, a także portretowania różnych charakterów podczas jednego spektaklu. Naturę tej aberracji umysłowej skutecznie przełożono na język kina za pośrednictwem znakomitego scenariusza Charliego Kaufmana do obrazu „Anomalisa”. W tej animacji poklatkowej, wyreżyserowanej przez Kaufmana wspólnie z Dukem Johnsonem, wykorzystano identyczne twarze lalek oraz głos Toma Noonana, by oddać poczucie rutyny i frustracje głównego bohatera związane z wrażeniem szablonowości otaczającego go świata. Alex Garland, w swoim dziele pod tytułem „Men”, również wykorzystuje efekt wspomnianych zaburzeń umysłowych w służbie filmowej narracji. W jego opowieści jednak, motyw ten został zasiany na gruncie wewnętrznych niepokojów i nieprzepracowanej traumy, co obrodziło intrygującym oraz niejednoznacznym horrorem psychologicznym.

Men_02.jpg

Najpierw – android o fizyczności Alicii Vikander, na którym przeprowadzany jest test Turinga; następnie – żeńska grupa badawcza, eksplorująca strefę dotkniętą tajemniczymi anomaliami biologicznymi; obecnie – młoda kobieta, szukająca ukojenia na angielskiej prowincji po tragicznej śmierci męża. Garland, w swoich autorskich projektach, jest bezlitosny dla głównych bohaterek, umieszczając je we wrogim środowisku, a także wystawiając ich charakter na próbę w kontakcie z osobliwym niebezpieczeństwem. W przeciwieństwie do Leny z „Anihilacji”, w filmie „Men” postać Harper, w którą wciela się Jessie Buckley, nie jest świadoma, iż wyrusza na nieprzyjazne terytorium, a pobyt na nim może stanowić paliwo dla koszmarów. W tym przypadku „nieprzyjaznym terytorium” jest personifikacja zaburzonego stanu psychicznego protagonistki; celem tej niełatwej przeprawy jest natomiast emocjonalne katharsis. Bohaterka obrazu szuka wytchnienia i izolacji po traumatycznych przeżyciach osobistych, a ma jej to zapewnić wizyta w zacisznym domku z dala od cywilizacji. Spotkanie z właścicielem posiadłości oraz spacer do pobliskiego lasu wprowadzają ją na pierwsze poziomy narastającego napięcia.

Czy najnowsze dokonanie twórcy filmu „Ex Machina” można odbierać jako współczesny traktat o toksycznej męskości oraz marginalizowaniu siły kobiety? Jasne, jest to jeden z bardziej oczywistych tropów, jakie można odnaleźć w tej historii, sugerowany już w zgrabnym tytule produkcji. Dodatkowo – upupiająca postawa księdza po zwierzeniach Harper, a także mieszkańcy wioski o twarzy Rory’ego Kinneara zdają się podkreślać tę tezę. Niemniej, ograniczanie się wyłącznie do tego – ostatnio dość modnego w kinie – motywu, odziera opowieść Garlanda z innych, znacznie ciekawszych kontekstów. Esencja dynamiki między główną bohaterką a Jamesem, granym przez Paapę Essiedu, została zobrazowana w kilku, umiejętnie rozmieszczonych w narracji, retrospekcjach. Zagłębianie się w istotę ponurego – i pozornego – końca relacji małżonków ujawnia niebezpieczne konsekwencje tkwienia w toksycznym związku, wprowadzając do dyskusji o filmie tematykę dysonansu poznawczego oraz dualizmu moralnego. Natura demonów prześladujących Harper jest czytelna dla widza i wynika bezpośrednio z doświadczonego emocjonalnego szantażu, wpływającego na wątpliwą słuszność poczucia winy.

Men_03.jpg

Wspomniana powyżej klarowność w odbiorze powagi stawki związanej z wewnętrznym konfliktem byłaby niemożliwa, gdyby nie fenomenalne role Buckley i Kinneara. Szczególne brawa należą się jednak irlandzkiej aktorce – już w filmach „Może pora z tym skończyć” lub zeszłorocznej „Córce” udowadniała swój nietuzinkowy talent, a „Men” jest absolutnym potwierdzeniem jej błyskotliwie rozwijającej się kariery. To katalog warsztatowych skrajności – z jednej strony czuły, zniuansowany występ; z drugiej natomiast, koncert histerycznych wybuchów oraz upustów frustracji związanych z próbą degradacji siły własnych przekonań przez coraz aktywniej napierające otoczenie. Poczucie osaczenia jest tym bardziej namacalne, gdyż Garland z rozmysłem wprowadza założenia nurtu home invasion, podsycając atmosferę permanentnego zagrożenia brakiem bezpiecznej przystani. To nie jedyna taktyka reżyserska, która pracuje na zobrazowanie procesu rozliczenia się z przeszłością pod płaszczem kina grozy – narastająca intensywność elementów body horroru, bądź oniryczny charakter kolejnych scen z pewnością zasługują na aplauz ze strony Davida Cronenberga oraz Davida Lyncha.

Men” autorstwa Alexa Garlanda zapewni wielu widzom seans boleśnie nieprzyjemny; ten rozwijający się w niespiesznym tempie film, choć jest stymulujący intelektualnie, to jednocześnie – odważny wizualnie; w swoich brutalniejszych momentach, kojarzący się z falą francuskiego gore. Brytyjski twórca doskonale operuje poczuciem dyskomfortu, nieustannie prowokując i drażniąc chorą estetyką swą publiczność. Mimo iż eskalująca groteskowa makabreska robi wrażenie swoją pomysłowością oraz powiązaniem fabularnych konceptów, to nie sposób nie docenić (przede wszystkim!) subtelniejszych form siania nerwowości i niepokoju nawet w najprostszych scenach. „Men” to kolejny wymagający projekt wytwórni A24, łączący w fascynujący sposób powagę i głębię dramatu psychologicznego z formułą kina grozy. Wielowątkowa opowieść, która z pewnością nie pozostawi widza obojętnym – horror wewnętrznego rozłamu, osadzony w sielankowej lokacji z piekła rodem.

Ocena filmu „Men”: 5/6

zdj. A24 / M2Films