
Jedna z najsłynniejszych animowanych postaci w świecie popkultury na początku 2024 roku przeszła do domeny publicznej. Twórcy niskobudżetowych horrorów błyskawicznie rzucili się na Myszkę Miki i efektem ich prac stał się ultra brutalny horror „Screamboat. Krwawa mysz”, który od piątku możecie oglądać w kinach. Ale czy warto się na niego wybrać?
„Screamboat. Krwawa mysz” – recenzja filmu
Wraz z początkiem 2024 roku krótkometrażowy film animowany „Parowiec Willie” wyreżyserowany przez Walta Disneya i Uba Iwerksa przeszedł do domeny publicznej. Z pierwotnej wersji postaci mogą tym samym korzystać już inni twórcy. Nie oznacza to jednak wcale, że Myszka Miki może być teraz bez żadnych przeszkód wykorzystywana w filmach i serialach bez zgody Disneya. Do domeny publicznej trafiła wyłącznie jej pierwotna wersja, która nie obejmuje zmian wprowadzonych do postaci w późniejszych pracach takich jak film animowany „Fantazja” z 1940 roku, który na dobre zdefiniował współczesną wersję popularnej postaci. Dla twórców horrorowych produkcji o niewielkim budżecie to wcale nie przeszkadza i na potęgę wykorzystują nowe możliwości, a efekty ich pracy możemy zobaczyć już w kinach.
Sprawdź też: Byliśmy w kinie na filmie „Minecraft”! Takiej recenzji się nie spodziewacie!
Film „Screamboat” zainspirowany legendarną animacją „Parowiec Willie” od piątku możecie oglądać na dużym ekranie. Za jego reżyserię odpowiada Steven LaMorte, znany z horroru „The Mean One” parodiującego popularną produkcję „Grinch: Świąt nie będzie”. W serwisie Rotten Tomatoes produkcja zebrała jak na razie 18 recenzji, z których 61% ocenia ją pozytywnie. Średnia nota wynosi w tej chwili 5,00 w dziesięciostopniowej skali. Film został też w miarę dobrze przyjęty przez samych widzów — pozytywnie oceniło go 64% odbiorców przy średniej nocie 3,30 w pięciostopniowej skali.
zdj.Disney