„Misja Stone” – recenzja nowego filmu Netfliksa. Licencja na zanudzanie

Na platformie Netflix wylądował właśnie film „Misja Stone” z Gal Gadot w roli głównej. Czy warto zainteresować się nowym akcyjniakiem streamingowego giganta? Na to pytanie odpowiadamy w naszej recenzji.

Sztuczna inteligencja znowu atakuje. Tym razem na Netfliksie

Sztuczna inteligencja staje się powoli powszechna w naszym codziennym życiu, więc nic dziwnego, że coraz bardziej rozpycha się także łokciami na dużym i małym ekranie. Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy świadkami narodzin nowej ery, w której sztuczna inteligencja przetnie się już na stałe z filmowo-serialową branżą i nie chodzi już tylko o podejmowanie jej tematu na ekranie, ale też coraz popularniejszą kwestię wykorzystywania jej możliwości do tworzenia scenariuszy czy komputerowych podobizn aktorów. W kinach cały czas możecie jeszcze oglądać nowe „Mission: Impossible” podejmujące temat potężnego algorytmu potrafiącego bez problemu radzić sobie z każdym cyfrowym zabezpieczeniem i zdolnym nawet do przewidywania przyszłości. Jesienią do kin zawita natomiast „Twórca” od Garetha Edwardsa („Łotr 1”), w którym zobaczymy, jak sztuczna inteligencja zaprojektowana pierwotnie do obrony ludzkości staje się jej głównym niszczycielem. Premiery obydwu kinowych produkcji przedziela streamingowy debiut „Misji Stone” z Gal Gadot w roli pierwszoplanowej gwiazdy. Film od samego początku zapowiadany był jako żeński odpowiednik takich klasycznych cyklów jak wspomniane „Mission Impossible” czy „James Bond”. Nową produkcją Netflix – kolejny raz – aspirował też do stworzenia franczyzy, która na stałe zapisze się w krajobrazie filmowej branży, ale wraz ze zbliżającą się wielkimi krokami premierą o filmie zrobiło się zastanawiająco cicho. Cóż, po seansie „Misji Stone” nie można się dziwić temu, że Netflix postanowił oszczędzić nieco kasy na promowaniu swojego nowego widowiska. Ale po kolei...

Sprawdź też: Gal Gadot NIE wróci jako Wonder Woman? Sprzeczne sygnały od aktorki i studia.

Wraz z bohaterką graną przez Gal Gadot („Wonder Woman”) trafiamy do świata szpiegów z MI6. Rachel Stone, szeregowa agenta brytyjskiego wywiadu dobrze zna swoje miejsce w szeregu i całe misje spędza na tylnym siedzeniu dostawczaka z laptopem na kolanach. Pech jednak chce, że podczas najnowszej akcji nie wszystko idzie zgodnie z planem i musi wysunąć się na pierwszą linię frontu, aby nie zaprzepaścić pierwszej od lat okazji na dopadnięcie groźnego handlarza bronią. Szybko dowiadujemy się, że dla Stone nie jest to wcale chrzest bojowy. Okazuje się, że tak naprawdę trzymająca się na uboczu hakerka jest topową agentką tajnej organizacji pozarządowej dbającej o utrzymanie pokoju na świecie, a jej pobyt w MI6 to tylko przykrywka na rzecz większego zadania. Tymczasem w tle efektownego prologu scenarzyści biorą się za zawiązanie głównej intrygi i pod tym względem nowa produkcja Netfliksa wydaje się niemal klonem „Dead Reckoning” – w samym centrum historii znajdzie się bowiem algorytm o nieograniczonych wręcz możliwościach kontrolowania systemów komputerowych na całym globie i potrafiący przy tym kreślić najbardziej prawdopodobne scenariusze przyszłości.

Misja Stone”, czyli prawdziwy popis przeciętniactwa

Misja Stone” faktycznie czerpie garściami z klasyków gatunku, ale bynajmniej nie działa to na jej korzyść. Wręcz przeciwnie, podkreśla tylko to jak daleko jej do osiągnięcia poziomu charakteryzującego czy to ostatnie części „Mission: Impossible” czy chociażby przygody Bonda granego przez Daniela Craiga. Widowisko Netfliksa odstaje od topowych produkcji szpiegowskiego kina wręcz na każdym polu i to o kilka długości. O trzymających w napięciu scenach akcji możemy zapomnieć. Główna intryga uszyta jest tak grubymi nićmi, że widać byłoby je nawet z kosmosu – zresztą scenariusz odkrywa przed nami wszystkie karty już mniej więcej w połowie filmu, a my możemy ten wielki zwrot akcji skwitować jedynie wzruszeniem ramionami. Ale przecież kino już dziesiątki jak nie setki razy udowodniło, że nawet najbardziej karkołomny scenariusz może być podstawą dobrego filmu, a już szczególnie w przypadku widowiska akcji. Wszystkie niedociągnięcia historii może wynagrodzić charyzma aktorów, humor czy też oryginalna lub po prostu sprawna reżyseria. Tymczasem Tom Harper odpowiadający za „Misję Stone” stawia w każdym aspekcie swojej pracy na bezbarwność, a jego reżyseria pozbawiona wyrazistości zaraża swoją nijakością także główną obsadę. W efekcie mamy do czynienia z garstką papierowych bohaterów, z których każdy kończy, dokładnie tak jak się tego spodziewamy, a żaden z aktorów nie potrafi wykrzesać z siebie choćby iskierki charyzmy. Najgorzej w tym zestawieniu wypadają Gadot i Dornan. Ich występ w „Misji Stone” podkreśla tylko to, że akurat ta dwójka jak tlenu potrzebuje dobrego reżysera, bowiem w innym wypadku skazana jest na – ujmując to delikatnie – przeciętne aktorstwo.

Ciężko znaleźć w nowej produkcji Netfliksa coś, co mogłoby przemawiać na jej korzyść, czy po prostu utkwić nam po seansie w pamięci – no, chyba że macie skłonność do zapamiętywania kiepskich występów lub skrajnej przeciętności fabularnej i reżyserskiej. W takim wypadku „Misja Stone” pozostanie z Wami na długo. W innym wypadku będziecie chcieli zapomnieć o niej jeszcze w trakcie seansu, bo to zwyczajnie do bólu przeciętny akcyjniak, na którego mówiąc wprost: szkoda czasu. Nie oferuje nam dobrej rozrywki, nie oferuje dobrych występów aktorskich, a o napięciu czy skali opowiadanej historii możecie zapomnieć.

Próbując jednak odnaleźć coś, co warto byłoby pochwalić – z pomocą może przyjść strona wizualna. Miejscami George Steel sprawia, że nowy produkt streamingowego giganta wygląda przyjemnie. Pod względem realizacji nie można też specjalnie narzekać na sceny akcji, chociaż kilka wpadek się przytrafiło (zwłaszcza w finale) i efekty specjalne, które w produkcjach Netfliksa często zawodzą. Nie zmienia to jednak faktu, że „Misja Stone” kończy jako kolejny nieudany projekt Netfliksa i dołącza do takich rozczarowań jak „The Old Guard”, „Czerwona nota”, „Człowiek z Toronto”, czy „Gray Man” – ten ostatni miał przynajmniej Ryana Goslinga...

Ocena filmu „Misja Stone”: 2+/6

zdj. Netflix