Muzyk Flying Lotus najpierw podbił festiwal SXSW, a teraz zniszczył konkurencję na platformie Prime Video. Widzowie tego serwisu rzucili się na jego nowy horror science fiction. O czym opowiada „Ash” i czy naprawdę warto go obejrzeć?
„Ash” najnowszym hitem na Prime Video. O czym jest film?
O tym filmie opowiadaliśmy Wam już po premierze na festiwalu SXSW przed paroma miesiącami. Wtedy produkcja zachwyciła krytyków, którzy wystawili mu recenzje przekładające się na równe 100% na Rotten Tomatoes. Teraz, wraz z wejściem filmu do szerszej dystrybucji, opinie te nieco stopniały. „Ash” dalej dobrze radzi sobie we wspomnianym serwisie, ale pojawiło się też wiele mniej zadowolonych głosów – na podstawie 84 recenzji horror science fiction cieszy się 74%, co plasuje go tuż poniżej „certyfikowanej świeżości” Rotten Tomatoes.
Oceny nadal są jednak całkiem wysokie, a najwyższe pochwały pod adresem filmu, sugerują, że mamy tu do czynienia z przyszłym kultowym klasykiem. Produkcja z łatwością przyciągnęła uwagę polskich widzów platformy Prime Video, którzy już wywindowali ją na sam szczyt zestawienia TOP 10 filmów.
W głównych rolach filmu pojawiają się Aaron Paul („Breaking Bad”) oraz Eiza González („Ministerstwo Niebezpiecznych Drani”). Wspomniany Flying Lotus, producent muzyczny i raper, jest reżyserem i autorem ścieżki dźwiękowej.
A o czym opowiada „Ash”? Film, opisywano jako popis gatunkowej fantastycznonaukowej grozy, przedstawia historię inspirowaną klasykami pokroju „Obcego” czy „Solaris”. Poznajemy w nim bohaterkę o imieniu Riya, astronautkę, która budzi się na pewnej obcej planecie. Bohaterka odkrywa, że załoga jej stacji kosmicznej zginęła w tajemniczych okolicznościach. W obliczu ataków paranoi i makabrycznych zagadek, które nawarstwiają się z każdą minutą, bohaterka musi zadecydować, czy powinna zaufać Brionowi, który pojawia się znikąd i twierdzi, że przybył, by ją uratować. Mężczyzna wyjaśnia, że w tym, co przydało się Riyi jest głębszy cel – z kolei komputer bohaterki ostrzegą ją o obecności nieznanej formy życia.
Sprawdź też: Bella Ramsey o najtrudniejszej scenie w 2. sezonie „The Last of Us”: „To było praktycznie niemożliwe”
Czy warto obejrzeć „Ash”? Piękny, ale wybrakowany horror sci-fi
W początkowych recenzjach film wychwalano za niesamowitą atmosferę, kreacje i wyjątkową oprawę wizualną. „Ten film to odurzający kosmiczny horror, ożywiony z wielkim wyczuciem stylu. Co więcej: na czele stoi Eiza González w najlepszej kreacji w życiu” – entuzjastycznie pisał o filmie serwis Discussing Film. Na Deadline dodano z koeli, że „w osobie González, Lotus odnalazł swoją Ripley. Aktorka z całą pewnością zasłużyła na rangę finałowej dziewczyny, pięknie i z pasją grając przerażenie – i mając do tego parę emocjonujących sekwencji walki”.
W Variety sugerowano natomiast, że fabuła filmu bywa naciągana, ale jeśli zawiesimy niewiarę wobec pewnych elementów seansu, „Ash” zaproponuje nam coś bardzo ciekawego. „Wizualna strona filmu jest ostra jak brzytwa i odciśnie wam ślady na odwrocie gałek ocznych – odczujecie je ponownie, gdy eksplodują w waszych snach. Zostawcie mózg na wejściu i będzie wam bardzo dobrze”.
Do tych wczesnych głosów o produkcji, warto dodać bardziej stonowane reakcje, którymi podzielono się w sieci po szerszej premierze poza festiwalem SXSW. The Hollywood Reporter napisał o filmie, że mimo zmysłowej i hipnotycznej estetyki, w produkcji tak naprawdę niewiele się dzieje – i to nie tylko w odniesieniu do fabuły, a w kontekście dramatycznym. A.V. Club w podobnym tonie wytknął filmowi Flying Lotusa kiepski scenariusz autorstwa Jonniego Remmlera – pełen nieciekawych niedopowiedzeń i słabych rozwiązań fabularnych. Detroit News zwróciło uwagę na dokładnie ten sam element „Ash” – recenzent tego serwisu napisał, że poza klimatyczną reżyserią, film nie oferuje widzom niczego poza kliszowymi zagraniami dreszczowców sci-fi.
Źródło: Rotten Tomatoes / zdj. Prime Video