NOSTALGICZNA NIEDZIELA #133: „Prawdziwe kłamstwa” (1994)

W Nostalgicznej Niedzieli przybliżamy Wam  produkcje kinowe i telewizyjne z ubiegłych dekad. W oczekiwaniu na zbliżającą się premierę sequela „Avatara” („Avatar: Istota wody”) omawiamy jeden z dwóch  filmów w dorobku Jamesa Camerona, w którym nie uświadczycie elementów science fiction. Oto widowiskowe, wypełnione po brzegi akcją „Prawdziwe kłamstwa”.

Dla jednych ostatni „klasyczny Cameron”, dla drugich jeden z najmniej charakterystycznych (i z tych słabszych) filmów pochodzącego z Kanady reżysera. Obie grupy się mylą. Bo choć „Prawdziwe kłamstwa” to remake słabo znanej szerokiej publiczności komedii francuskiej „La Totale!” (1991), to z oryginału zapożycza jedynie punkt wyjściowy (pracownik telekomunikacyjny, uważany za nudziarza w życiu prywatnym, okazuje się tajnym agentem). Znacznie więcej niezwykle dynamiczny actioner z 1994 roku zawdzięcza serii o Jamesie Bondzie. Pomysłodawca „Terminatora” z powodzeniem wykorzystał absencję agenta 007 na ekranach kin (okres pomiędzy 1989 a 1995 rokiem), tworząc wystawne, z silnymi akcentami komediowymi widowisko szpiegowskie z kategorią wiekową R, które do tej pory nie ma sobie równych, a jego ekstrawagancja i realizacyjny przepych mogą konkurować jedynie z odsłonami z udziałem Pierce’a Brosnana.

„Prawdziwe kłamstwa” udanie bawią się konwencją bondowską. Cameron przy pisaniu scenariusza musiał sobie odświeżyć produkcje o szpiegu JKM. Sekwencja w Szwajcarii spokojnie mogłaby posłużyć jako teaser przed czołówką z piosenką. Harry Tasker (Arnold Schwarzenegger) wyłaniający się w stroju nurka (pod nim ma elegancki smoking) spod tafli lodu to nawiązanie do początku „Goldfingera”. Następnie flirtuje i tańczy tango z Juno Skinner (w tej roli Tia Carrere, która okazuje się później tą złą dziewczyną), a na koniec salwuje się widowiskową ucieczką z zamku pośród śnieżnej scenerii (jak w „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”). W epilogu Harry jest także w smokingu, tylko ma białą marynarkę (jak Sean Connery w „Goldfingerze”). Złego Aziza, arabskiego terrorystę, gra Art Malik, który wcielił się w sprzymierzeńca Bonda w filmie „W obliczu śmierci”. Z „Licencji na zabijanie” Cameron zapożyczył most Seven Mile Bridge na Florydzie. W drugiej części z Timothym Daltonem pojawia się on na początku, zaś w „Prawdziwych kłamstwach” w trzecim akcie w scenie z limuzyną i harrierami. No właśnie, te samoloty pionowego startu aż się proszą, by je częściej wykorzystywać w filmach. Nadają się idealnie do efektownej rozwałki. To przecież brytyjskie maszyny, zapewne znalazłyby miejsce w świecie 007. W tym przypadku James Bond może pozazdrościć amerykańskiemu koledze po fachu.

Ponadto scenografię „Prawdziwych kłamstw” zaprojektował zmarły w 2020 r. Peter Lamont (etatowy scenograf bondowskiej serii, od „Tylko dla twoich oczu” z 1981 roku z funkcją „Production designer”) – na krótko „zdradził” Bonda („Jutro nie umiera nigdy”) na rzecz „Titanica” (i zdobył za niego Oscara; oba filmy miały premierę w 1997 roku). Tych nawiązań jest znacznie więcej – ich wyłapywanie to świetna zabawa dla fanów szpiega JKM.

True-Lies-1994-15.jpg

Cameron praktycznie od początku kariery montował swoje filmy (choć dopiero od „Titanica” jego nazwisko oficjalnie widnieje w napisach pod szyldem „Edited by”), stąd niepowtarzalny rytm jego dzieł. Najlepsze pod względem scen akcji zostawia na koniec. O ile wielu reżyserów „wyprztykuje się” z pomysłów nawet w połowie, serwując mało angażujący finał, który nie dorównuje spektakularnością wcześniejszym sekwencjom, to twórca „Otchłani” konstruuje trzeci akt bez cienia tandety i nudy – wybuchowo i spektakularnie, by przyćmić wcześniejsze osiągnięcia. Trzy następujące po sobie kaskady scen akcji w przypadku „Prawdziwych kłamstw” to: rozróba na wyspie opanowanej przez terrorystów, pościg na moście i jego zniszczenie przez harriery, Harry w harrierze ostrzeliwujący wieżowiec w Miami i konfrontacja z Azizem na kadłubie samolotu.

Z „Prawdziwych kłamstw” moją ulubioną sceną akcji jest jednak strzelanina w hotelowej toalecie, w której reżyser zastosował zabieg montażowy polegający na spowolnieniu ruchu (takie nieinwazyjne slow motion), tuż przed dalszym starciem adwersarzy (pościg konno-motocyklowy). To jeden ze znaków rozpoznawczych stylu Camerona, który do perfekcji opanował go już w „Terminatorze 2” (gdzie mamy pojedynek terminatorów w korytarzu galerii handlowej, którzy „osaczają” Johna Connora). Realizacyjny rozmach tychże wizualnych atrakcji byłby niemożliwy bez astronomicznie wysokiego budżetu (115 mln dolarów wyłożone przez studio Twentieth Century Fox, które zajęło się dystrybucją kinową w USA, a na rynkach międzynarodowych – UIP/Universal Pictures), a jego sporą część zapewne pochłonęły imponujące efekty specjalne (w większości praktyczne, ze znacznym udziałem miniatur, zrealizowane prosto na planie), nominowane zresztą do Oscara.

Szósty pełnometrażowy film w karierze „Króla świata”, oprócz wysokooktanowej akcji, dostarcza widzom także wielu powodów do śmiechu. Zatem byłoby niesprawiedliwie nie wspomnieć w tym kontekście o aktorach i ich komediowym wyczuciu lekko pastiszowej konwencji kina szpiegowskiego. Arnold Schwarzenegger nigdy wcześniej ani potem nie był tak cholernie zabawny. Świetnie wypada w duecie zarówno z ekranową żoną (Jamie Lee Curtis za rolę Helen zdobyła Złoty Glob), jak i z najlepszym kumplem z agencji wywiadowczej Omega Sector, Albertem Gibsonem (Tom Arnold – jemu trafił się zresztą najlepszy one-liner: o swojej byłej żonie, która zabrała foremki do lodu). Jednak show wszystkim i tak kradnie nieodżałowany Bill Paxton (zmarł w 2017 roku) w roli tchórzliwego Simona, sprzedawcy używanych samochodów, podającego się za szpiega, bo tylko w ten sposób może romansować i sypiać z kobietami.

zdjecie z filmu prawdziwe klamstwa-min.jpg

James Cameron „wyciska” maksimum efektywności ze swoich wieloletnich współpracowników (aktorzy, operatorzy, montażyści, specjaliści od f/x, kompozytorzy), nierzadko doprowadzając ich do granic własnych możliwości, co przynosi jednak wymierne rezultaty dla samego dzieła. Przy „Prawdziwych kłamstwach” ostatni raz powierzył napisanie muzyki Bradowi Fiedelowi, autorowi ilustracji do „Terminatora” i jego kontynuacji. Amerykanin dostarczył iście monumentalny action score, opierając tym razem bazę tematyczną na orkiestrze, w przeciwieństwie do produkcji o zabójczych cyborgach z przyszłości, gdzie królowały elektronika i syntezatory. Soundtrack „True Lies” został wydany na CD przez Epic Soundtrax/Sony Music, a na nim znajdziemy, pomijając pięć piosenek otwierających krążek, ponad 45 minut kompozycji Fiedela. Jemu akurat się poszczęściło i złego słowa nigdy nie powiedział o metodach pracy reżysera „Obcego – decydującego starcia”.

Nie doczekaliśmy się jednak oficjalnej i legalnej edycji Blu-ray (nie wspominając już o 4K UHD) „Prawdziwych kłamstw”, chociaż remastery HD są ponoć gotowe od lat i czekają na zatwierdzenie Jamesa Camerona. Ten zajęty kolejnymi „Avatarami” albo nie ma czasu, albo najzwyczajniej nie chce tego uczynić. Obecnie prawa do dystrybucji ma Disney, znany z niechęci do wydawania katalogowych pozycji na nośnikach fizycznych. Inna sprawa, że po atakach z 11 września 2001 roku filmy, w których czarnymi charakterami są islamscy terroryści, zostały uznane przez wielkie wytwórnie za politycznie niepoprawne, a promowanie takowych byłoby teraz zdecydowanie kłopotliwe dla wizerunku koncernu Myszki Mickey i spotkałoby się z ostrym sprzeciwem liberalnych środowisk. Jakakolwiek jest przyczyna braku produkcji z 1994 roku na niebieskich płytach, to jest to najzwyczajniej duża strata dla widzów ceniących sobie jakość i komfort oglądania. Na razie jesteśmy skazani na DVD z dźwiękiem Dolby Digital 5.1 (na płytach wydanych w Japonii jest DTS 5.1) i skromnym dodatkiem w postaci kinowego zwiastuna (na niemieckiej edycji specjalnej bonusy są pokaźniejsze: wywiady z twórcami, making of, trailery, galeria zdjęć).

Do „Prawdziwych kłamstw” mam ogromny sentyment – był to pierwszy film Camerona, który obejrzałem w kinie (i to w dniu swoich imienin, 28 października 1994 roku, stąd pamiętam dokładną datę seansu).

I na koniec jeszcze garść informacji dotyczących dystrybucji kinowej i na nośnikach fizycznych:

  1. Premiera kinowa w USA: 15 lipca 1994
  2. Premiera kinowa w Polsce: 21 października 1994 (dystr. ITI Cinema)
  3. Box office:
    – $378 882 411 na świecie
    – $146 282 411 w USA
    – $232 600 000 poza USA
  4. Box office w Polsce: 385 544 widzów w kinach i dziesiąte miejsce w rocznym podsumowaniu (tuż za innym filmem akcji ze studia Twentieth Century Fox, czyli „Speed”, który zobaczyło u nas 404 015 widzów).
  5. Premiera VHS w Polsce: 6 kwietnia 1995 (dystr. ITI Home Video), lektor: Lucjan Szołajski.
  6. Premiera DVD w Polsce: 17 września 2001 (dystr. Columbia TriStar Home Video / Warner Bros. Poland). Późniejsze reedycje zostały wydane przez: Universal Pictures Poland (2004), Kino Świat (5.09.2008; jedyne wydanie DVD z polskim lektorem; amaray w tekturowym slipcoverze), Imperial-CinePix (24.09.2014), Galapagos (23.02.2022).

Polskie wydanie DVD (Universal Pictures Poland, 2004) i japońska reedycja soundtracku na CD (Sony Records Int'l, 2018)

zdj. Twentieth Century Fox / Disney / zdjęcia własne – Filmozercy.com