Wracamy do świata dinozaurów przy okazji kolejnej recenzji soundtracku autorstwa Michaela Giacchino, tym razem do filmu „Jurassic World: Upadłe Królestwo” z 2018 roku.
Michael Giacchino „Jurassic World: Fallen Kingdom”
(Back Lot Music, 2018)
Muzyka na płycie:
Mam spory sentyment do pierwszego „Parku Jurajskiego” i jego ścieżki dźwiękowej autorstwa Johna Williamsa, niestety dwie pierwsze kontynuacje nie dorównały mu poziomem ani filmowo, ani muzycznie i po latach kompletnie brak mi chęci na odnawianie z nimi znajomości. Dopiero „Jurassic World” z 2015 okazał się być pierwszym sequelem w tej serii, który przypadł mi do gustu. Również muzyka z niego, jak już wspomniałem w recenzji, okazała się być całkiem udana i przyjemna w odbiorze. Kolejnej części oczekiwałem więc z niecierpliwością, licząc na to, że poziom zostanie utrzymany. Niestety, film zawiódł wszelkie pokładane weń nadzieje, okazując się pozbawioną ciekawego pomysłu na fabułę kontynuacją, która w dodatku skręca w pewnym momencie w rejony okołohorrorowe, których miłośnikiem zdecydowanie nie jestem (chyba że tyczą się ksenomorfów z serii „Obcy”). Również muzyka w samym filmie nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia, jak kompozycje stworzone z myślą o „Jurassic World”, nie byłem więc przekonany do zawierania bliższej znajomości z wydaniem płytowym. W końcu się jednak przemogłem – co z tego wyniknęło? Odpowiedź poniżej.
W piątej części serii do roli kompozytora powrócił Michael Giacchino, co do którego mam dość mieszane uczucia, ale przyznać trzeba, że jego pierwsze podejście do tej konkretnej serii wypadło bez zarzutu. Powrót kompozytora był gwarancją utrzymania muzycznej spójności w odrodzonej po latach serii, ale niekoniecznie utrzymania poziomu. Album z muzyką zawiera przeszło 75 minut materiału podzielonego na 24 utwory. Płytę rozpoczyna dość mroczna kompozycja „This Title Makes Me Jurassic” (słowne żarty w tytułach utworów to wizytówka tego kompozytora), stanowiąca „wejście z przytupem”, dość zróżnicowana pod kątem tempa i zawartości, w kulminacyjnym punkcie sięgająca po monumentalną partię chóralną – no OK, początek mamy więc nawet niezły. Nastepujące po nim „The Theropod Preservation Society” startuje na spokojnie, serwując delikatne wprowadzenie do znanego z poprzedniego filmu (i całkiem przyjemnego dla ucha) motywu głównego, który jednak szybko ustępuje miejsca oszczędnemu plumkaniu. Dramatyzm zostaje nieco podkręcony w „Maisie and the Island” i otwarciu „March of the Wheatley Cavalcade”, które zdaje się pachnieć miejscami Johnem Williamsem. „Nostalgia-Saurus” serwuje krótkie nawiązanie do motywu głównego, w tajemniczym, odmiennym niż dotychczas proponowane wydaniu, jak również kilka nut klasycznego motywu „Parku Jurajskiego”. A potem zaczyna się trzymająca w napięciu muzyczna akcja („Lava Land”), gdzie słychać wręcz nadchodzące niebezpieczeństwo. Z każdym kolejnym utworem coraz bardziej staje się jasne, że muzyka koresponduje z nowo-obranym kierunkiem – odchodzi ona od przygodowego charakteru, przesuwając się bardziej ku brzmieniom typowo horrorowym – co za tym idzie, brak tu tego swoistego „operowania zachwytem” charakterystycznego dla ścieżek dźwiękowych z pierwszego i czwartego filmu. Zamiast tego otrzymujemy kawałki budzące skojarzenia z „Godzillą” („Keep Calm and Baryonyx”) czy też tymi co mroczniejszymi scenami z „Władcy Pierścieni” („Go with The Pyroplastic Flow”). Taki charakter zawartej na płycie muzyki pociąga za sobą jej wzmożoną „hałaśliwość”, co z biegiem czasu robi się nieco męczące (nawiasem mówiąc: podobnie jak sam film). Odpoczniemy nieco przy „Operation Blue Blood” – utwór rozpoczynają bębny, niosące pewną nadzieję na powiew świeżości, jednak już po chwili ustepują miejsca nieszczególnie porywającej liryce. Następnie wracamy do mieszanki straszenia i „epickiego łomotu”, a kolejne utwory bywają dość problematyczne pod kątem przykuwania uwagi słuchacza, na próżno wyczekującego jakiegoś charakterystycznego, dającego się zapamiętać elementu. Zwyczajnie brak im wyrazistości, która pozwoliłaby im funkcjonować w oderwaniu od filmowego obrazu. Pewną poprawę niesie ze sobą „Shock and Auction”, choć startujące w połowie utworu partie chóralne zdają się tu jakby zbyteczne, sprawiając przy tym wrażenie przedramatyzowanych, gdy się zestawi muzykę z ilustrowanymi scenami. Kolejne utwory znów zdają się zlewać w jedną, nierozróżnialną całość, a słuchając ich mam wrażenie, że skrócenie płyty do 45 minut wyszłoby jej tylko na zdrowie. „Between the Devil and The Deep Blue Free” miewa, co prawda, przebłyski (jak choćby fragment z fletem), ale całościowo także nie jest w stanie wybić się z tłumu. Przedzieranie się przez końcowe fragmenty płyty jest już doprawdy nużące i dopiero „To Free or Not To Free” przynosi pewną poprawę, choć i tu pozostaje spory niedosyt związany z brakiem rozwinięcia rozpoczętego motywu przewodniego.
Płytę wieńczy blisko jedenastominutowa suita – rozpoczynające ją wejście klasycznego motywu znanego z „Journey to The Island” bije na głowę wszystko, co do tej pory mieliśmy tu okazję usłyszeć, a przejście do motywu „Jurassic World” w chwilę później przypomina o tym, jak dobra była ścieżka dźwiękowa z poprzedniego filmu, co tylko wzmaga narastające rozczarowanie. Niestety to, co dobre, szybko się kończy i już po dwóch minutach zostajemy sprowadzeni na ziemię za sprawą powrotu do klimatów królujących na omawianej tu płycie. Z drugiej jednak strony, suita stanowi zbiór tego, co w tym albumie najciekawsze – kwintesencję, która rozpatrywana nie jako zwieńczenie, a alternatywny sposób obcowania z tym soundtrackiem, wypada korzystniej niż cała płyta.
Cóż mogę rzec – męczyłem się przy tej płycie okropnie, niemal tak samo, jak przy filmie. Po jej dwukrotnym odsłuchaniu całość materiału zlewa mi się w jedną, niezbyt wyrazistą masę. Może ktoś, komu muzyka ta lepiej się kojarzy, byłby w stanie bardziej ją docenić. Być może miłośnicy horrorowych klimatów znajdą tu dla siebie więcej, jednak w moim przypadku słuchanie całości było brnięciem przez niekończący się gąszcz niezbyt angażującego, często hałaśliwego grania. Tak naprawdę mam ochotę wracać chyba tylko do ostatniego utworu, stanowi on, jak dla mnie, w zupełności wystarczającą i reprezentatywną dawkę muzyki z tego, przynajmniej w mojej opinii, zupełnie nieciekawego sequela.
Spis utworów:
1 | This Title Makes Me Jurassic | 2:55 |
2 | The Theropod Preservation Society | 3:48 |
3 | Maisie And The Island | 2:09 |
4 | March Of The Wheatley Cavalcade | 2:15 |
5 | Nostalgia-saurus | 1:06 |
6 | Lava Land | 3:18 |
7 | Keep Calm And Baryonyx | 2:47 |
8 | Go With The Pyroclastic Flow | 3:44 |
9 | Raiders Of The Lost Isla Nublar | 3:22 |
10 | Volcano To Death | 1:40 |
11 | Operation Blue Blood | 3:45 |
12 | Jurassic Pillow Talk | 2:48 |
13 | How To Pick A Lockwood | 3:11 |
14 | Wilting Iris | 1:12 |
15 | Shock And Auction | 2:29 |
16 | Thus Begins The Indo-rapture | 3:42 |
17 | You Can Be So Hard-Headed | 2:30 |
18 | Between The Devil And The Deep Blue Free | 3:30 |
19 | There’s Something About Maisie | 1:22 |
20 | World’s Worst Bedtime Storyteller | 2:28 |
21 | Declaration Of Indo-pendence | 4:04 |
22 | To Free Or Not To Free | 3:02 |
23 | The Neo-Jurassic Age | 3:34 |
24 | At Jurassic World’s End Credits\Suite | 10:55 |
Czas trwania płyty: 75:36
Opis i prezentacja wydania:
Podobnie jak to miało miejsce w przypadku ścieżki dźwiękowej z „Jurassic World”, tak i soundtrack kontynuacji wydano w estetycznym digipacku z przyjemnym dla oka nadrukiem. Szesnastostronicowa książeczka została zaopatrzona w zestaw fotosów z filmu, listę utworów, obszerną listę płac, podziękowania oraz notkę reżysera.
Oceny końcowe:
Oceny przyznawane są w skali od 1 do 6.
Gdzie kupić soundtrack „Jurassic World: Fallen Kingdom”?
- Amazon.com $12,69
- Importcds.com $14,23
- Wowhd.us $14,39 (darmowa wysyłka do Polski)
Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości firmy Back Lot Music.
źródło: zdj. Universal Pictures